Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

6 / 1999

W roku 1749 emigranci czescy, którzy osiedlili się w okolicach Strzelina, założyli czeskobraterską parafię ewangelicko-reformowaną, która z czasem weszła w skład Kościoła Ewangelicko-Reformowanego. Po wojnach śląskich (1740-1745), w wyniku których Dolny Śląsk przeszedł spod panowania austriackiego pod panowanie Prus, zaistniały na Dolnym Śląsku warunki sprzyjające rozwojowi Kościoła ewangelickiego. Pod panowaniem austriackich Habsburgów los czeskich ewangelików: luteran, reformowanych i braci czeskich był bardzo ciężki. Habsburgowie bardzo ściśle przestrzegali zasady cuius regio, eius religio – „czyje panowanie, tego wyznanie”. Ewangelicy byli prześladowani i siłą zmuszani do konwersji na katolicyzm. Ci, którzy nie chcieli się na to zgodzić, wyznawali swoją wiarę potajemnie bądź też opuszczali ojczyznę w poszukiwaniu krajów, w których mogli wyznawać swoją wiarę swobodnie. Przybywali więc do Prus – na Śląsk, a potem na ziemie polskie. W I połowie XVIII wieku nasilenie prześladowań ewangelików było intensywniejsze, wskutek czego wielu z nich uchodziło na obczyznę.

Ci, którzy przybyli na Śląsk, znaleźli się najpierw w miejscowości Münsterberg (dzisiejsze Ziębice), gdzie przez kilka lat żyli pod opieką zamieszkałych tu luteran. Dążeniem ich było jednak znalezienie na Śląsku możliwości egzystencji i założenie własnego zboru. Wśród czeskich uchodźców byli rolnicy, rzemieślnicy, drwale itp. Uzyskali poparcie ówczesnego cesarza Prus Fryderyka II, który miał dobre doświadczenie z osiedleńcami czeskobraterskimi w okolicach Berlina. Wiedział, że są to ludzie pracowici, sumienni i uczciwi i dlatego nowym przybyszom z Czech postanowił oddać do dyspozycji podupadające dobra ziemskie w okolicach Strzelina, które mieli zagospodarować i stworzyć tam sobie podstawy egzystencji.

W niedługim czasie po przybyciu w okolice Strzelina czescy przybysze założyli zbór i otrzymali do dyspozycji starą, zabytkową kaplicę z XIII wieku, będącą dotąd własnością Kościoła katolickiego. Rozbudowali ją według własnych potrzeb i stała się ona rychło centrum ich życia religijnego. Ponieważ zaś uciekinierów z Czech przybywało coraz więcej, zasiedlali okolice, zakładając wsie o charakterystycznych dla ruchu husyckiego nazwach: Husiniec (dziś Gęsiniec), Podiebrady (dziś Gościęcice) itp.

Zbór się rozwijał, z czasem wygnańcy czescy za chlebem wędrowali dalej: na Opolszczyznę, w okolice Kępna, a potem nawet do Zelowa i Kucowa. Zbór w Strzelinie nie zachował na długo czeskiego charakteru, mimo że istniała tu czeska szkoła (jeszcze po II wojnie światowej odbywały się w niej lekcje w języku czeskim, a ostatnim nauczycielem był tu pan Joachim Lellek). Miejscowi Czesi stopniowo mieszali się z ludnością śląską i pruską, a procesy germanizacyjne postępowały bardzo głęboko i dość szybko, zwłaszcza w czasach rządów Hitlera. Jednak wielu spośród miejscowych parafian było dumnych, że zachowali zarówno zasady czeskobraterskiego wyznania, jak i narodowość czeską. Gdy po raz pierwszy byłem w Strzelinie w roku 1955, podeszła do mnie przy pożegnaniu pewna kobieta i powiedziała z dumą: „ja jsem pravdivá Češka”. Myślała zapewne o tym, że jej rodzina nie przemieszała się ze Ślązakami i Niemcami i że się nie wynarodowiła.

Przed wojną zbór liczył kilka tysięcy członków. Niestety, po wojnie doszło do emigracji tamtejszych ewangelików. Ówczesne władze polskie poleciły sporządzić listy osób, które pragnęły wyjechać do Niemiec i do Czechosłowacji. Ci, którzy wpisali się na listę wyjeżdżających do Czechosłowacji, otrzymali zezwolenie na wyjazd, natomiast ci, którzy chcieli wyjechać do Niemiec, zezwolenia nie otrzymali, mimo że po wojnie wiele rodzin zostało rozbitych, wielu żołnierzy nie wróciło do swych domów (m.in. ze względów politycznych). Osiedlili się oni w Niemczech. Rodziny pragnęły połączenia, ale w pierwszych latach po wojnie to się nie udało. Dopiero około 1957 roku, przy okazji gomułkowskiej „odwilży”, zaczęła się akcja tzw. łączenia rodzin i od tej chwili coraz więcej strzelińskich ewangelików wyjeżdżało za granicę, w tym do Niemiec.

Zbór stawał się coraz mniejszy, nie remontowany kościół niszczał, ale największych zniszczeń dokonały dewastacje i rozkradanie. Kościół znajdował się poza wysokim, dwumetrowym murem, więc różnego pokroju chuliganie mogli bezkarnie robić, co chcieli. Bezkarnie, bo milicja nie reagowała. Nie było tu na miejscu pastora, zbór znajdował się najpierw pod opieką tzw. kantora, którym był Jindrzich Vitvar, a potem kaznodziei świeckiego – ochotnika, który zajął się prowadzeniem nabożeństw. Przez wiele lat tę funkcję pełnił pan Fryderyk Pultar (zm. w 1989 roku)1. Duchowni przyjeżdżali tu najpierw raz na trzy miesiące, potem raz w miesiącu. Ponieważ akcja emigracyjna trwała przez wiele lat, z dużego niegdyś zboru pozostała resztka – kilkadziesiąt osób, które żyją w rodzinach mieszanych wyznaniowo.

W 1965 roku Konsystorz Kościoła Ewangelicko-Reformowanego planował przeprowadzenie generalnego remontu kościoła, do którego jednak nie doszło, gdyż brakło pieniędzy, a parafianie ciągle wyjeżdżali, istniały więc obawy, że dużym kosztem wyremontuje się kościół, a potem okaże się, że nie pozostanie nikt z miejscowych parafian. Bano się też, że wyremontowany kościół stanie się obiektem dewastacji i bezczeszczenia. Nabożeństwa odbywały się w bocznej kaplicy, najstarszej części kościoła, która zachowała się w dość dobrym stanie.

Już w połowie lat siedemdziesiątych zwrócił się do naszego Kościoła proboszcz miejscowej parafii rzymskokatolickiej, ks. Jan Tympalski, z propozycją ratowania strzelińskiego kościoła. Rozmowy zostały sfinalizowane dopiero w marcu 1982 roku, kiedy to Konsystorz zawarł z parafią katolicką w Strzelinie notarialną umowę, na mocy której zniszczony kościół został przekazany nieodpłatnie parafii katolickiej, która zagwarantowała naszej parafii możliwość użytkowania go. Parafia katolicka zobowiązała się wyremontować budynek kościoła. W 1987 roku kościół został po odbudowie i przebudowie ponownie oddany do użytku i poświęcony. Od tej pory służy nowo powstałej parafii katolickiej, a ewangelicy reformowani korzystają zeń także na swoje nabożeństwa.

W dniu 13 czerwca br. odbyła się w tym kościele uroczystość 250-lecia istnienia zboru. Zjechało się na nią wielu dawnych parafian z Czech i Niemiec oraz ich rodziny, grupy współwyznawców z parafii reformowanych z Polski, przedstawiciele władz Kościoła z Birutą Pachnik, prezesem Konsystorza, a także księża i parafianie z okolic Kudowy-Zdroju i czeskiego pogranicza. W nabożeństwie wziął udział również ks. prałat Jan Tympalski. Kazanie wygłosił po czesku ks. Michał Jabłoński, który pracował dotąd na tym terenie jako wikariusz, a obecnie obejmuje tę parafię oraz parafię w Pstrążnej jako administrator. Serdeczne przemówienie wygłosił ks. Mirosław Jelinek z Zelowa, dotychczasowy administrator zboru strzelińskiego, który przy tej okazji pożegnał się z miejscowymi parafianami. Pozdrowienie przekazał ks. prałat Jan Tympalski, który wyraził zadowolenie z decyzji Konsystorza sprzed lat, oddającej kościół do dyspozycji parafii katolickiej. Dwaj księża z Czech – Michał Kitta i Jaromir Stradal – pozdrowili zbór i wszystkich zebranych. W imieniu organizacji czeskiej „Exulant”, skupiającej potomków dawnych wygnańców, którzy wrócili po wojnie do ojczyzny przodków, przekazał pozdrowienia prof. Karol Matejka. Natomiast w imieniu dawnych parafian i ich rodzin, mieszkających obecnie w Niemczech, przemówił Fryderyk Fleger. Wspomnijmy, że wśród przyjezdnych był również ostatni nauczyciel czeski ze Strzelina, Joachim Lellek. W początkowej fazie nabożeństwa i uroczystości dłuższe przemówienie okolicznościowe wygłosił biskup Kościoła, ks. Zdzisław Tranda.

Przedstawiciele Konsystorza złożyli na grobie Fryderyka Pultara, którego nazwisko było podczas uroczystości wielokrotnie wspominane, wiązankę kwiatów.

Po nabożeństwie odbyło się w sali zborowej w Gęsińcu spotkanie przy posiłku, podczas którego miejscowi parafianie i goście mieli okazję poznać się lub odnowić znajomość, porozmawiać i powspominać przeszłość.

35-osobowa wycieczka z Czech odwiedziła w sobotę miejscowości w okolicach Kępna, w których mieszkali niegdyś Czesi, potomkowie braci czeskich. Wśród jej uczestników były osoby, które znalazły się w dawnych swoich miejscowościach po raz pierwszy od zakończenia wojny i spotkały nawet znajomych sprzed tak wielu lat. W Strzelinie wiele potem opowiadano o tych wzruszających spotkaniach i rozmowach.

Dobrze jest obchodzić takie uroczystości. Przynoszą one wiele wzruszeń, usposabiają do snucia wspomnień, a niejednej osobie, zwłaszcza spośród tych, które dzisiaj żyją bardzo daleko od swego macierzystego zboru, łza pojawia się w oku.

Taka uroczystość może przyczynić się, szczególnie w bardzo małych zborach, do przezwyciężenia kompleksów, może też stać się zachętą do dalszej wytężonej pracy, do gorliwego pielęgnowania wiary i bliskiego kontaktu z Kościołem. Oby tak było w przypadku zboru w Strzelinie.

Wacław Essers

1 Zob. K. Lindenberg: Nasz pan Pultar, „Jednota” 12/86