Drukuj

10 / 1999

Żona ks. dr. Marcina Lutra
(1499-1552)

Co dzisiejszej kobiecie ma do powiedzenia Katarzyna von Bora, żona ks. dr. Marcina Lutra?1 Czasy, w których przyszło jej żyć, tak bardzo różnią się przecież od naszych. Dziś pozycja kobiety jest inna, lecz przemianom, którym to zawdzięczamy, początek dała właśnie Reformacja. To ona obaliła dotychczasowe poglądy na małżeństwo, a likwidując celibat księży i życie zakonne, postawiła je w centrum życia społecznego. Można by nawet powiedzieć, że dzięki podniesieniu rangi małżeństwa Reformacja poprawiła położenie kobiety. Przedtem miejscem realizacji dla nich były klasztory, dawały one bowiem kobietom, oczywiście tym bogatszym, dostęp do wykształcenia i możliwość uprawiania zajęć intelektualnych, co w tamtej epoce było niemożliwe w obrębie rodziny. Do klasztoru trafiła też – i to już jako sześcioletnie dziecko – Katarzyna von Bora, która za sprawą małżeństwa z Lutrem miała się stać najbardziej znaną kobietą czasów Reformacji.

Urodziła się u progu nowej epoki, 20 stycznia 1499 r. w Lippendorf na południe od Lipska, w rodzinie zubożałego szlachcica. Wszystko, co o niej wiemy, nie pochodzi od niej samej, ale z listów Lutra, których napisał ponad dwa tysiące, i ze słynnych Mów przy stole (Tischreden), spisanych w klasztorze w Wittenberdze, który był ich domem. Listy Katarzyny do męża nie zachowały się, niestety. Nie dysponujemy więc bezpośrednimi świadectwami jej myśli i uczuć, dlatego nieraz określa się Katarzynę mianem „znajomej nieznajomej”. Widzimy ją oczami Lutra. To, że pisał listy do żony, było w owych czasach ewenementem, a dziś są one nazywane klejnotem literackim. Można z nich wyczytać jego miłość i szacunek oraz wdzięczność dla Katarzyny. Wspominał też o żonie w korespondencji z przyjaciółmi i znajomymi.

Dzięki malarzowi Reformacji, Łukaszowi Cranachowi Starszemu, znamy portret Katarzyny. Najmniej wiemy o jej dzieciństwie, młodości i wdowieństwie. Wiadomo, że lata dzieciństwa i młodości mają największy wpływ na rozwój i osobowość człowieka, a te – jak już powiedziano – Katarzyna spędziła w klasztorach cysterek w Brehna i w Nimbschen, o surowej regule. Po wczesnej śmierci matki jej ojciec widział dla córki tylko taką drogę. W klasztorze Katarzyna zdobyła m.in. znajomość łaciny, co w przyszłości umożliwiło jej branie udziału w dyskusjach toczących się w domu Lutra.

Idee reformacyjne, mówiące o wolności chrześcijanina, dotarły również za mury klasztorne. Katarzyna wraz z innymi zakonnicami znalazła się w stanie wewnętrznego konfliktu. Świadoma wagi ślubów zakonnych (1515), odczuwała jednak wielkie pragnienie wolności. W nocy z 6 na 7 kwietnia 1523 r., po osiemnastu latach spędzonych w klasztorze, doszło do jej ucieczki. Trzeba było nie lada odwagi, by zdecydować się na taki krok, bo za złamanie ślubów zakonnych groziła kara śmierci. Oznaczało to także opowiedzenie się po stronie Reformacji. Można by więc powiedzieć, że Katarzyna uczyniła wówczas pierwszy krok, by wyjść poza ramy wyznaczone kobiecie w tamtych czasach. Potem przyszły kolejne kroki.

24-letnia Katarzyna von Bora wraz z ośmioma innymi zakonnicami znalazła się w Wittenberdze, gdzie poznała Marcina Lutra. Starał się on o zabezpieczenie przyszłości zbiegłym zakonnicom przez wydanie ich za mąż, gdyż był to jedyny sposób na ułożenie sobie przez nie życia. Dla Katarzyny najtrudniej było znaleźć męża. Miała odwagę nie zgodzić się na ślub z nie akceptowanym przez siebie kandydatem i głośno wskazać na Lutra jako na tego, za którego chętnie wyszłaby za mąż.

On sam nie myślał wtedy o małżeństwie. Czasy były niebezpieczne, a życie Lutra zagrożone, gdyż edykt z Wormacji z 8 maja 1521 r. nie został uchylony, od jesieni 1524 r. trwała wojna chłopska. Luter zdawał też sobie sprawę z różnicy klasowej: on był człowiekiem prostego stanu, synem górnika, ona – szlachcianką. Był też zajęty dziełem reformy a ponadto przywykł do samotnego życia, bo jako mnich przeżył w klasztorze 20 lat.

Katarzyna była w Wittenberdze postacią znaną. Prawdopodobnie przez dwa lata mieszkała w domu Łukasza Cranacha, najznakomitszego mieszkańca Wittenbergi. Uchodziła za osobę dumną i wyniosłą, tak też ją oceniał Luter. Wynikało to stąd, że znała swoją wartość, była silną osobowością, głowę nosiła wysoko.

Lutra namawiano do małżeństwa. On sam w swoich pismach i kazaniach zrehabilitował tę instytucję. Pisał: „Kto wstydzi się małżeństwa, ten wstydzi się też swego człowieczeństwa i myśli, że czyni lepiej, niż Bóg postanowił”. W końcu Luter zdecydował się na ślub z Katarzyną. Odbył się on 13 czerwca 1525 r. W jednym z listów Reformator przyznał, że modlił się o swoje małżeństwo i przyjął Katarzynę jako dar od Boga. Powodów jego decyzji było kilka: chciał uszczęśliwić ojca, który w czasie zarazy stracił dwóch synów i pragnął doczekać się wnuków, chciał zrobić na złość papieżowi, uradować anioły i wpędzić w gniew diabły, a nade wszystko przypieczętować swoje świadectwo Ewangelii. Małżeństwo Lutra z Katarzyną von Bora wywołało wiele szyderstw. Dla jego przeciwników był to skandal. Nie było to także małżeństwo z miłości, czego nie krył. Miłość przyszła później.

W roku 1538, a więc 13 lat po ślubie, Luter pisał: „Jeśli stracę moją Kasię, to nie ożenię się więcej, choćby chciano mi dać królewnę”. Mówił też, że nie zamieniłby jej na królestwo Francji ani na Wenecję z całym jej bogactwem. Do małżeństwa musiał jednak przywyknąć. Także Katarzyna musiała nauczyć się tolerować jego starokawalerskie nawyki. Od dnia ślubu nazywano ją zresztą „silną połową Lutra”. Zamieszkali w dawnym klasztorze augustianów w Wittenberdze, opuszczonym i zaniedbanym. Ona miała już lat 26, on zaś – 42. Klasztor stał się ich wspólnym domem na 21 lat, bo tyle czasu przeżyli razem. Tam dane im było doznać chwil szczęścia, ale i głębokiego cierpienia.

Katarzyna prowadziła dom na skalę, jakiej dziś nie znamy. Klasztor miał na piętrze 40 pomieszczeń, nad nimi były cele mnichów zamienione na bursę studencką. Był to zatem hotel i to na wiele miejsc. Mieściły się tu także mieszkania profesorów. Wittenberga stała się centrum Reformacji. Zjeżdżali tu teolodzy, uczeni, studenci i rozmaici goście, nawet książęta, z całej Europy. Liczba mieszkańców dochodziła do 60 osób. W klasztorze urządzono też szpital, a gdy w 1527 r. wybuchła zaraza i uniwersytet przeniósł się do Jeny, Lutrowie zostali na miejscu. Katarzyna przyjmowała chorych i opiekowała się nimi, chociaż była w tym czasie w ciąży. Lutrowie udzielali też schronienia uciekinierom, ofiarom prześladowań religijnych.

Był to więc azyl dla prześladowanych, uchodźców i sierot, szpital dla chorych, dom radości i cierpienia, powagi i żartu, muzyki i ciszy, trudnych tygodni i radosnego świętowania, a nade wszystko dom pracy i modlitwy – dom w pełni odpowiadający biblijnym słowom: „Ja i dom mój będziemy służyć Panu”.

Całe to przedsięwzięcie trzeba było sfinansować. Katarzyna okazała się świetną gospodynią i ekonomistką. Luter nie otrzymywał stałej pensji, dopiero później przyznano mu wynagrodzenie w wysokości 200 guldenów rocznie. Wykładał, pisał broszury i książki, lecz nie dostawał za to zapłaty. Pewne dochody przynosiła bursa studencka. Katarzyna na tym nie poprzestaje. Zakłada ogrody, sady, stawy rybne, chlewy, browar, kupuje i dzierżawi ziemię. Pod koniec życia miała 60 hektarów. Klasztor był samowystarczalnym gospodarstwem. To, czego nie zużyto na własne potrzeby, sprzedawano.

Luter przyznał, że nie godził się na to ciągłe powiększanie gospodarstwa, ale ulegał prośbom i łzom żony. Katarzyna umiała skłonić męża, by uległ jej woli. Przypisuje się jej słowa: „Muszę go przyzwyczaić, by czynił to, czego ja chcę”. On zaś pisał: „We wszystkim, co dotyczy domu, uginam się przed Katarzyną, a we wszystkich pozostałych sprawach – przed Duchem Świętym”. Nie miał zmysłu praktycznego, był typem uczonego, wspaniale się więc uzupełniali. Takie dziedziny jak kościół czy polityka były wówczas dla kobiet (z wyjątkiem królowych czy przeorysz) niedostępne, pozostawało więc gospodarstwo domowe. Trudno jednak nazwać Katarzynę przeciętną gospodynią domową. Prowadziła nawet – w tajemnicy przed mężem – korespondencję w sprawie dzierżawy dóbr ziemskich, by nie obciążać go tymi sprawami.

Luter, który nie przyznawał kobietom prawa do działalności publicznej, akceptował i doceniał operatywność i samodzielność żony w kwestiach gospodarczych i majątkowych, jej zmysł praktyczny, umiejętność gospodarowania pieniędzmi, której sam nie posiadał. O pieniądze nie dbał: „Bóg jest bogaty – mawiał. – On błogosławi i ja też chcę dawać”. Katarzynie dla odmiany zarzucano wręcz skąpstwo, ona zaś przy całej swej gościnności była, bo musiała być, po prostu oszczędna. Luter jej postępowanie popierał, gdyż jego zdaniem mężczyzna powinien dziedziczyć, a kobieta – oszczędzać i gospodarować.

Narzekał też, zwłaszcza na początku ich pożycia, że jest gadatliwa i płaczliwa. Żartował, że gdyby miał się ponownie ożenić, to tylko z wykutą z kamienia kobietą posłuszną. Wypowiedzi te dowodzą, że nie było to łatwe małżeństwo, lecz Katarzyna miała wszystkie cechy potrzebne do współżycia z tak silnym, energicznym, czynnym człowiekiem. Oboje byli ludźmi z krwi i kości. Katarzyna darzyła męża wielkim respektem, a mimo to nie wahała się strofować go, nawet publicznie.

Klasztor, w którym mieszkali, był stale przebudowywany. Katarzyna zmieniła go w okazałe domostwo. Uwieńczeniem przebudowy był portal nad wejściem, wykonany z inicjatywy Lutra na cześć Katarzyny i nazwany jej imieniem. Zachował się on do dziś.

W ciągu ośmiu lat urodziła Katarzyna sześcioro dzieci. Pierwsze, gdy miała lat 27, a ostatnie w wieku lat 36. Dwoje z nich zmarło: Elżbieta, nie przeżywszy roku, i 13-letnia Magdalena. Jej śmierć rodzice przeżyli najbardziej. Śmiertelność dzieci była w owych czasach bardzo wysoka. Co trzecie niemowlę nie dożywało roku. Katarzyna dbała zaś nie tylko o własne potomstwo, ale i o osierocone dzieci z rodziny – było ich razem jedenaścioro. Wychowywała je według wzoru nakreślonego przez męża – przez Słowo Boże i modlitwę. Luter często podróżował, wiele pisał, cały codzienny trud związany z prowadzeniem domu i wychowaniem dzieci spoczywał więc na barkach Katarzyny.

Luter często chorował. Gdy więc wyjeżdżał, Katarzyna zaopatrywała go w rozmaite lekarstwa domowej roboty. Stosowała różne środki: na bóle głowy, na kamicę nerkową, na serce. Dzięki pobytowi w klasztorze znała się na ziołolecznictwie. Troskliwej opiece żony Luter zawdzięczał to, iż mimo wielu chorób, jakie go dręczyły, dożył 63 lat. Talenty medyczne odziedziczył po matce najmłodszy syn Paweł, który został wziętym lekarzem.

Katarzyna miała wiele cech biblijnej Marty. Była jednak także Marią. Wiadomo, że była osobą bardzo religijną. Między nią i mężem istniało duchowe partnerstwo, stanowiła dla Lutra – zgodnie ze słowami Pisma Św. z I Mojż. – „pomoc odpowiednią dla niego”. Z zapisu słynnych Mów przy stole dowiadujemy się, że stawiała pytania na temat wiary i teologii, bo świat zainteresowań Lutra był także jej światem.

Życie Katarzyny odmieniło się całkowicie po śmierci męża w 1546 r. Nie wyszła ponownie za mąż, mimo iż było to wówczas prawie zasadą, bo zapewniało wdowie dalszą egzystencję. Czwórka jej dzieci miała wtedy od 20 do 12 lat. Luter zapisał Katarzynie w testamencie cały majątek, co było niezgodne z obowiązującym wówczas prawem, z godnie z którym nie mogła nawet sprawować opieki nad dziećmi.

Dwa razy musiała wraz z dziećmi uciekać z Wittenbergi, bo wybuchła wojna szmalkaldzka, a po niej zaraza. Straciła cały majątek, który skrzętnie gromadziła, aby był zabezpieczeniem dla niej i dzieci. Wojna zniszczyła wszystko. Katarzyna przestała być „bogatą panią z Zülsdorf”. Posiadłość tę, należącą niegdyś do jej rodziny, zdołała odkupić, lecz trzeba ją było sprzedać, by spłacić długi.

Z bardzo szanowanej kobiety Katarzyna spadła do roli nie zauważanej wdowy. Wiele domów się przed nią zamknęło, choć jej dom był przedtem otwarty dla wszystkich. Przeżyła wiele rozczarowań, spotkało ją wiele niewdzięczności. Zmarła 20 grudnia 1552 r. w wieku 53 lat, przeżywszy Lutra o sześć lat. Kiedy jechała do Torgawy, konie spłoszyły się, a ona wypadła z wozu. Leżała potem przez kilka miesięcy. Ona, tak czynna kobieta, musiała teraz znosić bezczynność, cierpiała więc fizycznie i psychicznie. W tych trudnych chwilach pocieszała się słowami Psalmów, które dobrze znała. Luter pisał o niej: „Moja Kasia rozumie Psalmy lepiej od niejednego papisty”.

Została pochowana w kościele miejskim w Torgawie. Na ufundowanej przez dzieci płycie nagrobnej wyryty jest jej wizerunek, pokazujący ją w zimowym stroju, w obszernej szubie, w czepcu na głowie, trzymającą w ręku modlitewnik – bo taką, modlącą się, zapamiętały ją dzieci.

Kiedy mówimy o kimś, że miał bogate życie, to według Biblii oznacza to życie pełne wysiłku. Taki był los Katarzyny. Najpiękniej wyraził to sam Luter, nazywając ją w Mowach przy stole „jutrzenką Wittenbergi”. Zawsze wstawała pierwsza, o piątej, a nieraz o czwartej rano. Jej życie pełne było pracy i troski o innych. Odsunęła od Lutra wszelkie kłopoty materialne i dzięki temu mógł bez reszty poświęcić się działalności teologicznej. Dzięki niej klasztor w Wittenberdze stał się centrum Reformacji, miejscem spotkań i wymiany myśli osób związanych z ruchem reformacyjnym. Katarzyna miała wiele talentów, nie zmarnowała ich, lecz wykorzystała dla dobra innych. Szła drogą przez siebie wybraną, drogą trudną ponad nasze wyobrażenia; szła nią jednak, spokojnie służąc.

Luter zachęcał ją do pilniejszego czytania Biblii, nawet obiecywał jej 50 guldenów, jeśli przeczyta ją w całości, ona zaś, zapracowana i zabiegana, odpowiadała tylko: „Daj, Boże, bym żyła stosownie”. I żyła tak, kierując się Słowem Bożym. Tym, czym stała się dla nas – stała się dzięki Lutrowi, ale i Luter stał się kimś innym dzięki niej. On sam złożył o żonie następujące świadectwo: „Najwyższą łaską i darem na ziemi jest mieć pobożną, bogobojną i gospodarną małżonkę, z którą możesz żyć zgodnie, której możesz powierzyć swe dobro i co posiadasz, nawet ciało i życie. Miłuję swą żonę, milsza mi ona niż ja sam sobie”.

Jako kierowniczka bursy cieszyła się ogromnym autorytetem, była nawet nazywana przez domowników „domina” (łac. pani), jak przeorysza w klasztorze. Była surowa, potrafiła zwolnić ze służby kogoś, kto nie spełniał jej oczekiwań. W swych ocenach była jednak sprawiedliwa, bo nie znajdujemy na nią żadnej skargi.

Więź modlitewna z Lutrem stanowiła głęboką i najpiękniejszą część ich społeczności. W czasie nabożeństw domowych Katarzyna była pilną słuchaczką i towarzyszyła Lutrowi w modlitwie. We wszystkim, co dotyczyło spraw religijnych, poddawała się jego autorytetowi, on zaś dzielił się z nią tym, co poruszało jego serce.

Można by powiedzieć, że małżeństwo Katarzyny von Bora i Marcina Lutra było układem partnerskim. Każde z nich znało swoje miejsce, dzielili się rolami. Katarzyna znała granice swoich rządów, nie wysuwała się na plan pierwszy. Można nazwać ją wyemancypowaną kobietą tamtych czasów, która całkowicie oddała się sprawie Reformacji. Była samodzielna, miała własne zdanie, bez obaw zabierała głos, wiele osiągnęła, choć przypisano jej tylko rolę gospodyni i matki. Zarówno jej osiągnięcia gospodarskie, inteligencja, samodzielność, jak i cechy jej osobowości pozwalają nazwać ją godną partnerką Lutra. Oboje swoją postawą życiową i pracą dawali otoczeniu świadectwo swej pobożności.

Czy Katarzyna może być dziś także przykładem dla współczesnej kobiety? Była silna, odważna, wzięła swój los we własne ręce. Była też ufna, pełna wiary i świadoma swego powołania. Umiała wykorzystać darowane jej talenty, kierowała się Słowem Bożym, starając się według niego żyć i służyć innym. Znała moc modlitwy. Cieszyła się też szacunkiem otoczenia, radzono się jej i słuchano. Życie Katarzyny jest przykładem tego, że Bóg w każdym czasie daje siłę słabym, by mogła się w nich okazać moc Boża i by mógł On dokonać w nas swego dzieła, jeśli oddamy się całym sercem do Jego dyspozycji.

Ks. dr Marcin Luter napisał: „Chrześcijanin nie żyje tylko dla siebie, żyje w Chrystusie i dla bliźnich. W Chrystusie żyje przez wiarę, w bliźnich przez miłość”. Takie świadectwo wiary powinny składać i dziś domy chrześcijańskie.

Aniela Szarek

_______

1 Jest to opracowany dla „Jednoty” artykuł, wygłoszony w pierwotnej wersji podczas Forum Kobiet Luterańskich. Autorka jest ekonomistką, żoną ks. bp. Jana Szarka (red.)