Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

2 / 2000

CZĘŚĆ I

Ostatnio coraz wyraźniej uświadamiamy sobie, że wkroczyliśmy w jakościowo nowy okres historii. Nowość tej sytuacji polega na osiągniętej przez ludzkość skali samozniszczenia. Przełomem stało się odkrycie kilkadziesiąt lat temu siły atomu. Odtąd ludzie, przynajmniej niektórzy, są w zasadzie zdolni unicestwić znaczną część istnień ludzkich na Ziemi. Odtąd zdajemy sobie sprawę, że może nadejść koniec spowodowany naszą własną działalnością. Odtąd, mówiąc wprost, ludzkość znajduje się w sytuacji przetrwania. Stale walczy, by nie dopuścić do urzeczywistnienia się destrukcji, którą zdolna jest wywołać, i odsuwa w przyszłość kres, który może na dobrą sprawę nastąpić każdej chwili. Nigdy już nie pozbędzie się możliwości samozagłady. Musi z nią żyć. Życie stało się przetrwaniem.

Od wynalezienia broni nuklearnej czynniki zagrażające życiu na naszej planecie stały się nawet jeszcze groźniejsze, zwłaszcza wskutek postępującego zniszczenia środowiska naturalnego. Coraz ostrzej uświadamiamy sobie, że ludzie nie tylko nabyli zdolność samozagłady, ale też aktywnie działają na rzecz podważenia podstaw swej egzystencji na Ziemi.

Na temat potrzeby wspólnego zabiegania o sprawiedliwość, pokój i ochronę stworzenia odbyło się wiele rozmów międzykościelnych. Propozycji tej nie należy rozumieć jako zachęty do pracy na rzecz „lepszego świata”, w którym nie będzie niesprawiedliwości ani wojny, a całe stworzenie powróci do stanu harmonii, jaką rzekomo cechowały się dawno minione stulecia. Obecna sytuacja naprawdę nie pozwala na snucie takich mrzonek. Postulat ten jest raczej wołaniem na alarm w obliczu grożącej zagłady. Istnieje niesprawiedliwość ekonomiczna, tak w obrębie danego kraju, jak i na całym świecie, której żadne wysiłki nie zdołały jak dotąd usunąć; społeczność międzynarodowa funkcjonuje tak, że głód i śmierć tysięcy ludzi dzieją się dzień po dniu. Postępujący rozpad państw i społeczeństw wzmaga niesprawiedliwość. Istnieje stałe zagrożenie w postaci etnicznych i religijnych napięć, przewrotów i terroryzmu oraz wywołane tym coraz większe pragnienie bezpieczeństwa, co prowadzi do nasilenia kontroli policyjnej i, wedle wszelkiego prawdopodobieństwa, do pojawienia się nowych dyktatur. Nieprzerwanie trwa wyzysk natury, którego niemal wcale nie hamują podejmowane przez ekologów nieśmiałe środki zaradcze. Unicestwiono już tysiące gatunków zwierząt i roślin.

Listę zagrożeń można kontynuować. Trzeba sobie uzmysłowić, że są one ze sobą powiązane i wzajemnie się napędzają. Nadmierna konsumpcja w krajach uprzemysłowionych wzmaga niesprawiedliwość. Klęski, jakie może spowodować tzw. efekt cieplarniany, bez wątpienia najpierw uderzą w słabsze kraje Południa i mogą wywołać falę uchodźców z państw dotkniętych klęską ekologiczną. Nadmierna eksploatacja bogactw naturalnych nieuchronnie zrodzi konflikty: walka o dostęp do wody czy o prawa połowu to pierwsze oznaki nowego świata, który będzie zmuszony radzić sobie z problemami wynikającymi z niedoboru zasobów przyrody.
Żyjemy w czasach, gdy musimy na nowo zastanowić się nad sobą. Pytając ze zgrozą: cośmy uczynili?!, nieuchronnie musimy odpowiedzieć na pytania: kim jesteśmy i dokąd zmierzamy?

Fakt, że żyjemy w jakościowo nowym okresie historii, po raz pierwszy wzięto pod rozwagę po Hiroszimie. Najsłynniejszą z tych wczesnych refleksji była książka Die Atombombe und die Zukunft des Menschen Karla Jaspersa. Postawił on tezę, że niezbędna jest nowa jakość życia, abyśmy mogli żyć z tym nowym narzędziem zniszczenia1. Od końca lat 60. i na początku lat 70. powstawało coraz więcej takich analiz i rozważań. Studium Limits to Growth zakwestionowało wiele bezdyskusyjnych dotychczas założeń uprzemysłowionego świata zarówno na Wschodzie, jak i na Zachodzie. Pojawiły się ostrzeżenia Denisa de Rougemont i Carla Friedricha von Weizsäckera2. Wszystkie one podkreślały, że obecny moment historii wymaga natychmiastowej reakcji.
Apele te opierają się na dwóch przesłankach:
– Obecna sytuacja jest w ostatecznym rozrachunku skutkiem ludzkiej nieodpowiedzialności. Dlatego impas, w jakim się znajdujemy, przełamać może jedynie radykalna zmiana orientacji ludzkości, a dokładniej mieszkańców krajów uprzemysłowionych.
– Potrzeba zmiany orientacji stanowi nadzwyczaj pilne zadanie dla współcześnie żyjących. Jeśli mu nie sprostają, nie można mieć nadziei na przetrwanie. Konieczne jest nawrócenie. Jaspers mówił o potrzebie nowej „odwagi rozumu”.

Jak radzimy sobie z tym zadaniem? Co Ewangelia ma ludziom do powiedzenia na temat problemów współczesności? Jaką duchowość oferuje? Jest to sprawa o kluczowym znaczeniu. Ja sam jestem przekonany, że właściwej odpowiedzi udzielić można tylko na podstawie biblijnego orędzia o usprawiedliwieniu i uświęceniu przez Jezusa Chrystusa.

Wskazówkę podsuwa raport oficjalnego Międzynarodowego Dialogu Luterańsko-Reformowanego. Chociaż związek między przesłaniem Reformacji i odpowiedzią na dzisiejsze zagrożenia nie został w nim w gruncie rzeczy dogłębnie przemyślany i rozwinięty, w każdym razie nie na tyle, by natychmiast uchwycić przeogromne
znaczenie reformacyjnej nauki o usprawiedliwieniu z łaski – raport ten wyraźnie do tej konkluzji zmierza.

Paragraf 18 tego dokumentu brzmi: „Świat i rodzina ludzka zawdzięczają swe istnienie łasce Boga w Trójcy Jedynego, który stworzył nas na swoje podobieństwo. Przyznajemy, że – niezależnie od tego, iż uczyniliśmy niewłaściwy użytek ze stworzenia i nie uszanowaliśmy ogólnoludzkiej wspólnoty – przyszłość świata i nasze przeznaczenie jako istot ludzkich zależą od łaski, która przekracza wszelkie nasze rozumienie i zasługi. Boże cele zostały objawione i wcielone w życie jako pełna łaski obietnica w Jezusie Chrystusie, naszym Panu. Wierzymy, że Duch Święty umożliwi wypełnienie się tej obietnicy w nadchodzącym Królestwie Bożym, którego pierwszym owocem jest zmartwychwstały Chrystus”3.

Pozwólcie, że skomentuję ten krótki passus.

Bóg źródłem naszego samopoznania

Reformatorzy jednogłośnie podkreślali, że to właśnie dzięki spotkaniu z Bogiem poznajemy samych siebie. Jan Kalwin rozpoczyna swe Institutiones od wyraźnego stwierdzenia, że poznanie Boga zakłada poznanie samego siebie. [...] Bóg jest, by tak rzec, zwierciadłem, w którym rozpoznajemy własny wizerunek. Tylko w Bogu możemy pojąć znaczenie swojej egzystencji. Poza tym zwierciadłem wszystko jest niezrozumiałe. Sens naszego istnienia, a więc i naszej roli w dzisiejszym świecie pozostaje nieodgadniony. Kim jesteśmy? Według Reformatorów tylko Bóg może odpowiedzieć na to pytanie, a gdy mówią „Bóg”, mają na myśli Boga Trójjedynego: Ojca, który objawił się w Jezusie Chrystusie w mocy Ducha Świętego. W ich pojęciu Bóg nie jest bezosobowym absolutem górującym nad wszystkim, co ludzkie. Pismo Św. mówi o Bogu, który – jako Osoba – szuka wspólnoty z ludźmi. Bóg, zwierciadło, w którym rozpoznajemy siebie, to Bóg związany miłością ze stworzeniem: ze wszystkimi ludźmi oraz, naprawdę, ze wszystkimi stworzeniami. On nie chce, by ktokolwiek lub cokolwiek zginęło. Zamierza doprowadzić całe stworzenie do jego pełni. Stoi w szczególności po stronie tych wszystkich, którzy padli ofiarą siły i przemocy, i współodczuwa ból stworzenia, które jęczy i woła o wyzwolenie i odkupienie [por. Rzym. 8:19-22].

Owocem grzechu jest śmierć

W obliczu tej doskonałej miłości odkrywamy, kim jesteśmy: ludźmi, którzy znajdują się pod absolutną wszechwładzą grzechu i nie mogą stanąć przed Bogiem. Między Nim a nami rozciąga się otchłań. Uświadamiamy sobie, że grzech przeniknął wszystkie sfery naszej istoty. Jesteśmy owładnięci – jak ujął to Luter w komentarzach do Listu do Rzymian – przez concupiscentia, który to termin rozumiany jest błędnie, jeśli tłumaczy się go jako „zmysłowe pożądanie”.

oncupiscentia oznacza miłość własną: wolę życia cudzym kosztem, wynoszenie własnej osoby ponad innych, dążenie do podboju świata, do zawładnięcia innymi i podporządkowania ich sobie. To właśnie ona, concupiscentia, prowadzi w końcu do samozagłady. Jest drogą śmierci. Człowiek znajduje swoją pełnię w komunii z Bogiem. Pod Boży sąd podpada z powodu concupiscentia, która depce prawa i dobro innych ludzi oraz stworzenia jako całości. Oczywiście fragmenty Pisma Św. mówiące o sądzie Bożym były w Biblii zawsze i samo życie dowodziło ich zasadności. Ale dziś szczególnie jasne staje się to, iż owocami grzechu są najdosłowniej zniszczenie i śmierć. Jednak natężenie zła, z jakim mamy dziś do czynienia, nie powinno nas dziwić. To konsekwencja ludzkiego wyboru. Naszego wyboru.

Ale czy to już wszystko, co można powiedzieć o kondycji człowieka? Czy wszystko jest tylko złe? Czy nie ma ludzkich osiągnięć, które można uznać za imponujące, dobre i piękne? Z pewnością są i przyjdzie chwila, gdy Bóg ujawni, co harmonizuje z jego zamiarami w historii. Mamy wiele powodów, by cieszyć się wszystkim, co jest odbiciem Bożej obecności w świecie. Ale jednocześnie musimy sobie uzmysłowić, że nawet gdy myślimy, iż to, co robimy, jest dobre i piękne, też kieruje nami concupiscentia. W ostatnich dziesięcioleciach sądziliśmy, że pracujemy nad ukształtowaniem odpowiedzialnego społeczeństwa, ale teraz należy przyznać, że na wiele sposobów przyczyniliśmy się do wzrostu krzywdy ludzkiej, a zwłaszcza krzywdy naszych braci stworzeń. Ja sam, patrząc na swoje życie, czuję wstyd na myśl o tym, ile czasu zajęło mi uświadomienie sobie, jaką agresją i przemocą posługujemy się codziennie przeciwko życiu. Jakież okropności potrafimy przeoczyć! Oczywiście, możemy twierdzić, żeśmy nic nie wiedzieli, ale to nie znaczy, że jesteśmy bez winy.

Jezus Chrystus – sprawiedliwość, którą Bóg przyjmuje

Czy jest jakiś ratunek? Czy też może żyjemy pod przekleństwem? Czy ludzkość będzie stopniowo zmierzać ku samozagładzie? Czy będziemy brnąć coraz dalej w sprzeczności historii, których nie umiemy przezwyciężyć? Czy historia ludzkości skończy się jak pokaz ogni sztucznych: wydając imponujące, dobre i piękne efekty, ale w rzeczywistości spalając się i doprowadzając do samozniszczenia?

Najwyraźniej wszelkie starania, jakie podejmujemy, żeby być w zgodzie z doskonałą miłością Bożą, są skazane na porażkę. Bez względu na obrany kierunek, bez względu na podjęte wysiłki pozostajemy więźniami własnego ja i dlatego jest więcej niż wątpliwe, czy ta nowa orientacja, o którą tylu ludzi dziś apeluje, zdoła się kiedykolwiek urzeczywistnić. Świat, w którym zapanuje sprawiedliwość i pokój, to nadzieja o bardzo nikłym stopniu prawdopodobieństwa.

Rozstrzygającego rozpoznania – także, a może zwłaszcza, w odniesieniu do tego jakościowo nowego okresu historii – dostarcza biblijne orędzie o Jezusie Chrystusie. Sprawiedliwość, którą Bóg może przyjąć, sprawiedliwość nie będącą teorią, ale rzeczywistością zdolną ziścić się w ludzkim życiu, znaleźć można tylko i wyłącznie w Jezusie Chrystusie. W całym swoim życiu Jezus żył doskonałą miłością – do takiego życia my, ludzie, zostaliśmy powołani. Był całkowicie poddany woli Bożej. Był radykalnie otwarty wobec innych. Utożsamiał się z ofiarami władzy i przemocy. Umarł, a Jego śmierć była najwyższym wyrazem miłości. Jezus jest sprawiedliwością, którą Bóg przyjmuje, i dlatego stanowi źródło życia dla tego świata. W Jezusie Chrystusie, Sprawiedliwym, Bóg może powiedzieć ludzkości „Tak”. Wzbudzając Go z martwych, Bóg skruszył kajdany grzechu. Życie, śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa są, by tak rzec, kluczem otwierającym drzwi do królestwa życiodajnego Ducha – Ducha, który działał w czasie stworzenia i który nieustannie udziela życia; Ducha, który był w Jezusie, a dzisiaj przybliża nadejście Królestwa Bożego; Ducha, który jest sprawcą wszelkich oznak życia w zepsutym świecie. Poprzez zmartwychwstanie Chrystusa Bóg pokonał nieodwracalność śmierci. Boże „Tak” jest ostatnim słowem. Ono jest obietnicą nowego życia, nowych niebios i nowej ziemi.

Możemy teraz stać się świadkami tej sprawiedliwości, która była, i która jest, w Jezusie Chrystusie. To źródło życia możemy ukazywać swoimi słowami i swoim życiem. Sprawiedliwość urzeczywistnia się w świecie przez społeczność z Jezusem Chrystusem, a jest to moc, która przenika wszystkie dziedziny życia, osobistego i wspólnotowego, społeczeństwo i stworzenie. Raport Wspólnej Luterańsko-Reformowanej Międzynarodowej Komisji ds. Dialogu głosi: „Nie ma takiej dziedziny życia, i to w całym stworzeniu, która nie należałaby do Jezusa Chrystusa. On posyła nas do całego świata, abyśmy byli znakiem Królestwa Bożego i abyśmy głosili – i poświadczali swoim życiem – Ewangelię pojednania we wspólnej trosce o sprawiedliwość, wolność, pokój i ochronę stworzenia” (par. 25)4.

Realna moc grzechu

Do jakiego rodzaju świadectwa prowadzi usprawiedliwienie z łaski? Zanim odpowiemy na to pytanie, trzeba poczynić ważne spostrzeżenie: usprawiedliwienie sprawiedliwością Jezusa Chrystusa nie usuwa ze świata mocy grzechu.

Po pierwsze i najważniejsze: orędzie o usprawiedliwieniu nie jest przez ludzi przyjmowane. Przeciwnie, napotyka opór. Ludzie postrzegają nawrócenie do Jezusa Chrystusa nie jako wyzwolenie, ale raczej jako kapitulację. Wolą nadal chodzić własnymi drogami. Odrzucając Ewangelię, czynią swoje serca nieczułymi. [...] Jezus zdawał sobie z tego sprawę. Kiedy prowadzono Go na ukrzyżowanie, zapowiedział los swego ludu: „Jeruzalem, Jeruzalem, które zabijasz proroków i kamienujesz tych, którzy do ciebie byli posyłani, ileż to razy chciałem zgromadzić dzieci twoje, jak kokosz zgromadza pisklęta swoje pod skrzydła, a nie chcieliście! Oto wam dom wasz pusty zostanie” (Mat. 23:37-38, por. też Łuk. 19:41nn.). Płakał nad ich samozniszczeniem, ale nie zmuszał ich do przyjęcia zbawienia, jakie oferuje Bóg.
Jednak nawet w tych, którzy przyjmują Ewangelię, moc grzechu jest wciąż obecna. Mocna ufność w sprawiedliwość Chrystusową daje mi pewność, że nie zginę, ale nie oznacza, że mogę przestać modlić się „Kyrie eleison” [Panie, zmiłuj się]. Codzienne doświadczenie każdego chrześcijanina poświadcza realną obecność grzechu; jest również wzywające do pokory świadectwo historii Kościoła. Ileż strasznych rzeczy uczynili chrześcijanie w ciągu wieków, a nader często w imię Boga i Biblii! Liczne pokolenia chrześcijan, którzy swoją nadzieję oparli na Chrystusie, z całą pewnością nie zostali zbawieni na mocy swego świadectwa i uczynków, lecz wyłącznie na podstawie sprawiedliwości Chrystusowej. Często upadali, nie będąc nawet tego świadomi. Czyżbyśmy byli od nich lepsi? To bardzo mało prawdopodobne.

Pewność [usprawiedliwienia] może umacniać się wyłącznie dzięki oparciu się na sprawiedliwości Chrystusa. Nowe życie nie jest tylko do naszej dyspozycji ani nie znajduje się pod naszą kontrolą. Nie staje się częścią naszego „charakteru”, którą moglibyśmy kształtować. Usprawiedliwienie nie jest skutkiem procesu konsolidacji [tych dwóch natur, tj. natury ludzkiej i natury nowego życia], który dałoby się zaobserwować, ani zasługą wyróżniającą nas spośród reszty świata. Gdy tylko pomyślimy, że jesteśmy sprawiedliwi, pewność zaczyna znikać. Znowu ważne będą tu komentarze Lutra na temat Listu do Rzymian. W pewnym punkcie odnosi się on do I Kor. 4:4, gdzie apostoł Paweł broni swego postępowania: Nihil mihi conscius sum – „do niczego się nie poczuwam”5, ale natychmiast dodaje: to nie czyste sumienie jest powodem mego usprawiedliwienia. Są oczywiście uczynki miłości, na które potrafimy się zdobyć. Staramy się odpowiadać na impulsy pochodzące od Ducha Św. Nigdy jednak nie staniemy się panami tego nowego życia. Nawrócenie nie jest zdarzeniem jednostkowym i ograniczonym do przeszłości. Trzeba ciągle na nowo uciekać się do Jego usprawiedliwiającej sprawiedliwości. Zwracając się do Niego, składamy świadectwo miłości. Szukając zaś bezpieczeństwa na własną rękę, sprzeciwiamy się Duchowi Św.

Jest jeszcze inny aspekt realnej mocy grzechu. Chociaż usprawiedliwienie czyni nas sprawiedliwymi przed Bogiem, niekoniecznie zmazuje skutki grzechu. Przebaczenie nie przywraca status quo ante [stanu poprzedniego] i nie pozwala nam zacząć znowu od zera. Bieg historii – na ile jest on zdeterminowany przez ludzki grzech – nie musi się odmienić. Zniszczenie dokonane przez ucisk i agresję nie zniknie z chwilą, gdy zaufamy sprawiedliwości Chrystusowej. Ludzie, którzy zostali zabici przez nasz udział w niesprawiedliwości ekonomicznej, nie odzyskają życia. Eksploatacji natury nie da się cofnąć; ona już nastąpiła. Gatunków roślin i zwierząt, które wymarły wskutek działalności człowieka, nie można ponownie ożywić. Możemy żałować, ale nie możemy od-czynić rezultatów ludzkiego grzechu. To, co już uczyniono, i to, co się czyni teraz, powoduje skutki, z którymi trzeba się pogodzić i z którymi trzeba żyć. Usprawiedliwienie usuwa Boży sąd, ale niekoniecznie konsekwencje ludzkich grzechów.

Grzechów tych nie można postrzegać jako odizolowanych czynów i próbować niwelować skutki każdego z nich z osobna. Są one bowiem ze sobą powiązane. Każdy czyn włącza się w historię i stwarza nową sytuację. A chociaż każdy grzech przeciwstawia się woli Bożej, istnieje jednocześnie coś w rodzaju nawarstwiania się grzechów, co nieuchronnie wiedzie do ostatecznego sądu Bożego: „I usłyszałem inny głos z nieba mówiący: Wyjdźcie z niego, ludu mój, abyście nie byli uczestnikami jego grzechów i aby was nie dotknęły plagi na niego spadające, gdyż aż do nieba dosięgły grzechy jego i wspomniał Bóg na jego nieprawości” (Obj. 18:4-5).

Uświadomienie sobie tego faktu prowadzi bezpośrednio do wniosku, że usprawiedliwienie nie oznacza, iż mamy prawo spodziewać się przyszłości w obrębie historii. Choć wniosek ten może na pierwszy rzut oka wydać się niepokojący, jest niezmiernie ważne, aby Kościół miał co do tego zupełną jasność. Przyszłość poszczególnych jednostek, jak również przyszłość całej ludzkości, spoczywa w zupełności w Bożych rękach.   
Bóg w swej mądrości rozprawi się z grzechem człowieka i jego skutkami. Nie można przewidzieć biegu historii, a wszelkie takie przewidywania, do snucia których mamy skłonność, mogą okazać się błędne. Bóg może uczynić grzech nieskutecznym i przedłużyć czas historii, ale może też tego nie uczynić. Nie mamy sposobów, by wiedzieć coś na pewno. Bóg może sprawić, iż „nasycimy się dobrami domu” Jego (Ps. 65:5), ale może też poprowadzić nas przez „ciemne doliny”. Wszyscy znamy to doświadczenie: czyny o potencjalnie katastrofalnych skutkach nie pociągnęły za sobą żadnych konsekwencji, podczas gdy czyny o pozornie nikłym znaczeniu mogą bezlitośnie wydawać swoje złe owoce. Przyszłość w kategoriach historycznych6, jaką Bóg ześle, pozostaje gruntownie zakryta zarówno dla jednostek, jak i dla całej ludzkości.

Lukas Vischer

Cdn.
Tłum. Monika Kwiecień
[Lukas Vischer, znany szwajcarski teolog ewangelicko-reformowany, jest emerytowanym profesorem uniwersytetu w Bernie i byłym dyrektorem Komisji „Wiara i Ustrój” Światowej Rady Kościołów. Obecnie przewodniczy Komisji Programowej John Knox International Reformed Centre w Genewie. Uwagi w nawiasach kwadratowych pochodzą od redakcji. Tekst zaczerpnięto z „Reformed World” 1999, nr 3]

_______
1 Karl Jaspers: Die Atombombe und die Zukunft des Menschen. Monachium 1957, s. 48nn.
2 Dennis Meadows: Limits to Growth. Boston 1973; Denis de Rougemont: L'avenir est notre affaire. Paryż 1977; Carl Friedrich von Weizsäcker: Die Zeit drängt. Monachium 1986.
3 Toward Church Fellowship. Report of the Joint Commision of the Lutheran World Federation and the World Alliance of Reformed Churches. Genewa 1989, s. 11.
4 Toward Church Fellowship, s. 12.
5 W tłumaczeniu Biblii Tysiąclecia: „sumienie nie wyrzuca mi (...) niczego” (red.).
6 W odróżnieniu od przyszłości eschatologicznej, o której mówi Ewangelia w nauce o usprawiedliwieniu z wiary (red.).