Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

5 / 2000

„Apokalipsa” to słowo pochodzenia greckiego. Po grecku apokálypsis to tyle, co „objawienie”, a – mówiąc dokładniej – „odsłonięcie”, odsłonięcie jakiejś ukrytej przed ludźmi tajemnicy. Najczęściej jednak samo słowo to budzi niepokój, kojarzy się nam bowiem z jakąś straszliwą katastrofą czy zgoła kataklizmem. A przecież tym właśnie terminem określamy odrębny gatunek literacki, który narodził się w Biblii (a także na jej marginesie) na przełomie III i II w. przed Chr., a rozwijał się bujnie co najmniej do końca drugiego wieku ery chrześcijańskiej.

Apokalipsy biblijne

W Piśmie Świętym znajdujemy dwie księgi należące do tego gatunku: Księgę Daniela i Apokalipsę św. Jana, jak również teksty apokaliptyczne niejako „wmontowane” w inne pisma: w Nowym Testamencie są to przede wszystkim (choć nie wyłącznie) wielkie eschatologiczne mowy Jezusa (Mk 13, Mat. 24, Łuk. 21). Spróbujmy zatem zajrzeć na przykład do Ewangelii św. Łukasza, gdzie w rozdziale 21 Jezus w stylu „apokaliptycznym” zapowiada swoim uczniom: „Będą znaki na słońcu, księżycu i gwiazdach, a na ziemi trwoga narodów bezradnych wobec szumu morza i jego nawałnicy. Ludzie mdleć będą ze strachu w oczekiwaniu wydarzeń zagrażających ziemi. (...) Wtedy ujrzą Syna Człowieczego nadchodzącego w obłoku, z wielką mocą i chwałą. A gdy się to dziać zacznie...” Spodziewamy się w tym miejscu jakiegoś wezwania do ucieczki albo przynajmniej do pokuty i opłakiwania popełnionych grzechów. A zamiast tego czytamy: „A gdy to się dziać zacznie, nabierzcie ducha i podnieście głowy, ponieważ zbliża się wasze odkupienie” (!). Potem jeszcze króciutka przypowieść-porównanie: „Patrzcie na drzewo figowe i na inne drzewa. Gdy widzicie, że wypuszczają pączki, sami poznajecie, że już blisko jest lato. Tak i wy, gdy ujrzycie, że to się dzieje, wiedzcie, że bliskie jest Królestwo Boże!” (Łuk. 21:25-31).

Nie jest to zatem bynajmniej zapowiedź zagłady. Przyjście Królestwa porównane jest do nadejścia lata, w naszym klimacie powiedzielibyśmy raczej – wiosny. Apokalipsa to wezwanie nie do rozpaczy, ale do nadziei. Sens właściwy wszystkim pismom należącym do tego gatunku literackiego można by streścić słowami: „Nabierzcie ducha i podnieście głowy”, bo Bóg na pewno zwycięży.

Również w Biblii hebrajskiej* teksty apokaliptyczne nie ograniczają się tylko do Księgi Daniela. Tenże charakter mają także późni prorocy, jak Joel czy Zachariasz (zwłaszcza druga część tej księgi, rozdziały 9-14, pochodzące prawdopodobnie z IV w. przed Chr.) oraz pewne partie Ezechiela (Ez. 1-3; 9; 26-27; 37-48), w Księdze zaś Izajasza rozdziały 24-27, stanowiące niewątpliwie późniejszą wstawkę, a także dwa rozdziały końcowe (65-66). Wokół tych tekstów roi się całe mnóstwo żydowskich apokalips apokryficznych (protestanci nazywają je pseudoepigrafami), powstających od końca III lub początku II w. przed Chr. aż po II w. po Chr. Krążą one, najczęściej zachowane tylko we fragmentach, pod imionami Henocha, Mojżesza, Adama, Abrahama, Ezdrasza oraz innych wielkich mężów dalekiej przeszłości.

Apokalipsy a pisma prorockie

Jest to gatunek literacki ciągle wprawdzie budzący zainteresowanie, lecz obcy naszej epoce i naszej mentalności. Dlatego też tak łatwo o nieporozumienia. Autorzy pism apokaliptycznych przejmują w znacznej mierze dziedzictwo proroków biblijnych, o których często mamy także całkiem błędne pojęcie. Warto zatem zwrócić uwagę zarówno na to, co ich łączy, jak i na to, co ich dzieli, a wówczas może nieco lepiej jednych i drugich zrozumiemy.
1. Prorocy przemawiają w imieniu Boga, są „mężami słowa”, i to słowa żywego. Ich wyrocznie zbierają pierwotnie ich uczniowie, dopiero później zaczynają je spisywać sami prorocy. Autorzy zaś apokalips od początku piszą dla czytelników.
2. Prorocy nawołują z zasady do nawrócenia: wszystko jeszcze może się zmienić na lepsze, jeśli tylko pokuta i skrucha będą szczere. Dla autorów apokalips takiej ucieczki już nie ma, wzywają zatem do wytrwania w niezłomnej wierności, gdyż to Bóg kieruje losami świata i On zaprowadzi wreszcie swoje Królestwo.
3. Prorocy zapowiadają nadejście Dnia Jahwe, a wraz z nim Królestwa Bożego na ziemi. Jest to dla nich niejako uwieńczeniem wielkich planów Boga, które On sam stopniowo i powoli realizuje w naszej historii. Autorzy apokalips oczekują natomiast gwałtownego wtargnięcia rzeczywistości Bożej w naszą. Przemiana ta zakłóci odwieczny porządek wszechświata, wszystko zostanie zachwiane (chodzi tu głównie o niebo, bo ziemia nieraz trzęsła się pod ich stopami). To właśnie wyrażają słowa o spadających gwiazdach i Słońcu, które się zaćmi.
4. Prorocy są mężami słowa, a nie wizjonerami. Wizje, co prawda, również miewają, lecz zwłaszcza u proroków starszych są one na ogół niesłychanie proste i łatwo zrozumiałe. Dopiero u późniejszych (poczynając od Ezechiela, początek VI w.) zaczynają się komplikować. A tam, gdzie pojawia się ktoś, zazwyczaj anioł, wizję tę wyjaśniający, mamy już do czynienia z tekstem apokaliptycznym, który bez takiej pomocy byłby często całkiem nie do pojęcia. Mają one ponadto zawsze charakter symboliczny. Trzeba starać się odczytać ich znaczenie – nic nam nie da próba odtworzenia samego obrazu.

Symbolika i obrazowanie

Apokalipsy pisane są zresztą w całości językiem symbolicznym. Symbolami są wszystkie występujące w nim liczby:
siedem – doskonałość, pełnia
sześć – siedem mniej jeden, a więc niedoskonałość
trzy i pół (połowa siedmiu) – czas próby, prześladowania; liczba ta może przybierać różne formy, lecz wartość symboliczna pozostaje ta sama, może to być np. „czas, czasy i połowa czasu” albo (zamiast trzech i pół lat) 42 miesiące lub 1260 dni
dwanaście – Izrael
cztery – świat stworzony (bo cztery strony świata?)
tysiąc – bardzo wiele.
Liczby mogą być mnożone, nie tracąc nic ze swego symbolicznego znaczenia: 144 000 to 12 x 12 x 1000, czyli cały wielki Izrael.
Bywają także liczby, których znaczenia możemy się jedynie domyślać. Symbolami są również kolory i pewne tradycyjne obrazy.
Kolory:
biały – zwycięstwo, czystość
czerwony – mord, gwałt, krew męczenników
czarny – śmierć, bezbożność.

Obrazy tradycyjne:
róg – moc, potęga
białe włosy – wieczność (nie starość)
długa szata – często godność kapłańska
złoty pas – władza królewska.
Wiele pozostaje niejasne, nie w pełni zrozumiałe i niekiedy (oprócz liczb) zmienia znaczenie. Ważne jednak, by pamiętać, iż w apokaliptycznym tekście wszystko jest symbolem: i liczby (na których nie można dokonywać żadnych działań arytmetycznych), i kolory, i obrazy. Nie należy też wyobrażać sobie pojawiających się tutaj obrazów. I tak na przykład w 4 rozdziale Apokalipsy św. Jana spotykamy Baranka, jakby zabitego, który jednak stoi, a ma przy tym siedem rogów i siedmioro oczu. Ten symboliczny obraz jest wyjątkowo łatwy do odczytania. Baranek „jakby zabity, lecz stojący” to oczywiście Chrystus ukrzyżowany i zmartwychwstały. Jego rogi to moc, a oczy to wiedza (lub widzenie), jest to zatem Baranek wszechmocny i wszechwiedzący (lub wszechwidzący).

Apokaliptyka żydowska

Kłopot sprawia nam jeszcze jedna cecha pism apokaliptycznych. Ich autorzy ukrywają się zazwyczaj za imieniem jakiegoś wielkiego męża z przeszłości (Apokalipsa św. Jana wyłamuje się z tej ogólnej zasady). I tak apokryficzna, a właściwie pseudoepigraficzna, Pierwsza Księga Henocha, stanowiąca zbiór pism apokaliptycznych z paru stuleci (najstarsze pochodzą z końca III lub początku II w. przed Chr.) nie ma nic wspólnego z biblijnym Henochem, siódmym z kolei patriarchą sprzed potopu (Rodz. 5:21-24). Nazywamy ją często „Henochem etiopskim”, bo zachowała się w całości tylko w Biblii w języku etiopskim, powstałej jako przekład Septuaginty (pierwszego greckiego tłumaczenia Biblii hebrajskiej z III-II w.) w VI w. po Chr. W oczach chrześcijan etiopskich Księga Henocha była równie natchniona, jak pozostałe pisma biblijne. Oryginał został napisany po hebrajsku lub aramejsku. Do niedawna poza przekładem etiopskim mieliśmy tylko fragmenty greckie. Obecnie – dzięki odkryciom nad Morzem Martwym – odzyskaliśmy także aramejskie i hebrajskie, przy czym niektóre z tych pierwszych są zadziwiająco wczesne, pochodzą bowiem z przełomu III na II w. przed Chr. Podobnie ma się rzecz z kanoniczną Księgą Daniela, która w swej ostatecznej postaci powstała w Palestynie, w czasie powstania Machabeuszów, ok. 165 r. przed Chr., podczas gdy Daniel miał żyć w Babilonii mniej więcej 400 lat wcześniej.

 Poczynając od II w. przed Chr., wokół Biblii hebrajskiej powstawało całe mnóstwo apokalips apokryficznych (pseudoepigrafów). Chrześcijanie często do nich sięgali, czasami traktowali je jak księgi natchnione (przecież dopiero pod koniec I w. po Chr. faryzeusze mieli orzec, jakie pisma biblijne są „święte”, a jakie nie). To właśnie chrześcijanie sporządzali nowe odpisy apokalips, oni je tłumaczyli na różne języki, a nieraz także „poprawiali”, chrystianizując przy okazji. A wiele z tych pseudoepigrafów to dzieła bardzo interesujące, jak choćby powstała między 150 a 100 r., także w Palestynie, Księga Jubileuszów. Stanowi ona swego rodzaju parafrazę, a zarazem komentarz do Księgi Rodzaju (dlatego nazywana jest również „Małą Genesis”) i pierwszych rozdziałów Księgi Wyjścia. Autor wprowadza tu najróżniejsze dodatki, wyjaśnienia i uzupełnienia. Poznajemy przy okazji imiona córki Adama i żon patriarchów sprzed potopu, a jeszcze wcześniej dowiadujemy się, kiedy i jak Bóg stworzył aniołów.

Z biegiem lat apokalips powstawało coraz więcej, nie sposób je w tym krótkim artykule omawiać. Warto może jeszcze wspomnieć o „Henochu słowiańskim”, a to choćby ze względu na to, że zachował się tylko w przekładzie na język starocerkiewnosłowiański. Jest to pismo typowo apokaliptyczne, napisane po grecku w I w. po Chr. w Palestynie przez jakiegoś Żyda lub judeochrześcijanina. Henoch odbywa tam podróż przez siedem nieb i otrzymuje wiele objawień, dotyczących zarówno stworzenia świata, jak i tajemnic przyszłości.

Można się zastanawiać, czy warto poświęcać tak dużo uwagi owym apokryfom żydowskim. Są to przecież dzieła czysto fikcyjne, nie mające najczęściej większej wartości literackiej. Mimo wszystko jednak nie należy nie doceniać ich znaczenia. Apokalipsy te bowiem wyrażają w sposób symboliczny przekonanie, że pewne sprawy są w życiu transcendentne. Wszyscy podlegamy siłom i wpływom przekraczającym to, do czego świadomie dążymy. Najważniejsza zaś jest pewność, że sprawiedliwość, a nawet samo życie, kryją w sobie wartości, jakich nie może zniweczyć zło, które od czasu do czasu zdaje się tryumfować. Nie chodzi w tych pismach o realność faktów czy szczegółów. Apokalipsy – również te apokryficzne – wyrażają przede wszystkim poczucie, że świat nasz przemija i że nie mamy tutaj stałej ojczyzny. Bez względu na to, jak długo planeta Ziemia będzie jeszcze istnieć, przemijanie świata jest podstawową prawdą w życiu każdego człowieka, każdej instytucji czy społeczeństwa.

Literatura epoki kryzysu

Apokalipsa rodzi się w czasach kryzysu, ucisku i powszechnego zagrożenia. Pierwsza połowa II w. przed Chr. to w Palestynie okres wielce niespokojny. Od 198 r. rządzi tu grecka dynastia Seleukidów. W 167 r. (a może już w 168?) król Antioch IV Epifanes wydaje zarządzenie zakazujące pod karą śmierci służenia temu szczególnemu Bogu, któremu wolno składać ofiary tylko w Świątyni jerozolimskiej. Jest to pierwsze powszechne prześladowanie religijne, obejmujące zresztą jedynie Judeę razem z Jerozolimą. Reakcja na to zarządzenie zaskoczyła wszakże i króla, i jego doradców. Wybuchło wielkie powstanie, zwane powstaniem Machabeuszów (od przydomka jego przywódcy, Judy Machabeusza). W ciągu czterech lat powstańcy odzyskali Jerozolimę i zbezczeszczoną Świątynię na nowo poświęcili.

W takich to czasach napisana została pierwsza kanoniczna księga apokaliptyczna, Księga Daniela, której warto się nieco bliżej przyjrzeć, by zrozumieć lepiej także Apokalipsę św. Jana. Rozpada się ona (nie licząc później dorzuconych, greckich,  rozdziałów 13 i 14) na dwie części. Pierwsza z nich (rozdziały 1-6) przynosi głównie opowieści pouczające (tylko rozdział 2 ma już charakter apokaliptyczny), mające zachęcić czytelników do wytrwałości w wierze. W drugiej części (rozdziały 7-12) sam Daniel zabiera głos i relacjonuje wizje, jakie otrzymał od Najwyższego. Największy wpływ wywarła na potomnych wizja z rozdziału 7.

Z morza wychodzą w niej cztery straszliwe bestie. Są to cztery wrogie imperia: babilońskie, medyjskie, perskie i greckie. Potem otwiera się przed Danielem niebo i widzi tam zasiadającego na tronie Przedwiecznego. „Tysiąc tysięcy służyło Mu, a dziesięć tysięcy po dziesięć tysięcy stało przed Nim. Sąd zasiadł i otwarto księgi”. Sąd odbywa się nad bestiami. Trzem odebrano władzę, czwartą skazano na śmierć. Po czym dalsze widzenie: „oto na obłokach przybywa jakby Syn Człowieczy. Podchodzi do Przedwiecznego i wprowadzają Go przed Niego. Powierzono Mu panowanie, chwałę i władzę królewską, a służyły Mu wszystkie narody, ludy i języki. Panowanie Jego jest wiecznym panowaniem, które nie przeminie, a Jego królestwo nie ulegnie zagładzie” (Dan. 7:2-14.21). Kim jest ów Syn Człowieczy? Chrześcijanie rozpoznają w nim Chrystusa. W Ewangeliach On sam utożsamia się często z Synem Człowieczym. Autor Księgi Daniela widzi jednak, jak się zdaje, w owym Synu Człowieczym „lud święty Najwyższego”. Jest to dla niego jeszcze osobowość zbiorowa, ale przecież zarazem Ktoś jedyny, Osoba tajemnicza, należąca już do sfery Bożej (przybywa na obłokach nieba!), jednocześnie zaś także „syn człowieczy”, co w językach aramejskim i hebrajskim znaczy po prostu „człowiek”.

Apokalipsa św. Jana należy niewątpliwie do gatunku literackiego tym właśnie mianem określanego, a przecież nie we wszystkim stosuje się do jego praw, różniąc się tym samym dość znacznie od tego, z czym spotykamy się w Biblii hebrajskiej. Wystarczy już choćby to, że autor nie chowa się za żadnym czcigodnym pseudonimem, lecz sam się przedstawia już w prologu, swoje dzieło nazywa proroctwem i sam się zdaje też do proroków zaliczać (Ap. 1:3.9; 22:6-7.9-10).

„Apokalipsa Jezusa Chrystusa”
Najbardziej zasadniczą różnicę stanowi wszakże miejsce, jakie zajmuje w tej księdze Mesjasz-Chrystus. W apokalipsach żydowskich eschatologiczna wielka przemiana jest zawsze dziełem jedynie Boga, a w wielu Mesjasz w ogóle się nie pojawia. U Jana zmartwychwstały Chrystus znajduje się w centrum wszystkiego. Można by nawet powiedzieć, że właściwym tytułem księgi są jej pierwsze trzy słowa: „Apokalipsa Jezusa Chrystusa”.

We wstępnej wizji Jan widzi „kogoś podobnego do Syna Człowieczego”, który mówi doń: „Przestań się lękać! Jam jest Pierwszy i Ostatni, i Żyjący. Byłem umarły, a oto jestem żyjący na wieki wieków i mam klucze śmierci i Otchłani” (Ap. 1:13.17-18). A w widzeniu zamykającym księgę ten sam Chrystus zaprasza wiernych do wejścia w głębię Jego tajemnicy paschalnej: „Jam jest Alfa i Omega. Pierwszy i Ostatni, Początek i Koniec. Błogosławieni, którzy płuczą swe szaty, aby władza nad Drzewem Życia do nich należała i aby bramami wchodzili do Miasta” (Ap. 22:13-14).

Nie jest to przypadek – pisze Jean-Pierre Prévost – że księgę otwiera i zamyka wizja Chrystusa. Z wizji pierwszej płynie głębsze zrozumienie historii przedstawianej w całej księdze, z końcowej rodzi się płomienna nadzieja, mająca podtrzymywać chrześcijan w oczekiwaniu na Jego powrót. Jeżeli wszystko zaczyna się od zmartwychwstania Chrystusa, to wszystko też ogniskuje się i ożywia w nadziei na Jego powtórne przyjście (cyt. za A. Świderkówna: Rozmowy o Biblii. Nowy Testament, s. 282).

„Zrozumienie historii przedstawionej w tej księdze” – czy to jest w ogóle możliwe? Najróżniejsze, nieraz sprzeczne ze sobą interpretacje mnożyły się od samego początku. Wielkie zainteresowanie budziły zwłaszcza pierwsze wersety 20 rozdziału, ponieważ zdają się one zapowiadać tysiącletnie panowanie Chrystusa i Jego wiernych wyznawców jeszcze przed ostatecznym zwycięstwem nad wszelkim złem. Wielu rozumiało ten tekst dosłownie i wyciągało zeń rozmaite, daleko sięgające wnioski. Musimy przyznać, że jest to jedno z trudniejszych miejsc w Apokalipsie Janowej i że interpretacja nie może być oczywista. Autorowi chodzi zapewne albo o jakiś szczególnie uprzywilejowany okres dziejów Kościoła, albo – co jest znacznie bardziej prawdopodobne – po prostu o cały czas od zmartwychwstania aż do tryumfalnej paruzji (greckie to słowo tłumaczymy najczęściej przez „powrót” lub „powtórne przyjście”, tymczasem w przekonaniu pierwszych chrześcijan Zmartwychwstały zawsze był z nimi, a paruzja oznaczała przede wszystkim uroczyste i ostateczne objawienie Jego Chwały).

Próby interpretacji

Rodzące się wciąż na nowo próby interpretacji Apokalipsy Janowej można z grubsza podzielić na trzy zasadnicze grupy:
1. Jedni sądzą, że przedstawia ona kolejne etapy dziejów ludzkości aż do końca świata. Łatwo jest jednak wykazać błędność takiego założenia. Wystarczy zajrzeć do pisanych dawniej właśnie w tym duchu komentarzy i opracowań, by przekonać się, że trzeba ciągle wszystko przerabiać, by dopasować się do nowej sytuacji. Do tej samej grupy można zaliczyć najczęściej niezbyt poważne wyszukiwanie w Apokalipsie zapowiedzi różnych wydarzeń współczesnych kolejnym pokoleniom jej czytelników. Dobrym przykładem z naszych czasów jest choćby dopatrywanie się katastrofy czarnobylskiej w spadającej z nieba „wielkiej gwieździe”, która „spadła na trzecią część rzek i na źródła wód. A imię gwiazdy brzmi Piołun [Czarnobyl znaczy właśnie Piołun]. I trzecia część wód stała się piołunem, i wielu ludzi pomarło od wód, bo stały się gorzkie” (Ap. 8:10-11). Jeśli się bardzo tego chce, to można wszystko znaleźć w każdym tekście, nie tylko w Apokalipsie.
2. Inną próbą wyjaśnienia Apokalipsy św. Jana jest interpretowanie jej w całości jako zapowiedzi końca świata i wszelkich zjawisk z tym końcem związanych i go poprzedzających. Autor miałby myśleć tu jedynie o paruzji, a w dodatku oczekiwać tej paruzji już w najbliższej przyszłości.
3. Trzecia wreszcie grupa komentatorów jest zdania, że Jan odwołuje się jedynie do historii mu współczesnej, a zatem przedstawia w sposób symboliczny po prostu refleksje dotyczące jego własnej epoki.

Przy bliższym zastanowieniu nietrudno dojść do wniosku, że każda z owych trzech koncepcji zawiera w sobie jakąś cząstkę prawdy, a co więcej, że wzajemnie się one uzupełniają. Błędem jest tylko ograniczenie perspektywy do jednego punktu widzenia, a tym bardziej podporządkowywanie mu wszystkich szczegółów. Klasycznym przykładem mogą tu być dwie bestie z rozdziału 13. Pierwsza z nich, której Smok (to jest Szatan) przekazał „swoją moc, swój tron i wielką władzę” i której cała ziemia oddaje pokłon, jest niewątpliwie prześladującym chrześcijan Rzymem. Druga zaś, która tej pierwszej służy i nakazuje wszystkim oddawanie jej czci, to uosobione kulty pogańskie. Nie wyczerpuje to jednak całego sensu tego obrazu; Jan nie zamierza przedstawiać przyszłych dziejów Kościoła, lecz, patrząc na własne czasy, potrafi ukazać pewne powszechne zjawiska, jak również wielkie linie historii i realizowanych w niej planów Bożych. Tak więc owa pierwsza Bestia symbolizuje każdy totalitaryzm, żądający od swoich poddanych bezwzględnego posłuszeństwa we wszystkich sprawach, a w drugiej Bestii łatwo rozpoznamy symbol wspierającej ją ideologii, która zmusza do służby pierwszej Bestii, a nawet do oddawania jej kultu boskiego. I wreszcie prawdą jest także, iż autor Apokalipsy prowadzi nas przez dzieje świata aż do ich końca, a właściwie do nowego początku. Obie Bestie (druga zwana później fałszywym Prorokiem) są narzędziami Smoka-Szatana i wraz z nim zostaną ostatecznie pokonane. Ale nie znaczy to wcale, że każdy szczegół należy odnosić do końca świata. Jan zachęca nas, byśmy starali się odczytywać sens naszej teraźniejszości w świetle określonego wydarzenia przeszłego, jakim jest zmartwychwstanie Jezusa, ale zarazem też wydarzenia należącego jeszcze do przyszłości, mianowicie Jego przyjścia ostatecznego, paruzji (Étienne Charpentier; cyt. za: Rozmowy z Biblią. Nowy Testament, s. 292).

Między apokalipsami żydowskimi a Janową wydarzyło się coś, co wszystko zmieniło – śmierć i zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa. A ten, kto w to nie wierzy, musi, czytając Jana, przyjąć takie założenie jako hipotezę roboczą, bo inaczej nic z tej księgi nie zrozumie. W Biblii hebrajskiej zwycięstwo Boga należy jeszcze do przyszłości, dla Jana i jego współbraci przełom już się dokonał, śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa to początek nowych czasów – czasów zbawienia. On to bowiem jest „Świadkiem wiernym, Pierworodnym spośród umarłych i Władcą królów ziemi”. On jest Tym, „który nas miłuje i który przez swą krew uwolnił nas od naszych grzechów i uczynił nas królestwem-kapłanami dla Boga i Ojca swojego” (Ap. 1:5-6). „Uwolnił” i „uczynił” to czas przeszły dokonany, lecz „miłuje” – w czasie teraźniejszym – objawia nam wiecznie żywą i aktualną miłość Chrystusa, zwróconą osobiście do każdego czytelnika czy słuchacza słów Apokalipsy, także i do nas dzisiaj, jeśli tylko zechcemy ją przyjąć.

Apokalipsa św. Jana, jak to widzimy nawet w tych krótkich przytaczanych tu tekstach, usiana jest niezliczonymi wprost tytułami Zmartwychwstałego, najczęściej jej tylko właściwymi. Wiele z nich, jak na przykład „Pierwszy i Ostatni”, „Alfa i Omega”, „Żyjący”, „Władca królów ziemi”, odnosi się w Biblii hebrajskiej jedynie do Boga. Jean-Pierre Prévost podkreśla, że wszystkie powinniśmy zgłębiać, bo wszystkie mówią nam coś nowego. I dodaje, że jeśli ktokolwiek ma wątpliwości, po co czytać Apokalipsę, to należy mu po prostu odpowiedzieć: „Żeby lepiej poznać Chrystusa”. A poznając Chrystusa, łatwiej też zrozumiemy Apokalipsę Janową.

Anna Świderkówna

[Profesor Uniwersytetu Warszawskiego, filolog klasyczny, papirolog, historyk świata greckiego. Autorka wielu książek popularnonaukowych, ostatnio zajmuje się przede wszystkim Biblią]

Czytelnik chcący poszerzyć swoje wiadomości na temat Pisma Świętego może sięgnąć do trzech tomów autorstwa prof. Świderkówny. Są to: Rozmowy o Biblii (Warszawa 1994, wyd. I) i Rozmów o Biblii ciąg dalszy (Warszawa 1996) – o Starym Testamencie – oraz najnowszy: Rozmowy o Biblii. Nowy Testament (Warszawa 2000).