Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

5 / 2000

Chrześcijanin jako „widzący”

Chrześcijanin, który zechce dziś sięgnąć po Księgę Objawienia św. Jana, czyli Apokalipsę, wie z góry, co może w niej znaleźć. Wie, że przeczyta o dniach ostatnich i końcu świata, o sądzie Bożym, o utrapieniach i nieszczęściach, jakie dotkną ludzkość, zanim nadejdzie koniec, i o znakach pozwalających rozpoznać bliskie nadejście dnia ostatecznego. Przytłoczony niejako samym słowem Apokalipsa, które tymczasem stało się synonimem największych katastrof czy wręcz zagłady, nie potrafi podejść do tej księgi inaczej, jak z lękiem i drżeniem. I często też dlatego właśnie nie bierze jej do rąk i nie czyta. Woli o niektórych sprawach nie wiedzieć zbyt wiele.

W takim nastawieniu kryje się jednak mniemanie, że Księga Objawienia jest jedynie pewnym dodatkiem do Nowego Testamentu; że do sformułowanego w Ewangeliach i Listach nowotestamentowego orędzia dopisano tutaj jakby uzupełnienie, poświęcone bardzo konkretnej i stosunkowo wąskiej kwestii: koniec świata i to, co go poprzedzi. Stąd też orędzia jako takiego szuka się zwykle w Ewangeliach i Listach – Apokalipsa miałaby służyć raczej zaspokojeniu ciekawości.

Dlatego tak ważna pozostaje wciąż sprawa rewaloryzacji tej księgi: przywrócenia jej takich samych praw, jakie mają inne pisma Nowego Testamentu; uznania na równi z innymi pismami za powiernika i źródło Bożego Objawienia. A praktycznie: ważna jest sprawa otwarcia się przy czytaniu Apokalipsy na Słowo Boże, otwarcia się nie tylko na przesłanie o końcu świata i sądzie, ale na wszystkie aspekty i tematy przemawiania Boga do człowieka, jakie tutaj dochodzą do głosu.

A jest ich wiele. Wymieńmy tylko niektóre – te najważniejsze, najbardziej oczywiste, a mimo to zwykle niedoceniane. Choćby temat Boga. Zauważono, że w żadnej innej księdze Nowego Testamentu nie mówi się o Bogu tak często, w żadnym innym piśmie nie wydaje się On tak namacalnie bliski. Szczególnie często sięga się w Apokalipsie po niektóre terminy mogące pomóc w zrozumieniu Boga (np. pojęcie „tronu Boga”, które wskazuje na Jego władzę i panowanie). Można by na podstawie tej księgi napisać wspaniały, wyczerpujący traktat o Bogu. Następnie temat odkupienia. Na czym polega istota odkupienia? Co ono znaczy dla człowieka, co z nim czyni? Jak się dokonało? Wszystkie te pytania znajdują na kartach Apokalipsy wyraźne, pogłębione odpowiedzi. Dodajmy temat Kościoła, wspólnoty wiary, z uwzględnieniem szczególnym wątku świadectwa. I wreszcie temat człowieka – szeroka, niezrównana wręcz „oferta antropologiczna”, której poświęcimy dalej nieco więcej uwagi. Najpierw jednak kilka wskazań o charakterze ogólnym i wprowadzającym.

Objawienie, czyli ukazanie

Jeżeli lektura Apokalipsy ma być „czymś więcej” – to znaczy iść dalej niż bezpośrednie chwytanie szczegółów i dosłowne rozumienie faktów – jeżeli ma prowadzić do zagłębienia się w wątki Bożego przesłania, to nie będzie to możliwe bez rozszyfrowania struktury literackiej tej księgi.

Apokalipsa to nie tylko tytuł konkretnej księgi biblijnej, ale i określenie gatunku literackiego. Znaczy to, że tym samym kluczem, z jakim mamy tutaj do czynienia, posługiwano się również w innych przypadkach i że mogło powstać wiele innych ksiąg pokrewnych duchem, stylem, mentalnością, sposobem przekazu myśli itd. Janowemu Objawieniu. I rzeczywiście, koniec starej ery i początek nowej (III w. przed Chr. – II w. po Chr.) to okres obfitujący w środowisku żydowskim w tego typu literaturę.

Apokalipsa znaczy: odsłonięcie, odkrycie, ujawnienie, objawienie. Chodzi więc o jakiś zasadniczy przełom w wiedzy i poznaniu danego człowieka. Otwiera się oto przed nim coś, czego do tej pory bezpośrednio i w pełni nie znał; namacalnie dostępne staje się to, o czym wiedział tylko „ze słyszenia”. W swojej wiedzy, przekonaniach, przeczuciach i wierze staje się bogatszy o tyle, że teraz widzi! Widzenie w tym gatunku literackim odgrywa niezwykle znaczącą, wręcz zasadniczą rolę. Bohater księgi o charakterze apokaliptycznym dostępuje wizji. Tak samo jest w przypadku bohatera Janowego Objawienia. Przetaczają się przed jego oczyma obrazy, które ma śledzić, kontemplować, by w ten sposób poznać prawdę. Niejednokrotnie zresztą, korzystając z pomocy specjalnego anioła-interpretatora.

Pomoc tego ostatniego jest niezbędna między innymi ze względu na charakter czy wewnętrzną strukturę wizji. Zazwyczaj nie są to statyczne obrazy, ale dynamiczne zdarzenia i przeobrażenia; zwykle coś się dzieje, coś się rozgrywa przed oczami widzącego – wizja obfituje przy tym w szczegóły i elementy symboliczne. Nie wystarczy ujmować i rozumieć postaci, ich działań i całej scenerii w sposób bezpośredni. Trzeba pytać, co znaczą, co symbolizują. Nie wystarczy patrzeć, widzieć i chwytać – trzeba rozumieć. Symbolika w piśmiennictwie apokaliptycznym nie jest dorywczą pomocą, lecz jednym z podstawowych narzędzi przekazu i komunikacji myśli.
Jednakże powiedzieć, że w apokaliptyce chodzi o widzenia, to jeszcze trochę za mało. W Objawieniu św. Jana uwydatniona zostaje z mocą i jednoznacznie szczególna natura wizji. Po przedstawieniu w pierwszym rozdziale Księgi okoliczności tego, co mu się przytrafiło, gdy był na wyspie Patmos (1:9), i po sformułowaniu w rozdziale drugim i trzecim listów duszpasterskich do siedmiu Kościołów, autor notuje: „Potem ujrzałem: Oto drzwi otwarte w niebie, a głos, ów pierwszy, jaki usłyszałem, jak gdyby trąby mówiącej ze mną, powiedział: »Wstąp tutaj...«” (4:1). Co znaczy dla autora to osobliwe „wniebowzięcie”? Znaczy, mówiąc najkrócej, że jeśli chodzi o wiedzę i poznanie, zostaje wprowadzony w sferę i świat Boga. Niebo bowiem to mieszkanie, „rezydencja” Boga. Z nieba, a więc z perspektywy Boga, wszystko widzi się inaczej. Pod każdym względem inaczej! Widzi się pełniej i głębiej. Dostrzega się nie tylko szatę zewnętrzną spraw czy wydarzeń, ale też ich sens, powiązania z innymi zdarzeniami i docelową orientację. W niebie, u Boga, zacierają się granice przestrzenne, co pozwala widzieć nie tylko konkretne przypadki, ale też to, co się dzieje w ogóle. W niebie nie funkcjonuje czas, można więc widzieć bez trudu to, co było, co jest i co będzie, ogarniając to wszystko niejako tym samym, jednym spojrzeniem.

Wizje przedstawione dalej w Księdze autor Apokalipsy zawdzięcza właśnie owemu „porwaniu do nieba”. Ponieważ reprezentuje on niejako swoje pokolenie – dokładniej: reprezentuje chrześcijan ostatniej dekady I wieku – jest oczywiste, że interesuje go najbardziej to, co będzie, co się stanie. Naprzeciw temu zapotrzebowaniu wychodzi ów tajemniczy głos, który mówi: „Wstąp tutaj, a to ci ukażę, co potem musi się stać” (4:1). Jednak – powtórzmy – specyfiką poznania, jakie umożliwia i udostępnia niebo, jest między innymi ogląd pełny, całościowy. Wizjoner zobaczy niewątpliwie to, „co musi się stać” – jednak nie w oderwaniu od uwarunkowań. Zobaczy więc również, między innymi, co znaczy naprawdę być chrześcijaninem. Tak więc wracamy do zasygnalizowanej kwestii: do przesłania Apokalipsy Janowej o człowieku.

Nabyci dla Boga

W niebie wizjoner stwierdza najpierw to, co dla każdego wierzącego oczywiste: obecność królującego Boga: „A oto w niebie stał tron i na tronie [ktoś] zasiadał. A Zasiadający był podobny...” (4:2-3). Wnet jednak jego uwagę przykuwa pewien szczegół. „Zasiadający” trzyma zapisany obustronnie, tajemniczy zwój, tajemniczy tym bardziej, że zapieczętowany siedmioma pieczęciami, których – jak się okazuje – nikt nie jest godzien złamać. Zwój zawiera „wyroki Boże” dotyczące losów świata i ludzkości; złamanie pieczęci oznaczałoby nie tylko poznanie postanowień Bożych, ale też ich realizację.

Na szczęście jednak znajduje się w niebie ktoś odpowiednio godny. To Baranek. Postać, której rola w całym tym objawieniu będzie zupełnie wyjątkowa. „I ujrzałem (...) stojącego Baranka jakby zabitego. (...) On poszedł i z prawicy Zasiadającego na tronie wziął księgę” (5:6-7).

Wśród symboli, po które sięga się w apokaliptyce, są również symbole zapożyczone ze świata zwierząt. Te ostatnie przemawiają niejako swoimi cechami czy przymiotami, które, potocznie znane, są też bez dodatkowego komentarza czytelne. W tym przypadku chodzi jednak nie tyle o symbol odpowiednio dobrany, lecz o obraz znany chrześcijanom nie od wczoraj. Utożsamienie Chrystusa z barankiem składanym w ofierze paschalnej nastąpiło stosunkowo wcześnie. Już Apostoł Paweł (w połowie lat 60.) pisał w Liście do Koryntian: „Chrystus bowiem został złożony w ofierze jako nasza Pascha” (I Kor. 5:7). Baranek zatem – to złożony w ofierze i zmartwychwstały Chrystus.

Dlatego Baranek, który pojawia się na niebieskiej scenie, jest „jakby zabity”. Jakkolwiek zinterpretowalibyśmy dziwne poniekąd „jakby”, ma ono na celu uwydatnienie wielce istotnej teologicznie myśli: Baranek został zabity i nigdy nie wolno zapomnieć o tym, że Go poprowadzono na śmierć i zgładzono, jednak ta śmierć nie stała się Jego końcem. W wizji chodzi też o „Baranka stojącego”: a więc nie bezczynnego czy odpoczywającego, ale gotowego do przejęcia inicjatywy i podjęcia działania.
To właśnie Baranek okazuje się godzien przejąć kontrolę nad realizacją postanowień Bożych. Jednak w swej uroczystej aklamacji postacie należące do niebiańskiego dworu Bożego mówią o Nim jeszcze coś więcej: „Godzien jesteś wziąć księgę i jej pieczęcie otworzyć, bo zostałeś zabity i nabyłeś Bogu krwią twoją [ludzi] z każdego pokolenia, języka, ludu i narodu, i uczyniłeś ich Bogu naszemu królestwem i kapłanami” (5:9-10). Chociaż scena rozgrywa się w niebie, przed tronem Boga, i nie pozostawia najmniejszych wątpliwości co do głównych jej bohaterów – jakby w tle pojawiają się inni (drugoplanowi?) aktorzy i uczestnicy akcji: niezliczona rzesza tych, których Baranek swoją krwią „nabył Bogu”, którzy więc stali się tym samym szczególną własnością Boga.

Zobacz i poznaj, chrześcijaninie, kim naprawdę jesteś – zdaje się brzmieć w tym punkcie przesłanie Apokalipsy. Autor Księgi, wskazując na ową rzeszę, unika nawet nazywania tych, którzy ją stanowią, „ludźmi”; jak gdyby nie chciał pozostawiać ich natury i godności na dotychczasowym, starym poziomie. Albo jak gdyby chciał już tutaj dokonać rozróżnienia: są ludzie, wszyscy, ogół – i są ci, których Baranek „nabył Bogu” i „uczynił Bogu naszemu królestwem i kapłanami”. Można by komentować szeroko wyrażoną w ten sposób ideę wybrania. Ale można też odesłać po prostu do odpowiedniego tekstu Starego Testamentu. To przecież w kontekście wydarzeń związanych z zawarciem przymierza na Synaju Bóg mówi: „Teraz jeśli pilnie słuchać będziecie głosu mego i strzec mojego przymierza, będziecie szczególną moją własnością pośród wszystkich narodów, gdyż do Mnie należy cała ziemia. Lecz wy będziecie Mi królestwem kapłanów i ludem świętym” (Wyj. 19:5-6).

Poznaj zatem, chrześcijaninie, kim jesteś! A może też przy okazji: zastanów się, kim naprawdę jest dla ciebie Baranek. Czy tylko elementem wielkanocnego folkloru i tradycji? Czy też naprawdę Jezusem Chrystusem, Odkupicielem, Zbawcą, poza którym nie ma teraz dla ciebie ani drogi, ani prawdy, ani życia?

Lud Boży

„Będziecie szczególną moją własnością (...) ludem świętym”. Nabycie przez Baranka oznacza zatem ukonstytuowanie ludu Bożego. Analogicznego do tego, jaki, zgodnie z zamysłem Bożym, pełnił swą rolę w Starym Przymierzu. Idea nowego ludu Bożego dochodzi szczególnie wyraźnie do głosu w scenie pieczętowania sług Bożych (7:1-8). Chodzi o pieczętowanie, które ma ustrzec wybranych przed serią nieszczęść ostatecznych. Woła anioł do innych aniołów: „Nie wyrządzajcie szkody ziemi ni morzu, ni drzewom, aż opieczętujemy na czołach sługi Boga naszego” (7:3). Niech nas nie zmyli jednak określenie „nieszczęścia ostateczne”. Nie oznacza ono wcale odesłania do jakiejś nieokreślonej bliżej przyszłości. Autor Apokalipsy, podzielając zresztą przekonanie innych chrześcijan drugiej połowy I wieku, od początku uważa, że żyje w czasach ostatecznych. Wizje, które otrzymuje, pozwalają mu głębiej poznać sens i naturę wydarzeń ostatecznych, a po części zobaczyć też te, które jeszcze się nie uaktywniły. Pieczętowanie sług Bożych nie jest czymś, co dokona się w przyszłości. Obrazuje pewien aspekt rzeczywistości obecnej, rozumianej jako ostateczna.

„I usłyszałem liczbę opieczętowanych: sto czterdzieści cztery tysiące opieczętowanych ze wszystkich pokoleń synów Izraela” (7:4). Już uwzględniona tutaj symbolika liczbowa ma jednoznaczną wymowę. Jeżeli dwanaście jest liczbą świętą, Bożą, to dwanaście pomnożone przez dwanaście i pomnożone przez tysiąc wskazuje nie tylko na świętość, ale i na pełnię, ideał, doskonałość. Ta symbolika liczby sto czterdzieści cztery tysiące zostaje jednak zaraz potem uszczegółowiona przez odesłanie do konkretnych, wymienionych imiennie pokoleń Izraela. Istnieje zatem – głosi ta wizja – lud sług Bożych, umieszczony w świecie i pośród świata, a jednak lud szczególnie należący do Boga, Jego lud wybrany. Ten nowy lud to wspólnota chrześcijańska.

W wizji, o której mowa, chodzi o pieczętowanie członków ludu, a więc o znak ochronny. Zgodnie z inną, wcześniejszą wizją, do której odwołuje się tutaj autor – tą z księgi proroka Ezechiela: „Pan rzekł do niego: »Przejdź przez środek miasta, przez środek Jerozolimy i nakreśl ten znak TAW na czołach mężów, którzy wzdychają i biadają nad wszystkimi obrzydliwościami w niej popełnianymi. (...) Starca, młodzieńca, pannę, niemowlę i kobietę wybijajcie do szczętu! Nie dotykajcie jednak żadnego męża, na którym będzie ów znak«” (9:4.6). Chrześcijanie jako ci, którzy tworzą społeczność nowego ludu, są przez Boga chronieni. Autor Księgi Objawienia uważa za ważne, by jego współbracia w wierze mieli i zachowali tę świadomość. Nie rozwija bynajmniej ani pełnej idei, ani całej teologii ludu wybranego. A przecież warto by dodać: przynależność do ludu Bożego to nie tylko chluba i zaszczyt, poczucie pewności i bezpieczeństwa, radość z faktu szczególnego wyróżnienia – lecz także powołanie i zadanie, zwłaszcza powołanie do bycia świadkiem wobec innych.

Czy nabycie i ukonstytuowanie przez Baranka dla Boga nowego ludu wybranego oznacza unieważnienie, przekreślenie bądź odrzucenie pierwszego ludu Bożego? Żadną miarą! Można by powiedzieć raczej: Bóg jest wierny postanowieniom i zamysłom związanym z planem zbawienia; niemal od początku realizował go przez swój lud i przez swój lud doprowadza dzieło zbawienia do końca. Z tym tylko, że lud nie jest rzeczywistością statyczną, raz na zawsze określoną, zamkniętą. Właśnie nastąpiło jego „przegrupowanie” czy uformowanie na nowo. Błogosławieni, którzy znaleźli się teraz pośród członków nowego ludu! Nie sposób jednak nie przypomnieć tutaj napomnienia św. Pawła: „Jeżeli zaś niektóre [gałęzie] zostały odcięte, a na ich miejsce zostałeś wszczepiony ty, który byłeś dziczką oliwną, i razem [z innymi gałęziami] z tym samym korzeniem złączony na równi z nimi czerpałeś soki oliwne, to nie wynoś się ponad te gałęzie. A jeżeli się wynosisz, [pamiętaj, że] nie ty podtrzymujesz korzeń, ale korzeń ciebie” (Rzym. 11:17-18).

Zwycięzcy

Na kartach Apokalipsy Janowej często mówi się o odnoszeniu zwycięstwa, a zwłaszcza – o zwycięzcy. W świecie końca I wieku, pełnym wojen, podbojów i innych poczynań militarnych, był to niezwykle plastyczny obraz. Co przecież nie oznacza, że autor księgi z pełną aprobatą odnosi się do wszystkiego, czemu ten obraz na co dzień odpowiada: że akceptuje wojnę lub podbój jako takie. Wykorzystuje jedynie elementy obrazu, a zwłaszcza myśl, iż zwycięzca to ktoś, kto osiągnął, posiadł, pozyskał. „Zwycięzca to odziedziczy” (21:7) – brzmi ostatnia wypowiedź z tej serii i jest ona niejako podsumowaniem i potwierdzeniem wszystkich wcześniejszych.

Zwycięzcą w Apokalipsie jest ten, kto zawierzył Chrystusowi. Zwycięstwo odniósł dzięki Niemu, w Nim i z Nim. Oznajmienie tego współbraciom w wierze nie było dla autora księgi zadaniem łatwym. Nic na co dzień nie wskazywało na to, by chrześcijanie byli ludźmi sukcesu. Brakowało podstaw do klasyfikowania ich jako zdobywców. Wręcz przeciwnie, wyznawcy Chrystusa byli ośmieszani i pogardzani, spychani na margines życia społecznego, często musieli kryć się ze swą wiarą, włóczono ich po sądach, karano, prześladowano, skazywano nawet na śmierć. Niełatwo jest w takiej sytuacji przekonywać o zwycięstwie.

Jednak czytelnik Apokalipsy nie tylko słyszy odpowiednie zapewnienia. Znajduje też potwierdzenie tej prawdy i może zobaczyć siebie jako zwycięzcę – za sprawą wizji. „Potem ujrzałem: a oto wielki tłum, którego nie mógł nikt policzyć, z każdego narodu i wszystkich pokoleń, ludów i języków, stojący przed tronem i przed Barankiem” (7:9). Najważniejsze w tym obrazie jest niewątpliwie to, że wielki tłum znajduje się przed tronem Boga i przed Barankiem, a więc w punkcie docelowym, który nie może być już zdystansowany przez żaden inny kres czy cel. Ci ludzie naprawdę i raz na zawsze dotarli do końca swej drogi. To na tym właśnie polega ich sukces czy osiągnięcie. Dlatego można powiedzieć: oni zwyciężyli. Tę myśl wyrażają odpowiednie elementy obrazu, zwłaszcza białe szaty ludzi w tłumie oraz palmy w ich rękach. Biel symbolizuje przynależność do innego świata, świata blasku i chwały; gałąź palmowa – to znak radości i zwycięstwa.

Autor Apokalipsy jakby uprzedza w tym przypadku pytania i dociekania czytelnika Księgi, wkładając w usta jednego z bohaterów sceny słowa: „Ci przyodziani w białe szaty kim są i skąd przybyli?”. Odpowiedź na to pytanie jest jednoznaczna: „To ci, którzy przychodzą z wielkiego ucisku i opłukali swe szaty, i w krwi Baranka je wybielili” (7:14). Oto kim są zwycięzcy! Należałoby jednak wnikliwie rozważyć oba człony tej odpowiedzi. Stojący przed tronem i przed Barankiem to ci, którzy skorzystali z ekspiacyjnego dobrodziejstwa śmierci Jezusa. Szata w Biblii odpowiada często tożsamości człowieka; ci, o których mowa, zanurzając swe szaty we krwi Jezusa, uzyskali tym samym nową tożsamość. Ale „zaliczyli” także wielki ucisk: przeszli przez prześladowania i cierpienia związane już w zamyśle Bożym z nadejściem końca. „Wielki ucisk” dotyczył bowiem w języku apokaliptycznym owego szczególnego klimatu cierpienia i udręki, jakie niosły ze sobą czasy ostateczne.

A więc znów paradoks: poddany uciskowi chrześcijanin – zwycięzcą!

Podana wyżej odpowiedź nie mówi jednak jeszcze wszystkiego. Trzeba tu koniecznie dodać: Księga Objawienia nie snuje obietnic czy zapowiedzi, nie traktuje w tym przypadku o przyszłości. Pokazuje, jak przedstawia się z perspektywy nieba aktualny, istniejący stan rzeczy. Chrześcijanin, często patrząc na wydarzenia tylko po ludzku, nie widzi w pełni i do końca. Ale dzięki wizjonerowi, któremu pozwolono wstąpić do nieba, uzyskuje nowe spojrzenie. Widzi więc siebie w wielkim tłumie, przed tronem i Barankiem – już teraz. Widzi siebie przyodzianego w białą szatę i z palmą w dłoni – już teraz. Widzi swoje zwycięstwo odniesione dzięki Chrystusowi, a polegające na osiągnięciu tak wspaniałego celu; zwycięstwo, w którym uczestniczy już teraz.

Widzi to wszystko jakby na zasadzie kontrastu wobec tego, co postrzega wciąż jeszcze wokół siebie tu, na ziemi.

We wspólnocie Baranka

W większości wizji, na które dotychczas wskazano, mowa jest o Baranku. Symbolizując Jezusa Chrystusa złożonego w ofierze i zmartwychwstałego, jest On wyraźnie główną postacią Apokalipsy. Ale jakby równolegle z Barankiem mówi się też zwykle o tłumie czy rzeszy. Dopiero, i tylko, razem stanowią oni – Baranek i rzesza – rzeczywistość będącą obiektem podziwu, dziękczynienia i uwielbienia.

Tak samo jest w kolejnej wizji. „Potem ujrzałem: A oto Baranek stojący na górze Syjon, a z Nim sto czterdzieści cztery tysiące, mające imię Jego i imię Jego Ojca wypisane na czołach. (...) I śpiewają jakby pieśń nową (...), a nikt tej pieśni nie mógł się nauczyć prócz stu czterdziestu czterech tysięcy – wykupionych z ziemi” (14:1-3).

Oczywiście jak zawsze w apokaliptycznych wizjach, ważne i pełne treści są tutaj wszystkie szczegóły. Baranek – wciąż stojący! – znajduje się tym razem w samym centrum Świętego Miasta. Dodatkowym aspektem tej informacji może być fakt, iż właśnie Syjon według przekonań żydowskich miał być miejscem ostatecznego boju Mesjasza. Widzimy więc Baranka niejako tuż po walce, Baranka zwycięskiego. Towarzyszy mu ta sama, znana już z wcześniejszego fragmentu – liczbowo doskonała i pełna – rzesza, a każdy należący do tego tłumu ma wyryty na czole znak. Jest to oznaka przynależności i znamię ochronne. Ale i sam w sobie znak ten ma charakter szczególny: chodzi wszak o imię Baranka i imię Jego Ojca. Imię rozumiano jako wyraz czy potwierdzenie tożsamości osoby; imię zastępowało osobę lub przedłużało jej obecność i działanie. Być naznaczonym imieniem Ojca i Baranka to być dotkniętym Ich obecnością i mocą.

Zgromadzeni – słyszymy dalej – śpiewają pieśń nową. Pieśń jest zawsze uwznioślonym, poniekąd misteryjnym wyrazem sytuacji, w jakiej znajduje się śpiewający; wyrazem pod każdym względem doskonalszym niż jakakolwiek sucha relacja. Tu akcent pada jednak na przymiotnik „nowy”: tak określona jest śpiewana pieśń, bo całkowicie nowa jest sytuacja tych, którzy ją śpiewają. Zresztą tylko oni znają tę pieśń i nikt inny nie może włączyć się w ich radość i uwielbienie; nikt inny nie może podzielić ich stanu ducha, nie będąc uczestnikiem nowej rzeczywistości i sytuacji tych, którzy należą do wspólnoty Baranka. Wizja wyraźnie określa też, co znaczy to „nikt inny”: na Syjonie, obok Baranka, ukazuje „wykupionych z ziemi”. „Wykupionych”, czyli wydzielonych, wybranych, odłączonych; ziemia zaś to w Apokalipsie często świat wrogi Bogu lub nie objęty Jego panowaniem. Jednak zabranie z ziemi kojarzy się zwykle z przeniesieniem do innego świata; czy inaczej: alternatywnym przeciwieństwem ziemi jest niebo. Tutaj także chodzi o niebo: ale nie o niebo w rozumieniu mitologicznym, naiwnym, prymitywnym i również nie o niebo pojmowane jako stan dostępny po śmierci ludziom święcie żyjącym. Jeżeli w Apokalipsie niebo jest przeciwieństwem ziemi – to jako nowy świat, nowa rzeczywistość, nowe życie, udostępnione przez Jezusa Chrystusa i ogarniające – już teraz – tych, którzy do Niego należą.

Chrześcijanin jest wykupiony z ziemi, a przecież wciąż żyje i pozostaje na ziemi. To pozostawanie może być dla niego nader bolesne. Jednak chrześcijanin nie jest przecież obywatelem ziemi, ale obywatelem nowej społeczności. I musi to obywatelstwo wciąż w sobie odnawiać i poświadczać. Co więcej, chrześcijanin jest tu na ziemi zwiastunem i przedstawicielem nowej, Chrystusowej wspólnoty; niejako wyspą zapowiadającą nowy ląd.

Apokalipsa strzeże między innymi Chrystusowego ucznia przed dezorientacją i zagubieniem. Jeżeli obraz, o którym wyżej była mowa, wydaje się na pozór zanadto statyczny, to przecież ma też swój dynamizm. Promieniuje mocą na wszystkich tych, którzy w wielotysięcznej rzeszy odnajdują również siebie.

Wyzwoleni

Cała Apokalipsa Janowa jest zakorzeniona głęboko w Starym Testamencie. Nie tylko przez rozliczne cytaty i odniesienia, które czytający zapewne zauważy, ale i poprzez kontynuację głównych myśli religijnych, składających się na całokształt wiary Izraela.

U podstaw wiary ludzi Starego Testamentu legło wydarzenie Wyjścia. „Jam jest Pan, Bóg twój, którym cię wywiódł z ziemi egipskiej, z domu niewoli” – te słowa staną się później jedną z podstawowych formuł ich wyznania wiary. Jakkolwiek w ostatecznym układzie Biblii opis Wyjścia nie znalazł się na początku, historycznie i religijnie ten właśnie fakt zadecydował przecież o wszystkim. Nie miejsce tu na omawianie całej teologii i znaczenia wydarzenia Wyjścia. Ale przypomnijmy choćby niektóre dane: opuszczenie domu niewoli i uzyskanie wolności, ukonstytuowanie się w naród, podjęcie marszu ku ziemi obiecanej.

Kiedy w jednej z kolejnych wizji czytamy o morzu i Mojżeszu, nietrudno domyśleć się, że chodzi o nawiązanie do tamtego starotestamentowego wydarzenia. Właściwie zaś o coś więcej: o stwierdzenie i naoczne ukazanie nowego Wyjścia. Oto ten tekst: „I ujrzałem jakby morze szklane, pomieszane z ogniem, i tych, co zwyciężają Bestię (...), stojących nad morzem szklanym, mających harfy Boże. A taką śpiewają pieśń Mojżesza, sługi Bożego, i pieśń Baranka: »Dzieła Twoje są wielkie i godne podziwu, Panie, Boże wszechwładny!«” (15:2-3).

Znana nam już dobrze rzesza pojawia się tutaj jako ci, „co zwyciężają Bestię”. Bestia apokaliptyczna, o której wiele się mówi w pewnej partii Księgi, to – ujmując rzecz najkrócej – ulegli szatanowi i przez niego „sterowani” niektórzy ludzie, rozmaite struktury tego świata itd. Jednak społeczność, którą ukazuje Apokalipsa, pokonała ostatecznie Bestię; podobnie jak społeczność Hebrajczyków pokonała niegdyś potężnego faraona. Zwycięzcy stoją nad morzem, które właśnie przekroczyli, i hymnem wielbią Boga; podobnie jak Hebrajczycy po przejściu przez Morze Czerwone śpiewali pieśń na cześć Pana. Jest to „pieśń Mojżesza”, bo oto powtórzyło się Mojżeszowe wielkie wydarzenie sprzed lat, ale i „pieśń Baranka”, bo tym razem to On jest sprawcą cudownego wyjścia i przejścia.

Także i tym razem – jak za dni Mojżesza – nastąpiło ukształtowanie społeczności, ludu. Ale dla pojedynczego chrześcijanina, który czyta te słowa Księgi i który znów w owej rzeszy powinien dostrzec samego siebie, szczególnie istotne okażą się zapewne dwa inne elementy. Pierwszy można by nazwać przestrzenią wolności, drugi – perspektywą ojczyzny. Baranek wyprowadził „swoich” na wolność. Człowiek współczesny często – może nazbyt często – posługuje się tym pojęciem, nie uświadamiając sobie, że używa go jedynie jakby przez analogię (tak samo zresztą jak i innych wielkich pojęć: pokój, sprawiedliwość itp.). Nie ma tu, na ziemi, wolności pełnej, doskonałej, idealnej. Jest ona możliwa tylko w innym wymiarze, na innej płaszczyźnie ludzkiego istnienia. Orędzie Apokalipsy, przez odwołanie się do Mojżesza i wydarzenia Wyjścia, brzmi: ci, którzy poszli za Barankiem, uzyskali wolność. Jeżeli więc nawet w porządku tego świata doznają rozlicznych form zniewolenia, są wolni wolnością wyższą, doskonałą. Wiąże się z tym perspektywa ojczyzny. Jeżeli tak się rzeczy mają, jeżeli dokonało się nowe Wyjście, to chrześcijanin jest w drodze, ale też wie, dokąd zmierza. Baranek nie tylko dokonał nowej Paschy – przejścia, nie tylko stanął na czele i przewodzi, ale też ma dla swoich odpowiedni dom. Nieco wcześniej można było przeczytać w Apokalipsie: „Paść ich będzie Baranek, który jest pośrodku tronu, i poprowadzi ich do źródeł wód życia” (7:17).

„Jam jest Pan, Bóg twój...”. W formule tej, powtarzanej również przez chrześcijanina, słowa „wywiódł” i „dom niewoli” uzyskują nowy, pogłębiony sens. Apokalipsa pokazuje, o jaką wolność i jakie Wyjście chodzi. Pokazuje, niewiele objaśniając i tłumacząc. Komentarzem do wydarzenia pozostaje – mówiący sam za siebie i pełen treści – hymn pochwalny tych, którzy przeszli przez morze.

Oczekiwanie i wołanie

Apokalipsa kończy się wspaniałą wizją Nowego Jeruzalem. Poprzedzają ją te oto znane słowa: „I ujrzałem niebo nowe i ziemię nową, bo pierwsze niebo i pierwsza ziemia przeminęły i morza już nie ma. I Miasto Święte – Jeruzalem Nowe ujrzałem zstępujące z nieba od Boga, przystrojone jak oblubienica zdobna w klejnoty dla swego męża. I usłyszałem donośny głos mówiący od tronu: »Oto przybytek Boga z ludźmi: i zamieszka wraz z nimi i będą oni Jego ludem, a on będzie BOGIEM Z NIMI. I otrze z ich oczu wszelką łzę, a śmierci już odtąd nie będzie. Ani żałoby, ni krzyku, ni trudu już [odtąd] nie będzie, bo pierwsze rzeczy przeminęły«” (21:1-4). Chrześcijanin, który dzięki wcześniejszym wizjom mógł zobaczyć między innymi, kim naprawdę jest, teraz może potwierdzić naocznie prawdę słów św. Pawła: „ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują” (I Kor. 2:9). Z tym oczywiście, że Księga Objawienia mimo wszystko pozwala mu „widzieć” owe wielkie rzeczy.

I tak oto orędzie Apokalipsy układa się w jedną zwartą całość: zbawczy zamysł Boga – dzieło Jezusa Chrystusa – nowa tożsamość tego, kto przez wiarę złączył się z Jezusem – życie wieczne. To dlatego chrześcijanin może z głębi serca wołać: „Przyjdź, Panie Jezu” (22:20).

Bogusław Widła
[Dr hab., biblista, profesor Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej. Opublikował m.in. Antropologię egzystencjalną Apokalipsy Janowej, Warszawa 1996]