Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

Nr 1/2001

Ogłoszona w sierpniu przez watykańską Kongregację Nauki Wiary i podpisana przez kard. Josepha Ratzingera Deklaracja o jedyności i powszechności zbawczej Jezusa Chrystusa i Kościoła wywołała wyjątkowe jak na dokument kościelny zainteresowanie.

Jego powodem stało się kilka zdań, w których kard. Ratzinger przypomniał tylko podstawowe tezy katolickiej nauki o Kościele i jego roli w zbawieniu. Nie nowe są też zawarte w Deklaracji krytyczne uwagi na temat relatywizmu współczesnej kultury i debaty religijnej.

Owe prawdy to przede wszystkim pogląd o wyjątkowym charakterze Kościoła katolickiego jako jedynego Kościoła Chrystusa, a także mocne przekonanie, że tylko ten Kościół posiada „pełnię środków zbawienia”. Konsekwencją tego przekonania jest wyrafinowana hierarchizacja Kościołów partykularnych, Wspólnot kościelnych, wreszcie innych religii, które wszystkie układają się niczym kręgi coraz odleglejsze od zbawczego centrum, którym jest Watykan.

Dialog z różnymi Kościołami chrześcijańskimi czy Wspólnotami religijnymi jest dla Kościoła katolickiego częścią misji ewangelizacyjnej, w której oczywiście zachowuje się respekt dla osobistej godności partnerów, ale jeśli idzie o ich poglądy, to „Kościół (...) musi troszczyć się przede wszystkim o (...) głoszenie konieczności nawrócenia się do Jezusa Chrystusa i zjednoczenie z Kościołem”.

Trzeba przyznać, że zwłaszcza szeroką publiczność, nieświadomą zakulisowych sporów teologów, Rzym przyzwyczaił w ostatnich latach do zupełnie innych zachowań. Spektakularne gesty Papieża jak wizyty w synagogach czy spotkanie w Asyżu z przedstawicielami różnych światowych religii zdawały się świadczyć o tym, że Kościół katolicki zaczyna inaczej niż w przeszłości pojmować swoje miejsce w świecie i dostrzega w innych wspólnotach religijnych rzeczywistych partnerów, „braci w wierze”, a nie tylko zagubione owce, które trzeba koniecznie doprowadzić do własnej owczarni.

Deklaracja rozwiała te złudzenia. Jest ona nie tyle wyrazem wiary w zbawczą misję Jezusa Chrystusa – tę bowiem z nie mniejszym przekonaniem wyznają także inne wspólnoty chrześcijańskie, lecz przede wszystkim wyznaniem wiary w siebie i własną słuszność.

Problem z Deklaracją nie polega bowiem na tym, że jej autor z całą mocą przypomniał, w co wierzy i dlaczego jest to dla niego cenne, lecz w tym, że uznał za stosowne wystawić cenzurki z religii wszystkim dookoła. Stąd zażenowanie, niesmak i rozczarowanie tym dokumentem. Trafnie ujął to Amos Luzzato, prezes związku włoskich gmin żydowskich, stwierdzając: „Nikt nigdzie nie powiedział, że do kompetencji Ratzingera należy zastanawianie się nad moim zbawieniem”.

Dialog i wzajemne zrozumienie między ludźmi należącymi do różnych Kościołów chrześcijańskich i różnych innych tradycji religijnych jest możliwy, jeśli za punkt odniesienia bierze się doświadczenie Bożej rzeczywistości, które jest podstawą wszelkiego życia religijnego, nie zaś zasady własnej doktryny.

Jeśli przyjrzeć się światu, który nas otacza, to widać, że jego problemem nie jest nadmiar poszukiwań religijnych, lecz obojętność i zasadnicze trudności z wyjaśnieniem ludziom żyjącym w globalnej cywilizacji, o co chodzi, gdy mówi się o wierze. Z punktu widzenia problemów religii we współczesnym świecie kard. Ratzinger porządkujący wspólnoty i religie wedle swojej doktrynalnej hierarchii, mówi nie na temat.

Myślę, że trzeba powiedzieć, że Deklaracja kard. Ratzingera jest niesłuszna, bo stawia kwestię relacji między ludźmi wychodzącymi z różnych tradycji religijnych na niewłaściwej płaszczyźnie. Jest to płaszczyzna ciasno rozumianych doktryn.

Przewodniczący Kongregacji Nauki Wiary uważa za słuszne publiczne ocenianie z punktu widzenia własnej doktryny tego, w co wierzą inni. To nie jest postawa kogoś, kto chce od swego rozmówcy czegoś się dowiedzieć, lecz kogoś, kto tylko to chce usłyszeć, co sam już wie i co mu odpowiada.

Poniekąd drugi biegun tej samej postawy wyznaczają głosy, jakie pojawiły się w dyskusjach związanych z Deklaracją, w myśl których jest wiele dróg do Boga i każdy ma prawo swoją uważać za najlepszą. W istocie rzeczy jest podobnie jak w pierwszym przypadku: deklaracja braku zainteresowania tym, co dzieje się poza własnym religijnym podwórkiem. A przecież uczestnictwo w tej czy innej religijnej wspólnocie, przy całym szacunku dla jej dorobku, tradycji i obyczaju, nie musi wykluczać zdolności do krytycznej refleksji nad sobą. Nie ma bowiem żadnego powodu, żeby sądzić, że objawienie dane w Jezusie Chrystusie i Jego nauczanie możemy prawidłowo odczytać, tylko trzymając się swojego kręgu kulturowego, swoich przyzwyczajeń, tradycji czy języka.

Prawdziwy problem z Deklaracją polega na tym, że próbuje nam ona narzucić doktrynalny punkt widzenia. Na płaszczyźnie doktrynalnej nie ma zaś miejsca na dyskusję, jest natomiast miejsce na spór.

Adam Aduszkiewicz
[Doktor filozofii, członek warszawskiej parafii ewangelicko reformowanej]