Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

Nr 2 / 2001

Wchodzenie Polski do struktur europejskich odbywa się powoli, mozolnie i nieefektownie, bo inaczej po prostu nie może. Skala przygotowań dostosowujących nasze prawo do unijnego, a także uzgadnianie kwestii gospodarczych pochłania wiele czasu i energii negocjatorów. Ten proces potrwa jeszcze kilka lat, co nie jest takie złe, ponieważ pozwoli nam oswoić się z myślą, że staniemy się częścią dużego organizmu. Oznacza to pewne korzyści, ale też i ograniczenia, które musimy nauczyć się traktować jako uzasadnioną konieczność, a nie krzywdę. Każdy związek o charakterze partnerskim polega przecież na równowadze między dawaniem a braniem, między oczekiwaniem na zrozumienie naszych potrzeb a respektowaniem potrzeb partnera.

Wymaga to od nas gotowości na zmiany, otwarcia na inne niż własne poglądy na rzeczywistość. Trzeba będzie słuchać głosów ludzi reprezentujących odmienną tradycję i rozumnie wypowiadać własne zdanie. Ulegnie zmianie nasza zbiorowa świadomość: musimy odrzucić postawę roszczeniową motywowaną poczuciem wyjątkowych zasług historycznych i wziąć udział w zbiorowym wysiłku, respektując wzajemne zależności. Podstawową wartością przyświecającą twórcom Unii Europejskiej jest nie ujednolicenie, ale współpraca. Konieczność wypracowywania wspólnego stanowiska uczy słuchania i dowodzenia swoich racji oraz rozumienia współzależności. W pewnym sensie świat przybliży się do nas, a my staniemy się bliżsi innym – odległości między ludźmi w Europie zmniejszają się wyraźnie.

Ta perspektywa każe nam, ludziom wierzącym, spojrzeć wokół, a także na samych siebie, aby odpowiedzieć na pytanie, w jakim miejscu znajdujemy się jako społeczność kościelna. Jest to impuls do krytycznej i twórczej oceny tradycji, którą reprezentujemy. Dlatego pytanie o nasz (polskich chrześcijanek) wkład w duchowość Europy korzystniej jest zastąpić pytaniem o to, jakie miejsce w naszej świadomości zajmują ważne problemy współczesności. Może to zabrzmi paradoksalnie, ale jakość odpowiedzi na to pytanie zależy bardzo wyraźnie od naszej świadomości konfesyjnej. Tylko znając dokładnie swoje miejsce na mapie wyznaniowej, możemy odnaleźć to, co najważniejsze i wspólne w chrześcijańskim dorobku i zgodnie z tym odpowiadać na pojawiające się problemy. Z drugiej strony cała złożoność otaczającego nas świata zmusza nas do coraz trafniejszego definiowania owego miejsca. Pojmowanie tradycji kościelnej jako żywej materii, którą kształtujemy, opierając się na przesłaniu biblijnym i coraz doskonalszym rozumieniu problemów ludzkiego życia, jest szczególnie bliskie piszącej te słowa jako przedstawicielce Kościoła Ewangelicko-Reformowanego. Jest to bowiem spojrzenie zgodne z reformowaną zasadą Ecclesia semper reformanda.

Szczególnym rysem naszych czasów jest stosunek do życia wyrażony określeniem ”cywilizacja sukcesu”. Trzeba więc niemal za wszelką cenę coś osiągnąć. Tym „czymś” jest znacząca pozycja społeczna i pieniądze. Dla znalezienia się w gronie zdobywców sukcesu ludzie poświęcają często swoje więzi z najbliższymi, zapominają o obowiązkach wobec dzieci czy starych rodziców. Gotowość do oddania swego czasu i sił na działania, które nie dadzą profitu, maleje w sposób widoczny. Jak dobroczynność, to taka, która daje się odpisać od podatku, jak działalność społeczna, to taka, która pomoże „zaistnieć” na rynku lub w mediach itd. W naszym kraju ten problem jest bardzo jaskrawo widoczny, ponieważ po stosunkowo niedawnych przemianach nastąpiło zachłyśnięcie nowymi, wspaniałymi możliwościami. Jest więc z jednej strony pęd do przodu (cokolwiek to oznacza), a z drugiej ogromna frustracja tych, którzy z rozmaitych powodów nie nadążają. Poczucie dobrze spełnionego obowiązku, stan wewnętrznej harmonii i nieustanne próby dokonywania dobrych wyborów, które byłyby miłe Bogu – to sprawy, o których trudno mówić ludziom, którzy nigdy nie mają czasu. A jednak taka jest rola Kościoła, taka jest rola nas wszystkich, ludzi wierzących. Sukces jako produkt uboczny udanej pracy to rzecz znakomita, sukces jako cel sam w sobie wypacza osobowość człowieka.

Wszyscy ludzie wypełniają w życiu rozmaite zadania, a niekwestionowanym zadaniem wynikającym z biologii jest macierzyństwo kobiety i ojcostwo mężczyzny. Ale poza biologicznym zaprogramowaniem na dawanie życia kobieta, podobnie jak mężczyzna, jest przez Stwórcę wyposażona w umysł i duchowość. Obdarowana talentami, ma obowiązek te talenty rozwijać. Sprowadzenie roli kobiety wyłącznie do macierzyństwa jest niezgodne z wolą Boga. Kobiety i mężczyźni współtworzą ziemską rzeczywistość, a więc w równym stopniu ponoszą za nią odpowiedzialność, a zatem wszyscy powinni mieć takie same możliwości samorealizacji. Oznacza to równość praw we wszystkich dziedzinach życia społecznego, a tam, gdzie są równe prawa, nie ma mowy o przywilejach. Dotyczy to nie tylko rynku pracy czy aktywności politycznej. Niektóre Kościoły (w tej liczbie Kościół Ewangelicko-Reformowany) otworzyły kobietom drogę do ordynacji. Z tego prawa kobiety muszą jednak umieć skorzystać.

Każdy człowiek, poszukując własnej tożsamości w swojej wspólnocie wyznaniowej, korzysta z pomocy, jaką owa wspólnota niesie. Istotny układ odniesienia stanowią dla nas wzorce biblijne, które demonstrują nasi duszpasterze w czasie kazań. Bardzo rzadko jednak są nimi wielkie kobiece postacie biblijne (o pomniejszych nie mówiąc), o co można mieć pretensje do naszych duchownych. Wybitne kobiety przedstawione w Starym Testamencie odegrały ogromną rolę w dziejach narodu wybranego. Są to osobowości niezwykłe, a jednak prawie nie wspominane. Jaka szkoda! Być może tradycje w tym względzie nie są najlepsze i należałoby je zmienić.

W bardzo wielu dziedzinach życia regulacje prawne są sprawiedliwe i nie deprecjonują kobiet. Jednak u nas z realizacją tego prawa do równoprawnego traktowania bywa rozmaicie. Często również same kobiety nie rozpoznają dobrze swoich możliwości. W Kościele powinny one znaleźć miejsce, w którym potwierdzą, podobnie jak mężczyźni, własną wartość. To jest znakomite miejsce, aby zrozumieć sens swojej osobistej odpowiedzialności za ten niewielki , ale ważny wycinek rzeczywistości, którą pospołu tworzymy. Jest to wreszcie miejsce, w którym uczymy się otwierać oczy na otaczający nas świat i otwierać nasze uszy na głos innego człowieka. Wyposażeni w takie umiejętności, będziemy gotowi do zrozumienia czasu, który nadchodzi. Bez kompleksów przy budowaniu wspólnej przyszłości w Europie.