Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

Nr 3-4 / 2001

Nigdy nie byłem pracownikiem redakcji „Jednoty”, mimo to współpracowałem z nią bardzo ściśle przez ponad ćwierć wieku. Pierwszy mój tekst na jej łamach ukazał się w połowie 1966 r. i dotyczył Koła Teologów Ewangelickich Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej. W tym czasie kończyłem studia, składałem więc funkcję prezesa KTE oraz dokonywałem bilansu osiągnięć i porażek w prowadzonej działalności, o czym w dość nieporadny jeszcze sposób informowałem czytelników „Jednoty”.

Jako świeżo upieczony absolwent, któremu marzyła się kariera naukowa, szukałem w owym czasie możliwości napisania doktoratu. ChAT, wskutek różnych uwarunkowań, nie wchodziła w rachubę, w Zakładzie Religioznawstwa PAN, z którym nawiązałem kontakty, nie było to możliwe ze względów ideologicznych (wierzący, bezpartyjny), a przecież z czegoś trzeba było żyć. Część niezbędnych środków zdobywałem pracą fizyczną (w spółdzielniach studenckich), część artykułami i tłumaczeniami, zamieszczanymi na łamach kilku periodyków religijnych. Pośród czasopism, z którymi współpracowałem wówczas i później, „Jednota” od samego początku zajmowała poczesne miejsce.

Chcąc mówić o współpracy z „Jednotą”, zacząć trzeba od ludzi. Redaktorem naczelnym był w owym czasie bp Jan Niewieczerzał, człowiek z ogromną charyzmą, przyjazny ludziom, dodający otuchy w trudnych sytuacjach. Wiedzą, dynamizmem i otwartością na problemy współczesnego chrześcijaństwa imponował mi od samego początku ks. Bogdan Tranda, późniejszy wieloletni naczelny „Jednoty”. Zastanawiam się jednak, czy moja współpraca z „Jednotą” trwałaby tak długo, gdyby nie było w niej redaktor Barbary Stahl. Wprawdzie okrutnie „znęcała się” nad moimi tekstami (pocieszałem się tym, że taryfy ulgowej nie stosowała nawet dla wysokich dostojników kościelnych!), lecz gdy ukazywały się w druku, to z pokorą musiałem przyznać, że miała rację. W późniejszym okresie powierzałem jej z zaufaniem swoje książki, gdyż wiedziałem, że po jej wnikliwych poprawkach żaden wydawca nie zakwestionuje językowej poprawności tekstu.

W okresie studiów karmiono nas w ChAT dosyć archaiczną myślą protestancką. Kończąc studia, byliśmy dobrze obeznani z teologią XIX i początku XX wieku, natomiast prawie nic nie wiedzieliśmy o poglądach teologicznych Karola Bartha, Paula Tillicha czy Rudolfa Bultmanna (tym ostatnim nas jedynie „straszono”, lecz nie chciano wyjaśnić, na czym jego „nieprawowierność” polega). Okazało się, że właśnie wówczas, na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, „Jednota” wzięła na siebie zadanie zapełnienia istniejącej luki. Na jej łamach ukazywać się zaczął cykl sylwetek współczesnych teologów, zamieszczano też tłumaczenia ich tekstów. Miałem w tej pracy swój udział, który zaowocował potem moją pierwszą książką pt. „Teologia protestancka XX wieku” (1971).

Z roku na rok redaktorzy „Jednoty” byli mi coraz bliżsi, w czym istotną rolę odgrywał fakt, że mąż Barbary – ks. Jerzy Stahl był moim przyjacielem ze studiów. Poza tym od 1970 r. byłem pracownikiem Polskiej Rady Ekumenicznej, której siedziba mieściła się w owym czasie w budynku parafii i władz zwierzchnich Kościoła Ewangelicko-Reformowanego. Spotykaliśmy się więc na co dzień, komentując na gorąco bieżące wydarzenia kościelne i ekumeniczne. Na początku lat siedemdziesiątych Redakcja zaproponowała mi opracowywanie przeglądu wydarzeń ekumenicznych w kraju i na świecie. Godząc się na to, nie przypuszczałem, że odtąd przez ponad 20 lat będę autorem anonimowego „Przeglądu ekumenicznego”. Odpowiedzialność za tę rubrykę sprawiała, że co miesiąc musiałem dostarczać kilka, a niekiedy kilkanaście stron tekstu i składać częste wizyty w redakcji – czyniłem to zawsze zresztą z największą przyjemnością. Na łamach „Jednoty” zamieściłem ogółem kilkadziesiąt artykułów. Do dziś dumny jestem szczególnie z mojego wkładu w powstanie kilku podwójnych zeszytów monotematycznych poświęconych ekumenizmowi („Katechizm ekumeniczny”), Ulrykowi Zwingliemu i Karolowi Barthowi.

„Jednota”, zwłaszcza w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, nie była kochana przez władzę ludową z powodu bliskich kontaktów jej redaktorów zarówno z działaczami Klubów Inteligencji Katolickiej, jak i z opozycją demokratyczną. Jej redaktor naczelny, ks. Bogdan Tranda, miał ogromne kłopoty z otrzymaniem paszportu na wyjazdy zagraniczne. Osoby „życzliwe” zarówno w PRE, jak i w Urzędzie ds. Wyznań parokrotnie sugerowały mi zerwanie współpracy z „Jednotą”, dając do zrozumienia, że mogę podzielić los jej redaktora naczelnego. Mimo tych „życzliwych” sugestii współpracę kontynuowałem, a z PRE pożegnałem się dobrowolnie w 1983 r., nie chcąc współpracować z jej nowym kierownictwem.

Po odejściu z Rady podjąłem pracę w nowo powstałym periodyku „Studia i Dokumenty Ekumeniczne”, lecz moja współpraca z „Jednotą” trwała dalej. W tym miejscu należałoby wspomnieć, że jednym z osiągnięć Sierpnia 1980 r. było prawo do zaznaczania w tekstach ingerencji cenzury. Problem polegał tylko na tym, że – pod wpływem nacisku władz – zdecydowana większość prasy z tego prawa nie korzystała. „Jednota” była jednym z nielicznych czasopism w ogóle i jedynym spośród wydawanych przez Kościoły mniejszościowe w naszym kraju, które ingerencje cenzury zaznaczały. Również moje teksty bywały niekiedy „zaszczycone” taką adnotacją.

Bezpośrednio po przełomie politycznym, w latach 1990 i 1991, bardzo zacieśniła się moja współpraca z „Jednotą”. Miałem wówczas dużo czasu, gdyż z przyczyn finansowych zawieszone było wydawanie moich „Studiów”. Zamieściłem wówczas w „Jednocie” cykl artykułów poświęconych sytuacji Kościołów w poszczególnych krajach Europy Środkowowschodniej po upadku komunizmu. Potem stopniowo współpraca moja stawała się coraz luźniejsza, gdyż nowe obowiązki w Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej, z którą związałem się na jesieni 1991, pochłaniały mi coraz więcej czasu. Z końcem 1994 r. przestałem opracowywać „Przegląd ekumeniczny” i odtąd tylko okazjonalnie goszczę na łamach „Jednoty”.

Z perspektywy 35 lat muszę wyznać, że zawdzięczam „Jednocie” bardzo dużo. Dzięki współpracy z nią nauczyłem się pisać o sprawach trudnych i skomplikowanych w sposób zwięzły i czytelny. Zawsze imponowała mi wśród jej redaktorów dbałość o poprawność języka i wysoki poziom edytorski. Podziwiałem też ich odwagę w podejmowaniu często tematów trudnych i kontrowersyjnych. W niełatwych czasach PRL-u „Jednota” zawsze zachowywała się przyzwoicie. Uczyła, że bycie mniejszością wcale nie musi być powodem kompleksów, przeciwnie, że nawet nieliczna społeczność protestancka może odegrać ważną i znaczącą rolę w życiu naszego kraju. Chcąc jednak osiągnąć ten cel, trzeba się pozbyć mentalności getta i otworzyć się na inaczej wierzących i myślących. „Jednota” była jedynym czasopismem, które od początku swego nowego zaistnienia w 1957 r. nie tylko regularnie informowało o najważniejszych wydarzeniach ekumenicznych w kraju i za granicą, lecz również propagowało postawę tolerancji i akceptacji chrześcijan różnych konfesji, a także wyznawców innych religii. Zwłaszcza w ostatnich latach ukazało się na jej łamach wiele wartościowych tekstów wspierających dialog chrześcijańsko-żydowski.

Za to wszystko z okazji 75. urodzin składam „Jednocie” najszczersze podziękowania, życząc jej, aby również w najbliższej i dalszej przyszłości nie zeszła z obranej drogi.

Karol Karski
[Teolog luterański, prorektor Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej]