Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

Nr 3-4 / 2001

Wśród Książek

Tytuł książki: Niebo to inni1. Tytuł pierwszego rozdziału: „Szczęśliwe dzieciństwo”. Pierwsze pytanie (bo to jest wywiad-rzeka) dotyczy najwcześniejszych wspomnień z dzieciństwa. Odpowiedź brzmi: „Miałam sześć miesięcy, kiedy zachorowałam na polio (chorobę Hainego-Medina) i trafiłam do szpitala z powrotem...”.

Człowiek, który by nie wiedział, kim jest osoba opowiadająca (a takich ludzi jest chyba niewielu, i to nie tylko w Polsce, bo w 1993 roku została wybrana Kobietą Europy), mógłby się spodziewać, że przeczyta o cudownym uzdrowieniu czy zbawiennej kuracji. Ten natomiast, kto wie, o kogo chodzi, może sądzić, że osoba ta wzrastała w cieplarnianych warunkach, rozpieszczana przez otoczenie i chroniona przed wszelkim cierpieniem. No, bo skoro niebo to inni i szczęśliwe dzieciństwo... Jak było i jest naprawdę?

Janina Ochojska2 w rozmowie z Wojciechem Bonowiczem opowiada o swoim życiu rzeczowo i z poczuciem humoru. A jest to życie, którego cierpieniami i liczbą przebytych ciężkich operacji można by obdzielić kilka ludzkich istnień i każde z nich z osobna uważać za dotkliwie skrzywdzone przez los. Niebo to inni jest książką niezwykłą i dlatego, że opowiada o niezwykłym życiu niezwykłego człowieka. Ważne jest też, jak to jest opowiedziane. I tu dużą zasługę należy przypisać również prowadzącemu wywiad Wojciechowi Bonowiczowi, którego bardzo ważne i celne pytania współgrają z żywą narracją Janiny Ochojskiej, tworząc spójną i pasjonującą całość.

W latach pięćdziesiątych przez Polskę przetoczyły się dwie epidemie polio, pustosząc życie mnóstwa dzieci. Ówczesne władze o wiele za późno wprowadziły szczepienia, a jednym z ostatnich niezaszczepionych roczników była również Janka (to nie jest niesmaczne spoufalanie się – rzeczywiście jesteśmy po imieniu). Gwałtowny atak choroby spowodował takie porażenie, że przez osiem miesięcy mogła oddychać tylko dzięki tzw. żelaznym płucom. W czternastym miesiącu życia opuściła szpital i trafiła do sanatorium dla dzieci po polio w Jastrzębiu Zdroju. I tam, w ciasnym gorsecie i z usztywniającymi nogi aparatami, pierwszy raz w życiu stanęła. Miała wtedy lat pięć.

Sanatorium prowadzone przez dra Kmiecia i Lubuski Ośrodek Rehabilitacyjno-Ortopedyczny w Świebodzinie, prowadzony przez dra Lecha Wierusza, dokąd trafiła po skończeniu ósmej klasy ze skierowaniem na operację kręgosłupa – w dużej mierze pozwoliły dojrzeć i ujawnić się wrodzonym cechom Janki, kształtowanym tam i wzmacnianym przez niezwykłych wychowawców. W przerwie między tymi dwoma pobytami był szereg operacji w szpitalach. W niektórych nad dziećmi po prostu znęcano się, zabraniając na przykład za karę wychodzenia nocą do ubikacji czy bez żadnego uzasadnionego powodu pozwalając na widzenie z rodzicami tylko hurtem i przez szybę w drzwiach. Charakterystyczne dla Janki jest, że dziś, wspominając takie fakty, nie usprawiedliwia wprawdzie agresji i złośliwości części personelu szpitalnego, ale uważa, że trzeba zrozumieć jego stres i zmęczenie opieką nad paroma setkami dzieci wymagających ciągłej pomocy i opieki, a przy tym bardzo żywych i psotnych.

Przyczyn wykolejania się ludzi szukamy dziś przede wszystkim w ich trudnym dzieciństwie. W wielu przypadkach patologicznego środowiska jest to słuszne. Cóż jednak wobec tego powinno było wyrosnąć z dziecka, które na samym początku istnienia poznało ból i cierpienia fizyczne, pozbawione było bliskości rodziny, wcześnie doświadczyło bezmyślnego okrucieństwa dorosłych, a gdy było już starsze – otrzymywało stale sprzeczne informacje i sygnały na temat ludzi i swojego miejsca na świecie? Śmiem twierdzić, że Janina Ochojska stała się tym, kim jest, nie tylko dzięki swoim wyjątkowym wrodzonym cechom charakteru i umysłu. Nie do przecenienia jest bowiem również wpływ wychowawców w obu sanatoriach, w których spędziła większość dzieciństwa i młodości. Swego czasu byłam kilka tygodni w Lubuskim Ośrodku R-O, poznałam wychowawców i wychowanków, brałam udział w ich codziennym życiu. Z niektórymi, ówcześnie dziećmi, mam kontakt do dziś, losy innych śledziłam z daleka. Większość jest pełnowartościowymi ludźmi, ma spełnione życie osobiste, wielu bierze udział w życiu społecznym. Może więc nie od rzeczy byłoby – zamiast tresury – zacząć dzieci wychowywać, tak w domu, jak i w szkole? Zamiast pustosłowia – przykład własnej postawy, zamiast krzyku – serdeczna rozmowa, zamiast bezmyślnego pobłażania „dla świętego spokoju” – mądre wymagania. O wpływie takiego wychowania mówi właśnie Janka, wspominając prof. Jana Sobocińskiego, który uczył w Świebodzinie: „Traktował nas poważnie, nie robił nam wykładów »z moralności«, ale obserwując go, nie miało się wątpliwości, co jest dobre, a co złe. »Sobótki« nie wypadało okłamywać”.

Koniec dygresji. Napisanie czegoś sensownego o takiej książce jak Niebo to inni jest zadaniem karkołomnym, bo wszystko w niej jest tak ważne, że człowiek ma pokusę zwrócenia uwagi Czytelnika na każdy wątek. Dotkliwa bieda w domu i dalekowzroczna mądrość matki, która wobec zainteresowań dziecka kupuje mu bardzo drogą książkę o astronomii; konfrontacja stosunku sanatoryjnych wychowawców do kalekich dzieci z chamstwem, wrogością albo upokarzającą litością dużej części społeczeństwa; szukanie i znalezienie Boga; pokonywanie stale obecnego cierpienia, dążenie do wiedzy, rozterki i psychiczne bóle dorastania, nieustająca praca nad sobą, która zaowocowała zaakceptowaniem własnego ciała i losu i zmianą stosunku do ludzi – z niechęci do nich – na zrozumienie i współczucie. I wreszcie – studiowanie astronomii, zaangażowanie w „Solidarność”, doświadczenie stanu wojennego i jednocześnie konieczność natychmiastowej kolejnej operacji, która się nie udała, bo „o sterylną czystość było wtedy w szpitalach bardzo trudno, wszystkiego brakowało”. A więc zakażenie, stan zapalny, rozlecenie się bloku kostnego i złamanie metalu usztywniającego kręgosłup. Nawiasem mówiąc, dzięki pobytowi w tym czasie w Świebodzinie Janka uniknęła internowania, bo w Toruniu, gdzie studiowała, szukała jej już milicja.

Nadszedł okres bólu nie do wytrzymania i dramatycznych starań w Ministerstwie Zdrowia o sfinansowanie leczenia za granicą. Mimo że w Polsce nie wykonywano operacji usztywniania kręgosłupa od przodu, odpowiedzi były odmowne. W końcu, dzięki staraniom wielu ludzi, a zwłaszcza dzięki inicjatywie lekarza z kliniki w Lionie, dokąd Janka przesłała przetłumaczoną historię choroby – sfinansowania leczenia podjęło się francuskie Ministerstwo Zdrowia. Rok pobytu we Francji, trzy ciężkie operacje, poznanie Alaina Michela, zaangażowanie w kierowaną przez niego organizację Amitié Pologne, później współpraca z EquiLibre i w końcu założenie Polskiej Akcji Humanitarnej... Ciąg dalszy wszyscy znamy z prasy, ale krótko przypomnę: Janka zbiera dary w Polsce i jedzie z konwojami PAH do Bośni, Kosowa, Kazachstanu, Czeczenii, Inguszetii, Afganistanu (z pomocą dla ofiar trzęsienia ziemi), pomagając bez wyjątku wszystkim poszkodowanym przez wojny i kataklizmy. Konwoje ostrzeliwane, szykanowane na granicach, konwojenci smażą się w upale lub zamarzają na mrozie, ciężki wypadek samochodowy, po którym Janka przechodzi dwudziestą piątą i dwudziestą szóstą operację w swoim życiu. W kraju organizuje pomoc dla dzieci z najbiedniejszych rejonów Polski, pomaga uchodźcom, szkoli wolontariuszy... Nie, nie sposób wymienić tu wszystkiego.

Powiem krótko: jest to książka, którą powinni przeczytać wszyscy, a zwłaszcza młodzież. Gdy po skończeniu jej spojrzałam wstecz na moje długie życie – poczułam dojmujący wstyd. I sądzę, że to uczucie wstydu człowieka w pełni zdrowego za niewykorzystanie własnych możliwości, za bezczynność wobec tylu nieszczęść ludzkich przydałoby się dziś wielu ludziom, dla których jeszcze nie jest za późno, by zmienić swoją postawę.

1 Niebo to inni. Z Janiną Ochojską rozmawia Wojciech Bonowicz. Społeczny Instytut Wydawniczy ZNAK, Kraków 2000, s. 304.

2 W specjalnym zeszycie „Jednoty” 7-8/1984, poświęconym ludziom niepełnosprawnym, ukazał się artykuł J. Ochojskiej pt. Próba człowieczeństwa.