Drukuj

Nr 5 / 2001

Niemieckie czasopismo „Publik-Forum”, ukazujące się co trzy tygodnie, w podtytule określa się jako „gazeta krytycznie myślących chrześcijan”. I rzeczywiście, poglądy prezentowane na jej łamach nie zawsze są zgodne z „linią kościelną”, często przedstawiają odmienny punkt widzenia, są prowokujące i dyskusyjne. Można podziwiać w pewnym sensie odwagę, z jaką redakcja podchodzi do pewnych niepopularnych tematów. W stopce redakcyjnej wśród wydawców figurują m.in. nazwiska teologa ewangelickiego Elisabeth Raiser i teologa rzymskokatolickiego prof. dra Heinza Missalli. Czasopismo ma dwie redakcje: w podfrankfurckim Oberursel i w Berlinie. Co dwa miesiące „Publik-Forum” powiększa się o wkładkę młodzieżową pt. „Provo”.

Ostatni numer „Provo” z 6 kwietnia br. poświęcony jest w całości tematowi śmierci. W całości również przygotowała go grupa uczniów gimnazjum z miejscowości Syke koło Bremy. Temat ten podsunął młodzieży do opracowania nauczyciel religii Matthias Radeck. „Wszyscy potraktowali ten trudny temat bardzo osobiście. Dla nas te teksty są bardzo wartościowe, gdyż każdy jest autentyczny, tzn. każdy obchodzi się z śmiercią w sposób szczery i poważny. Są to osobiste historie o śmierci, która nagle pojawiła się w codziennym życiu chłopców i dziewcząt i poruszyła ich. Teksty te są uzupełnione dodatkowo wywiadem z chorym na AIDS mężczyzną. Mając na myśli także reportaż »Samobójstwa młodych ludzi«, przedstawiamy w związku z tym tematem działalność Centrum Dzieci i Młodzieży w Żałobie (Zentrum fur trauernde Konder und Jugendliche)” – napisała redakcja „Provo” we wstępie do tego numeru.

Historia Marie-Christine to opowieść o Malte, koledze z musicalu, który wspólnie przygotowywali. Podczas ostatniej próby musiał wrócić po coś do domu. Po drodze miał śmiertelny wypadek. „Czytam w gazecie, że uczniowie po intensywnych dyskusjach zdecydowali się wystawić musical. To wszystko kłamstwo! Nikt nas o to nie pytał. Dyskusja? Na to w ogóle nie było czasu! Przyszli sponsorzy, telewizja też już była na miejscu, Radio Berlin się zapowiedziało. Musical się odbędzie. Tak mówiono podczas tego wieczoru. The show must go on! Ach, nie. Przecież była minuta ciszy na samym początku po zmarłym koledze. Jedna minuta zadumy dla kolegi, którego już na zawsze straciliśmy? Zgadza się. Owszem, dyskutowaliśmy, ale tylko o tym, kto przejmie partię Maltego” – pisze w swoim wspomnieniu Marie-Christine.

Nadja z kolei opisała pewne zwykłe, czerwcowe, niedzielne popołudnie 1998 r., kiedy dowiedziała się, że w strasznej katastrofie kolejowej pod Eschede zginęli także bliska jej osoba: „Ta noc i dnie, jakie po niej następowały to była dla mnie prawdziwa męczarnia. Moje myśli krążyły nie wokół nieszczęścia, jakie się wydarzyło, wokół zmarłej, lecz wokół dzieci i jej męża. Jak oni mogą się czuć, jak sobie z tym poradzą, jak będzie dalej wyglądać ich życie? (...) Chociaż miałam już szesnaście lat, nigdy tak naprawdę nie myślałam jeszcze o śmierci. Wszystko, co jej dotyczyło, wydawało mi się tak nieskończenie dalekie, tak niewyobrażalne i nierzeczywiste”.

Alex i Elke poznali się w Centrum dla Dzieci i Młodzieży w Żałobie. Każde z nich straciło kogoś bliskiego i nie umiało sobie z tym poradzić ani znaleźć na nowo miejsca w swoim domu i środowisku. W domu najczęściej nie mówi się o zmarłym – twierdzi Beate Alefeld, która prowadzi Centrum dla dzieci w Bremie, gdyż rodzice również nie potrafią uporać się ze swoim bólem. Uważają więc, że dziecko powinno mieć przede wszystkim spokój, gdyż wówczas wróci do siebie. „W naszym Centrum próbujemy zatem pracować zarówno z dziećmi, jak i rodzicami. Dzieciom dobrze robi, gdy ich rodzice są w pobliżu. Poza tym istnieje szansa, że i rodzice i dzieci spotkają się w tym procesie opłakiwania i żałoby po kimś bliskim, którą każdy przeżywa inaczej. Z doświadczenia wiem, że rodzice często zawieszają w domu fotografie zmarłego dziecka, czego pozostałe rodzeństwo nie potrafi psychicznie unieść ani wręcz znieść” – pisze Beate Alefeld.

W bremeńskim Centrum przebywają dziewczęta i chłopcy między dziesiątym i szesnastym rokiem życia. 10-letni Alex mówi, że nadal potrzebuje swoich kolegów i koleżanek z Centrum. Dzięki nim nauczył się nie ukrywać łez i wie, że nikt nie zmusi go do tego, by zapomniał o swoim bracie.

Bella miała 11 lat, gdy próbowała się otruć i odebrać sobie w ten sposób życie. „Codziennie w Niemczech przeciętnie co czwarty młody człowiek próbuje sobie odebrać życie. Szuka lepszego życia i ludzi, którzy by go zaakceptowali i pokochali” – napisał Curt w „Provo”. Młodzież na ogół w różny sposób woła o pomoc; są pewne symptomy, znaki, które młody człowiek werbalnie lub niewerbalnie przekazuje najbliższemu otoczeniu, gdy nosi się z zamiarem samobójstwa. Bella w krótkim czasie straciła wszystkich swoich bliskich. „Postanowiłam sobie to już, gdy umarła moja mama. Mój ojciec był bardzo religijny i to dawało mi oparcie. Ale gdy po sześciu miesiącach umarł także mój tata, zaczęłam zbierać tabletki. Może zresztą wcale nie chciałam umrzeć, nie byłam też wtedy sama w domu, była ze mną siostra mojego taty. Może po prostu chciałam, żeby mnie po prostu ktoś odkrył, zauważył...”.

Najtrudniejszy i najniebezpieczniejszy jest przedział wiekowy między 15 a 20 rokiem życia. Jest to bowiem czas doświadczania granic: młodzież nie chce już powracać do starego, ale nie zna jeszcze nowego; jest zdana na własne doświadczenia. Łączy się to z chaosem uczuciowym, rozczarowaniami, niemożnością udźwignięcia rozmaitych problemów. Wtedy często przychodzi próba samobójcza. Najważniejsze jest więc towarzyszyć młodzieży, o ile to tylko możliwe, w tym trudnym okresie. Być wyczulonym na wszystkie znaki i słowa. Być blisko niej, choć ona może czasami tę bliskość odtrącać lub postrzegać jako kontrolę – radzi Christa Hömmen, terapeutka pracująca w Berlinie z młodzieżą zagrożoną samobójstwem.