Drukuj

Nr 6 / 2001

Refleksje w rocznicę śmierci ks. Józefa Tischnera

Śmierć ks. profesora Józefa Tischnera pozbawiła nas jednego z najciekawszych uczestników debat publicznych, jakie toczyły się w Polsce w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat. Jego dorobek zarówno publicystyczny, jak i książkowy obejmuje kilka różnych okresów: sprzed wyboru Jana Pawła II na papieża, sprzed pierwszej „Solidarności”, stanu wojennego i czas po roku 1989. W specyficzne doświadczenia każdego z nich Tischner wpisał się tekstami, które, – jak „Etyka solidarności” – nabrały symbolicznego znaczenia. W latach 90. jego pisarstwo stało się znakiem rozpoznawczym najbardziej otwartego i twórczego nurtu w polskim katolicyzmie. Był w związku z tym obiektem niewybrednych ataków, ale to jego, a nie któregokolwiek z jego adwersarzy, cytował papież w swoich przemówieniach wygłaszanych podczas wizyt w Polsce.

Pośród tematów, które ks. Tischner poruszał w ciągu ostatniej dekady, istotne miejsce zajmują sprawy religii, Kościoła oraz ich roli i szans we współczesnym świecie. Zainteresowania ks. Tischnera w niemałym stopniu wynikały z bieżących problemów, jakie ma polski Kościół katolicki z odnalezieniem swego miejsca w nowych realiach politycznych, gospodarczych i społecznych. Źle by się jednak stało, gdyby w zgiełku niezbyt mądrych sporów, jakie toczą między sobą w Polsce różne frakcje polityczne, grupy towarzyskie i środowiska kościelne, zagubiło się to, co w pisarstwie Tischnera wykracza poza cele doraźne. Ksiądz Tischner napisał bowiem wiele rzeczy ważnych dla każdego, kto interesuje się przyszłością religii w coraz wyraźniej rysującej się cywilizacji XXI w. Dla czytelnika niekatolickiego te wątki w pisarstwie Tischnera są znacznie ciekawsze niż wątpliwa satysfakcja, jaką może dawać lektura przenikliwych krytyk, których nie szczędził swemu macierzystemu środowisku.

Ktoś, kto chciałby uporządkować poglądy Tischnera na temat religii, powinien zacząć od postawionego przez niego fundamentalnego pytania: czy religia jest człowiekowi do czegoś potrzebna? Odwołując się do ważnych dla siebie autorów: Franza Rosenzweiga i Emmanuela Lévinasa, ks. Tischner odpowiada, że nie jest! Religia nie zaspokaja żadnych codziennych ludzkich potrzeb. Nie jest konieczne być człowiekiem religijnym. Nie są przekonujący ci, którzy uważają, że ateizm jest sprzeczny z ludzką naturą. „To logiczne – powiada Tischner – żeby być ateistą. Tak jak logiczne i rozumne jest to, żeby się nie zakochać” („Przekonać Pana Boga”, Kraków 2000, s. 34). Można nie być religijnym, a mimo to są między nami ludzie religijni. Człowiek – powiada Tischner przy innej okazji – nawiązuje dialog z Bogiem, mimo że nie musi.

Dialog to kluczowe słowo dla Tischnerowskiego rozumienia religii. Ks. Tischner przypomina znany od dawna, ale wciąż aktualny trop, zgodnie z którym religia wyrasta z bezpośredniego doświadczenia rzeczywistości, która nas przerasta. Od tej rzeczywistości możemy odwrócić się i zamknąć w świecie swoich spraw: biznesu, życia rodzinnego, czegokolwiek. Albo też możemy odpowiedzieć na jej wezwanie i podjąć dialog.

Zetknięcie z rzeczywistością boską musi na nasz mały świat działać destrukcyjnie. W Biblii znajdziemy cały szereg obrazów ukazujących kryzys i radykalną przemianę całego życia, jakie następują w wyniku zetknięcia z Bożym wezwaniem. Ale ta destrukcja ma charakter wyzwolicielski. Pisze Tischner: „logika dojrzewania wiary jest (...) logiką wolności (...) Jedno z najważniejszych odkryć w dziedzinie teologii polega na tym, że łaska jest wyzwoleniem” (ibidem, s. 30).

Wiara to wyzwolenie z więzów i ograniczeń życia sprowadzonego do poziomu troski o sprawy doczesne, to również poszukiwanie własnej odpowiedzi na boskie wezwanie. Gdzie tu jest miejsce dla Kościoła?

W jednej z najciekawszych wypowiedzi z ostatnich lat, cyklu rozmów na temat nowego katechizmu Kościoła katolickiego prowadzonej z Jackiem Żakowskim ks. Tischner obszernie komentuje podaną w katechizmie definicję wiary jako „odpowiedzi człowieka danej Bogu, który mu się objawia” („Tischner czyta katechizm”, Kraków 1996, s. 8). W definicji tej, podkreśla Tischner, nie ma Kościoła, który w katechizmie trydenckim był niezbędnym pośrednikiem między człowiekiem a Bogiem. Kościół, powiada Tischner, „sam siebie wykreślił!” Pojął bowiem, że człowiek jest capax Dei – sam jest zdolny usłyszeć boskie wezwanie i odpowiedzieć na nie.

Rozmowy o katechizmie pozwalają lepiej zrozumieć sens różnych krytycznych uwag Tischnera na temat codziennej praktyki Kościoła katolickiego w Polsce. Mają jednak również szersze znaczenie. Tischner mówi o sprawach ważnych dla każdej wspólnoty kościelnej. Dowodzi bowiem, że Kościół może, a nawet powinien wspierać człowieka w dialogu z transcendencją. Nie może jednak do tego dialogu się wtrącać, a zwłaszcza próbować zająć miejsca, którejś ze stron. Możemy więc przeczytać u Tischnera takie zdanie: „Pan Bóg nie lubi widoku niewolników. I kiedy się ktoś daje zniewolić jakiejś formie niby religii, kiedy czyni sobie z niej bożka, to Pan Bóg czeka, żeby wyzwolił się ze skorupy (...). I czasem żeby utorować drogę wierze, trzeba się wyzwolić nawet od Kościoła. Dzieje się tak wtedy, gdy ów Kościół jest widziany błędnie, jako rodzaj więzienia. Albo gdy Kościół staje się kapliczką; jeden Bóg, jeden święty, jeden duszpasterz.... a wokół samo zło!” („Przekonać Pana Boga”, s. 30). O instytucji, która chce zająć miejsce Boga i przeciwstawia się żywej wierze, trzeba powiedzieć, że niesie – zamiast dobrej – złą nowinę.

W tym kontekście w rozmowach o katechizmie pojawia się znamienna pochwała Lutra: zatem „bunt Marcina Lutra był buntem przeciw instytucji, w imię Ewangelii, w imię dobrego Boga (...). »Oto jestem«, przeciw instytucji w imię prawdy i mojej dobrej wiary” („Tischner czyta...”, s. 30).

Jeśli prawo do sprzeciwu, to co dalej? Czy możemy uznać że żadna doktryna religijna nie ma sankcji ostatecznej, ani też żaden Kościół nie może o sobie uzurpować prawa wyłączności do „kluczy zbawienia”? Tak daleko Tischner nie idzie. Pisze jednak: „problemu zbawienia nie rozwiązuje religia, lecz Pan Bóg; problemem religii jest samorozumienie człowieka na drodze do Boga” („Przekonać Pana Boga”, s. 41). Tischner pokazuje nam, że różne doktryny religijne są po prostu śladami dróg, jakie przebywają ludzie, którzy pozytywnie odpowiedzieli na objawienie. Wszystkie one jakoś prowadzą człowieka do celu. Przyjętej przez Tischnera koncepcji religii jako odpowiedzi, najbardziej odpowiada: „Religia, która stawia na siłę słowa i dialogu, wydobywa z człowieka więcej możliwości. W większym stopniu czyni go człowiekiem” (ibidem, s. 41).

Można nie zgadzać się z ta oceną, można wskazywać potwierdzoną doświadczeniem twórczą moc innych niż chrześcijaństwo i judaizm tradycji, ale nie to jest najważniejsze. Najciekawszy w rozważaniach ks. Tischnera jest wątek, który od tezy, doktryny religijnej ilustrującej stopień samorozumienia człowieka prowadzi do wniosku, że niezależnie od oceny różnych wyborów „w ostatecznym rozrachunku decyduje wewnętrzne doświadczenie człowieka” (ibidem, s. 42). Każdy bowiem – dopowiedzmy od siebie – musi sam szukać swojej drogi i stojąc wobec rzeczywistości ostatecznej, poradzić sobie ze sobą. Różne doświadczenia religijne łączy wspólnota wiary – ludzie wierzący tworzą wspólnotę tych, którzy usiłują znaleźć odpowiedź na wezwanie tego, co ich przerasta.

O wspólnocie ludzi wierzących czytamy w następującym fragmencie katechizmu: „Kto należy do Kościoła powszechnego? Do tej katolickiej jedności Ludu Bożego (...) powołani są wszyscy ludzie (...) należą lub są jej przyporządkowani zarówno wierni katolicy, jak inni wierzący w Chrystusa, jak wreszcie wszyscy w ogóle ludzie z łaski Bożej powołani do zbawienia” („Tischner czyta...”, s. 172). W komentarzu do przytoczonego przez siebie cytatu Tischner dopowiada, że definicja wiary obejmuje zarówno chrześcijan, jak też muzułmanów, ateistów, animistów i innych.

Nie należy w tych słowach dopatrywać się łatwego irenizmu. Wyrażają one raczej głębokie przeświadczenia o nieostatecznym charakterze różnych formuł religijnych. Nieostateczność oznacza, że trzeba pogodzić się z przemijaniem doktryn, obyczajów, form organizacyjnych, a także z tym, że wraz z nowymi doświadczeniami, jakie niesie historia, zmienia się pojmowanie słów i, niezmiennych zdawałoby się, kategorii.

Podstawą życia religijnego nie jest więc ani obyczaj, ani sprawna organizacja kościelna, ani doktryna. Życie religijne bierze początek w podstawowym wyborze, jakiego dokonuje ktoś, do kogo dociera Boże wezwanie. Dialog – wyjaśnia Tischner – obejmuje wezwanie i odpowiedź. Odpowiedź może być pozytywna lub negatywna. Warunkiem dialogu jest wolność. Wolny jest Bóg, gdy wybiera człowieka jako partnera dialogu, gdy zwraca się doń z wezwaniem – jak wtedy, gdy zwrócił się do Abrahama. Wolny jest również człowiek, który to wezwanie przyjmuje lub odrzuca. Bóg – według Tischnera – wzywając człowieka doświadcza go wolnością i uczy wolności. W jednej z rozmów na temat katechizmu Tischner mówi: „Bóg uczy wolności! I teraz, kiedy będziemy się modlili «bądź wola Twoja», w gruncie rzeczy będzie to znaczyło: «bądź wolność Twoja», czyli też moja wolność na miarę, na wzór tej Boskiej wolności. Tu się otwiera zupełnie nowy horyzont” (ibidem, s. 22).

Dlatego Tischnera ani nie dziwi, ani nie gorszy laicyzacja. Bóg chciał, powiada, żeby człowiek mógł się bez Niego obejść, ale też żeby chciał Go wybrać. Nic też dziwnego, że zanikają różne formy religijności, które rozwinęły się z obawy czy poczucia zależności: „cały problem religii polega na tym, żeby zaistniała miłość między rzeczywistościami autonomicznymi, żeby to, co może istnieć bez Boga, odkrywało, że bez Niego istnieć nie może. Jednym słowem, laicyzacja jest warunkiem najbardziej rzetelnej miłości”.

Nie więc sensu ani przyszłości religia która stawia sobie za cel wzmocnienie gorsetem nakazów i zakazów słabego moralnego kręgosłupa ludzkości. Ewangelia, mówi Tischner w swej ostatniej książce, jest dopiero przed nami: „nie odczytaliśmy jej do końca (...) dotychczasowe odczytania, choć wielkie i interesujące, nie są ostatnim słowem na jej temat. Nasz sposób rozumienia Ewangelii zawsze był uwikłany w rozmaite spory, przede wszystkim w spór o władzę. Wyplątanie się z tego sporu otworzy perspektywę, która niesie wyzwolenie” („Przekonać Pana Boga”, s. 56).

Gdy Tischner próbuje zarysować kierunki nowego odczytania Ewangelii, przypomina myśl apostoła Pawła: „człowiek jest istotą dynamiczną, uwikłaną w zło i usiłującą znaleźć sposób na jego przezwyciężenie” (ibidem, s. 56). Jakkolwiek by analizować konsekwencje takiego ujęcia ludzkiej kondycji, lektura książek Tischnera wskazuje jasno, że odczytanie Ewangelii w czasach, które nadchodzą, będzie ściśle związane z rozpoznaniem związku między Bożym wezwaniem a własnym wyborem. Nakazy, zakazy, decorum liturgii i inne temu podobne zjawiska nie mają nic do rzeczy. Wspólnoty kościelne mogą wspierać wybory pozytywne dobrą radą i wiedzą. Jeśli będą swoją rolę pojmować jako rodzaj władzy nad ludzkimi duszami – przegrają.

Pisarstwo ks. Tischnera będzie zapewne znacznie dłużej przyciągało wielu uważnych czytelników, niż przetrwa pamięć o sporach, w których uczestniczył. Albowiem on właśnie, a nie ktokolwiek inny z licznych piszących w Polsce o religii duchownych i świeckich potrafił w powszechnie zrozumiałej formie pokazać, że możliwe jest alternatywne myślenie o Kościele i religii. I to nie tylko w tym znaczeniu, w jakim pisał o nim Adam Michnik, że: „dzięki niemu można dziś być ortodoksyjnym katolikiem i zarazem w sposób otwarty myśleć o Kościele, duchowieństwie, nacjonalizmie, postkomunizmie, dekomunizacji” („Między Panem a Plebanem”, Kraków 1995, s. 151). Także w tym znaczeniu, że można w sposób otwarty stawiać pytania podstawowe o to, co mamy na myśli, gdy mówimy o wierze, zbawieniu, Kościele. A także, że pozytywna odpowiedź na boskie wezwanie nie jest kwestią podporządkowania się konwencji, tradycji narodowej czy czemukolwiek podobnemu, lecz jest urzeczywistnieniem ludzkiej wolności. Troska o ludzką wolność jawi się w pracach Tischnera jako podstawowe zadanie, jakie współczesność stawia przed myślą religijną.