Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

Nr 11/2001

10-LECIE CHÓRU KAMERALNEGO KOŚCIOŁA EWANGELICKO-REFORMOWANEGO

W listopadzie Chór Kameralny Kościoła Ewangelicko-Reformowanego w Warszawie obchodzi dziesięciolecie istnienia. Co świętujemy z tej okazji? Kim są jubilaci? Komu i za co należą się oklaski?

Oto w świecie narastającej przemocy i szerzącej się nienawiści między ludźmi różnych wyznań i kręgów kulturowo-cywilizacyjnych, działa zgodnie i wytrwale grupka (niewiele ponad 20 osób), częściowo tylko zakotwiczonych wyznaniem w warszawskim zborze ewangelicko-reformowanym (4 osoby). Nikt tu nikogo nie pyta, skąd przychodzi. Dyrygent, i owszem, przesłuchuje każdego kandydata, aby sprawdzić, czy oprócz chęci śpiewania ma głos, słuch i jest muzykalny.

W chórze są głównie katolicy, ale i bezwyznaniowcy. Jest też bahaitka (kiedyś nasz chrześcijański chór zaśpiewał jej współwyznawcom podczas warszawskiego spotkania polskich bahaitów. Dla niektórych członków zespołu śpiewanie nie ma wymiaru religijnego lub nie jest on jednoznaczny. Spotykają się tu więc ludzie niezależnie od tego, jakie motywacje nimi kierują, a także bez względu na to, czy owe motywy są do końca sprecyzowane. Jedno jest pewne. Nasze wspólne śpiewanie zaspokaja potrzebę głębokich przeżyć artystycznych, doznawanych zarówno przez wykonawców pięknych utworów wokalnych, jak i przez tych, którzy ich słuchają.

*

Przez chór przewinęło się sto kilkadziesiąt osób, w tym kilkanaście reprezentujących 9 narodowości (z Anglii, Austrii, Francji, Holandii, Madagaskaru, Niemiec, Szwajcarii, Ukrainy, Włoch). Prawie wszyscy tylko czasowo przebywali w Warszawie. Byli wśród nich m.in. Alain Rakotomanana – Malgasz oraz żona niemieckiego dyplomaty Irmina Vogel.

Żal nam także wielu innych uczestników wspólnego przeżywania muzyki. Odchodzili z przeróżnych przyczyn. Niektórzy już po kilku próbach, gdy zorientowali się, że dyrygent i założyciel chóru, Paweł Hruszwicki, stawia wysokie wymagania. I że dwa popołudnia spędzane co tydzień w sali parafialnej to nie spotkania towarzyskie, ale odpowiedzialna praca, sprawiająca wielką satysfakcję dopiero wówczas, gdy nowy, trudny utwór staje się „mój”. Gdy „coś jest nie tak”, dyrygent natychmiast to „coś” zauważy. Bywa nerwowo.
Na spory wydatek czasowy nie pozwalają niekiedy nowe obowiązki zawodowe czy rodzinne, popołudniowe zajęcia (np. na uczelni). Daje się we znaki zmęczenie fizyczne lub psychiczne, zbytnio obciążające organizm. Z tych przyczyn po wieloletniej pracy w chórze odeszli: Jadwiga i Andrzej Skierscy, Anna Chojecka, Maria Kaznowska, Andrzej Pietrucha, Zbigniew Rogowski, Katarzyna Bajdel, Ewa Jacak.

Od początku trwają: Krystyna Kasperek (prezes), Anna Bender, Barbara Kalinowska, Irena Scholl (członkinie zarządu) oraz Magdalena Frelek, a właściwie (od lipca ub.r.) Hruszwicka. Od ponad 3 lat śpiewają: Małgorzata Obrimska, Anna Wojciechowska, Maria Słuckin, Franciszek Pietrucha, Bożena Długosz, Ewa Szczygieł, Wojciech Kurek i Agata Sterzycka.

Także od wielu lat wspomagają nas podczas koncertów „panowie tenorowie” (najbardziej deficytowe głosy): Aleksander Kunach i Bartłomiej Krauz (obecnie studenci Akademii Muzycznej im. F. Chopina), a ostatnio także Désiré Rosolomampionona (bas).
Wytrwała obecność najstarszych stażem i wiekiem chórzystek oraz napływ młodych osób powodują, że chór jest wielopokoleniowy i ma charakter „rodzinny” (jak to określił katolicki ksiądz, goszczący nas bardzo serdecznie w swoim kościele w Suwałkach). Prowadzenie takiego zespołu jest ponadto dużym utrudnieniem dla dyrygenta: głosy dźwięczne, młodzieńcze trzeba zgrać z dojrzałymi czy wręcz... przejrzałymi.

*

Nie wiem, co przyciąga najbardziej, co pozwala wytrwać? Czy to zasługa muzyki? Czy atmosfery braterstwa panującej w naszym Kościele (wszyscy „starzy” chórzyści mówią o nim „nasz”)? Czy Pawła Hruszwickiego, dla którego ważna jest rzetelna w s p ó ł p r a c a przy tworzeniu wokalnego dzieła, wspólne jego przeżywanie? Nasz dyrygent często mówi: "Proszę nie prześpiewywać utworu, ale – powtarzając – korygować niedociągnięcia”. Albo: „Widzę smutne twarze, a przecież »Alleluja« to okrzyk radości! Albo: „Słuchajcie innych, nie tylko własnego głosu”. Te uwagi wydają się wychodzić poza ramy edukacji wokalnej.

Od kilku lat organizowane są (głównie staraniem dyrygenta) Letnie Spotkania Wokalne (1995 r. – Mińsk Maz., 1998 r. – Suwałki, 1997, 1999, 2000 r. – Lądek Zdrój). Takie przebywanie razem przez 10 dni to nie tylko intensywne próby i koncertowanie (3-5 razy dziennie), ale i szkoła zżycia (wycieczki, pływanie, wieczorne „nieoficjalne” śpiewy). Ileż radosnych wspomnień!

Okazji do radości mamy więcej. Cieszą nas słowa uznania wyrażane przez słuchaczy po koncertach, dobre recenzje (bez poklepywania po ramieniu) w prasie codziennej i fachowej, a także odznaki za zasługi w pracy społecznej od Polskiego Związku Chórów i Orkiestr. Ale dla większości z nas radosne jest przede wszystkim śpiewanie na chwałę Boga o ludzkiej wdzięczności za to, co Chrystus dał innym, poświęcając siebie. Jak dobrze znaleźć się w takim świecie!

*

Repertuar (podobnie jak chórzystów) też mamy międzynarodowy, obejmuje ponad 200 pozycji . Dyrygent dobiera utwory wedle ich wartości artystycznych i wyrazowych, chcąc przybliżyć polskim słuchaczom najwartościowsze pozycje kompozytorów angielskich, niemieckich, francuskich, włoskich, węgierskich, ale też mniej znanych. Obok wielkich i popularnych (jak Mikołaj Gomółka, Wacław z Szamotuł, Jan Sebastian Bach, Joseph Haydn, Orlando di Lasso, Giowanni Pierluigi Palestrina) śpiewamy dzieła twórców niesłusznie rzadko wykonywanych (Mare Antonio Ingegneri, Jan Ponikowski, Johann Michael Haydn, brat starszego Josepha). Szacunek dla twórców wyraża się m.in. w śpiewaniu ich dzieł w językach oryginalnych, jak również w starannym przekazie obcych słów. Angielski, francuski, niemiecki czy łacinę z reguły zna ktoś z członków chóru. Natomiast przy opracowywaniu utworów czeskich czy węgierskich poprawnej wymowy uczą członkinie zboru: Iva Šlechtova i Zsuzsa Pelczarska. Dzięki im!

*

Oprócz macierzystego kościoła ewangelicko–reformowanego, w którym śpiewamy najczęściej (także podczas nabożeństw świątecznych i uroczystości), chór występował wielokrotnie w warszawskich kościołach luterańskich: Wniebowstąpienia Pańskiego przy ul. Puławskiej i pw. Św. Trójcy przy pl. Małachowskiego, a ponadto w Koninie, Łodzi i Zgierzu.

Tytułem do ekumenicznej chwały są koncerty chóru (poprzedzane częstokroć udziałem w mszach) w 37 kościołach katolickich, zwłaszcza warszawskich. W kilku (św. Augustyna, na Nowolipkach, Narodzenia NMP przy al. Solidarności oraz św. Brata Alberta przy pl. Teatralnym) występowaliśmy kilkakrotnie i tamtejsi księża zapraszają nas: „Przychodźcie do nas, ilekroć macie ochotę, będziemy wdzięczni”. Szczególną gościnność wykazał ks. W. Niewęgłowski, otwierając podwoje parafialnej sali przy kościele Duszpasterstwa Środowisk Twórczych pw. św. Brata Alberta, gdzie odbyło się spotkanie chóru ze słuchaczami po rocznicowym koncercie w listopadzie ub.r. W naszej pamięci pozostanie także na długo podniosła atmosfera panująca podczas koncertu pasyjnego (2000 r.) w Bazylice Jasnogórskiej. Słuchaczami byli pątnicy, turyści, częstochowianie i ojcowie paulini, dziękujący nam potem za „duchową ucztę”.

Koncerty odbywają się również w obiektach świeckich, gdzie wykonywane są także utwory o tematyce świeckiej. W kronice chóru, prowadzonej obecnie przez Annę Bender, odnotowanych jest ich 20, przy czym – w Pałacu Szustra (Warszawskie Towarzystwo Muzyczne), w Muzeum Kolekcji Jana Pawła II, w Akademii Muzycznej im. F. Chopina i w Muzeum Niepodległości śpiewaliśmy wielokrotnie. Szczególnie eksponowane pozycje na tej liście zajmują: Zamek Królewski w Warszawie, Stara Pomarańczarnia w Łazienkach Królewskich, Pałac Ostrogskich (Towarzystwo im. F. Chopina), Pałac Staszica (Polska Akademia Nauk), Instytut Historii PAN, Muzeum Narodowe, Muzeum Historyczne m.st. Warszawy i PKiN (Sala Ratuszowa), gdzie śpiewaliśmy z okazji otwarcia wystawy „Warszawa – miasto wielu kultur”.

*

Nieco skromniejsze miejsce w życiorysie chóru zajmują wyjazdy zagraniczne (liczymy tu na większą pomoc warszawskiej parafii w nawiązywaniu kontaktów muzycznych z parafiami za granicą). W 1993 r. byliśmy w Berlinie na zaproszenie parafii im. M. Zinzendorfa, w 1994 r. ponownie w Berlinie, tym razem na zaproszenie Polskiego Instytutu Kultury. W 1996 r. wyjechaliśmy do Szwajcarii, gdzie w swoich domach gościli nas członkowie reformowanej parafii w Gelterkinden z ks. Januszem Grzybkiem na czele. Koncertowaliśmy m.in. w Bazylei i Bernie. Ks. Grzybek biadał: „Gdybym wiedział, że chór prezentuje tak wysoki poziom, to bym zorganizował znacznie okazalsze tournée”. W drodze powrotnej zaśpiewaliśmy w czeskobraterskim kościele w Pilźnie. W 1997 r. w Lipsku wzięliśmy udział w niemieckim święcie kościelnym Kirchentag (koncerty, m.in. w lipskiej filharmonii, słynnym Gewandhaus). W 1999 r., podczas Letnich Spotkań Wokalnych w Lądku Zdroju wystąpiliśmy na zamku w czeskim Javorniku, 7-12 sierpnia 2001 r. – na zaproszenie Finnish Kodály Society wzięliśmy udział w ESTA Kodály Congress w Helsinkach.

Ten ostatni wyjazd jest bodaj najbardziej znaczącym wydarzeniem spośród kilkunastu imprez muzycznych (rocznic, festiwali itp.), w których chór uczestniczył. Był on bowiem pierwszym reprezentantem Polski w 30-letniej historii Kongresu im. Zoltana Kodálya. Daliśmy 6 koncertów, w tym – w uroczystości zamykającej kongres. „Mieliśmy znakomite przyjęcie” – powiedział po powrocie nasz dyrygent dla Polskiej Agencji Prasowej. Ponadto szczycimy się pierwszymi miejscami uzyskanymi w kategorii chórów kameralnych podczas VI Festiwalu Muzyki Chrześcijańskiej w Żyrardowie (1998 r.) i Festiwalu Polskiej Pieśni Chóralnej w Katowicach (2000 r.)

*

Końcowy akord tego tekstu dedykujemy naszym przyjaciołom, opiekunom i sponsorom, dzięki którym wiele przedsięwzięć niemożliwych stało się możliwymi. Nie sposób wymienić wszystkich i nie wszyscy, niestety, przeczytają te słowa. Największą naszą wdzięczność zaskarbił sobie śp. ks. Bogdan Tranda. Nie tylko był naszym formalnym opiekunem, ale po prostu b y ł z n a m i, lubił nas i nasze śpiewanie, chodził niemal na wszystkie koncerty, niekiedy zapowiadał je, fotografował. Podobnie gorącą "fanką" chóru była (i jest) Alina Burmajster, prezes poprzedniego Kolegium Kościelnego. Dobre słowo słyszeliśmy przy wielu okazjach od ks. bpa Zdzisława Trandy. O sprawy materialne, lokalowe, organizacyjne i techniczne dbają: ks. Lech Tranda, obecny prezes Kolegium i opiekun chóru – Władysław Scholl, a także Edmund Weikum, gospodarz budynku parafialnego. Parafia pokrywa honorarium dyrygenta, w sali parafialnej odbywają się próby, korzystaliśmy też niekiedy z parafialnych pojazdów. Nasza wdzięczność należy się Gminie Warszawa-Centrum Dzielnica Śródmieście, która od 6 lat dotuje naszą działalność. Bez pomocy władz miasta nie byłaby możliwa współpraca z instrumentalistami oraz prowadzącymi koncerty. Za wynajęcie większości sal też trzeba płacić. Dzięki PZU za pobyt w Lądku (2000 r.) płaciliśmy nie tylko z własnej kieszeni, a dzięki Ministerstwu Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz Fińskim Liniom Lotniczym mniej było wydatków związanych z wyjazdem do Helsinek. Honoraria dla członków chóru bywają symboliczne, za 1-2 koncerty w roku. „Sponsorujemy” też sami siebie, płacąc miesięczną składkę.

Ale wróćmy do listy przyjaciół. Wpisujemy na nią red. Ewę Solińską, która recenzowała koncerty chóru w „Życiu Warszawy”, z uznaniem pisząc o naszej pracy i jej efektach. Także Kolec na łamach „Życia Muzycznego” tylko lekko kłuł nas, więcej było ocen pozytywnych.. Dzięki Agacie Żelazowskiej ze stołecznego dodatku „Gazety Wyborczej” i Lucynie Barcz z Telewizyjnego Kuriera Warszawskiego oraz innym dziennikarzom z prasy i TVP, nasze koncerty są zapowiadane w mediach, a także relacjonowane na szklanym ekranie.

Ale najgorętsze oklaski należą się organistce naszego kościoła, Marietcie Kruzel-Sosnowskiej, bo to ona „odkryła” dla nas Pawła Hruszwickiego (absolwenta warszawskiej Akademii Muzycznej, kształcącego się także zagranicą), który założył chór i od 10 lat kompetentnie i z zapałem go prowadzi. Śmiem prorokować: póki Pawła, póty chóru w naszym Kościele. Niechaj więc doprowadzi nasz chór do złotego jubileuszu.

Irena Scholl
[Wieloletnia dziennikarka „Polityki”, chórzystka, członkini zarządu chóru]