Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

NR 11-12 / 2010

Ciociu, muszę wyjść. Nie mogę być dziś na lekcji, muszę załatwić sprawę – tłumaczy 16-letni Morshad z Bangladeszu swojej wychowawczyni Jolancie Chmielewskiej. Zaczyna się właśnie lekcja polskiego dla dzieci uchodźców w warszawskim Domu Dziecka przy ulicy Korotyńskiego. W grupie jest dziewięciu nastolatków z Afryki i Azji oraz jedna 9-letnia dziewczynka z Litwy.
      We wrześniu 2005 roku Dom Dziecka podpisał umowę z URiC (Urząd ds. Repatriacji i Cudzoziemców) na stworzenie u siebie grupy dla cudzoziemskich dzieci bez opieki, ubiegających się o status uchodźcy w Polsce.

    Małoletni cudzoziemcy mają prawo do bezpłatnej edukacji na poziomie przedszkolnym, szkoły podstawowej i gimnazjum na tych samych zasadach, co obywatele polscy. W rzeczywistości w znacznym stopniu prawo to ogranicza bariera językowa. W rezultacie większość cudzoziemskich mieszkańców Domu Dziecka chodzi do szkoły tylko na lekcje polskiego, a ci, którzy mówią po angielsku, również na angielski.
    Ciocia Jola rozdaje kartki i prosi wszystkich o odmianę czasownika „brać”. Paramjidt z Indii, Kenneth z Nigerii, Bacon z Sudanu i Mamun z Bangladeszu piszą w skupieniu. Chwilę trwa zamieszanie, bo nie wszyscy pamiętają, co to słowo znaczy.
    – Bacon – zachęca ciocia Jola – spokojnie się zastanów, na pewno sobie przypomnisz. Paramjidt? A ty pamiętasz?
    Chłopak bez wahania odpowiada, że „brać” znaczy „take”.
    – Bardzo dobrze! – chwali z uśmiechem ciocia Jola.
    – Teraz odmieniamy: ja biorę, ty...
    Morshad próbuje wyjść korzystając z rozgardiaszu. Ale ciocia Jola jest czujna.
    – Morshad poczekaj, musimy porozmawiać...
    Chłopak kręci się niespokojnie na krześle, unika wzroku cioci Joli.
    – Wiem, wiem ciocia... Wczoraj się niedobrze spóźniłem. Mówiłem, że będę o dziewiętnaście a wróciłem bardziej późno. Autobus mi uciekł. Ale chciałem przyjść dobrze. Dziś się nie spóźnię. Bardzo gniewasz ciocia?
    Wychowawczyni spokojnie tłumaczy: Morshad, to nie ważne, czy ja się gniewam. Wiecznie się spóźniasz, nie dotrzymujesz obietnic. Patrz na mnie, jak do ciebie mówię. Masz zegarek, prawda? Trzeba było sprawdzić, o której odchodzą autobusy. Musisz nauczyć się planować czas i dotrzymywać obietnic. To bardzo ważne, bo jeśli będziesz się spóźniał do pracy, to wiesz, co zrobi twój pracodawca?
    Morshad szybko zgaduje:
    – Da mi bardzo dużą karę?
    – Nie, wyrzuci cię z pracy, bo pomyśli, że nie można na ciebie liczyć.
    – Ty się już nie gniewaj ciocia. Ja dziś wrócę dobrze. Obiecuję.
    Morshad jest już w Domu Dziecka prawie rok.
    Ciężko nam wymóc na nim punktualność – tłumaczy swoją kategoryczność Jolanta Chmielewska. – Widać, że czas jest dla niego pojęciem względnym i nie do końca rozumie, o co robię tyle szumu. Nie wiem, jak dalej potoczą się losy naszych podopiecznych. Może zostaną w Polsce, może pojadą dalej na Zachód, a może wrócą do swoich krajów. Dla wielu z nich Polska jest pierwszym krajem europejskim, w którym się znaleźli. Dlatego tak ważne jest, żeby będąc u nas poznali jak najwięcej reguł i zasad europejskiego świata. Dzięki temu będzie im potem dużo łatwiej. Dziś Morshad spóźnia się 2 godziny i robi słodkie minki, żebym się nie gniewała. Ma tyle uroku, że bardzo łatwo byłoby mu to odpuścić. Ale jak spóźni się trzy dni z napisaniem odwołania w sprawie statusu, to urok osobisty nic mu nie pomoże.
    Lekcja trwa dalej. Wszyscy śmieją się głośno, kiedy Kenneth próbuje wymówić „chcę”. Za każdym razem kończy się na „kce”. Ciocia Jola bierze jego rękę i kładzie na swojej szyi, kilkakrotnie głośno powtarzając – chcę. Czujesz co się dzieje z gardłem? Spróbuj jeszcze raz. Teraz odmieniamy: Ja chcę jechać do Paryża. Paramjidt, czy ty chcesz jechać do Paryża? Odpowiedz całym zdaniem.
    Chłopak w odpowiedzi zdecydowanie kręci głową:
    – Nie chcę nigdzie jechać. Chcę tu zostać.
    Ciocia Jola dziwi się:
    – Nie chciałbyś zobaczyć Paryża?
    – Zobaczyć tak, ale nie być tam, tu chcę być. Podoba się mi się tu.
    Paramjidt jest w Polsce dopiero cztery miesiące, ale już sporo mówi po polsku, a jeszcze więcej rozumie. Wychowawcy są zaskoczeni jego talentem językowym i pracowitością. Jako jedyny z całej grupy chodzi na wszystkie lekcje do prywatnego liceum na Woli. Jest bardzo ambitny i odpowiedzialny. Po każdej lekcji zbiera ze stołu wszystkie książki i długopisy. Układa na swoich miejscach, poprawia narzuty na fotelach, odstawia na miejsce krzesła. Jest sikhem, a w etyce sikhów szczególne miejsce zajmuje samodzielność, uczciwość, wzajemne wspieranie i służba dla całej społeczności.

Maja Jaszewska

Pełny tekst artykułu po zalogowaniu w serwisie.

Jak uzyskać pełny dostęp do zasobów serwisu jednota.pl