Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

NR 1-2 / 2011

Każdy porządny ewangelik reformowany podczas przygotowań do swojej konfirmacji musi się spotkać z „Katechizmem Heidelberskim”. A ten rozpoczyna się od pytania i odpowiedzi:
      W czym znajdujesz jedyną pociechę w życiu i wobec śmierci? W tym, że ciałem i duszą należę – zarówno teraz, gdy żyję, jak i wtedy, gdy umrę – nie do siebie, ale do Jezusa Chrystusa, mego wiernego Zbawiciela.
     
Choć może na pierwszy rzut oka nie jest to najbardziej oczywisty punkt wyjścia, by przedstawić uwagi ewangelika reformowanego o polskiej debacie w sprawie zapłodnienia in vitro, to jest to jednak miejsce właściwe. W tym pierwszym zdaniu „Katechizmu” jest bowiem zawarta głęboko reformowana myśl teologiczna – mianowicie, tak samo jak nie ma miejsca ani chwili, gdy człowiek nie jest grzeszny, tak samo nadzieja płynąca z Ewangelii mówi nam, że pomimo naszej grzeszności, jesteśmy i należymy do Boga. Zatem (upraszczając), choć żyjemy na ułomnym i pełnym grzechu świecie, to wezwani jesteśmy byśmy mimo to żyli tak, jak żyją odkupieni święci, by w ten sposób naszym codziennym życiem wielbić Boga.


     Jeśli jednak tutaj czytelnik rzymskokatolicki jest skłonny powiedzieć „Cóż w tym nowego?”, reformowani odpowiadają: „Całkiem sporo”. W przeciwieństwie bowiem do naszych rzymskokatolickich sióstr i braci wierzymy, że grzeszność przenika nas każdego dnia i w każdej chwili. Nie możemy zatem wskazać jednej chwili ani takiego momentu, gdy jesteśmy wolni i bezpieczni od grzechu. Ta prawda oznacza także, iż nie łudzimy się, że możemy osiągnąć stan doskonały i bezgrzeszny – ani w sferze osobistej, ani tym bardziej w sferze społecznej. Dobrej Nowiny nie zastąpi więc żadna ustawa ani system społeczny, niezależnie od tego jak doskonały by się wydawał swoim twórcom.
     A zatem powinniśmy zacząć naszą debatę od uświadomienia sobie tego, że ustawa zabraniająca takich zabiegów nie rozwiąże w żaden sposób tego problemu. Żyjemy w Europie XXI wieku i osoby zamożne będą się leczyć za granicą. Restrykcyjna ustawa uderzy tylko w najuboższe osoby dotknięte bezpłodnością, które na leczenie in vitro pozwolić sobie nie będą mogły. Choć wizja moralnie doskonałego systemu prawnego jest dla niektórych kusząca, to jako ewangelik reformowany wskażę na fasadowość i ułudę takiego rozwiązania, w którym będzie kryła się niekorzystna dla nas rzeczywistość. Satysfakcja, jaką część z nas może czerpać z podobnego rozwiązania, nie zmieni faktu, że osoby zamożne będą w stanie z łatwością i bez żadnych konsekwencji złamać albo obejść prawo. Nie tylko zatem nie rozwiążemy problemu, ale stworzymy sytuację, w której niektórzy będą w stanie bezkarnie łamać prawo.
     W tym kontekście chciałbym przywołać polską ustawę antyaborcyjną, która tylko zdaniem niektórych rozwiązała problem aborcji w Polsce. Dowodem na pozorność tego przeświadczenia są ogłoszenia w codziennej prasie o „tanich i dyskretnych” zabiegach ginekologicznych oraz sprawa Alicji Tysiąc, której na taki „tani i dyskretny” zabieg nie było stać. Także najnowsze doniesienia prasy angielskiej o tym, że w samej Wielkiej Brytanii ciążę usuwa rocznie ponad 20 000 Polek, każą nam się w debacie o leczeniu in vitro głębiej zastanowić nad sensownością podobnego rozwiązania.
     Jako ewangelik reformowany powinienem zatem odrzucić pokusę schowania się za restrykcyjną regulacją prawną, by nie mamić siebie i innych rzekomym rozwiązaniem problemu. Zamiast tego mogę żądać od państwa kompleksowego rozwiązania prawnego, które regulowałoby w sposób racjonalny i sprawiedliwy dostęp do leczenia niepłodności, w tym także do metody in vitro, a także oferowałoby formy wspracia psychologicznego i terapeutycznego dla par dotkniętych bezpłodnością, dla których każda tego typu terapia jest niezwykle stresująca i obciążająca psychicznie i emocjonalnie.
     Po drugie, mój reformowany głos w dyskusji może zwrócić uwagę na fakt, że nauka wcale nie jest jednoznacznie przekonana o tym, że każdy zarodek jest automatycznie nowym życiem. Wszystkie znane mi Kościoły reformowane uważają za niezbędne przy tej debacie wzięcie pod uwagę najnowszych badań i odkryć naukowych. Stąd Kościoły reformowane powołując się na te badania wskazują w dyskusji, że nie wszystkie zarodki przekształcają się w ludzkie embriony, a ponadto część z nich zdaje się naturalnie obumierać w pierwszych dniach i tygodniach ciąży. Skoro zaś nie można mówić o pewności tego, że z każdego zarodka zawsze powstanie nowe życie, nie można też automatycznie nadawać zarodkowi takiej samej pozycji prawnej i moralnej, jak ludzkiemu płodowi. Stąd zdanie ewangelików reformowanych w tej sprawie jest podzielone. Nie oznacza to, że zarodek ten nie ma prawa do żadnej ochrony, ale tyle, że jego ochrona na różnych etapach może być zróżnicowana. W tym podejściu teologia ewangelicko-reformowana zbliża się do teologii judaistycznej, gdzie płód ludzki na pierwszym etapie rozwoju nie jest traktowany jako człowiek, ale jako część matki. Co to oznacza dla podejścia in vitro? Liberalny Zjednocznony Kościół Chrystusa (USA) oraz umiarkowany Kościół Szkocji uważają metodę in vitro za dopuszczalną, zaś konserwatywny Chrześcijański Kościół Reformowany (USA) tę metodę uznał w zasadzie za dopuszczalną tylko wtedy, gdy nie tworzy się nadliczbowych zarodków, albo takie nadliczbowe zarodki przekazuje dalej innym parom, by wszystkie miały szansę rozwinięcia się w ludzki płód. Wszystkie trzy Koś­cioły odrzucają możliwość wyboru przez rodziców płci przyszłego dziecka i selekcjonowanie w ten sposób embrionów. Również wszystkie trzy wspomniane Kościoły uznają jednak, że moralne orzeczenia w tej sprawie nie mogą się odbyć bez dialogu z nauką i z najnowszą wiedzą z tej dziedziny.
     Choć oczywiście ustalenia nauki nie są bezbłędne, to jednak należy pamiętać, że nie są bezbłędne także i spekulacje teologiczno-moralne (np. kwestia antysemityzmu czy stosunku do niewolnictwa, czy stosunku do kobiet). Już nazwa mojego Kościoła: „Kościół reformowany i stale według Słowa Bożego się reformujący” przypomina nam o ciągłej potrzebie nawracania i korygowania naszego życia według Słowa Bożego. Stąd nie ma powodów, by neutralne wyznaniowo państwo dawało pierwszeństwo argumentom teologicznym przy tworzeniu prawa. Państwo nie może przyjmować na siebie egzekwowania norm i poglądów religijnych jakiejkolwiek grupy społecznej, niezależnie od jej liczebności. Regulacja prawna winna brać pod uwagę nie tylko zalecenia etyczne możliwie wszystkich grup wyznaniowych, ale także i aktualną wiedzę naukową z tej dziedziny. Zatem z mojego, kalwińskiego punktu widzenia, ustawa regulująca zapłodnienie in vitro winna brać pod uwagę kwestie: dostępności tej metody leczenia dla osób najuboższych, nadliczbowych zarodków, ich przechowywania i w miarę możliwości przekazywania innym, bezpłodnym parom oraz stworzenia procedury stałych konsultacji w tej sprawie wraz z postępem nauki w tej dziedzinie.

Dr Kazimierz Bem

Pełny tekst artykułu po zalogowaniu w serwisie.

Jak uzyskać pełny dostęp do zasobów serwisu jednota.pl