Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

NR 1/2018, ss. 23–26

Przypuszczalne miejsce pochowku bp. Juliusza Burschego na cmentarzu w Berlinie-Reinickendorf (fot. Ewa Jozwiak)
Przypuszczalne miejsce pochówku ks. bp. Juliusza Burschego na cmentarzu w Berlinie-Reinickendorf (fot. Ewa Jóźwiak)

 

Miejsce pochówku polskiego biskupa Kościoła ewangelicko-augsburskiego ks. Juliusza Burschego (1862–1942) jeszcze do ubiegłego roku było nieznane i tak w zamyśle hitlerowców miało pozostać. Odnalezienie dokumentów przez Niemca Klausa Leutnera i Polaka Pawła Woźniaka, pozwoliło ustalić prawdopodobne miejsce złożenia urny. Przywróciło to nadzieję na sprowadzenie prochów Biskupa do kraju, który wybrał jako swoją ojczyznę.

KL Sachsenhausen

Przyjeżdżamy do Berlina 19 lutego, w przeddzień 76. rocznicy śmierci bp. Juliusza Burschego, aby zaraz wyruszyć większą grupą do byłego niemieckiego obozu koncentracyjnego Sachsenhausen (obecnie dzielnica Oranienburga). Z bliższej i dalszej rodziny bp. Juliusza Burschego jest nas dziesięcioro.

Przekraczamy bramę z napisem „Arbeit macht frei”. Oprowadza nas Polka, emerytowana pracownica „Miejsca Pamięci i Muzeum Sachsenhausen”, bo tak obecnie nazywa się były obóz koncentracyjny. Prowadzi nas po pozostałościach tego straszliwego miejsca. Obóz założony został przed wojną, w 1936 r., z rozkazu Heinricha Himmlera. Do jego budowy wykorzystano jako siłę roboczą więźniów innego obozu, KL Esterwegen. Miał być obozem wzorcowym: począwszy od estetycznego wyglądu, poprzez elementy ozdobne, jak np. kwietniki przy bramie wejściowej, które – obsadzane kwiatami przez więźniów – miały się im kojarzyć z domem (!), aż po rozplanowanie architektoniczne położenia poszczególnych budynków. Był to też obóz wzorcowy pod względem organizacyjnym. Tu szkolono kadry do innych tego typu miejsc kaźni. Obóz miał również ponurą sławę ze względu na dokonywane tu na więźniach eksperymenty medyczne w tzw. wzorcowym szpitalu, wyposażonym najlepiej spośród szpitali III Rzeszy.

Po wojnie obiekt do 1950 r. służył Rosjanom jako tajny obóz w NRD. Do dziś z liczącego ponad 100 hektarów terenu tej fabryki śmierci zachowano tylko jej najstarszą część, trójkąt liczący 18 hektarów, na których niewiele się ostało. Drewniane baraki zostały rozebrane przez okoliczną ludność na opał, a na „odzyskanym terenie” tuż za murem zostały wybudowane gustowne wille...

Mijamy dwa zrekonstruowane drewniane baraki pokazowego szpitala i pralni i udajemy się do Zellenbau. To murowany budynek z celami dla więźniów specjalnych. W jednej z nich był wieziony od stycznia 1940 r. bp Juliusz Bursche. O jego uwolnienie starało się wielu ewangelickich biskupów, zabiegały o to także kręgi katolickie – jednak bezskutecznie. Córki Juliusza Burschego zostały powiadomione listem z warszawskiego gestapo o śmierci ojca w dniu 20 lutego 1942 r. w szpitalu więzienia Moabit w Berlinie.

W grupie Polaków przybyłych w przeddzień rocznicy śmierci Juliusza Burschego do Sachsenhausen jest ks. bp Jan Szarek, który przypomina mi, jak doszło w 1992 r. do zamontowania tablicy poświęconej bp. Burschemu w jego celi. Wówczas, z okazji 50. rocznicy śmierci duchownego, staraniem Ewangelickiego Kościoła Unijnego z Niemiec, Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w RP oraz Ewangelickiego Kościoła Krajowego Berlina-Brandenburgii i Śląskich Górnych Łużyc (EKBO) zostało zorganizowane sympozjum i nabożeństwo ekumeniczne na terenie obozu KL Sachsenhausen. Tablica z brązu, która wtedy zawisła w Zellenbau, zawiera niemiecki napis, który w tłumaczeniu na polski brzmi: „Dla upamiętnienia dr. Juliusza Burschego, 19 września 1862 – 20 lutego 1942, biskupa Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w Rzeczypospolitej Polskiej, więźnia KZ Sachsenhausen. Zmarł jako ofiara narodowo-socjalistycznych prześladowań”. W uroczystości odsłonięcia tablicy w 1992 r. brał udział ze strony rodziny Tadeusz Wegener, wnuk Biskupa, zmarły w 2009 r.

Stajemy pod tą tablicą w celi. Do głowy przychodzą myśli: jak żyli tu więźniowie, co czuli, czy mogli ze sobą rozmawiać? Pojedyncze cele były wyposażone w drewnianą pryczę, siennik i dwa koce, a także stół, krzesło, naczynie na wodę i wiadro... Lutowy chłód i wilgoć, które doskwierają nam mimo kilkustopniowej dodatniej temperatury na zewnątrz, powodują, że ktoś z naszej grupy stawia prawie absurdalne pytanie, czy w Zellenbau było ogrzewanie, mimo że brak jest jakichkolwiek śladów stosownej instalacji. Przewodniczka potwierdza to, co wiemy z listów Juliusza Burschego do rodziny, że cele bywały ogrzewane, ale nie zawsze ten luksus był dawany więźniom.

Cmentarz w Reinickendorf

20 lutego gromadzimy się w wąskim gronie – członkowie rodziny i zaproszeni goście z Polski oraz z Niemiec – na nabożeństwie upamiętniającym Biskupa. Idąc do cmentarnej kaplicy przechodzimy obok prawdopodobnego miejsca, w którym spoczęła urna z prochami bp. Juliusza Burschego. Na dużym trawniku – łączce – w zimowym słońcu zieleni się trawa. I tylko w jednym miejscu, w rogu trawnika koło drzewa kwitną przebiśniegi. To tu w minionym tygodniu zostały wbite w ziemię kołki na oznaczenie miejsca pochówku. Nic nie wskazuje na to, że ziemia kryje czyjeś szczątki czy prochy, że jest to grób. Patrząc na otwarte do słońca przebiśniegi myślę o Biskupie Juliuszu. Przypomina mi się zdanie, że rodzina Bursche’ów powinna być „wytępiona” („ausrotten”). Aby tak się stało, krewni przed 76 laty nie otrzymali prochów Biskupa, aby je pogrzebać w ziemi, którą wybrał jako swoją ojczyznę. I jeszcze do ubiegłego roku nie było wiadomo, gdzie spoczęły jego doczesne szczątki i czy w ogóle takie miejsce istnieje…

Rok 2017 przyniósł w tej sprawie przełom. Dwaj przyjaciele: Niemiec Klaus Leutner oraz Polak Paweł Woźniak, od lat dokumentują pochówki Polaków z okresu drugiej wojny światowej na terenie Niemiec. W Archiwum Federalnym w Berlinie natrafili na kompletną dokumentację medyczną dotyczącą zwierzchnika polskich luteran. Z niej można się było dowiedzieć, że 19 lutego 1942 r. został on przewieziony z obozu do szpitala nieprzytomny. Zmarł następnego dnia o godzinie 21:35. Przyczyną śmierci – jak napisano w dokumentacji – było zapalenie płuc oraz udar mózgu, a zwłoki zostały przekazane do najbliższego krematorium w Berlinie-Wedding przy Gerichtstrasse, gdzie trafiały zazwyczaj zwłoki osób, na których wykonywano wyroki śmierci. Paweł Woźniak odnalazł akta krematoryjne w administracji cmentarzy berlińskich. W księdze spopieleń znalazł on adnotację o skremowaniu zwłok Biskupa 24 lutego 1942 r. o godzinie 11:15. Nieczytelną notatkę o miejscu pochowania urny rozszyfrował Klaus Leutner. Stwierdził on, że litery RKDF są skrótem nazwy Reinickendorf.

Odnalezioną dokumentację dotyczącą ostatnich chwil życia Biskupa otrzymała rodzina i ks. bp Jerzy Samiec podczas uroczystego nabożeństwa z okazji jubileuszu 500 lat reformacji, które odbyło się 29 października 2017 r. w kościele św. Trójcy w Warszawie.

Dzięki wielkiemu zaangażowaniu rodziny i przy wsparciu obu Kościołów – Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w RP i Ewangelickiego Kościoła Krajowego Berlina-Brandenburgii i Śląskich Górnych Łużyc – rozpoczęły się prace umożliwiające weryfikację informacji zawartych w otrzymanych materiałach.

Aby sprecyzować, gdzie obecnie znajdować się może miejsce pochówku, Urząd Dzielnicy Berlin-Reinickendorf nałożył historyczny plan cmentarza, na którym zostało zaznaczone miejsce złożenia urny, na współczesny plan nekropolii. Po uzyskaniu koniecznych zgód, dziesięć dni przed naszym przybyciem do Berlina, 9 lutego na cmentarzu w Berlinie-Reinickendorf odbyły się nieinwazyjne badania łączki, na terenie której miała zostać złożona urna z prochami Biskupa. Badania magnetyczne oraz georadarem pozwoliły na ustalenie, czy pod powierzchnią ziemi znajdują się jakieś przedmioty. Okazało się, że w przypuszczalnym miejscu pochówku, na głębokości ok. 100 cm może znajdować się poszukiwana urna lub jej fragment…

Modlitwa i upamiętnienie

Modlitwę na Miejskim Cmentarzu przy Humboldtstrasse w Berlinie-Reinickendorf poprowadzili 20 lutego ks. bp Markus Dröge z EKBO wraz z ks. bp. Jerzym Samcem, zwierzchnikiem Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w Rzeczypospolitej Polskiej.

W kaplicy ustawiono zdjęcie bp. Burschego. Na podłodze ułożono wieńce. Wnętrze jakby przygotowane na pogrzeb... W kazaniu bp Dröge powiedział: – Dziś mamy szansę, dzięki odnalezieniu grobu na tym cmentarzu, na wspólną zadumę nad myślą i dziełem życia bp. Burschego. Jego celem było stworzenie silnego Kościoła jednoczącego Polaków i Niemców. W zupełnie inny sposób w ostatnim dwudziestoleciu wyrosło partnerstwo ewangelickich chrześcijan po tej i tamtej stronie polsko-niemieckiej granicy. Z delikatnych więzi pojednania pomiędzy naszymi Kościołami powstała z biegiem czasu mocna sieć dobrych wzajemnych stosunków, za co jestem bardzo wdzięczny.

Siedząc w ławce i słuchając kazania zastanawiałam się, jak wyglądał moment złożenia urny z prochami Biskupa do ziemi: czy odbył się pogrzeb, który poprowadził duchowny? Czy ktoś się modlił?...

Ocieplenie

Po nabożeństwie przeszliśmy do przypuszczalnego miejsca pochówku bp. Burschego, gdzie zostały złożone wieńce. Następnie Kościół Ewangelicki w Niemczech (EKD) zaprosił rodzinę i gości do swojej siedziby w centrum Berlina na konferencję poświęconą Biskupowi. Wiceprezes Rady EKD i pełnomocniczka Rady EKD ds. relacji polsko-niemieckich ks. Annette Kurschus i ks. bp Jerzy Samiec przekazali pozdrowienia. Bp Samiec przypomniał, że po wojnie jasno nazwano zbrodnie wojenne i tylko dlatego pojednanie było możliwe. – Dziś także potrzebujemy takich postaci jak bp Juliusz Bursche oraz wielu tych, którzy budowali pojednanie pomiędzy naszymi narodami. Miłość pozwala na przebaczanie i proszenie o przebaczenie – mówił. Ks. prezes Annette Kurschus z kolei przypomniała znaczenie pielęgnowanych od 40 lat więzi między EKD a Kościołami w Polsce.

W imieniu rodziny pozdrowienia przekazał Juliusz Gardawski, prawnuk Biskupa. Z kolei jego siostrzeniec, Aleksander Łupienko, mówił o społecznym i politycznym kontekście działalności Juliusza Burschego.

W przerwie rozmawiam z dr. Berndem Krebsem, który przez wiele lat pracował w polsko-niemieckiej komisji historyków powołanej w 1989 r. przez Radę EKD i Polską Radę Ekumeniczną dla przepracowania polsko-niemieckich relacji kościelnych w XX w. i jest autorem monografii o Biskupie. Wspomniał, że obecnie atmosfera spotkania jest o wiele lepsza niż ta, która towarzyszyła przed laty umieszczeniu tablicy poświęconej Juliuszowi Burschemu w KL Sachsenhausen. Jak mówi – wtedy ze strony niemieckiej „wiało chłodem”. Wiele lat było potrzebnych, aby strona niemiecka mogła spojrzeć na Burschego nie jako na „zdrajcę narodu niemieckiego”. Aby chciała też zrozumieć, że wprzęganie Kościoła w realizację celów politycznych jest nieporozumieniem. Również i po polskiej stronie dokonała się refleksja nad służbą i postawą Biskupa w tym bardzo trudnym, przepełnionym nacjonalizmami czasie i że jego życia nie da się zamknąć w prostych ocenach.

Bernd Krebs przedstawił referat o Juliuszu Burschem i Niemcach, podkreślając, że nawet przeciwnik światopoglądowy Biskupa przygotowując materiał na zlecenie Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy Niemieckiej wnioskował: „Ponieważ w swojej misji Kościół nie jest zainteresowany narodowością niemiecką jako taką, a jedynie »nośnikami« wiary chrześcijańskiej, tzn. wierzącymi, zatem w »walce narodowościowej« Kościół zawsze pozostanie czynnikiem niepewnym. Kościołowi należy zatem przeszkodzić w dalszym wpływaniu na politykę narodowościową, powinien wręcz zostać wykluczony z jakiejkolwiek działalności publicznej”. Niemiecki historyk stwierdził: – Innymi słowy: przeciwnik światopoglądowy zauważył to, czego wielu niemieckich teologów nie chciało wtedy przyznać i czego niektórzy nie przyznają do dzisiaj: opowiadanie się bp. Burschego za otwarciem się protestantyzmu na społeczeństwo polskie było po prostu konsekwentne i logiczne.

Ucieszyłam się z tych słów. Przypomniała mi się sytuacja sprzed kilku lat, gdy w kaliskiej parafii ewangelickiej spotkałam się ze starszym Niemcem, który przyjechał w odwiedziny. Słysząc o moich koneksjach rodzinnych z bp. Burschem, stwierdził: „Ach to ten nacjonalista i szowinista polski!”. Odpowiedziałam mu wówczas, że bp Bursche rozumiał, że trzeba stworzyć przestrzeń dla polskiego luteranizmu, gdyż w przeciwnym razie zostałby on zepchnięty do wyznaniowego getta. I gdyby nie ten „nacjonalista i szowinista polski”, to nie byłoby po wojnie w Polsce Kościoła ewangelicko-augsburskiego, bo jako Kościół niemiecki zostałby zlikwidowany przez ówczesne władze, jak inne Kościoły ewangelickie, które służyły machinie wojennej, i mój rozmówca nie miałby do kogo przyjeżdżać. Ten argument był dla niego zaskakujący.

Duże wrażenie zrobiła na mnie rozmowa z Pawłem Woźniakiem. Był bardzo poruszony modlitwą w kaplicy i spotkaniem w siedzibie EKD. Poznał bp. Burschego dzięki publikacjom i ujęła go jego osobowość. To, co robi wraz z Klausem Leutnerem dla zabliźniania się wojennych ran i wymazywania białych plam w relacjach polsko-niemieckich, jest godne podziwu i najwyższego uznania.

***

Wyjeżdżaliśmy z Berlina z nadzieją, że mające się odbyć za kilka dni prace archeologiczne na cmentarzu dadzą oczekiwany efekt i będzie możliwe pochowanie szczątków bp. Juliusza Burschego na Cmentarzu Ewangelicko-Augsburskim w Warszawie, gdzie znajduje się jego symboliczny grób.

* * * * *

Ewa Jóźwiak – doktor teologii ewangelickiej, prezes Synodu Kościoła Ewangelicko-Reformowanego w RP, redaktor naczelna JEDNOTY, działaczka ekumeniczna, członkini Polskiej Rady Chrześcijan i Żydów

 

Fotorelacja:

  1. Przypuszczalne miejsce pochówku ks. bp. Juliusza Burschego na cmentarzu w Berlinie-Reinickendorf (fot. Ewa Jóźwiak)
  2. Brama KL Sachsenhausen (fot. Ewa Jóźwiak)
  3. Modlitwa w kaplicy cmentarnej w Berlinie-Reinickendorf. Ks. bp Jerzy Samiec i ks. bp Markus Dröge (fot. Agnieszka Godfrejów-Tarnogórska)