Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

NR 3/2017, s. 5

Jaroslaw Swiderski (fot. Ewa Jozwiak)W dwóch ostatnich odcinkach „Co Wy na to” (JEDNOTA 1/2017 i 2/2017) pisałem na temat oceniania i osądzania – działań tak obcych duchowi chrześcijaństwa, a jednocześnie tak rozpowszechnionych wśród narodów uważających się za chrześcijańskie, w tym również wśród nas. Dyskutowaliśmy o tym na różnych spotkaniach. Sprawa jest wciąż żywa, wciąż zatruwa nam życie. A w tym samym czasie wyrosła nam nowa plaga, której początki opisywał niegdyś zmarły niedawno filozof Zygmunt Bauman: „Klimat intelektualny naszych czasów to dotkliwe poczucie zagubienia i niejasności sytuacji, brak wiary, że da się tę niejasność rozwiać, i podejrzenie, że będzie ona z upływem czasu gęstniała, że, jak w grzęzawisku, im żywiej będziemy się ruszać, tym bardziej się będziemy w tej topieli pogrążać... Obserwuje się dziś w Europie zjawisko zadziwiające: statystyka wskazuje, że dostatek rośnie, że ludzie zarabiają więcej, że są zdrowsi, żyją dłużej, powiększają swój dobytek. A ich zadowolenie z życia ani drgnie, powodów smutku nie ubywa, lecz przybywa i litania skarg się wydłuża... Koniec historii wyszedł już z mody. No to koniec cywilizacji. Albo koniec społeczeństwa przemysłowego. Aż przyszedł czas na ostateczną generalizację końca, czyli koniec świata... to nie są już żarty...”.

Podobnych „obrazów” jest coraz więcej. Swego rodzaju kulminacją stał się opublikowany 28 czerwca br. w magazynie „Nature” list otwarty grupy światowej sławy uczonych z informacją, że mamy tylko trzy lata na to, by uratować naszą Ziemię przed rozpoczęciem (być może już nieodwracalnego) procesu zagłady cywilizacji, który niewątpliwie nastąpi, jeśli nie zmienimy swego stosunku (i postępowania) do natury i do siebie nawzajem.

Co w takim przypadku mamy czynić my, chrześcijanie? Sądzę, że powinniśmy zastanowić się poważnie nad naszym życiem codziennym i poszukać „odtrutki” tam, gdzie jest nam ona obiecana – w Dobrej Nowinie. Jaką drogę Pan Jezus, a potem Jego uczniowie wskazali swoim uczniom? Jak te wskazówki wyrazić językiem współczesnych pojęć? Co jest najważniejsze?

Spełniaj „największe przykazanie” tworząc wokół siebie dobro. Pan Jezus w pierwszym swoim „znaku dla świata” zamienił wodę w wino, by ocalić radość nowożeńcom na weselu w Kanie Galilejskiej. A potem ratował chorych, karmił głodnych, a przede wszystkim uczył miłości, która niosła radość i ocalenie. Przecież współczesny człowiek ma przed sobą dokładnie takie samo pole do działania. Czyż nie tak? Czy można uznać, że wszelkie inne działania są „podejrzane”? Podejrzane o zbędność, o rodzenie zła? Co Wy na to, Drodzy Czytelnicy?

* * * * *

Jarosław Świderski – profesor elektronik, Instytut Technologii Elektronowej

 

Na zdjęciu autor felietonu (fot. Ewa Jóźwiak)