Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

11/1990

CO WY NA TO?

Mamy obecnie sporo okazji do dyskutowania nad różnymi ważnymi sprawami dotyczącymi naszego życia. Nie bardzo jednak wiadomo, jak się zabrać do generalnej naprawy Rzeczypospolitej, przeto nad każdą sprawą, dużą i małą, rozpoczyna się debata. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że debatujące strony nie przebierają w środkach i metodach. I to właśnie stanowi źródło naszej troski i głębokiego zażenowania.

Jest rzeczą oczywistą, że różnorodność poglądów wzbogaca społeczną świadomość, a dyskusja prowadzi do wyklarowania się pojęć i stopniowego przezwyciężania tych różnic, które nie mają zasadniczego znaczenia dla istoty sprawy. Wiele nauczyliśmy się pod tym względem dzięki dialogowi ekumenicznemu. Już dawno pozostawiliśmy za sobą czasy, kiedy dysputy międzywyznaniowe wywoływały zgorszenie swoim tonem, doborem argumentów, inwektywami, ogólnym brakiem zaufania do adwersarzy, niechęcią do ich wysłuchania oraz nieumiejętnością zrozumienia tego, co starają się oni wyjaśnić.

Tymczasem w toczących się dysputach o naprawie Rzeczypospolitej coraz częściej zaczynają dominować takie właśnie cechy oraz dążenie za wszelką cenę do tego, aby „moje było na wierzchu”. Do tego dochodzi jeszcze gorączka przedwyborcza i zacietrzewienie wywołane dążeniem do objęcia władzy. Niestety, uczestnicy walki politycznej coraz częściej mieszają do niej chrześcijaństwo. Jedni po prostu wywieszają chrześcijański szyld, pod którym chcą realizować swe partyjne cele, inni powołują się na „społeczną naukę Kościoła”, mimo że nie bardzo wiedzą, o co w niej chodzi (bo swym postępowaniem i programem najwyraźniej tej nauce przeczą), jeszcze inni głośno popierają konkretne poczynania Kościoła katolickiego, aby zyskać sobie przychylność hierarchii i duchowieństwa, bo bez tego trudno dziś marzyć o zrobieniu kariery politycznej.

„Chrześcijańscy” uczestnicy dyskusji nie bardzo przejmują się, na przykład, treścią IX (po katolicku VIII) przykazania: „Nie będziesz mówił fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu” i obficie szermują inwektywami, pomówieniami, oszczerstwami. Zamiast rzeczowych argumentów do głosu dochodzą emocje, co szczególnie wyraźnie ujawniło się przy okazji sporu o projekt ustawy w sprawie zakazu przerywania ciąży. Dla jednych sprawa ta nie podlega dyskusji. Jestem katolikiem – mówią – więc popieram ustawę. „Roma locuta, causa finita” – Rzym zadecydował, nie ma sprawy. Inni też rzecz upraszczają twierdząc, że kobiecie wolno decydować o swoim ciele i nikogo innego to nie powinno obchodzić. Jeszcze inni uważają, że jest to kwestia wyboru moralnego i prawo nie ma tu nic do rzeczy. Jedni uważają przerywanie ciąży za mord, inni za zabieg podobny do usunięcia zęba. Pewna grupa osób dostrzega natomiast całą złożoność tego trudnego problemu i dlatego sprzeciwia się szybkim, radykalnym rozwiązaniom, zwłaszcza prawnym, pociągającym za sobą karanie winnych.

Powiedzmy wyraźnie: jesteśmy najgłębiej przekonani, że każde przerwanie ciąży jest przerwaniem ludzkiego życia i ten fakt musi dotrzeć do ludzkiej świadomości, tak kobiet jak i mężczyzn. Samo to stwierdzenie jednak nie wystarcza, ponieważ powstają problemy natury tak moralnej, jak i prawnej, wiąże się z tym cała złożona i niełatwa do rozwiązania sfera społeczna. Na przykład: mieszkania dla młodych małżeństw, pomoc dla samotnych matek, adopcja dzieci „niechcianych”, ochrona kobiet przed mężami alkoholikami, podniesienie w społeczeństwie kultury seksualnej, wychowanie młodzieży we wstrzemięźliwości obyczajowej, możliwość podejmowania decyzji ze względów eugenicznych czy – wreszcie – jasne postawienie sprawy zapobiegania ciąży, bez czego w ogóle nie da się dyskutować ani tym bardziej podejmować jakichkolwiek wiążących decyzji prawnych, pociągających za sobą skutki karne.

Jest to problem najwyższej wagi, ponieważ kładzie na szali ludzkie życie: zarówno istoty poczętej, ale jeszcze nie narodzonej, jak i tych istot kobiety i mężczyzny, które do poczęcia doprowadziły. Jeżeli więc ludzie całą tę skomplikowaną sprawę upraszczają i rozpatrują wyłącznie na płaszczyźnie emocjonalnej (posuwając się do inwektyw, pomówień i oszczerstw), to wykazują nie tylko brak elementarnej kultury, ale wręcz zanik poczucia odpowiedzialności w kwestii życia i śmierci. Przed podjęciem jakichkolwiek decyzji trzeba bowiem podjąć spokojną, rzeczową dyskusję i nakreślić całościowy program działań na różnych płaszczyznach – moralnej, społecznej i gospodarczej. Pośpieszne decyzje w tak trudnej sprawie mogą przynieść więcej szkody niż pożytku.