Drukuj

3 / 1996

CO WY NA TO?

Skarżymy się na ludzką obojętność, na samotność w zatomizowanym świecie, gdzie liczą się twarde łokcie i refleks, by dobiec do celu i nie zostać stratowanym po drodze. Ludzie odgradzają się od siebie, zakładają dodatkowe rygle nie tylko w obawie przed tymi, którzy bez skrupułów pragną wejść w bliższy kontakt z ich dobytkiem. Sąsiedzi oddalają się od siebie, zamykają we własnych ścianach, nie liczą się z obecnością tuż obok innego człowieka, obcego, niegodnego elementarnego szacunku, jaki wyraża się np. niełomotaniem po nocy dla własnej przyjemności a ku jego udręce. Dopiero gdy kogo dopadnie nieszczęście, zaczyna rozumieć różnicę między pośpiesznym zatrzaskiwaniem drzwi na klatce a uśmiechem, między życzliwym zagadnięciem a wścibstwem.

Co jest lekarstwem na ból samotności? Na pewno nie telewizja – p.o. domowego ogniska. Sprzymierzeńcem będzie raczej poezja, bo widzi więcej i przenikliwiej. Zanurzona w codzienności, pochylona nad kipiącym mlekiem, umie przez oczka durszlaka dostrzec i dojrzewające ziarna zbóż, i ludzkie lęki.

Ludmiła Marjańska daje przewrotne przykazania na spokojną starość: Nie otwierać serca na oścież/ nie zawierać nowych przyjaźni/ zamykać drzwi dla gości/ z bojaźni/ Do psa się nie przywiązywać/ ani do żadnej rzeczy. Tylko czy ja to potrafię? – pyta poetka i jest to pytanie retoryczne. Dla niej. A dla nas?

Poeta silniej wyraża poczucie samotności, potrzebę zbliżenia do drugiego człowieka. Anna Kamieńska zapisywała w „Notatniku” krótkie refleksje jak gęste krople poezji. Podwójnie samotna, jako kobieta i jako poetka, napisała: Przeglądam swój notes, do kogo by zadzwonić, aby usłyszeć ludzki głos.

Kto z nas ma jeszcze ludzki głos, wrażliwość na potrzeby bliźniego? Kto z nas, zabieganych, mających do załatwienia tysiące spraw niezbędnych i koniecznych, jest gotów odłożyć wszystko na bok, by wysłuchać kogoś, kto potrzebuje usłyszeć ludzki głos? Ludzie tylko na krótkie, błyskawiczne chwile otwierają się ku sobie. Czasem potrzeba na to jednego słowa... Są słowa małe, proste, nieoczekiwane, może przebrane. Trzeba być na nie czujnym. Może ta czujność na drugiego człowieka nazywa się miłością?

Czujność – czy to nie archaiczne? Dziś wszystko się załatwia, odhacza... Już w samych tych słowach słychać szelest papieru, one same wykluczają obecność ludzkiej wrażliwości.

Człowiek szarpie się na uwięzi tak długo, jak długo traktuje siebie jako centrum wszechświata – to nie stwierdzenie Anny Kamieńskiej, to zapis doznania kogoś, kto odczuł to aż do bólu. Każdy krócej lub dłużej szarpie się, usiłuje zerwać więzy, które go dławią, chce być wolny. Ale nie można się uwolnić od siebie – podstępnego wroga, który niszczy bardziej niż wspomniane w Ewangelii mól i rdza.

Jak więc pomóc komuś, kto nie widzi sensu życia, np. staruszce angażującej wszystkich naokoło do opieki nad sobą? Dawać – znaczy przesuwać most nad przepaścią – radzi Anna Kamieńska, która przez wiele lat wędrowała samą jej krawędzią i którą tylko otwarcie się na innych ratowało przed obsunięciem się. Czyniła to centymetr po centymetrze, znacząc w „Notatniku” każdy kolejny krok. Ale co dać może ktoś, kogo wiek przykuł do fotela i uzależnił od opiekunów? Co dać może ktoś, kto ma pustą sakiewkę?

Kamieńska obraca w palcach wytarte słowa odnajdując ich ukryty blask. Bądź weselsza temu światu. Być weselszym komuś – nie sobie, nie dla siebie. A może po prostu być, ale z tym szczególnym dopełnieniem – dla kogoś.

Samotny, pozbawiony bliskich, zgorzkniały człowiek angażuje się w opiekę nad obłożnie chorą, zupełnie obcą osobą. I nagle jej radość, jej wdzięczność za opiekę staje się radością opiekuna. Znika gorycz, dając otrzymał w zamian dwakroć tyle. Udzielenie komuś pomocy, oderwanie wzroku od hipnotyzującego pępka własnej jaźni, pozwala poczuć solidarność z tętniącym wokół życiem.

Warto wsłuchiwać się w słowa poetów. Zapytacie, czemu akurat w „Co Wy na to?” W natchnieniu poeta jest jak lekarz i jak prorok – obwieszcza ukryte przed naszymi oczami prawdy o nas samych. Posłuchajmy więc raz jeszcze, co o sobie i innych mówi Ludmiła Marjańska: Bez ludzi nie istnieję/jestem pustym naczyniem/ wyschniętym korytem, w którym/piasek pustynny płynie./ Ich bliskość jest jak woda/ jałową ziemię użyźni/ i dojrzeją w ogrodach/ owoce dla moich bliźnich.