Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

11 / 1996

CO WY NA TO?

Co roku podczas Dnia Wszystkich Świętych i Zaduszek tysiące ludzi podróżują po całym kraju, nieraz z jednego krańca na drugi, pielgrzymując na groby bliskich. Świetnie prosperujący biznes przycmentarny wytwarza z tej okazji olbrzymie ilości kwiatów do wyboru i koloru oraz zatrzęsienie zniczy: od skromnych po nader okazałe i, jak zachwalają sprzedawcy, nie gasnące. Presja tradycji i otoczenia jest tak silna, że przeciętny Polak nie wyobraża sobie obchodzenia tych Świąt inaczej.

Są w tej listopadowej tradycji elementy godne uwagi, jak choćby troska o groby osób zasłużonych dla kraju czy miasta, o mogiły żołnierzy i miejsca straceń, którymi opiekują się np. harcerze czy uczniowie, bo umacnia to poczucie kulturowej spuścizny i narodowej tradycji. W ogólnym wymiarze jednak to, okazyjne w gruncie rzeczy i bardzo często przesadne, ozdabianie nagrobków zamienia się raczej w pokaz ludzkiej próżności. A przecież gestem co najmniej równie wartościowym, co zapalanie zniczy na znak pamięci, byłoby zadanie sobie trudu i uprzątnięcie czyjegoś zaniedbanego grobu, niekoniecznie sąsiadującego z „naszym”. Może nikt z tej, obcej zazwyczaj, rodziny nie żyje lub nie ma sił i zdrowia, aby przyjść na cmentarz i zadbać o grób bliskich. Taki niesamolubny gest szacunku i solidarności żyjących jest godnym upamiętnieniem tych, którzy odeszli przed nami, i świadectwem wrażliwości dla cudzych uczuć.

W tradycji ewangelickiej pamięć zmarłych (wszyscy wierzący, uświęceni krwią Zbawiciela należą do grona świętych) przywołuje się w ostatnią niedzielę roku kościelnego, zwaną Niedzielą Wieczności. Są oni naszymi poprzednikami w drodze do domu Ojca i świadkami, często wręcz wzorami, wiary. Nabożeństwo odprawiane tradycyjnie na cmentarzu ewangelickim 1 listopada nie jest więc wyrazem jakiejś szczególnej obrzędowości, lecz okazją do głoszenia Ewangelii tam, gdzie zbierają się ludzie.

Ale listopad, poza porządkami na cmentarzach, przynosi także troskę o zaopatrzenie na zimę. Ciepłe ubranie, buty, zapas kartofli, węgla... Im człowiek biedniejszy, tym jego problemy są większe. Niedawno opinię publiczną poruszyła wiadomość o dramatycznej sytuacji dwustu tysięcy mieszkańców domów dziecka, którym w zasadzie – często z wielkim trudem – pieniędzy starcza wyłącznie na skromne wyżywienie i, to już nie zawsze, na podstawowe środki higieniczne. Opiekujące się tymi placówkami Towarzystwo „Nasz Dom” podniosło alarm, że większość z nich jest absolutnie nie przygotowana na nadejście zimy, że dzieciom brakuje ciepłych kurtek i butów. Wobec tradycyjnej inercji i niemożności odpowiednich władz państwowych rozpoczęto społeczną zbiórkę pieniędzy, którą poparły media (bez tego akcja miałaby lokalny zasięg i mizerne szanse powodzenia).

W ramach społecznej kolekty pod hasłem „Zima dzieciaków” do niedzieli 20 października włącznie zebrano ponad pół miliarda starych złotych. 21 października „Gazeta Wyborcza” zamieściła sprawozdanie z niedzielnej zbiórki w biurach w całym kraju. „Jeszcze w sobotę przyszedł do częstochowskiego lokalu starszy pan: – Niewiele mogę dać, ale sam kiedyś głodowałem, więc wiem, jak to jest – powiedział wręczając 41 zł, dokładnie wszystko, co miał w portmonetce. – A jeżeli można, to napiszcie ludziom, że zbliżają się Zaduszki. Tyle się pieniędzy wydaje na kwiaty i znicze. Kupić połowę tego, a resztę dać żywym. Bardziej tych paru złotych potrzebują niż zmarli”.

To bardzo zdrowy postulat, zgodny zresztą ze starą ewangelicką zasadą, w Polsce praktykowaną przez nieliczne, niestety, środowiska: zamiast marnotrawić fundusze, przeznacza się je na cele charytatywne. W luterańskim „Zwiastunie” co i rusz przeczytać można o kwotach przekazywanych domom opieki zamiast kwiatów na czyjś grób. Także w tym numerze „Jednoty” drukujemy listę ofiar przeznaczonych na nasz miesięcznik zgodnie z wolą Rodziny śp. ks. Bogdana Trandy.

Nie każdy może uczcić pamięć drogiego mu człowieka fundując, jak w XIX w. i do dziś na Zachodzie, obiekt użyteczności publicznej: instytut naukowy, bibliotekę, szpital, fundację stypendialną etc. Przeznaczając na potrzeby żywych choćby połowę kwoty, którą wydalibyśmy na kwiaty czy znicze na groby naszych bliskich, również oddajemy hołd ich pamięci. Ale wymowa tego gestu, jego społeczne znaczenie jest zupełnie inne.