Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

7 / 1997

CO WY NA TO?

23 czerwca odbył się w Warszawie kolejny „czarny marsz”. Kilka tysięcy ludzi przeszło ponad pięć kilometrów w strugach deszczu, od domu Tomasza Jaworskiego do miejsca, skąd został porwany. Podczas marszu odzywały się głosy, że sprawców trzeba ukarać najwyższym wymiarem kary, wyeliminować ze społeczeństwa. „Śmierć za śmierć” – mówili koledzy Tomasza Jaworskiego, tegorocznego maturzysty. Uczestnicy marszu opowiadali sobie ze zgrozą o cynizmie, bezwzględności i brutalności 24-letniej kobiety, matki trojga dzieci, współuczestniczki zabójstwa.

Kara śmierci to temat obecnie często dyskutowany zarówno w gronach prywatnych, jak i w środkach masowego przekazu. Są przeciwnicy i zwolennicy zniesienia kary śmierci – szereg okrutnych, bezsensownych morderstw w ostatnich dwóch latach wyraźnie zwiększył liczbę zwolenników pozostawienia najwyższego wymiaru kary i bezwzględnego jej wykonywania. W dyskusji na ten temat nie powinno więc zabraknąć także głosu naszego Kościoła.

Chrześcijanin przede wszystkim powinien na początku zapytać, co na ten temat mówi Pismo Święte. Zacznijmy nasze poszukiwania od Dekalogu. Boże przykazanie mówi wyraźnie: „Nie zabijaj!” (II Mojż. 20:13). Jest to dla nas pierwsza i najważniejsza wskazówka. A oto dalsze teksty: „Od człowieka będę żądał duszy człowieka, za życie brata jego. Kto przelewa krew człowieka, tego krew przez człowieka będzie przelana, bo na obraz Boży uczynił człowieka” (I Mojż. 9:5b-6). „Jeżeli kto zabije człowieka, poniesie śmierć. (...) Jeżeli kto okaleczy swego bliźniego, uczyni mu się tak, jak sam uczynił. Złamanie za złamanie, oko za oko, ząb za ząb. Jak okaleczył człowieka, tak mu będzie oddane” (III Moj. 24:17.19-20).

Te słowa najczęściej przywołują ludzie dla uzasadnienia swojej, skądinąd zrozumiałej w świetle tych bulwersujących wydarzeń, żądzy odwetu. Starotestamentowe nakazy, podobnie jak wiele krwawych i brutalnych scen zawartych na kartach Starego Testamentu, zgodnie z mentalnością ludzi żyjących przed trzema tysiącami lat, współczesnemu człowiekowi często wydają się nie do przyjęcia. Pomijamy je chętnie, zapoznając z Biblią nasze dzieci. Jednak w chwilach, gdy nasz rozum, nasze poczucie sprawiedliwości, nasza wrażliwość zostają nagle i brutalnie zaatakowane, zapominamy o wszelkich wątpliwościach i zastrzeżeniach – słowa sprzed 3 tysięcy lat wydają się nam zaadresowane również i do nas.

Ale wypełnieniem Pierwszego Przymierza stała się Ewangelia, Dobra Nowina o zbawieniu przyniesiona nam przez Jezusa Chrystusa. I chociaż powiedział On: Nie mniemajcie, że przyszedłem rozwiązać zakon albo proroków”, dodał „nie przyszedłem rozwiązać, lecz wypełnić” (Mat. 5:18). „Słyszeliście, iż powiedziano: Oko za oko, ząb za ząb. A Ja wam powiadam: Nie sprzeciwiajcie się złu, a jeśli cię kto uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi” (Mat. 5:38-39). I dalej: „Słyszeliście, że powiedziano: Będziesz miłował bliźniego swego, a będziesz miał w nienawiści nieprzyjaciela swego. A Ja wam powiadam: Miłujcie nieprzyjaciół waszych i módlcie się za tych, którzy was prześladują.” (Mat. 5, 43-44).

Niewątpliwie jest to najtrudniejsze przykazanie chrześcijaństwa, właściwie wydaje nam się ono nie do zrealizowania. I rzeczywiście, jak wykazuje historia, chrześcijanie toczący wojny także między sobą woleli o nim nie pamiętać.

Ale nasz Nauczyciel powtarza z naciskiem: „Bądźcie miłosierni, jak miłosierny jest Ojciec wasz. Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni, i nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni, odpuszczajcie, a dostąpicie odpuszczenia” (Łk. 6: 36-37). A apostoł Paweł dobitnie zwraca uwagę młodszym współbraciom w wierze: „Nie mścijcie się sami, pozostawcie to gniewowi Bożemu, albowiem napisano: Pomsta do mnie należy, Ja odpłacę – mówi Pan” (Rzym. 12:19). Po czym następuje słynne: „Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj” (Rzym. 12:21).

Wszystko więc zostało nam powiedziane. Wbrew naszej naturze skłonnej do gniewu, oburzenia, natychmiastowej reakcji, powinniśmy być wielkoduszni, wspaniałomyślni, przebaczający krzywdy. To w stosunku do „naszych winowajców”. Ale gdy krzywda, śmierć spotka naszego bliźniego, czy wolno nam przebaczać i winnych pozostawiać bez kary? Oto dylemat, przed jakim stajemy na co dzień.

Powierzając wymierzenie prawdziwej sprawiedliwości Najwyższemu Sędziemu, musimy – w wymiarze społecznym, stosować normy prawa ustanowionego przez instytucje świeckie, inaczej ład społeczny nie zostałby utrzymany. Jako obywatele, ale także i przede wszystkim jako chrześcijanie, nie możemy dopuścić, by panoszyła się brutalna siła, by słabsi fizycznie, a przy tym najbardziej wartościowi – ginęli. Dlatego nie możemy pozostać na stronie, musimy mocnym głosem – podobnie jak na polanie w młocińskim lasku – powtórzyć: potępiamy wszelką przemoc! A jednocześnie, głosząc miłość, przebaczenie, pojednanie musimy spytać samych siebie: czy i w nas nie drzemie odrobina agresji? Czy zawsze potrafimy na zniewagę zareagować spokojnym upomnieniem? Czy obserwując agresywne zabawy dzieci, wyrostków, chcemy interweniować?

A więc – czy należy przestępców karać śmiercią? Co Wy na to?