Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

9 / 1997

CO WY NATO?

Lato przyniosło nam dwa wielkie wydarzenia telewizyjne: katastrofalną powódź i śmierć księżnej Diany. Wielką „operacją medialną” była również kampania wyborcza, ale szczęśliwie nie miała ani apokaliptycznego wymiaru, ani globalnego wydźwięku.

Przez znaczną część lipca towarzyszyły nam telewizyjne reportaże z zalanych miast i wsi, sugestywne obrazy strachu, rozpaczy, walki z napierającą wodą. Byliśmy świadkami poświęcenia ratowników i ofiarności ludzi w całej Polsce. Wszystkie te wydarzenia przeżywaliśmy i uczestniczyliśmy w nich dzięki wysiłkom dziennikarzy radia, telewizji, prasy. Dziś jeszcze chwali się ich za umiejętną i potrzebną pracę.

Mało kto natomiast zauważył próby przekazania do powszechnej wiadomości informacji, że np. w Kotlinie Kłodzkiej zniszczenia nie są tak wielkie, jak wynikałoby z telewizyjnych relacji, że drogi i mosty są przejezdne, że nie ma tam epidemii. Próbowali o tym informować ludzie zaniepokojeni zanikiem ruchu turystycznego, który stanowi podstawowe źródło utrzymania tysięcy mieszkańców kłodzkich uzdrowisk. Rzecz nie w tym, że relacje o powodzi były złe lub niepotrzebne, były jednak mylące i – niezależnie od intencji twórców – okazały się szkodliwe. Potencjalni turyści nie zobaczyli zadbanych uzdrowisk, zabytków i pięknych krajobrazów, lecz bezmiar wód, zniszczone mosty, zalane drogi i unoszący się nad nimi helikopter z kamerzystą.

Gwałtowny rozwój środków masowego przekazu sprawił, że chcąc nie chcąc uczestniczymy w ogarniającym cały świat procesie kreowania idoli, mód, stereotypów (podobno 90 proc. ludzi zna graficzny znak Coca Coli). Prawda i fałsz przekazu, służba prawdzie i manipulacja – tematy te powróciły na nowo w związku ze śmiercią księżnej Diany, a potem Matki Teresy.

Księżna Diana dzięki mediom stała się osobą publiczną na skalę światową. Zainteresowanie to umiała wykorzystać dla spraw pożytecznych. W końcu jednak padła ofiarą masowego wścibstwa. Media wykreowały Dianę i media ją zniszczyły. Za ich sprawą funkcjonowała trochę jak postacie z tasiemcowych oper mydlanych czy rodzinnych seriali radiowych. Skupiała w sobie cechy i przeżycia milionów kobiet na całym świecie. Ponieważ jednak miliony chciały się z nią identyfikować, potrzebowały kolejnych odcinków serialu. Odcinek ostatni oglądały dwa miliardy widzów.

Podobną rolę odgrywały media w przypadku Matki Teresy. Jej dzieło budziło podziw tak wielkich tego świata, jak i szarych ludzi, bo świat dzięki mediom właśnie Matkę Teresę znał i podziwiał. Tłumaczyła to następująco: „Ludzie sami nie są dość święci, by zrezygnować z doczesnych radości, więc tym chętniej nagradzają uznaniem tych, którzy potrafią się na to zdobyć”.

Dziedzina, która szczególnie ujawnia kreatywną moc środków masowego przekazu, to oczywiście polityka. Media stawiają ludziom, którzy biorą na siebie odpowiedzialność za sprawy publiczne, niespodziane wymagania. Okazało się np., że wielkie znaczenie przy ubieganiu się o najwyższe stanowisko w państwie ma opalenizna demonstrowana na ciemnoniebieskim tle. Sami politycy również wykorzystują okazję, by – posługując się mediami – zrobić na wyborcach jak najlepsze wrażenie. Efekt medialny, wywołany zręcznym hasłem, znakiem graficznym, dobrze wyreżyserowanym wideoklipem, poniekąd zastępuje nie czytane przez nikogo programy partii czy poszczególnych kandydatów. Żeby podkreślić swoje poglądy i poważne zamiary, owi kandydaci na mężów stanu groźnie marszczą brwi i miotają w stronę przeciwników najcięższe oskarżenia. Ale ponieważ wiedzą, że później trzeba jednak będzie z obecnymi konkurentami współpracować, robią oko do widzów i zapewniają, że „w polityce nigdy nie mówi się NIGDY”.

Cóż począć wobec wszechogarniającej gry pozorów? Najpierw trzeba sobie powiedzieć, że nikt z nas nie jest bez winy. Trafnie napisał po śmierci księżnej Diany jeden z autorów „Polityki”, że profesja paparazzich ma się świetnie, „bo gdyby czytelnicy nie potrzebowali tej strawy, to by jej nie jedli. Jest to zapewne znak czasów, ale żadne, nawet najbardziej przerażające, zdjęcia z wojen i kataklizmów światowych nie są w stanie tak podnieść nakładu, jak widok nagiego biustu księżniczki. Paparazzi zaspokajają najniższe instynkty tkwiące w człowieku, apetyty tego wewnętrznego potwora, który kiedyś kazał patrzeć przez dziurkę od klucza i przykładać szklankę do ściany, dzisiaj natomiast każe iść do kiosku po gazetę brukową”.

Nie trzeba ulegać zbiorowym histeriom, kreującym fałszywe wielkości. Zawsze warto mieć w pamięci żydowską legendę o 36 sprawiedliwych: nikomu nieznanych, skromnych ludziach, których pobożne życie jest jedynym powodem, iż Bóg pozwala światu istnieć. Nie jesteśmy też bezbronni wobec bzdur, które za pośrednictwem mediów do nas docierają. Nie możemy wprawdzie sprawdzić każdej informacji, ale uważny czytelnik Pisma powinien umieć oddzielić ziarno od plewy –wiedzieć, co jest ważne, a co nieważne, co warto, a czego nie warto powtarzać.