Drukuj

3 / 1999

CO WY NA TO?

Między nakazem i zakazem, czyli tym, co stanowi przedmiot zainteresowania prawa, rozciąga się ogromny obszar regulowany niepisanymi normami życia społecznego. Są one, podobnie jak system prawny, wsparte na zasadniczych i ogólnie przyjętych aksjomatach mających swe źródło w religii i kulturze. W sposób dość jasny pozwalają one rozpoznać, co jest chwalebne, co naganne, a co zadowalające. Pewne minimum zachowań jest wyznaczone przez poczucie przyzwoitości. Ostatnio jesteśmy świadkami przekraczania owej normy przez osoby publiczne. Skala zjawiska wywołuje niepokój, ponieważ nieprzestrzeganie jakiejś normy prowadzi wcześniej czy później do jej wyeliminowania ze zbioru norm obowiązujących. W przypadku przyzwoitości mamy do czynienia z warunkiem sine qua non życia społecznego i zaniechanie jej respektowania grozi zachwianiem kontaktów społecznych na wszystkich możliwych poziomach.

Przedstawiciele rozmaitych organów władzy państwowej, którzy dowiedli swej niekompetencji lub skompromitowali się działaniami niezgodnymi z prawem, nie są w stanie przyznać się do winy czy choćby do błędu. Przeciwnie, prezentują znakomite samopoczucie, dowodząc, że wszystko jest w porządku, co znaczy, iż albo niczego nie rozumieją, albo sądzą, iż ludzki osąd ich nie dotyczy jako szczególnych wybrańców, albo też nie ma zbyt wysokiej ceny, jaką gotowi byliby zapłacić za utrzymanie raz osiągniętej pozycji.

Oto wiceminister zdrowia po podjęciu jesienią ub.r. absurdalnych decyzji dotyczących anestezjologów trwał przez kilka miesięcy na stanowisku. Pod presją opinii publicznej musiał ustąpić, ale – i tu brawa dla ministra zdrowia – pozostał w resorcie jako doradca owego ministra. Oto poseł, który dokonał, zgodnie z oceną sądu i władz uczelni, plagiatu pracy magisterskiej, nie ma najmniejszego zamiaru usunąć się z widoku publicznego. Oto minister rolnictwa, który w przeszłości naraził skarb państwa na straty, dbając o interesy zaprzyjaźnionych spółek, niemal siłą zmuszony do dymisji, do końca prezentuje pewność siebie i dumę z własnych dokonań. Oto wybrani do władz samorządowych przedstawiciele narodu ochoczo pobierają zarobki na tzw. godziwym poziomie, który wcześniej sami hojnie ustalili. Oto dziennikarz komentujący pensje urzędników państwowych uważa za skandal, że urzędnik w randze ministra zarabia tylko 6000 zł, jakby nie wiedział, że żyje w kraju, w którym prawdziwym skandalem są średnio dziesięciokrotnie niższe pensje nauczycieli, lekarzy czy pielęgniarek. Oto ksiądz katolicki od dawna niestrudzenie siejący ziarno nienawiści nie napotyka z tego tytułu widocznych ograniczeń ze strony hierarchii swojego Kościoła, mimo że jego działalność pozostaje w oczywistej sprzeczności z ideą chrześcijaństwa.

Przykłady można by przytaczać niemal w nieskończoność. Przygnębiająca jest obserwacja, że w Polsce nie można się skutecznie skompromitować. Wszystkie wymienione wyżej osoby otoczone są przez własne środowisko solidarną ochroną, co zdecydowanie źle się kojarzy, powodując uczucie przykrego déja vu.

Zachowania osób publicznych pozostają w ścisłym związku z tym, co dzieje się w całym społeczeństwie. Osoba będąca na widoku ma wpływ na kształtowanie się postaw i zachowań uchodzących za skuteczne. A promowane wszem i wobec nastawienie na skuteczność i sukces za wszelką cenę osłabia zdecydowanie rolę oceny moralnej. Nachalne, beztroskie deptanie zasady przyzwoitości wskazuje na to, że przyzwoitość nie jest dziś w cenie. Następuje powolne, ale widoczne przeskalowanie sumień, prowadzące do moralnej ślepoty. Istotnie, apelowanie do poczucia przyzwoitości jest często głosem wołającego na puszczy.

Pilnie potrzebny jest wielki program naprawy. Przede wszystkim naprawy moralnej. Rząd, zajęty wprowadzaniem czterech wielkich reform systemowych, nie powinien udawać – także we własnym interesie – iż nie dostrzega erozji etosu w elitach władzy i klasy politycznej, zwłaszcza tej, która legitymuje się tzw. wartościami chrześcijańskimi. Wielka bowiem odpowiedzialność spoczywa na tych, którzy sami sieją zgorszenie albo gorszycielom pobłażają. A poczucie zgorszenia i rozgoryczenia jest dziś powszechne i wciąż narasta. To realne niebezpieczeństwo dla całego kraju. Dlatego bardzo potrzebny jest także odważny, zdecydowany i mądry głos Kościołów. Tymczasem nikt nie woła...