Drukuj

Nr 11/2001

Rozplenia się bez umiaru bylejakość życia publicznego w za III Rzeczpospolitej. Każda ekipa władzy po 1989 roku ma w tym dziele swój udział. Niektórym optymistom wydawało się, że po zamieszaniu w poprzedniej kadencji może być już tylko lepiej, ale pomylili się. Premier Jerzy Buzek zakończył swoją działalność szokującym stwierdzeniem, wprawiając w osłupienie słuchaczy, że jego rząd zostawia kraj w dobrym stanie, Ciekawe, jaka powinna być dziura budżetowa, wskaźniki recesji i bezrobocia, żeby pan premier ocenił stan kraju jako niedobry! Niestety, ta bezsensowna deklaracja nie zakończyła serii kompromitujących wypowiedzi i posunięć. Następcy w fotelach rządowych i poselskich natychmiast wpisali się w niechlubną tradycję, kształtującą się na naszych oczach.

Pani minister Krystyna Łybacka poczyniła sporo zamieszania w szkołach, zmieniając decyzje dotyczące matury. Ponadto przytoczona przez nią argumentacja jest zadziwiająca. Oto pani minister wystąpiła jako obrońca humanistów przed zakatowaniem ich matematyką! Już od dawna ludzie w cywilizowanej części świata uznali za bezsporne, że najlepszą, potrzebną wszystkim ludziom, szkołą logicznego myślenia jest matematyka. Co więcej, przyznanie się do kłopotów z matematyką uważają za kompromitujące, bo źle to świadczy o sprawności intelektualnej w ogóle. Natomiast w naszym nadwiślańskim kraju wciąż znaczna część ludzi poczytuje sobie za zaszczyt, że nigdy w szkole nie rozumiała się matematyki. Zdarza się nawet, że osoby publiczne, wręcz chwalą się swoimi szkolnymi kłopotami z matematyką, które „zmuszały ich” do ściągania na maturze. I w taki właśnie nurt myślenia świetnie wpisała się nowa pani minister. Pani Minister, ludzie nie dzielą się na matematyków i humanistów, ale na myślących spójnie i logicznie oraz... resztę!

Druga z pań w polskim rządzie również zaczęła od falstartu. Zgodnie z jej tezą, że profesjonalizm sędziowski nie przekłada się automatycznie na sprawność szefa resortu, dokonała nominacji, która wywołała burzę. Sprawa prokuratora Kaucza wykazała, jak  złudna jest pewność ręki pani minister Barbary Piwnik. Dodatkowo sytuację pogarsza, że pani minister udziela jako wyjaśnień niejasnych wypowiedzi. Słuchając ich, odnosi się nieodparte wrażenie, że nie słucha ona zadawanych pytań, ponieważ odpowiada, tyle, ile akurat chce powiedzieć, bez względu na związek z pytaniem. Jest w tym albo niechęć do demonstrowania własnego poglądu lub jego brak. W obu wypadkach źle to wróży na przyszłość resortowi sprawiedliwości i nam wszystkim.

Z kolejnych, bardziej smakowitych kąsków w sferze poczynań przedstawicieli rządu należy wymienić „afery brukselskie”. Pan minister Włodzimierz Cimoszewicz zmianę w stanowisku negocjacyjnym rządu ogłosił najpierw w Brukseli, a nie w Warszawie. Nie dał się jednak zbić z tropu i na zarzuty posłów i dziennikarzy znalazł kuriozalną odpowiedź: nie powiedział, bo dziennikarze go o to nie zapytali! Druga wpadka polskiego rządu w związku z Unią Europejską to powołanie na stanowisko głównego negocjatora człowieka, który przyznał się do współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa. Jest w tej decyzji premiera spora doza zwykłej arogancji.

Poza wymienionymi już najgłośniejszymi posunięciami, kompromitującymi nową ekipę rządową, mamy festiwal wydarzeń sejmowych z wybijającym się bohaterem, Andrzejem Lepperem. Wicemarszałek Sejmu, wybrany głosami rządzącej koalicji, łamiący prawo i nawołujący innych do jego łamania, ubliżający ministrowi spraw zagranicznych, całkowicie niszczy powagę Sejmu i jego prestiż. Sejm zresztą jest w tym dziele samozniszczenia wielce aktywny. Wybór do Trybunału Stanu Krzysztofa Śniegockiego, wobec którego prokuratura prowadzi postępowanie w sprawie wyłudzenia pieniędzy, dowodzi głupoty lub cynizmu wybierających, a braku elementarnego poczucia przyzwoitości wybieranego.

Najsmutniejsze jest to, że nie możemy już mieć pretensji, że ktoś nam zgotował taki nieciekawy los. To my sami własnymi decyzjami wyborczymi stworzyliśmy obecną sytuację. A miało być lepiej i mądrzej! Erozja zaufania do instytucji państwowych jest zła sama w sobie, i przywraca dobrze nam znany sprzed lat układ my – oni. W dobie poważnych zadań stojących przed naszym krajem, a także w obliczu prawdopodobnych zagrożeń, pojawia się niemiłe przeświadczenie, że nasi przedstawiciele w parlamencie i rządzie nie będą w stanie sprostać zadaniom. Obecny stan rzeczy ujawnia katastrofalne braki w sferze obywatelskiego myślenia, a triumfy święci filozofia Kalego. Zmianę może przynieść tylko długotrwały, intensywny wysiłek wszystkich możliwych autorytetów w promowaniu cnót obywatelskich. Jest to ciężka orka na polskim ugorze, ale jeśli jej się nie podejmie, osiądziemy na naszym kartoflisku zacietrzewieni, skłóceni i zacofani, z pretensją do całego świata i bez szansy na zrozumienie czegokolwiek z naszej historii, z teraźniejszości, bez szansy na rozwój.