Drukuj

Nr 8-9/2001

CO WY NA TO?

Atak na World Trade Center w Nowym Jorku oraz Pentagon w Waszyngtonie, który miał miejsce 11 września, jest największym w historii aktem terroru. Zginęło przeszło 5 tysięcy osób, drugie tyle zostało rannych; runęły dwa wieżowce-giganty na Manhattanie, legła w gruzach część ogromnego kompleksu budynków wojskowego centrum. Zamach cechowała niezwykła brutalność – bronią stały się samoloty pasażerskie z ludźmi na pokładzie, użyte przez terrorystów samobójców jako pociski o niezwykłej sile rażenia. Dzięki powszechności telewizji miliony ludzi na całym świecie stały się w pewnym sensie naocznymi świadkami tej tragedii. Oswojonym z filmami katastroficznymi przypadkowym widzom wydawało się w pierwszej chwili, że oglądają symulację komputerową; niestety, z niedowierzaniem i przerażeniem wszyscy musieliśmy uwierzyć, że to, co rozgrywa się na naszych oczach, to nie efekt wyobraźni filmowców, ale rzeczywistość.

Stacje telewizyjne nadają codziennie relacje o skutkach tej tragedii, o akcji ratowniczej, o reakcjach opinii światowej na nieszczęście, wreszcie o działaniach władz amerykańskich. Wszystkie ślady wskazują, że sprawcami koszmaru byli członkowie terrorystycznych organizacji muzułmańskich fundamentalistów.

Niezliczone rzesze ludzi na całym świecie czują słuszny gniew, jest bowiem w powszechnym odczuciu coś niebywale nikczemnego w wymordowaniu tysięcy niewinnych ludzi po to, aby – siejąc strach – otworzyć sobie drogę do osiągnięcia własnych celów. Ten gniew, którego nie trzeba w sobie uciszać, musi być jednak poddany kontroli: należy uczynić ten wysiłek i postarać się powstrzymać od szkodliwych i niesłusznych uogólnień, pamiętając, że nie wolno stosować odpowiedzialności zbiorowej. Szkoda, że żadna z polskich stacji telewizyjnych nie transmitowała żałobnego nabożeństwa z katedry w Waszyngtonie, ponieważ stanowiło ono ważną lekcję myślenia o ostatnich wydarzeniach, a także było kwintesencją tego, czym naprawdę jest Ameryka. W nabożeństwie uczestniczyli obok obecnego prezydenta Busha trzej byli prezydenci. Wiele obecnych tam osób straciło dzień wcześniej swoich bliskich, przyjaciół lub współpracowników. Nastrój był wyjątkowy, wszyscy byli wzruszeni, niektórzy nie ukrywali łez. Do zgromadzonych zwracali się ze słowami pocieszenia i modlitwy duchowni kilku wyznań protestanckich, między innymi znany ewangelista Billy Graham, księża katoliccy, a także rabin oraz... duchowny muzułmański. Chwila, kiedy ten ostatni pozdrowił zgromadzenie po arabsku, była niezwykła – to przecież ten sam język, którym posługiwali się zbrodniarze. Jednak ów duchowny miał odwagę użyć tego języka, zebrani zaś mieli odwagę przyjąć jego słowa. Największe bowiem zwycięstwo terrorystów to wywołanie powszechnego strachu każdego przed każdym i wzajemnej nienawiści, która jest pochodną strachu. Ludzie w Ameryce wydają się rozumieć ten problem i starają się mu przeciwdziałać. Niechęć do obcych zabiłaby istotę amerykańskiego fenomenu. Jest to przecież kraj przybyszów, budujący swą wielkość dzięki energii, zdolnościom i entuzjazmowi tysięcy ludzi, szukających w nim wolności i życiowej szansy.

Nie tylko mieszkańcy Ameryki będą teraz borykać się ze swoim lękiem przed obcymi. Ten ostatni akt terroru spowodował obniżenie poziomu poczucia bezpieczeństwa wszędzie, również w Polsce. Budowanie społeczeństwa otwartego, ciekawego innych kultur i obyczajów napotyka u wielu naszych rodaków co najmniej na opór, a obecna sytuacja może ten opór zwiększyć. Ze smutkiem należy przyjąć ostatnią niefortunną wypowiedź ks. prymasa Józefa Glempa, który w imieniu nas wszystkich – nie będąc do tego uprawniony – powiedział między innymi, że „nie chcemy tu ani innej kultury, ani terroryzmu”. Te słowa spełniają najgorszy możliwy scenariusz, zlepiając w jedno obcego i terrorystę. Zapachniało dusznym i zadufanym w sobie, prymitywnym zaściankiem, który jest normą sam dla siebie.

Strach i depcząca mu po piętach nienawiść to najgorsza plaga, jaka może nas dopaść. Strach oślepia, zubaża i okalecza duszę. Bez względu na ryzyko musimy opanować lęk przed innymi ludźmi. To właśnie paniczny strach, wynikający z niezrozumienia otaczającego świata, każe muzułmańskim fundamentalistom niszczyć i zabijać. Nie potrafią i nie chcą podjąć dialogu; łatwiej jest przyjąć tezę, że inni są winni naszym niepowodzeniom i zdjąć z siebie odpowiedzialność za własne życie. W ich czarno-białym świecie nie ma miejsca na krytyczną refleksję, jest za to miejsce dla wroga, na którym koncentruje się nienawiść. Odrzucając taki model świata, musimy, mimo zagrożeń, przyjąć otwartą postawę wobec innych ludzi. Nie możemy dać się zastraszyć, nie możemy pozwolić, by nienawiść zatruła naszą świadomość.