Drukuj
Image Nr 5-6 / 2006
Przeszłość nie umiera, mamy ją w sobie i jako jednostki i jako społeczeństwo. Jest w niej bohaterstwo, mądrość i poświęcenie, ale też tchórzostwo, słabość i zdrada. W zbiorowej pamięci odnajdujemy ludzi dzielnych, którzy przeciwstawiali się, jak umieli, zniewoleniu i zakłamaniu, płacąc za to prześladowaniami ze strony ubeckich funkcjonariuszy, więzieniem, a nawet śmiercią. Na drugim biegunie nasza pamięć sytuuje całą rzeszę twórców i beneficjentów systemu wraz z zastępami tych, którzy go chronili. Jednocześnie mamy też świadomość niemałej liczby ludzi, którzy wspomagali aparat ucisku współpracą, do której zostali namówieni obietnicą zysku lub przymuszeni szantażem. Znakomita większość Polaków starała się w dobie PRL-u robić swoje nie angażując się w konfrontację z systemem, co jednak nie dawało gwarancji spokoju, bo bezpieka usiłowała kontrolować wszystkich. Kontakt z nią wywoływał w ludziach zarówno strach, jak i obrzydzenie.
W 1989 roku udało się w Polsce dokonać bezkrwawej rewolucji i podjąć mozolny wysiłek budowania państwa opartego na demokratycznych zasadach, w którym respektowane jest prawo. Ważnym wątkiem stało się rozliczenie z przeszłością, w opozycji do której kształtowana była rzeczywistość. Palące problemy ekonomiczne i gospodarcze pierwszych lat transformacji ustrojowej przesłoniły kwestie lustracyjne. W końcu uchwalono odpowiednią ustawę lustracyjną, a powołany do życia Instytut Pamięci Narodowej wszedł w posiadanie akt urzędu bezpieczeństwa. Część z zasobów archiwalnych MSW zaginęła bądź została zniszczona. Te, które przetrwały, stanowią specyficzny zapis minionego czasu. Osoby inwigilowane, a także tajni współpracownicy, mają swoje teczki, w których długie lata zbierano informacje o rozmaitym znaczeniu. W teczkach osób prześladowanych zbierano wszelkie kompromitujące szczegóły z ich życia , które mogły posłużyć do szantażu, donosy na nich, a także wszelkie dane pozyskane w wyniku inwigilacji. Teczki tajnych współpracowników zawierają historię ich pozyskania do współpracy, warunki tej współpracy, podpisane zobowiązanie ( nie zawsze) oraz rezultaty pracy agenta relacjonowane przez odpowiedniego funkcjonariusza. Te relacje stanowiły też podstawę do oceny pracy funkcjonariusza przez jego przełożonych.
Łatwo sobie wyobrazić, że część teczkowych informacji jest niezgodna z prawdą lub wręcz stworzona na użytek teczki. Ubecy nie cofali się przed żadną nikczemnością, jeśli uznali ją za użyteczną. Nie ma więc podstaw przypuszczać, że byli rzetelni i uczciwi akurat w kwestiach dotyczących teczek zwłaszcza, że w tym wypadku wchodził w grę ich prywatny interes. Dlatego w ocenie materiałów zawartych w IPN-owskich archiwach trzeba ostrożności i znajomości rzeczy. Wymagają one bardzo starannej weryfikacji przez specjalistów bez gwarancji pełnego sukcesu. Dla historyka wartość badawczą stanowi obserwacja, w jakim szacunkowo procencie można mieć pewność co do prawdziwości informacji zawartych w dokumentach. Człowiekowi oskarżonemu publicznie o donosicielstwo nic nie daje komentarz, że jego winę można stwierdzić jedynie z pewną dozą prawdopodobieństwa. Utrata czci staje się jego udziałem bez względu na liczbę procentów, których historykowi brakuje do pewności.
Pilnie potrzeba nowych procedur lustracyjnych otwierających osobie oskarżonej o współpracę z organami represji drogę do procesu sądowego, który zbada sprawę wszechstronnie, wykorzystując również dowody inne niż zawarte w teczkach. W państwie prawa nie do pomyślenia jest sytuacja, że człowiek postawiony w stan oskarżenia nie może się bronić skutecznie, czyli przy pomocy wymiaru sprawiedliwości. Nawet wielokrotny morderca doświadcza ochrony prawnej: nie publikuje się jego personaliów i nie pokazuje się jego twarzy. Osobom oskarżanym o donosicielstwo też trzeba udowodnić winę, bo choć nie grozi im kara więzienia czy konfiskaty mienia, to jednak skazanane zostają na infamię. I jeszcze jedno: do nieszczęść, które spowodował w naszym kraju system peerelowskich represji nie wolno dokładać nowych ryzykując utratę dobrego imienia przez niewinnych ludzi. Oczywiście tą drogą wskutek braku wystarczających dowodów mogą wymknąć się naszemu napiętnowaniu niektórzy nikczemnicy, ale trzeba wierzyć, że nie uciekną przed własnym sumieniem, które potrafi być najsurowszym sędzią.
Redakcja