Drukuj

NR 3-4 / 2008
We wczesnych latach dziewięćdziesiątych wszechobecne w publicznym dyskursie było słowo pluralizm. Dzięki przemianom ustrojowym w naszym kraju wielość poglądów, uznana za wartość samą w sobie, zyskała możność głośnej artykulacji. Rozglądaliśmy się wtedy wszyscy z ciekawością wokół siebie i odkrywaliśmy nieznane światy. Ówczesna poprawność polityczna nakazywała na przykład pamiętać, że w Polsce mamy wiele Kościołów chrześcijańskich, nie tylko rzymskokatolickich. W ważnych kwestiach społecznych dziennikarze starali się okazywać zainteresowanie stanowiskiem różnych społecznych bytów, w tym także rozmaitych Kościołów. Wspomnę choćby głos naszego Kościoła w sprawie aborcji, który to głos zyskał wielkie uznanie.
     Przez osiemnaście lat demokratycznego porządku przywykliśmy do pluralizmu. Niektórzy zauważyli nawet, że branie pod uwagę wielu opinii jest niewygodne i coraz częściej mówi się o potrzebie jedności. Gotowe są już sztandary, pod którymi ta jedność ma się dokonywać. Odzywa się styl myślenia o demokracji jako o rządach większości bez należytego respektu i dbania o wszelkie mniejszości. Ludzie mediów, którzy jako pierwsi wyczuwają koniunkturę, już przestali zważać na szczegóły. Znowu słowo Kościół znaczy Kościół rzymskokatolicki, znowu chrześcijański i rzymskokatolicki to synonimy itd. Teraz pominięcie kilku procent społeczeństwa, jako nieszkodliwe społecznie, jest uprawnione i politycznie poprawne.
     Jedną z pierwszych spraw, którą po objęciu urzędu ministra edukacji zajęła się pani Katarzyna Hall, była kwestia wprowadzenia matury z religii. Zdawać by się mogło, że niedoinwestowane polskie szkoły mają bardziej palące problemy. Jednak pani minister nie ośmieliłaby się zwlekać w podjęciu postulatów stawianych przez władze Kościoła rzymskokatolickiego. Rozumiem, że odmowa w ogóle nie wchodzi w grę, o czym przekonał się dobitnie były minister edukacji, prof. Legutko, który w wystąpieniu publicznym opowiedział się przeciw wliczaniu stopnia z religii do średniej ocen, po czym w ciągu niecałej doby zmienił zdanie na... właściwe.
     Kościół rzymskokatolicki nie jest jedynym, który prowadzi lekcje religii w szkołach. Partnerów do rozmowy z przedstawicielami rządu we wspomnianej sprawie jest zatem więcej i to na każdym etapie jej rozważania. Sama zasadność czy potrzeba podjęcia tego zagadnienia powinna zostać przedyskutowana w gronie szerszym, niż to uczyniono. Takie lekceważenie mniejszych Kościołów w procesie decyzyjnym, który ich dotyczy, jest sprzeczny z duchem polskiej konstytucji, o dobrych obyczajach nie wspominając.

Dr Dorota Niewieczerzał

Pełny tekst artykułu po zalogowaniu w serwisie.

Jak uzyskać pełny dostęp do zasobów serwisu jednota.pl