Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

NR 3/2016, s. 5

Jaroslaw Swiderski (fot. Ewa Jozwiak)Do najbardziej ponurych lat niedawnej przeszłości można zaliczyć początkowy okres stanu wojennego. Po jego zakończeniu, pod czujnym okiem agentów służb bezpieczeństwa przebiegał pogrzeb zamordowanego okrutnie ks. Jerzego Popiełuszki. Jedynym duchownym przemawiającym na tym pogrzebie, poza prowadzącymi obrzędy księżmi rzymskokatolickimi, był ks. Bogdan Tranda z warszawskiej parafii ewangelicko-reformowanej. Wkrótce po pogrzebie został on zaproszony do domu jednego z wybitnych polskich uczonych, który potem tak o tym wydarzeniu opowiadał w zaprzyjaźnionym gronie: „Zaprosiliśmy do nas pastora kalwińskiego, znanego ekumenistę i opiniotwórczego redaktora ewangelickiego czasopisma, aby usłyszeć, jakie on, z protestanckiego punktu widzenia, wskaże nam drogi zwalczania tych, którzy zabili ks. Popiełuszkę, którzy nas tak strasznie nienawidzą. Wyobraźcie sobie szok, jaki przeżyliśmy, gdy zaczął tłumaczyć, że możemy jeszcze owych zbrodniarzy uratować, możemy w nich odnaleźć takie ślady dobra, które pozwolą uczynić możliwym ich powrót do normalnego społeczeństwa. I od tej pory ja, niedzielny katolik, zacząłem naprawdę interesować się chrześcijaństwem. Dotąd mi to nie mija!”.

Ks. Bogdan nie znał prawdopodobnie pojęcia „mowa nienawiści”, ale umiał walczyć z samą nienawiścią jak na duchownego (najwyższej klasy) przystało. Gdyby dziś był z nami, to prawie na pewno „mowę nienawiści” uznałby za jedno z najgroźniejszych zjawisk. W licznych dyskusjach z młodzieżą przekonywał, że wojna była straszna nie tylko z powodu cierpień i zniszczeń, lecz ze względu na spustoszenia, jakie przynosiła ludzkim duszom. Przypuszczam, że bliska mu była diagnoza, którą spróbuję sformułować poniżej. Będę wdzięczny, jeśli Wy, drodzy Czytelnicy, uzupełnicie ją swoimi przemyśleniami.

Na obszarze świata, na którym żyjemy, działania wojenne wybuchały na ogół nie rzadziej niż co 50 lat. Ostatnie 70 lat stanowi pod tym względem chlubny wyjątek. Może właśnie dlatego mamy skłonność do wyolbrzymiania wszystkich spotykających nas przykrości, do zrzucania na inaczej myślących czy zachowujących się, winy za własne niepowodzenia. „Mowa nienawiści” przekształca się stopniowo w czyny napędzane nienawiścią, a jednocześnie... napędzane brakiem dokładnego rozeznania rzeczywistości.

Im lepiej poznajemy otaczający nas świat, tym mniej mamy okazji do uwalniania negatywnych uczuć. Oczywiście pod warunkiem jednoczesnego posiadania dostatecznej dozy empatii do tego świata. Empatia rodzi się po części z podziwu, po części ze zrozumienia, a przede wszystkim z umiejętności dostrzegania dobra, tzn. tego wszystkiego, co można określić rezygnacją przez obserwowany podmiot z wyższości własnej korzyści nad korzyścią, którą może on przynieść otoczeniu. I wtedy nienawiść zostaje zwyciężona przez miłość, a człowiek zaczyna rozumieć to, co mu się stara przekazać religia.

* * * * *

Jarosław Świderski – profesor elektronik, Instytut Technologii Elektronowej

 

Na zdjęciu autor felietonu (fot. Ewa Jóźwiak)