Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

NR 2/2019, s. 5

Jaroslaw Swiderski (fot. Ewa Jozwiak)Często można spotkać się z twierdzeniem, że o przebiegu dziejów ludzkości decydują, na ogół niedoceniane, wydarzenia o charakterze organizacyjno-technicznym. Np. udoskonalenie sposobu siodłania koni (mocowanie siodeł pod ich brzuchem) zmieniło w swoim czasie równowagę polityczno-gospodarczą niemal całej Azji, a wynalezienie silnika spalinowego sprowadziło na świat stulecie najstraszliwszych w jego dziejach wojen (w tym pierwszą i drugą światową). Natomiast rozbicie atomu i rozpowszechnienie półprzewodników skutecznie powstrzymało dalsze wojny, które wydawały się nieuniknione. Przykłady te można mnożyć. Ale czy podobne zjawisko nie występuje w historii największych idei? A w historii religii?

Właśnie mija 500-lecie rozpoczęcia działalności jednego z największych reformatorów, jakim był niewątpliwie Ulryk Zwingli. Wynalazek druku dał mu (i jemu współczesnym) do ręki Biblię i ułatwił jej właściwe odczytanie. Zwingli zdał sobie sprawę, jak bardzo zasklepił się ówczesny, rządzony przez kolejnych papieży Kościół w stosowaniu litery (zniekształconego nieco) prawa, jak bardzo oddalił się od przykazania miłości. Czytając List apostoła Pawła do Galacjan zrozumiał, jak ten apostoł narodów, oświecony informacjami płynącymi (dzięki burzliwemu rozwojowi żeglugi) z całego ówczesnego świata, musiał przeciwstawić się apostołowi Piotrowi, aby zreformować pierwsze zbory i otworzyć je w imię Przykazania Miłości przed wszystkimi wierzącymi w Ofiarę Chrystusa.

Kościoły współczesne, których członkowie żyją pod zalewem niebywałej ilości informacji niesionych przez rewolucję elektroniczno-informacyjną, oczekują nowej reformacji pokonującej chaos rządzących nami pojęć. Oczekują takiego uporządkowania naszej wiedzy i toku myślenia, aby Prawo Miłości oświetlało drogę w labiryncie reguł życia i postępowania, byśmy nie byli bezbronni wobec „mowy nienawiści” i potrafili przeciwstawić jej to, co dziś chyba najtrafniej nazywamy „postawą życzliwości”. A może nawet wymyślić określenia i pojęcia jeszcze lepiej oddające zamierzenia wobec nas naszego Pana? Co sądzicie o tym, Drodzy Czytelnicy? Czy może już macie wypracowane swoje pojęcia i określenia sytuacji, w której przyszło nam żyć?

* * * * *

Jarosław Świderski – profesor elektronik, Instytut Technologii Elektronowej

 

Na zdjęciu autor felietonu (fot. Ewa Jóźwiak)