Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

NR 1/2015, ss. 3–4

Albowiem Królestwo Niebios podobne jest do pewnego gospodarza, który wyszedł wczesnym rankiem najmować robotników do swej winnicy. Ugodziwszy się z robotnikami na jednego denara dziennie, wysłał ich do swojej winnicy. I wyszedłszy około godziny trzeciej ujrzał innych, stojących na rynku bezczynnie, więc rzekł do nich: Idźcie i wy do winnicy, a ja, co się należy, wam zapłacę. I oni poszli. Znowu o szóstej i o dziewiątej godzinie wyszedł i uczynił tak samo. A wyszedłszy około jedenastej znalazł jeszcze innych stojących i mówił do nich: Dlaczego tutaj bezczynnie przez cały dzień stoicie? Oni na to: Nikt nas nie najął. Mówi do nich: Idźcie i wy do winnicy. A gdy nastał wieczór, mówi pan winnicy do rządcy swego: Zwołaj robotników i daj im zapłatę, a zacznij od ostatnich aż do pierwszych. Podeszli tedy najęci o godzinie jedenastej i otrzymali po denarze. A gdy podeszli pierwsi, sądzili, że wezmą więcej. Lecz i oni otrzymali po denarze. Wziąwszy tyle szemrali przeciwko gospodarzowi, mówiąc: Ci ostatni jedną tylko godzinę pracowali, a zrównałeś ich z nami, cośmy znosili ciężar dnia i upał. A on odrzekł jednemu z nich: Przyjacielu, nie czynię ci krzywdy. Czy nie ugodziłeś się ze mną na denara? Bierz, co twoje, i idź! Chcę bowiem temu ostatniemu dać, jak i tobie. Czy nie wolno mi czynić z tym, co moje, jak chcę? Albo czy oko twoje jest zawistne dlatego, iż ja jestem dobry? Tak będą ostatni pierwszymi, a pierwsi ostatnimi.

Mt 20,1–16
(przekład Biblii warszawskiej)

 

Nasz tekst kazalny, opowieść o miłosiernym i hojnym właścicielu winnicy, stanowi odpowiedź na konkretną sytuację, która wydarzyła się chwilę przed tym, gdy Jezus opowiedział to podobieństwo.

Podobieństwa mają w Ewangeliach ogromne znaczenie. Jedną z ich cech charakterystycznych jest to, że zaczynają się zazwyczaj od stwierdzenia: „Podobne jest Królestwo…”. Stąd słuchacze wiedzą od razu, że następująca po tym wstępie opowieść nie będzie zwyczajną, błahą historyjką, ale czymś istotnym, dotyczącym najważniejszych prawd wiary.

Co jednak sprowokowało Jezusa do sięgnięcia po tak mocną formę? Czemu akurat teraz?

Jedną z cech człowieka jest chęć działania w oparciu o schemat kija i marchewki, kar i nagród. Jeśli będziemy pilnie się uczyć – osiągniemy wiele i uzyskamy promocję, jeżeli natomiast będziemy się obijać, to zostaniemy na drugi rok w tej samej klasie. Jeśli pracujemy – otrzymujemy awans, jeśli leniuchujemy, nie otrzymujemy niczego i wyrzucają nas z pracy.

Ten schemat myślenia, działania i oczekiwań na nim opartych pojawia się nagminnie w życiu „świeckim” i widzimy go również w sposobie, w jaki ludzcy kopiści sporządzają swoje relacje o objawionym im Bożym Słowie.

Jeśli człowiek nie będzie przestrzegał Bożych przykazań – zostanie potępiony, ale jeśli będzie ich przestrzegał – dostąpi zbawienia…

Jezus, sprowokowany zresztą ostatecznie pytaniem Piotra, postanawia złamać i ten stereotyp. Pokazać, że Bóg inaczej podchodzi do tej sprawy.

W poprzednim rozdziale, w dwudziestym siódmym wierszu Piotr pyta Jezusa: „Oto my opuściliśmy wszystko i poszliśmy za tobą; cóż za to mieć będziemy?”.

W odpowiedzi na to pytanie Piotr i pozostali słyszą, co prawda, że wespół z Jezusem będą sądzić dwanaście pokoleń Izraela. Ponieważ jednak w usta Jezusa włożone są słowa o przyznaniu apostołom dwunastu tronów, a skądinąd wiemy, że Jezus doskonale wiedział, kto go zdradzi, możemy chyba tę wypowiedź o nagrodzie przypisać raczej oczekiwaniom redaktora, aniżeli chęci złożenia tego rodzaju obietnicy przez samego Mistrza. Dodatkowym potwierdzeniem tej teorii zdaje się być zresztą również następujące zaraz po Piotrowym pytaniu podobieństwo o robotnikach w winnicy.

Pominąwszy kolorowy i ciekawy opis realiów funkcjonowania winnicy w czasach Jezusa w Izraelu, daje ono doskonałą odpowiedź na pytanie: „Co mi za to dasz, Panie? Na co, w przeciwieństwie do innych, zasłużyłem swoją wiernością i służbą?”.

Odpowiedź jest boleśnie prosta – nic szczególnego! Niczego nie „musimy” dostać i na nic szczególnego nie zasłużyliśmy!

Dla ewangelików reformowanych prawda ta powinna być zresztą oczywista. Jedną z podstaw naszej teologii jest przekonanie, że człowiek – cokolwiek by czynił – może sobie zasłużyć jedynie na potępienie.

Wszystko natomiast, co otrzymujemy, czego doświadczamy, co jest nam obiecane, wynika tylko i wyłącznie z Bożej łaski!

W tym świetle podobieństwo o robotnikach w winnicy nie powinno wzbudzać żadnych, najmniejszych nawet, kontrowersji. A jednak aż nazbyt często dzieje się zupełnie inaczej…

Wszyscy jesteśmy takimi robotnikami, którzy wykonawszy swoją pracę, czyli coś, co winno wynikać z samej zasady rzeczy i nie stanowi absolutnie żadnej szczególnej zasługi, nie tylko domagamy się wyjątkowej nagrody, ale jeszcze oczekujemy, że to właśnie nas Bóg potraktuje zupełnie inaczej niż resztę robotników w swojej winnicy.

On tymczasem ma zupełnie inną wizję.

Jego suwerennym i łaskawym, pełnym uniwersalnej i ultymatywnej miłości postanowieniem – mimo grzechu i wszelkich słabości – wszyscy jesteśmy traktowani tak samo. Ale nie tylko to – jesteśmy traktowani, jak byśmy jednak na coś zasługiwali…

Bóg oczekuje przy tym tylko tego, że odpowiemy mu wiarą i miłością oraz że przyjmiemy jego fantastyczny dar i nie zmarnujemy go, nurzając w naszej „normalnej” małości.

Ponieważ kwestia daru – łaski, zbawienia, życia – zdaje się być oczywista i nie budzi w nas kontrowersji, zostaje nam zatem zapytać dziś samych siebie, w jaki sposób my przyjmiemy od Stwórcy tę niezasłużoną zapłatę, którą w swej miłości nam ofiarowuje.

„Wziąwszy tyle szemrali przeciwko gospodarzowi, mówiąc: Ci ostatni jedną tylko godzinę pracowali, a zrównałeś ich z nami, cośmy znosili ciężar dnia i upał. A on odrzekł jednemu z nich: Przyjacielu, nie czynię ci krzywdy. Czy nie ugodziłeś się ze mną na denara? Bierz, co twoje, i idź! Chcę bowiem temu ostatniemu dać, jak i tobie. Czy nie wolno mi czynić z tym, co moje, jak chcę? Albo czy oko twoje jest zawistne dlatego, iż ja jestem dobry? Tak będą ostatni pierwszymi, a pierwsi ostatnimi”.

Amen.