Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

NR 4/2017, ss. 6–8

(fot. geralt/pixabay.com)Kazanie na Niedzielę Diakonii wygłoszone
w kościele ewangelicko-reformowanym w Warszawie
24 września 2017 r.

 

A oto pewien uczony w zakonie wystąpił i wystawiając go na próbę, rzekł: Nauczycielu, co mam czynić, aby dostąpić żywota wiecznego? On zaś rzekł do niego: Co napisano w zakonie? Jak czytasz? A ten, odpowiadając, rzekł: Będziesz miłował Pana, Boga swego, z całego serca swego i z całej duszy swojej, i z całej myśli swojej, i z całej siły swojej, a bliźniego swego, jak siebie samego. Rzekł mu więc: Dobrze odpowiedziałeś, czyń to, a będziesz żył. On zaś, chcąc się usprawiedliwić, rzekł do Jezusa: A kto jest bliźnim moim? A Jezus, nawiązując do tego, rzekł: Pewien człowiek szedł z Jerozolimy do Jerycha i wpadł w ręce zbójców, którzy go obrabowali, poranili i odeszli, zostawiając go na pół umarłego. Przypadkiem szedł tą drogą jakiś kapłan i zobaczywszy go, przeszedł mimo. Podobnie i Lewita, gdy przyszedł na to miejsce i zobaczył go, przeszedł mimo. Pewien Samarytanin zaś, podróżując tędy, podjechał do niego i ujrzawszy, ulitował się nad nim. I podszedłszy opatrzył rany jego, zalewając je oliwą i winem, po czym wsadził go na swoje bydlę, zawiózł do gospody i opiekował się nim. A nazajutrz dobył dwa denary, dał je gospodarzowi i rzekł: Opiekuj się nim, a co wydasz ponad to, ja w drodze powrotnej oddam ci. Który z tych trzech, zdaniem twoim, był bliźnim temu, który wpadł w ręce zbójców? A on rzekł: Ten, który się ulitował nad nim. Rzekł mu Jezus: Idź, i ty czyń podobnie.

Łk 10,25–37
(przekład Biblii warszawskiej)

 

W środę, 20 września, wieczorem rozpoczęło się święto Rosz ha-Szana i trwało do piątku. To żydowski nowy rok, który jest upamiętnieniem stworzenia świata. Po nim następuje osiem dni pokuty i modlitwy, a następnie Jom Kippur – Dzień Pojednania, przypadający w tym roku od 29 wieczorem do zmroku 30 września. Dzień, w którym Pan rozstrzyga o losach ludzi, ważąc ich uczynki.

To takie przypomnienie o trwającym od początku świata cyklu życia. Chodzi o nasze, ludzkie życie tu, na ziemi. Rodzimy się, żyjemy i umieramy. Każdy człowiek rodzi się jako „nowa, czysta karta”, którą poprzez lata i nasze życiowe wybory zapisujemy. I nie chodzi tu tylko o wybór szkoły, zawodu czy współmałżonka.

Ale każde święto jest pewnego rodzaju zamknięciem starego cyklu życia i nowym otwarciem, początkiem nowego cyklu życia, trwającego do kolejnego święta. Święto jest momentem sprzyjającym podsumowaniom minionego czasu i wyciągnięcia wniosków. Coś się kończy i coś się zaczyna.

*

My obchodzimy dziś Niedzielę Diakonii. Tekst z Ewangelii wg Łukasza 10,25–37, który jest podstawą dzisiejszego rozważania, to „Przypowieść o miłosiernym Samarytaninie”. Znamy ją wszyscy bardzo dobrze. Wiemy, o co chodzi. Szybko umiemy wskazać tych złych, nieczułych i tego, który powinien być wzorem w niesieniu pomocy. A przecież o niesienie pomocy chodzi w działalności diakonijnej.

Kapłan i lewita to osoby przeznaczone do służby świątynnej. Aby wypełniać swoje obowiązki, muszą stosować się ściśle do przepisów. Zobaczyli leżącego na drodze poszkodowanego i przeszli obok niego. Dlaczego? Bo kierowali się tzw. „Prawem świętości”. Jest ono opisane w Księdze Kapłańskiej w rozdziałach 17–26. „Prawo świętości” kładzie szczególny nacisk na czystość moralną i rytualną. Bo w czasach Świątyni Jerozolimskiej uwielbienie Boga znajdowało swój wyraz w czynnościach sakralnych, w służbie świątynnej, muszą więc one być spełniane z największą dokładnością. Tymczasem dotknięcie zakrwawionego nieznajomego albo, nie daj Boże, nieżyjącego człowieka mogło spowodować rytualną nieczystość kapłana i lewity i wyłączyć ich na pewien czas z tej służby.

Wiedzieli oni, że do posługi nad osobami chorymi i umierającymi były powołane specjalne bractwa. To do ich obowiązków należało przebywanie w domu umierającego, wspólne z nim odmawianie modlitw, a po jego śmierci dbanie o właściwe zorganizowanie ceremonii pogrzebowej.

Można zadać pytanie, dlaczego rytualna czystość jest tak istotna? W jednym z żydowskich komentarzy można znaleźć taką oto odpowiedź: „Ponieważ wszystko wskazuje na to, że Bóg chce, aby człowiek koncentrował się na życiu. Rytualna nieczystość ma najczęściej związek z zetknięciem się ze śmiercią w sposób dosłowny lub symboliczny, a judaizm świadomie, stanowczo i z całą mocą wymaga, aby człowiek koncentrował się na życiu, a nie na śmierci. Rytualnie »nieczysty« oznacza »skażony śmiercią«. Najwyraźniej celem jest skupianie uwagi człowieka na tym, co tu i teraz, w zgodzie ze słynnym wezwaniem Boga: »wybierz życie!« (Dewarim 30,19).

Zetknięcie się ze śmiercią powoduje obniżenie się poziomu świętości, który jest przypisany człowiekowi lub nawet jej czasową utratę. Aby na ten poziom powrócić, należy odczekać pewien czas, a następnie odzyskać rytualną, duchową czystość poprzez całkowite zanurzenie się w mykwie”[1].

A więc zajęcie się poturbowanym nieszczęśnikiem nie należało do obowiązków ani kapłana, ani lewity. Można powiedzieć, że prawo zwalniało ich z tego obowiązku, oni mieli swoje zadania.

*

Kim był wobec tego ten stawiany przez Jezusa za wzór Samarytanin?

Wiemy ze Starego Testamentu, że przed niewolą babilońską Samaria była stolicą północnego Królestwa Izraela. Podczas niewoli większość jej mieszkańców została wysiedlona, a w ich miejsce przyjechali imigranci sprowadzeni z głębi imperium. Ci obcy etnicznie i religijnie ludzie, którzy wymieszali się poprzez małżeństwa z rodowitymi mieszkańcami, dali początek ludności tej części Palestyny, którą później nazywano Samarią, a mieszkańców Samarytanami. Znani byli oni, zwłaszcza w czasach przed niewolą babilońską, z kultu w pogańskich sanktuariach, które zbudowali w Dan i Betel oraz na górze Garizim.

Głównie z powodu bałwochwalstwa, ale i przez małżeństwa mieszane, Samarytanie byli nazywani przez Żydów cudzoziemcami. Nie uznawano ich za współwyznawców, zostali wyłączeni ze wspólnoty judaizmu. Między obiema grupami panowała wrogość.

Jednak w wierzeniach Samarytan dokonała się ewolucja. W czasach rzymskich, współczesnych Jezusowi Chrystusowi, byli już zdecydowanie monoteistami.

Jezus w wielu sytuacjach przełamuje te utarte relacje żydowsko-samarytańskie: prosi Samarytankę o wodę, spośród dziesięciu uzdrowionych trędowatych tylko Samarytanin powrócił do Jezusa, aby mu podziękować, Jezus wreszcie pokazuje Samarytanina jako wzór miłosierdzia.

O Samarytaninie z tej przypowieści powiedzielibyśmy: właściwy człowiek na właściwym miejscu. Kapłan i lewita nie są bezduszni, ale wypełniają powierzone im zadania. Znaleźli się na tej drodze przypadkowo, co innego Samarytanin. On znał drogę, często nią podróżował, miał możliwości udzielenia pomocy poszkodowanemu: posiadał środki których użył do opatrzenia ran, znał gospodę i karczmarza, miał pieniądze, którymi opłacił opiekę, a w podróży powrotnej mógł sprawdzić, czy jego podopieczny wraca do zdrowia. Właściwy człowiek na właściwym miejscu.

*

O ewangelikach się mówi, że są bardzo rzetelni w tym, co robią. Że starają się nie tylko modlitwą, ale i życiem dążyć do oddawania czci Bogu. Znany jest tzw. „ewangelicki etos pracy”. Tak więc modlimy się i pracujemy stojąc w obliczu Pana tego świata i Pana naszego życia. Staramy się robić to najlepiej, jak tylko potrafimy.

W judaizmie „micwa” to zarówno przykazanie, jak i dobry uczynek. Dobroczynność wynika z nakazów Tory. Jezus również i nam nakazuje czynienie dobra: „Miłuj bliźniego swego, jak siebie samego”, „Złem za zło nie odpłacajcie”, „Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych najmniejszych braci moich…”. Znamy te teksty na pamięć!

W roku jubileuszu 500 lat reformacji często wracamy do postaci Marcina Lutra. Chciałabym jednak na chwilę przywołać postać Jana Kalwina. Spędził on większą część życia na wygnaniu, z dala od swojej ojczyzny, poza granicami królestwa Francji. W ojczyźnie groziła mu śmierć, a w Genewie uważano go za cudzoziemca. Z braku stabilizacji stale żył w poczuciu zagrożenia. Pewnie dlatego łatwo mu było zrozumieć potrzeby uciekinierów, którym poświęcił wiele swego czasu i uwagi.

Zdaniem reformatora Bóg nikogo nie uczynił samowystarczalnym, jesteśmy wzajemnie na siebie zdani. I to właśnie zadanie musimy wypełniać: służyć bliźnim. Ten etyczny wymiar nauki Kalwina przyniósł spektakularne skutki w ówczesnej Genewie, gdzie zbudował on pierwszą ewangelicką Diakonię.

Reformator był zdania, że służba bliźniemu to – zaraz po oddawaniu czci Bogu – drugie powołanie człowieka. Ustanawiając służbę diakonijną, czy też przyjmując tysiące protestanckich uciekinierów w Genewie, Kalwin wprowadził tę zasadę w życie.

Odwiedzał chorych i pocieszał pogrążonych w żałobie. Jego postępowanie wypływało z przekonania, że wiara chrześcijańska zobowiązuje nas do odnoszenia się z uwagą do innych, przede wszystkim do słabych i do cudzoziemców. Był zdania, że „pod nazwą »bliźni« kryje się osoba najbardziej obca z całego świata. Niezależnie od tego, kim jest ów człowiek, musimy jednak go kochać, jeśli kochamy Boga”[2].

*

Potraktujmy nasze tegoroczne Święto Diakonii jako takie właśnie podsumowanie tego, co zrobiliśmy w minionym roku:

  • Jakie spotkały nas wyzwania i problemy, jak sobie z nimi poradziliśmy?
  • Co nam się udało, a co nie?
  • Kiedy stchórzyliśmy i zawiedliśmy naszych bliźnich w potrzebie?
  • Ile razy ominęliśmy niewygodny czy kłopotliwy problem drugiego człowieka?
  • Ile razy czekaliśmy, aż rozwiąże go za nas jakieś specjalnie powołane do tego gremium, a my będziemy mogli się zająć już tylko naszym dążeniem do świętości?
  • A ile razy udało nam się połączyć ideały kapłana i lewity z wrażliwością Samarytanina?

Potraktujmy też nasze Święto Diakonii jako otrzymanie niezapisanej karty dla naszego zaangażowania charytatywnego. „Nowa karta”, którą dzisiaj dostajemy, to dar i zadanie na ten czas, który jest przed nami, w nowym cyklu życia.

Amen.

* * * * *

Ewa Jóźwiak – doktor teologii ewangelickiej, prezes Synodu Kościoła Ewangelicko-Reformowanego w RP, redaktor naczelna JEDNOTY, działaczka ekumeniczna, członkini Polskiej Rady Chrześcijan i Żydów

 

fot. geralt/pixabay.com

 

[1] www.the614thcs.com (dostęp 22.09.2017).

[2] J. Cottin, „Jan Kalwin i współczesne myślenie o Bogu 1509–1564”, Édition du Signe 2009, s. 64.