Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

NR 1/2018, ss. 3–4

Kazanie wygłoszone 25 lutego w kościele ewangelicko-reformowanym w Warszawie podczas nabożeństwa z udziałem przedstawicieli Wspólnoty Kościołów Ewangelickich w Europie

 

ks. Barbara Rudolph (fot. Michal Karski)
ks. Barbara Rudolph w kościele ewangelicko-reformowanym w Warszawie (fot. Michał Karski)

 

A pokój Boży, który przewyższa wszelki rozum, strzec będzie serc waszych i myśli waszych w Chrystusie Jezusie.

Flp 4,7
(przekład Biblii warszawskiej,
podczas nabożeństwa tekst został odczytany w różnych językach europejskich)

 

Drogie Siostry, Drodzy Bracia,

Werset z Listu do Filipian, który usłyszeliśmy w różnych językach, jest nam dobrze znany – i w niemieckiej wersji, i w polskiej, ponieważ pada na zakończenie wielu kazań jako tak zwane życzenie pokoju.

Gdy byłam dzieckiem, ów wers zamykający kazanie pozwalał mi odetchnąć. Wers ten jednocześnie zadziwiał, bo jest coś, co jest wyższe od tych wszystkich mądrych słów płynących z kazalnicy. To, co później odbierałam jako zbawienną relatywizację kazania i kościelnych ogłoszeń, stopniowo stawało się krytycznym towarzyszem własnych słów. Paweł, wielki misjonarz, zadziorny teolog i dyskutant, zaprasza Filipian (i siebie samego) do zbawiennej relatywizacji i krytycznego towarzyszenia w pokoju Bożym. Jego życzenie pokoju zaczyna się niepozornym „a” pokój Boży. „A” – wskazuje na to, że przed tym błogosławieństwem coś jeszcze jest. Nie tylko kazanie czy list, ale więcej – historia Izraela i Kościoła, historia zbawienia. Wszystko, co rozum, serce i zmysły mogą pojąć, zawarte jest w tym „a”.

I my, zebrani dzisiaj w tym kościele, jesteśmy wplecieni w tę historię – tu, w Warszawie, i w Kościołach, z których pochodzimy, w naszej Wspólnocie. Historia Boga w naszym kontekście była obecna w minionych dniach, kiedy Rada Wspólnoty Kościołów Ewangelickich w Europie obradowała nad wspólną przyszłością Kościołów ewangelickich i przygotowywała wrześniowe Zgromadzenie Ogólne w Bazylei. W obradach uwzględniono to, co działo się wcześniej, to, do czego Rada się przyłącza, co komentuje, czemu się sprzeciwia, co kontynuuje, zmienia i kształtuje. Tak wzrasta, zmienia się i dojrzewa wiara – także w naszym życiu. „A” przypomina nam to, co było wcześniej: „nie my jesteśmy tymi, którzy mogą podtrzymać Kościół”, przypomina Marcin Luter.

To jedno z tych „a”, które szybko przekraczają własny horyzont dążąc do uniwersalnej perspektywy. Czterokrotnie w akapicie, z którego wywodzi się nasz wers, mówi się o wszystkim i o wszystkich. Własna historia jest otwarta dla wszystkich, dla całego świata, dla całego stworzenia.

Krok po kroku ten wers zachęca słuchacza, by porzucił swój punkt widzenia i pociąga go za sobą. W wersie tym zrelatywizowany zostaje własny rozum, własne poznanie. „Nie jakobym już to osiągnął albo już był doskonały, ale dążę do tego” – pisze Paweł trochę wcześniej (Flp 3,12). Prawdy nie da się uchwycić. Słowo „uchwycić” ma tu dwa znaczenia – nie mogę czegoś dosięgnąć i nie mogę czegoś pojąć. I chodzi tu o oba znaczenia. Prawda dosięga człowieka, spotyka go, zmienia. Paweł wytrąca Filipian z ich poczucia bezpieczeństwa, z ich bezpieczeństwa wiary. Tym żyje nasza ewangelicka wspólnota – że jesteśmy gotowi, poza własną wiarą, oczekiwać od Boga czegoś nowego i nieznanego.

Paweł sam przeszedł trudną drogę – od znawcy własnej tradycji i stojącego mocno na gruncie swojej wiary człowieka do kogoś, kto spada z konia i w najdosłowniejszym sensie nie widzi dalszej drogi. I właśnie ci, których Paweł zwalczał, przywracają mu zdolność widzenia, otwierają mu oczy, aby spojrzał na Boga, którego musi poznać na nowo. Bo Bóg przyjmuje inną postać: „wyparł się samego siebie, przyjął postać sługi” – pisze Paweł w zadziwieniu w swoim hymnie chrystologicznym (Flp 2,7).

Czy to gra w chowanego? Nie – to boska wyprawa odkrywcza. Kto uważa, że pojął Boga, temu Bóg się wymyka. Paweł uczy się tego, zirytowany na własny lud odrzucający Mesjasza Jezusa. Wreszcie Paweł dochodzi do tego, by nie ufać swojemu rozumowi, swojemu wyznawaniu wiary, ale by się otworzyć na Boga, który szuka pokoju i znajduje go – swój pokój – również z tymi, którzy go odrzucają. Pokój, który przewyższa wszelkie zrozumienie.

Dorothee Sölle podejmuje i rozwija ten wątek oraz mówi: „musi być coś więcej niż wszystko”. Co to może być? W te zwięzłe słowa wkłada tajemnicę Boga. Więcej niż wszystko. Więcej niż wszystko, co znajdujemy w wyznaniach wiary, więcej niż teologia. Kto spotyka Boga, spotyka niedostępne – pustkę w Świątyni, pusty grób wielkanocny, Pana, który ukrywa się w chmurach, Ducha, który wieje, kędy chce. „Oto niebiosa i niebiosa niebios nie mogą cię ogarnąć – wyznaje Salomon – a cóż dopiero ten dom, który zbudowałem?!” (1 Krl 8,27). W Nes Ammim, chrześcijańskiej wsi w Izraelu, w której Kościół Nadrenii prowadzi pracę na rzecz pokoju między trzema religiami i dwoma narodami, w centralnym domu modlitwy i studiów stoi rzeźba składająca się z glinianych figur modlących się żydów, muzułmanów i chrześcijan, którzy zwracają się do środka, do pustego domu z drzwiami otwartymi w górę, ku niebu. Rzeźba nazywa się „Echad” – Jeden albo Jedyny.

Jeśli nie mam wszystkiego, to czy zostaję z niczym? Z pustymi rękami? Czy jako ewangeliccy chrześcijanie mamy spotykać ludzi innych wyznań albo niewierzących z pustymi rękami?

Wszystko jest względne, mówią młodzi, kiedy jest im wszystko jedno. Czy wszystko jest względne? Tak, wszystko! „A pokój Boży, który przewyższa wszelki rozum, niech strzeże serc waszych i myśli waszych w Chrystusie Jezusie” – mówi tekst Biblii według Lutra z 1984 r., albo za naszym tłumaczeniem (i jego nową redakcją): „A pokój Boży, który przewyższa wszelki rozum, strzec będzie serc waszych i myśli waszych w Chrystusie Jezusie”. Chrześcijańska wiara, teologia, chrześcijańskie wyznanie są względne, istnieją w relacji, w związku z Chrystusem. I biada temu, kto z relacji robi identyfikację. Chrystus jest tym, który podtrzymuje relację z Bogiem, a nie wyznawanie Chrystusa. Chrystus sam zachowuje siebie, by nasze serca i myśli strzec dla Boga.

Motto życia Johannesa Raua, prezydenta Republiki Federalnej Niemiec i członka synodu Kościoła Nadrenii, brzmiało: Teneo quia teneor. „Trzymam, bo jestem trzymany”. Znajduje się ono na pieczęci Kościoła Wyznającego w Nadrenii z 1934 r. Pierwsza teza Deklaracji z Barmen mówi: „Jezus Chrystus, o którym zaświadcza nam Pismo Święte, jest jedynym Słowem Boga, którego należy słuchać, któremu w życiu i śmierci winniśmy ufać i być posłuszni”. Teneo quia teneor. Kościół trzyma się tego wyznania: Jezus Chrystus, jedyne Słowo! A konkretniej znaczy to, że jedno Słowo stoi naprzeciw wszystkich innych słów, a słowa Kościoła, świadectwa, nawet nasze wyznawanie wiary są tymczasowe. „Należymy do Chrystusa – powiedział kiedyś pewien pobożny duchowny – ale Chrystus nie należy do nas”.

Chrystus, którego głęboko poruszyła wiara Syrofenicjanki. Chrystus, który o pewnym pogańskim centurionie mówi, że takiej wiary nie znalazł w Izraelu, a swoich najbliższych zaufanych nazywa ludźmi „małej wiary”. Tak właśnie, krok po kroku, Chrystus zabiera uczniów w swoją drogę z nieba na ziemię, przekracza granice i linie wroga, dostrzega to, co inni przeoczyli, stawia w świetle to, co znajdowało się w cieniu. Mówiąc, że wyprzedził ich w drodze do Galilei, zabiera swoich uczniów w świat. On już tam jest – tam, dokąd idziemy.

W jakiej postaci spotka nas Chrystus? Czy jest owym niewiedzącym i pytającym, który razem z nami jest w drodze, jak niegdyś nieznajomy na drodze do Emaus? Czy jest uchodźcą, który przybywa drogą wodną, a którego niektórzy, jak uczniowie na jeziorze Genezaret, uważają za groźnego potwora? Czy walczy, jak noworodek w kołysce, o przeżycie w Jemenie? Pokój Boży nie kończy się na wdzięczności za 70 lat pokoju w tym regionie. To pokój, który zmienia fronty; to niebiański dezerter, który przedostaje się przez linię wroga na drugą stronę. Logika pokoju Bożego jest wyższa od wszelkiego rozumu i przez to sięga głębiej niż wszelkie podziały wynikające z tradycji, religii, narodowości.

Usłyszeliśmy na początku życzenie pokoju w językach wypływających z wielości naszych świadectw wiary – nieznane słowa, obca gramatyka. Gramatyka Boga nie kieruje się swojskimi, znajomymi wzorcami językowymi. Jeśli serca i myśli nasze strzeżone są w Chrystusie, w Mesjaszu Jezusie, to możemy się też otworzyć na to, co w innych religiach jest „prawdziwe i święte”, jak to bracia katolicy ostrożnie sformułowali w czasie II soboru watykańskiego. Być strzeżonym w Chrystusie, ufać mu i być posłusznym, oznacza oczekiwać go, być otwartym na to, czym nas zaskoczy albo rozczaruje.

Chcę zachować dziecięcy zachwyt odwagą ludzi, którzy swoje słowa podporządkowują Słowu Bożemu, które przewyższa wszelki rozum. Chcę zachować krytyczny ogląd, by zwiastowanie i kształt Kościoła mierzyć pokojem Bożym, który pozwala przekroczyć własny horyzont i prowadzi za linie wroga. Ale przede wszystkim proszę o to, by serca i myśli były zachowane w Chrystusie Jezusie i były otwarte na nowe spotkania, doświadczenia i poznanie.

A pokój Boży, który przewyższa wszelki rozum, niech strzeże serc waszych i myśli waszych w Chrystusie Jezusie. Amen.

tłum. Anna Bender, ks. Michał Koktysz

* * * * *

ks. Barbara Rudolph – nadradca Ewangelickiego Kościoła w Nadrenii; członkini Rady Wspólnoty Kościołów Ewangelickich w Europie