Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

NR 4/2018, ss. 3–4

I stało się w owe dni, że wyszedł dekret cesarza Augusta, aby spisano cały świat. Pierwszy ten spis odbył się, gdy Kwiryniusz był namiestnikiem Syrii. Szli więc wszyscy do spisu, każdy do swego miasta. Poszedł też i Józef z Galilei, z miasta Nazaretu, do Judei, do miasta Dawidowego, zwanego Betlejem, dlatego że był z domu i z rodu Dawida, aby był spisany wraz z Marią, poślubioną sobie małżonką, która była brzemienna. I gdy tam byli, nadszedł czas, aby porodziła. I porodziła syna swego pierworodnego, i owinęła go w pieluszki, i położyła go w żłobie, gdyż nie było dla nich miejsca w gospodzie. A byli w tej krainie pasterze w polu czuwający i trzymający nocne straże nad stadem swoim. I anioł Pański stanął przy nich, a chwała Pańska zewsząd ich oświeciła; i ogarnęła ich bojaźń wielka. I rzekł do nich anioł: Nie bójcie się, bo oto zwiastuję wam radość wielką, która będzie udziałem wszystkiego ludu, gdyż dziś narodził się wam Zbawiciel, którym jest Chrystus Pan, w mieście Dawidowym. A to będzie dla was znakiem: Znajdziecie niemowlątko owinięte w pieluszki i położone w żłobie. I zaraz z aniołem zjawiło się mnóstwo wojsk niebieskich, chwalących Boga i mówiących: Chwała na wysokościach Bogu, a na ziemi pokój ludziom, w których ma upodobanie. A gdy aniołowie odeszli od nich do nieba, pasterze rzekli jedni do drugich: Pójdźmy zaraz aż do Betlejemu oglądajmy to, co się stało i co nam objawił Pan. I śpiesząc się, przyszli, i znaleźli Marię i Józefa oraz niemowlątko leżące w żłobie. A ujrzawszy, rozgłosili to, co im powiedziano o tym dziecięciu. I wszyscy, którzy słyszeli, dziwili się temu, co pasterze im powiedzieli.

Łk 2,1–18
(przekład Biblii warszawskiej)

 

Historia, którą przed chwilą usłyszeliśmy, jest często wystawiana przez dzieci w trakcie Gwiazdki, o niej śpiewamy w kolędach, z czasem staje się częścią naszego życia. Bo przecież nie sama informacja o wydarzeniach jest ważna, lecz jej osobiste doświadczenie i przeżycie. Te wszystkie rzeczy wydarzyły się dla naszego zbawienia, aby Bóg mógł nam pomóc. Dobrze więc potraktować poważnie wszystko to, czego w trakcie przeżywania tej historii moglibyśmy się jeszcze nauczyć. Mówi się, że ten, kto nie zna historii, jest skazany na to jej nieustanne powtarzanie, lecz nie dotyczy to historii o przyjściu Zbawiciela. Inny Zbawiciel świata już nie przyjdzie. Skupmy się na trzech doświadczeniach zawartych w wigilijnej Ewangelii.

Być może i my na coś lub na kogoś czekamy. W przedziwny sposób mamy pocięty świat naszej wiary i codziennej rzeczywistości, w której żyjemy. Nie jesteśmy w stanie przenosić skutecznie do praktyki swego życia tego, w co wierzymy. Spójrzmy: Jezus jest dla nas Zbawicielem, to przecież wyznajemy, lecz jako obywatele oczekujemy jeszcze innego, który rozwiąże nasze ziemskie sprawy i problemy. Oczekujemy więc na superprezydenta, odważnego parlamentarzystę, który rozwiązałby nasze palące problemy. Jezusowi zaś pozostawiamy jedynie jakieś uprawnienia dotyczące bliżej niesprecyzowanych zaświatów, o których nie mamy tak naprawdę najmniejszego pojęcia. Ujrzymy Go dopiero po śmierci, teraz zaś przydałby się jakiś Superman. Nie zawsze uświadamiamy sobie, że Zbawca świata przychodzi z nieba, pochodzi stamtąd, a nie z łona małżonki jakiegoś współczesnego króla Heroda. Nasz Zbawiciel, Obrońca już tu kiedyś był, a gdy znów pewnego dnia powróci, to po to, by nas zachować! Stąd wniosek, że Jego przyjście i pobyt na ziemi musimy traktować poważnie. Już teraz powinien być naszym rzeczywistym i pełnoprawnym Panem i Królem i natychmiast powinniśmy zdawać lub zdać sobie sprawę, kto nami włada, komu jesteśmy posłuszni, w jakim królestwie właściwie żyjemy. A nasze gwałtowne i gorączkowe spory polityczne często pokazują, że wygląda na to, iż w ogóle nie jesteśmy świadomi i nie zauważyliśmy przyjścia naszego Zbawiciela. To nie oznacza jednak, że powinniśmy zrezygnować z życia według praw obywatelskich, że nie żądamy niczego od swych społecznych przedstawicieli. Nie. Lecz z drugiej strony z pełnym spokoju przeświadczeniem wiem, do kogo tak naprawdę należę, że nie należę do siebie, lecz należę do Pana.

W historii dzisiaj usłyszanej ci, którzy kłaniają się nowonarodzonemu Zbawicielowi, którzy są w pełni tego świadomi, i którzy stają się naturalnymi przedstawicielami ludzkości w komitecie powitalnym, nie pojawili się przypadkiem. Są to pasterze i mędrcy lub magowie.

Ci ostatni reprezentują elitę, ostrożnych i uważnych obserwatorów rzeczywistości i jej kontekstów, lecz nie są stąd, to nie nasi. To nie nasza duchowa elita, nie nasi kapłani i księża. W rzeczywistości to nieortodoksyjni, niekonwencjonalni poganie, tacy trochę zwariowani uczeni. A pasterze? To plebs, biedota, traktowana często jako odpad społeczny. Żadni z nich intelektualiści ani dworzanie, rzemieślnicy czy pracownicy armii, po prostu pasterze. Po prostu paśli w tamtych okolicach swe stada i anioł im pomógł w przezwyciężeniu strachu. Bóg ich zawołał, poprosił, by się Zbawicielowi pokłonili. – Kto uwierzy naszej wieści? – pada pytanie. Nad kim objawi się prawica Pana? Wiemy z historii Kościoła, że pierwszymi, którzy uwierzyli, byli najczęściej niewolnicy, biedacy, zwyczajni ludzie. Wysoko postawieni zaś dopiero wtedy, gdy przynosiło im to korzyści i było wygodne. Pragną oni bowiem najpierw kariery, ani myślą o ryzykowaniu jej dla Chrystusa. Jeśli chodzi o tych magów, mędrców, to zadziwia duża liczba matematyków i fizyków wśród chrześcijan. Na podstawie tej historii biblijnej i obecności magów w niej, nie mógłbym jednak stwierdzić, że do Jezusa garnąć się będą elity intelektualne. Przede wszystkim Kościół każdego, kto przybywa w jego progi, powinien witać i traktować jako dar Boży, przyprowadzony Jego gwiazdą. To nie od nas zależy, kto będzie tu z nami, to nie my ich wybieramy.

Boży Syn przyszedł do swojej własności, a jego własność Go nie przyjęła. Łukasz to w mądry sposób ukazuje, gdy mówi, że dla Niego nie było miejsca w gospodzie, pod dachem. Boże drogi są w przedziwny sposób wypychane na peryferie. Czy to bezpośrednim uciskiem, prześladowaniem, czy bardziej wyrafinowanym sposobem, przykładowo wtedy, gdy wiara staje się jedynie świąteczną zależnością. Świat współczesny wypycha więc Jezusa tylko w obręb niedzieli czy kościelnego święta, na peryferie ludzkiego życia. Istnieje On w nim w postaci zwyczaju, folkloru, fasady czy pozoru. Pozwala się Mu mówić jedynie kościelnym żargonem, śpiewać ledwo znanymi i zapomnianymi pieśniami. Pozostawiamy Mu ostatnie resztki starych zwyczajów – krótką modlitwę przed jedzeniem, jedno wspólne czytanie Biblii, najczęściej dzisiejszego fragmentu, przed kolacją wigilijną. A gdy o coś nam naprawdę chodzi, gdy życie nam pulsuje w żyłach, to Jego z nami nie ma…

Nasi politycy czy urzędnicy zapraszają wtedy jakiegoś duchownego w barwnych szatach, by przeczytał Biblię, pomodlił się, żeby na zdjęciach w salach sejmowych czy ratuszowych było odświętniej. Nie będą jednak oglądać się na nasze opinie i zdanie, jeśli chodzi np. o ustawę antysmogową.

Boże sprawy często ściśle związane są i pochodzą ze stajni czy groty, a walczą o nie niedostrzegalne dla świata małe i skromne grupy ludzi.

Gdy następuje początek wiary lub jej odnowy, to często ma ono miejsce w najbardziej zapadłych rejonach i dziurach świata, u samego dna.

W najbliższych dniach sławić będziemy przyjście Zbawiciela na świat. Pragniemy czynić to jak najbardziej adekwatnie. Nie chodzi o tradycję sławienia, ani o to, że jesteśmy tacy dobrzy, bo dzisiaj tu przyszliśmy. To, co stało się wtedy, już nigdy się nie powtórzy. Nie przyjdzie ktoś lepszy od Jezusa. Nie będzie witać go ktoś inny. I również dzisiaj, tak jak zawsze, na wszystko inne będzie dość miejsca i czasu, tylko nie dla Jezusa. Nie martwmy się tym jednak, wbrew tej peryferyzacji Zbawiciela w świecie, przeżywajmy Jego przyjście tak mocno, jak potrafimy, wszak wtedy było podobnie.

Amen.

* * * * *

ks. Michał Jabłoński – proboszcz Parafii Ewangelicko-Reformowanej w Warszawie