Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

NR 1/2021, s. 22–25

Luthersocke (fot. Archiwum)Od 2017 r. żyjemy w ciągu okrągłych – pięćsetnych – rocznic. Rok 2017 to oczywiście wystąpienie Lutra. 2019 r. to przybycie Zwingliego do Zurychu. 2020 r. to pisma programowe Lutra na czele z „O wolności chrześcijanina”. 2021 r. to natomiast sejm w Wormacji i pojawienie się w narracji reformacyjnej pamięci jednego z najbardziej nośnych haseł – „Tak stoję, inaczej nie mogę”. Hasła, które w okołoreformacyjnym przemyśle pamiątkarskim ma swoje stałe miejsce. W miejscach takich, jak Wittenberga czy Eisenach, w sklepie z pamiątkami z pewnością kupimy tzw. Luthersocke – „skarpetki Lutra”, na których znajdują się te słowa. Pamięć studentów teologii zachowała zaś nie do końca możliwy do sprawdzenia przekaz, że jakieś dwie dekady temu hasło to oferowano nie tylko na skarpetkach, ale również na bieliźnie.

Jubileusz 500 lat reformacji przypomniał co najmniej dwie rzeczy. Po pierwsze, że reformacja jest obywatelką świata. Myśl ta była choćby lejtmotywem wystąpienia sekretarza generalnego Światowej Federacji Luterańskiej ks. dr. Martina Junge podczas polskich centralnych obchodów na Zamku Królewskim w Warszawie w październiku 2017 r. Towarzyszyła ona także kuratorom jednej z trzech niemieckich narodowych wystaw reformacyjnych towarzyszących obchodom jubileuszu w roku 2017. Druga zaś to pytanie o narrację i pamięć reformacji. Trafna wydaje się teza, że najbardziej przełomowe dokonania badawcze z okazji jubileuszu roku 2017 to właśnie analiza historii pamięci reformacyjnej, pokazanie jej mitów i rządzących nią mechanizmów.

Kwestia pamięci stała się także, nieco mimowolnie, jednym z tematów polskiej dyskusji. Powodem ku temu stały się wysiłki, by wśród Polaków rozprzestrzeniać „czarną legendę reformacji” jako źródła wszelkiego zła. Do tego nurtu wpisuje się książkowa publikacja Pawła Lisickiego, film Grzegorza Brauna, czy też wcześniejsze wypowiedzi ks. prof. Tadeusza Guza. Spór ten zyskał kuriozalną postać na forum sejmowym, gdy przyszło do debaty o upamiętnieniu w uchwale dokonań reformacyjnych.

To, że narracja o reformacyjnej pamięci ma także nad Wisłą swoją wagę, potwierdziło także samo protestanckie środowisko. Spotkać w nim było można kuriozalne próby obrony mitów reformacyjnych. Wśród nich na przykład starano się zdyskredytować dyskusję historyków o tym, czy Luter faktycznie przybił „95 tez” na drzwiach kościoła zamkowego.

By bronić ewangelickiej pamięci mitycznej, pojawiały się argumenty, że jakiekolwiek podważanie Melanchtonowej relacji o tym wydarzeniu jest uderzeniem w prawdomówność współpracownika Lutra i właściwie zanegowaniem całości jego dzieła. Autorzy tych zarzutów jednocześnie lekko traktowali fakt, że sam Melanchton nie był bezpośrednim świadkiem tych wydarzeń, a jego relacja powstała trzy dekady po roku 1517.

Tę próbę polemiki z katolickim badaczem Erwinem Iserlohem, który jako pierwszy zadał pytanie o historyczność tego epizodu reformacyjnej historii, można potraktować jako próbę obrony przed tymi, którzy jego tezy próbują wykorzystać jako dowód na ogólną kłamliwość protestantyzmu. Obrona ta jednak popełnia ten sam grzech, co i atakujący – ignoruje historyczną metodę Iserloha. Obrońcy w imię dość oryginalnej koncepcji prawdomówności podważają tezy, które atakujący wyrwali z dzieła Iserloha. Badaczowi chodziło bowiem o przebadanie konkretnego wątku – czy Luter przybił tezy? Nie wyciągał z tych badań jakichkolwiek wniosków odnośnie do samej reformacji, czy nawet jej początku. W ostatnim fragmencie dzieła, które dyskusję rozpoczęło, podkreślał nawet tezę, że niezależnie od wcześniejszych ustaleń reformacja rozpoczęła się 31 października 1517 r.

Spór o przybicie tez to jeden z nośnych mitów reformacyjnych. Obok mało poważnych sporów, jak te przytoczone wyżej, pokazują to także inne fakty z roku 2017. Wspomniane narodowe wystawy niemieckie z okazji jubileuszu 500 lat reformacji były wzorowym przykładem próby uczciwego, niemitycznego przedstawienia historii reformacji i protestantyzmu, a także ukazania mechanizmów pamięci, jakie za naszymi dzisiejszymi wyobrażeniami stoją. O ironio jednak, odbywały się one pod zbiorczym hasłem „3 razy młotek”. W polskim piśmiennictwie na kulturowe znaczenie obrazu zakonnika z młotkiem jako formy protestu wskazywał Jarosław Płuciennik[1].

W tekście Płuciennika znalazła się także wormacka forma protestu, zakonnik występujący ze słowami: „Tak oto stoję, inaczej nie mogę”. W poważniejszy sposób niż wspomniane na wstępie skarpetki oddaje to miejsce tego wydarzenia i samej też frazy w ewangelickiej pamięci. Niewątpliwie Wormacja to wydarzenie historycznie przełomowe. Ostateczne zerwanie z Rzymem, które dokonuje się publicznie, na forum najwyższego politycznego gremium Rzeszy niemieckiej. Nic dziwnego, że samo to wydarzenie zapisało się w ludzkiej pamięci lepiej niż sama bulla ekskomunikująca Lutra ze stycznia 1521 r. Sekwencja wydarzeń w ludzkiej pamięci to niejednokrotnie „95 tez” – bulla „Exsurge domine” grożąca ekskomuniką (czerwiec 1520 r.) – spalenie bulli „Exsurge domine” przez Lutra (grudzień 1520 r.) – Wormacja.

Ten wybiórczy ciąg wydarzeń oddaje polityczną wagę i okoliczności przesłuchania przed cesarzem w Wormacji. Było ono wymuszone przez obietnice, jakie przed swoim wyborem złożył przyszły cesarz Karol V, że żaden z obywateli Rzeszy nie zostanie odesłany na proces do Rzymu bez możliwości bycia wysłuchanym na rodzinnej ziemi. Mimo tego, że los Lutra został już rozstrzygnięty przez Kościół rzymski, musiał się o nim wypowiedzieć jeszcze cesarz. Zresztą samo wydarzenie wpisywało się w medialny sukces reformacji. Sam Luter, jak donosił Spalatyn: „Chciał do Wormacji, nawet, jeśli byłoby tam tyle diabłów, co dachówek”[2].

Zachowane przekazy historyczne mówią o triumfalnej podróży do Wormacji, gdzie na każdym kroku Luter spotykał tłumy słuchaczy, chętnych zobaczyć bohatera. Świadectwem tego sukcesu są choćby zachowane z okresu sejmu w Wormacji pisma ulotne z podobizną reformatora. Można powiedzieć, że nic w tym oryginalnego. Wizerunki wittenberczyka krążyły po Rzeszy już co najmniej od 1519 r. Na tych rozpowszechnianych w kontekście Wormacji zachodzi jedna mała, ale istotna zmiana. Nad charakterystyczną twarzą zakonnika, który stawał się reformatorem, pojawił się uniwersalny chrześcijański symbol o korzeniach biblijnych – gołębica. Autorzy tych grafik nie pozostawiali ich adresatom wątpliwości, po czyjej stronie stoi Duch Święty.

Triumfalność wjazdu Lutra do Wormacji przebija także z gorzkiej relacji papieskiego legata na sejm wormacki Girolamo Aleandra, któremu powierzono misję zadbania, by papieska bulla ekskomuniki znalazła na ziemiach niemieckich właściwą realizację: „Już zakończyłem mój ostatni list, kiedy z różnych meldunków, jak też ze spiesznego biegu ludzi wywnioskowałem, że wielki mistrz kacerzy wjeżdża do miasta. Wysłałem jednego z moich ludzi, który opowiedział mi, że aż do bramy miejskiej towarzyszyło mu około stu ciężko zbrojnych jeźdźców, prawdopodobnie Sickingena; siedząc z trzema towarzyszami w wozie, przybył do miasta, otoczony około ośmioma konnymi, i zatrzymał się w gospodzie nieopodal swego księcia saksońskiego; podczas opuszczania wozu uścisnął go jakiś ksiądz, dotknął trzykrotnie jego szat i odchodząc chwalił się, jak gdyby miał w rękach najświętsze relikwie. Przypuszczam, że niedługo będzie się mówić, że on czyni cuda. Luter, gdy wysiadał z wozu, rozejrzał się wokoło swoimi demonicznymi oczami i powiedział »Bóg będzie z nami«. Potem wstąpił do izby, gdzie odwiedziło go wielu panów; z dziesięcioma czy dwunastoma spośród nich posilił się, a po posiłku cały świat zbiegł się, by go zobaczyć”[3].

Jak na razie okoliczności historyczne wydają się wpisywać w narrację o triumfie jednostki nad systemem, która „tak oto stoi, inaczej nie może”. Jednak bliższe przyjrzenie się okolicznościom wyjazdu do Wormacji ukazuje liczne obawy i strach, jakie mu towarzyszyły. Luter szedł w pewnym sensie w ślady Husa, jechał do „jaskini lwa” wyposażony jedynie w cesarskie gwarancje bezpieczeństwa. Praski teolog i reformator też w Konstancji miał cesarski list żelazny, czego wittenberczyk był doskonale świadomy. Poza tym w toku przygotowania wyjazdu stał się przedmiotem różnorodnych rozgrywek prawno-dyplomatycznych wokół samej formuły podróży i przesłuchania. Zdecydowanie nie była to dla niego sytuacja komfortowa. Dodatkowo pogłębiły się różnorodne dolegliwości zdrowotne, przydając dodatkowy ciężar reformatorowi, do granic możliwości już przytłoczonemu całą zawieruchą wokół jego osoby.

Samo forum, na którym miał wystąpić, onieśmielało go. To nie dobrze znana sala wykładowa, czy ambona wittenberskiego kościoła miejskiego, w których czuł się jak ryba w wodzie. To był nieznany mu świat wielkiej polityki, miał stanąć w obliczu nie tylko cesarza, ale wszystkich najważniejszych i najpotężniejszych postaci ówczesnej Rzeszy. A przecież dotychczas Luter nie spotkał osobiście nawet swojego protektora – elektora saskiego Fryderyka Mądrego. Zobaczył się z nim także po raz pierwszy w Wormacji. Na sejmie miał stanąć przed cesarzem. Człowiekiem o uniwersalnej wizji, gotowym bronić spójności christianitas, którą chciał złączyć pod swoim berłem. Reforma i oczyszczenie Kościoła mieściły się w tej cesarskiej strategii, ale nie za cenę osłabienia potęgi i autorytetu Kościoła. Karol V Habsburg przynależał do europejskiego centrum i ścisłej elity. Jego panowanie rozciągało się od Hiszpanii (i jej zamorskich ziem) na zachodzie po ziemie austriackie na wchodzie. Stanął zaś przed nim zakonnik z Wittenbergi. Miasta – książęcej rezydencji, która jednak była czymś szczególnym tylko na tle prowincjonalnej Saksonii, w której życie toczyło się dotychczas z dala od centrum wydarzeń w całej Europie, czy nawet samej Rzeszy.

Te wszystkie okoliczności spowodowały, że samo przesłuchanie nie wyglądało tak, jak mogłoby wynikać z triumfalnego przekazu, jaki bije z ciągle powtarzanego „Tak oto stoję…”[4]. Luter wbrew oczekiwaniom zamiast od razu wystąpić z płomienną obroną swoich przekonań, gdy pokazano mu jego dzieła i kazano odwołać głoszone w nich tezy, poprosił o dzień do namysłu. Uczynił to zresztą dopiero po tym, gdy jego prawnik – Hieronim Schurff – zadbał o to, by odczytano wszystkie tytuły przedstawionych pism, by mógł potwierdzić ich autorstwo. Ta reakcja wznieciła niechęć cesarza, padły oskarżenia, że Luter uzurpuje sobie wyłączność poznania prawdy i jedynie wznieca niepokój w Kościele i cesarstwie. Dano mu jednak z łaski cesarskiej dzień do namysłu. Współcześni interpretatorzy Lutra widzą to nie przez pryzmat propagandowego triumfu, a pytania o wierność Ewangelii. Heiko A. Obermann wskazuje, że konfrontacja z pytaniem o odwołanie swoich pism była ostateczną pokusą[5].

Kolejnego dnia Luter wyjaśnił swoje wahanie dnia poprzedniego, które było spowodowane onieśmieleniem z powodu spotkania z dworskim życiem, następnie zaś wyłożył swoje stanowisko. Wskazał, że wśród jego pism znalazły się trzy grupy. Pierwsza to kazania i pisma objaśniające tekst biblijny, w których nawet przeciwnicy nie znaleźli nic zdrożnego. Druga grupa to pisma polemiczne wobec Rzymu, które jednak nie są czymś oryginalnym jeśli chodzi o zakres krytyki papiestwa i jego nadużyć. Tutaj Luter świadomie wpisał się w niemiecką krytykę relacji z Rzymem wyrażoną choćby w przyjmowanych przez sejm Rzeszy „Skargach narodu niemieckiego”.

Trzecia grupa pism – najważniejsza w kontekście stawianych mu oskarżeń – to te z nich, w których pisał o nauce Chrystusa. To właśnie o nich Luter powiedział: „Dopóki nie zostanę przekonany przez świadectwo Pisma Świętego albo przez rozsądne racje – bo trudno mi wierzyć tylko papieżowi i soborom, przecież ustalono, że wielokrotnie mylili się i sami sobie zaprzeczali – trwam przekonany przez Pismo Święte, na którym się opieram, słowo Boże pochwyciło moje sumienie. A więc nie mogę i nie chcę odwoływać, bo działanie wbrew sumieniu nie jest ani pewne, ani zbawienne […] Boże pomóż mi. Amen”[6].

Ta ostatnia odpowiedź jest fundamentalna dla zrozumienia wydarzenia Wormacji. Przed sejmem nie stanął arogancki buntownik przeświadczony o swojej wielkości i nieomylności, ale człowiek, którego sumienie zostało pochwycone Słowem Bożym. To właśnie ten autorytet każe mu stawać przeciw soborowi i papieżom, gdyż historia uczy o ich omylności. Słowo Boże zawarte w Piśmie Świętym domaga się wierności sobie. Wyrazem tej wierności była Lutrowa działalność publiczna. Nie mógł jej więc porzucić.

Jak widać w dobrze znanej odpowiedzi na sejmie nie znajdziemy słów „Tak oto stoję…”. Znalazły się one już w szesnastowiecznych źródłach, ale na samym sejmie z pewnością nie padły. Jednak słowa te stały się znakiem rozpoznawczym Wormacji, a także przyczynkiem do interpretacji odpowiedzi Lutra w duchu buntownika, który odważył się wystąpić przeciw systemowi. Ta indywidualna pewność, która przebija ze słów przypisanych wittenberczykowi, nie ma jednak źródła w jego przeświadczeniu o własnej wartości jako człowieka, ale w zobowiązaniu wobec Boga i Jego Słowa, które pęta sumienie.

Lektura Lutrowej odpowiedzi z Wormacji rzuca wyzwanie nie tylko naszemu popularnemu postrzeganiu tego wydarzenia jako triumfu wolności jednostki wobec systemu, ale także potocznemu rozumieniu innego kluczowego hasła reformacji – sola scriptura. Autorytet Pisma opisał bowiem Luter w zniuansowany sposób. Nie jako werbalnie inspirowany tekst, który w swym zapisie stanowi normę myślenia chrześcijańskiego, ale jako żywe Słowo Boże, które jest poświadczone w Piśmie. Odczytanie Wormacji w świetle późniejszych sporów z Erazmem pokazuje, że Pismo znajduje swoją siłę, gdy dzięki działaniu Ducha Świętego przekonuje człowieka jako Słowo Boże. By je odkryć, należy szukać w Piśmie. Poszukiwanie to musi być jednak naznaczone, jak później dodawał, uważną, medytacyjną lekturą poprzedzoną modlitewną prośbą do Ducha Świętego o Jego działanie. Zaś to, co z Pisma wynosimy, musi ulec weryfikacji w naszym życiu, gdy spotykamy się z pokusą podważającą to, o czym Słowo z Pisma nas pouczyło. Tak, jak dał temu świadectwo Luter w Wormacji, gdy pozostał wierny Słowu, które pochwyciło jego sumienie.

Przyjrzenie się Wormacji pozwala zadać podobne pytania naszej pamięci o reformacji, jak wspomniana wyżej dyskusja o przybiciu tez. Obrona heroicznej narracji o wormackim triumfie siły jednostki wobec systemu ma równie niewiele wspólnego z rzeczywistością historyczną XVI w., jak próba zakorzeniania tożsamości i odrębności ewangelicyzmu w obronie historyczności przybicia tez. Kolejna okrągła rocznica Wormacji jest więc dobrą okazją, by przyjrzeć się dziejącym się w niej wydarzeniom jako inspiracji dla naszego współczesnego rozumienia chrześcijaństwa. Inspiracji, która płynie z faktycznych szesnastowiecznych napięć i sporów, a nie jedynie z naszych wyobrażeń, w których Luter stał się nieraz heroldem wolności jednostki, niemającej świadomości swych ograniczeń wynikających z tego, że jest uwolniona wolnością, która dzieje się zawsze wobec Boga – coram Deo. Inspiracji, która faktycznie sięga szesnastowiecznych wzorców czytania Pisma jako dynamicznego Słowa Bożego, a nie zawsze ostatecznego argumentu z tekstu, który ma sprzyjać tworzeniu chrześcijaństwa na miarę naszych wyobrażeń. W zawieruchach u początku roku 2021 prawdziwe inspiracje Wormacji mogą okazać się ważnym drogowskazem.

* * * * *

Jerzy Sojka – doktor habilitowany teologii ewangelickiej, profesor Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie, kierownik Katedry Teologii Historycznej tej uczelni, członek Rady Światowej Federacji Luterańskiej

______________________

[1] Tekst o reformacyjnych modelach protestu został wygłoszony podczas konferencji „500 lat Reformacji – tradycja, dziedzictwo, teraźniejszość” w październiku 2017 r., a później znalazł się w pokonferencyjnym zeszycie „Rocznika Teologicznego” (zeszyt 3 z 2018 r.) wydawanego przez Chrześcijańską Akademię Teologiczną w Warszawie, a także wszedł do najnowszej książki autora: J. Płuciennik, „Odwaga poetyki. Aktywizm, opór, psalmy”, Łódź 2019.

[2] Cyt. za: H. A. Obermann, „Marcin Luter. Człowiek między Bogiem a diabłem”, Gdańsk 2004, s. 154.

[3] Cyt. za: H. A. Obermann, „Marcin Luter…”, s. 155.

[4] Najlepszy opis wydarzeń wormackich w polskiej literaturze znaleźć można w: H. Schilling, „Marcin Luter. Buntownik w czasach przełomu”, Poznań 2017, s. 207–236.

[5] Ten aspekt Lutrowego doświadczenia w Wormacji oddają trafnie językiem filmu autorzy animowanej wersji biografii reformatora pt. „Życie Marcina Lutra” w odcinku 7 pt. „Głos sumienia”, zob.: https://www.luter.pl/2018/12/7-glos-sumienia/

[6] Cyt. za: H. A. Obermann, „Marcin Luter…”, s. 33.