Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

NR 1/2021, s. 26–27

Katechizm genewski Jana Kalwina65. Minister: Co oznaczają słowa: zstąpił do piekieł?
Dziecko: To, że nie tylko wycierpiał śmierć naturalną, która jest rozdzieleniem ciała i duszy, ale także i to, że dusza Jego została ściśnięta niezwykłą trwogą, którą święty Piotr nazywa bólami śmierci (Dz 2,24).

66. Minister: Z jakiego powodu to się stało i dlaczego?
Dziecko: Ponieważ skoro stanął przed Bogiem, aby uczynić to w imię grzeszników, trzeba było, aby odczuł ten straszny niepokój w swoim sumieniu, jakby się oddalił od Boga i jakby sam Bóg był nań zagniewany. Będąc w tej głębi zakrzyknął: „Boże mój, Boże mój, czemu mnie opuściłeś?” (Mt 27,46; Mk 15,34).

67. Minister: Bóg zapłonął przeciw Niemu gniewem?
Dziecko: Nie, ale trzeba było, aby ogarnął Go taki smutek, aby potwierdzić to, co zostało przepowiedziane przez proroka Izajasza: „on zraniony jest za występki nasze, starty za winy nasze” (Iz 53,5; 1 P 2,24).

68. Minister: Ale jakże to mógł On być przejęty takim zmartwieniem, jakby był przez Boga opuszczony, On, który był sam Bogiem?
Dziecko: Należy rozumieć, że to zgodnie ze swoją naturą ludzką został doprowadzony do takiego stanu i aby tego dostąpić, Jego boskość na krótki czas jakby się ukryła, to znaczy nie okazywała swojej mocy.

69. Minister: Ale jakże to może być, że Jezus Chrystus, który jest zbawieniem świata, został tak skazany?
Dziecko: Został, ale w skazaniu tym nie pozostał. Tak, odczuł tę potworność, jak już to powiedzieliśmy, ale nie został przez nią zwyciężony. Walczył przeciw mocy piekieł, aby ją złamać i zniszczyć.

70. Minister: W tym widzimy różnicę pomiędzy męką, którą On wycierpiał, a tą, jaką czują grzesznicy, których Bóg karze w swoim gniewie. Ponieważ to, co dla Niego było czasowe, dla innych jest wieczne i to, co jest dla Niego ukłuciem ościenia, dla innych jest raną śmiertelną.
Dziecko: Tak właśnie to rozumiem, ponieważ Jezusa Chrystusa Bóg nie pozostawił w beznadziei pośród tylu cierpień. Ale grzesznicy, których Bóg potępia, popadają w beznadzieję i buntują się przeciw Niemu, aż do bluźnierstwa.

tłum. ks. Tomasz Pieczko

 

„Zstąpił do piekieł” – zwrot ten, który wielu chrześcijan wyznaje (czasem czysto automatycznie), recytując Skład Apostolski, tzw. Credo, budzi wiele niezrozumienia. Można nawet spotkać stwierdzenia, że mamy tu do czynienia ze stwierdzeniem bez mała mitycznym, nieprzystającym do całości nauczania Ewangelii. Zwłaszcza w świecie współczesnym, w którym tak trudno poruszyć te mniej „optymistyczne”, mniej „motywujące swoją pozytywnością” elementy nauczania wiary chrześcijańskiej (opartej na Słowie Bożym). Słowa stwierdzające, jakoby Jezus „zstąpił do piekieł”, brzmią nieprawdopodobnie...

Tymczasem w tym lapidarnym stwierdzeniu kryje się całość miłości Syna Bożego do nas. W tych słowach kryje się cała miłość Ojca, który swojego Syna nie oszczędził przed najstraszliwszym z możliwych cierpień – oddaleniem od siebie. Tak właśnie Kalwin zinterpretował zstąpienie do piekieł, wyrażające się w słowach Chrystusa na Krzyżu: „Boże mój, Boże mój, dlaczego mnie opuściłeś?” (por. Mt 27,46 i Mk 15,34).

W zstąpieniu do piekieł chodzi o zstąpienie Jezusa Chrystusa do piekła beznadziei, do rozpaczy sumienia, do uczucia, że Bóg jest przeciw Niemu. Zstąpienie do piekieł jest wewnętrznym (to znaczy dotyczącym wewnętrznego doświadczenia) wytłumaczeniem tego, co dzieje się zewnętrznie w śmierci potępionego grzesznika, złożonego do grobu, którego dusza idzie do piekła, to znaczy staje w oddaleniu od Boga tak, że Bóg może być tylko widziany jako nieprzyjaciel, jako wróg.

Piekło to nie miejsce, które często (w ciągu wieków historii Kościoła) ikonografia wyobrażała jako miejsce pełne cierpienia, które zadają potępionym ludziom, grzesznikom, jakieś straszne stwory. Nie! Piekło w rozumieniu biblijnym to stan pełnej świadomości całkowitego i bezpowrotnego oddalenia od Boga. Nie ma rzeczy straszniejszej, ponieważ łączność istoty żyjącej z Bogiem ma charakter absolutnie witalny. Poza tą łącznością nie ma życia, a jest za to szczyt cierpienia – piekło!

A zatem Jezus Chrystus i tylko On mógł wycierpieć w takim wymiarze nie tylko śmierć „zwykłą”, która jest oddzieleniem duszy od ciała, ale także Jego dusza doświadczyła tak wielkiej, wprost niewyobrażalnej trwogi, którą Piotr w swoim nauczaniu nazywa bólami, mękami śmierci: „Ale Bóg go wzbudził, rozwiązawszy więzy śmierci, gdyż było rzeczą niemożliwą, aby przez nią był pokonany” (Dz 2,24).

Oczywiście powstaje pytanie: dlaczego Chrystus tego dokonał? Odpowiedź jest bardzo bezpośrednia, do tego stopnia, że szokuje swoim dramatyzmem: Chrystus stanął za nas przed trybunałem Bożym, aby wziąć na siebie całość tego, co czeka nas, grzeszników, wszystkich ludzi bez wyjątku. Trzeba zatem było, aby poczuł całym sobą, całą swoją świadomością, tę straszliwą nędzę, trwogę, jaką można przeżyć tylko wtedy, gdy ma się poczucie bycia w pełni przez Boga opuszczonym, całkowicie samotnym. To właśnie z tej głębi bólu krzyczy do swojego Ojca: „Boże mój, Boże mój, dlaczego mnie opuściłeś?”.

Nie chodzi tu oczywiście o stwierdzenie, jakoby Bóg był prawdziwie nań rozgniewany, że Bóg istotnie swego Syna odrzucił. Nie, absolutnie nie. To z własnej i nieprzymuszonej woli Jezus wypełnił w swojej osobie w pełni to, co zostało zapowiedziane przez proroka Izajasza: „Lecz on nasze choroby nosił, nasze cierpienia wziął na siebie. A my mniemaliśmy, że jest zraniony, przez Boga zbity i umęczony. Lecz on zraniony jest za występki nasze, starty za winy nasze. Ukarany został dla naszego zbawienia, a jego ranami jesteśmy uleczeni” (Iz 53,4–5).

Oczywiście, niejednokrotnie pada także pytanie: skoro Syn Boży był sam Bogiem, jakże mógł cierpieć takie opuszczenie przez Boga? Tu trzeba od razu wyjaśnić, że...

 

Pełny tekst artykułu (po zalogowaniu w serwisie)

Jak uzyskać pełny dostęp do zasobów serwisu jednota.pl

* * * * *

ks. Tomasz Pieczko – proboszcz Parafii Ewangelicko-Reformowanej w Zelowie

 

Czytaj też: