Drukuj

NR 6–7/1982


Trzeba teraz powiedzieć o właściwym zadaniu zboru chrześcijańskiego, czyli o głoszeniu światu Ewangelii. Zbór jest wspólnotą misyjną w sensie głębszym i zasadniczym. Aby mógł głosić Ewangelię, musi się rozwijać i odnawiać dzięki ludziom, którzy przychodzą do niego ze świata. Za pośrednictwem coraz liczniejszych i coraz to nowych świadków dowiaduje się świat dobrej nowiny, że Bóg nie jest wobec niego obojętny, że przyszedł mu na ratunek, nie zostawił go na łaską losu, lecz kocha go, ratuje, chroni, rządzi nim i prowadzi do wyzwolenia (...).

Zbór musi głosić światu, że nieskrępowana łaska Boga jest dla niego nadzieją. Musi mówić mu, że Jezus Chrystus, prawdziwy Bóg i prawdziwy człowiek przyszedł i znowu przyjdzie jako Zbawca świata. Oto jak ma wyglądać głoszenie Królestwa Bożego, głoszenie Ewangelii. Wspólnota chrześcijańska nie istnieje dla samej siebie, lecz dla Ewangelii. Ta wspólnota przekonała się, że w Jezusie Chrystusie Bóg raz na zawsze zapewnił sobie cześć jako Stwórca ale także zapewnił cześć swemu stworzeniu; wie ona, że to, co stało się na początku, stanie, się również na końcu. Przekonała się, że wszystko, co się dzieje, tam ma swe źródło i swój cel, stamtąd pochodzi i tam zmierza. Przekonała się, że czas i wszystko, co się w nim mieści, otoczone jest miłością, cierpliwością, miłosierdziem i pomocą stamtąd. Rozumiejąc to wszystko, żyje pośród ludzi, którzy nic z tego nie rozumieją, którzy podejmują wielki wysiłek, aby żyć bez Boga, podejmują niezliczone drobne wysiłki, aby zachować samowystarczalność, samym się usprawiedliwiać, uświęcać, chełpić; nieszczęście, jakie na siebie ściągają, podniecenie, strach i zmartwienie, które od samego początku odciskają się na ich życiu, wywołują w nich złość. Zbór chrześcijański wie, że sprawy tak nie powinny wyglądać i że nad tym wszystkim już zostało wypowiedziane „nie”. Właśnie to powinien ludziom mówić, bo sam się o tym przekonał (...).

Zbór nie powinien i nie może robić nic innego, jak tylko poświadczać Słowo Boga. Nie chodzi o to, aby zbór odnosił na tym świecie swoje własne zwycięstwa, ani żeby do nich dążył i uroczyście je święcił. Nie chodzi o to, by wzrastał pod względem liczby, ani też żeby zajmował się utwierdzaniem swego znaczenia w świecie. Chodzi o powierzone mu zadanie (...).

A więc ma ograniczyć się do rozsiewania takiego ziarna, jakie jest, i nie mieszać go z obcym ziarnem własnych idei na temat krytycznego stanu świata i sposobów jego naprawy. Niech nie poddaje się żadnym wątpliwościom, tylko niech będzie całkowicie pewny, że sieje dobre nasienie, które wyda plon stokrotny, sześćdziesięciokrotny lub trzydziestokrotny; może ten plon będzie zupełnie inny niż się spodziewa, ale będzie! Nie ma on być niczym innym, jak tylko wspólnotą w duchu Ewangelii i to powinno mu całkowicie wystarczyć (...).

Nie tylko w XVI wieku ale we wszystkich epokach Pismo święte stawia Kościół wobec konieczności podjęcia decyzji, a decyzja ta, jeśli ma być zgodna z Ewangelią, musi bezwzględnie polegać na uznaniu autorytetu biblijnego. Oczywiście, Pismo jest jedynie znakiem tego właściwego znaku, powiedzmy tak: jest znakiem świadectwa o objawieniu, które zostało dane prorokom i apostołom, pierwszym świadkom Jezusa Chrystusa. Tak więc tylko wtedy, gdy Kościół czyta Pismo, może usłyszeć głos proroków i apostołów, a tylko słuchając ich głosu, razem z nimi może ujrzeć Jezusa Chrystusa i w Nim, jedynie w Nim, dostrzec bezpośredni, wewnętrzny i absolutny autorytet, od którego zawsze i wszędzie będzie zależał jego własny autorytet. Kościół może wprawdzie odróżnić poszczególne czynniki tego procesu: oglądanie Jezusa Chrystusa, słuchanie Jego świadków i czytanie ich pism, ale nie wolno mu ich od siebie oddzielać, ponieważ te czynniki są od siebie nawzajem bezpośrednio zależne. Kościół nie może widzieć nie słuchając, słuchać nie czytając. Chcąc widzieć i poznać Jezusa Chrystusa musi się zwrócić i bezwzględnie zdać na rozstrzygający i pierwotny znak, który został mu dany, a tym samym na ten pierwszy znak, to jest na Pismo święte. Swój autorytet czerpie Kościół z Pisma, którego zdecydowany charakter nie pozwala na pozornie nieuniknione przesunięcie się od chrześcijańskiego posłuszeństwa do religijnej autonomii. Można na zawsze w zasadzie Boga uznać, można ogólnie wierzyć w Jezusa Chrystusa i w Ducha Świętego, można przyjąć hurtem całe prorocko-apostolskie świadectwo, aby następnie posłużyć się w ten sposób zyskanym boskim autorytetem do wysunięcia Kościoła i jego władzy na pierwsze miejsce. Ale od tego jest Pismo święte, aby nam pokazać, że Bóg, Jezus Chrystus i Duch Święty sprzeciwiają się takim sztuczkom kuglarskim. Boży autorytet w tej pisanej formie nieustannie sprzeciwia się tym świętokradczym uroszczeniom autorytetu kościelnego. W chwili, gdy człowiekowi się zdaje, że już ją (Biblię) obłaskawił, wymyka mu się i staje dęba. Kościół może robić z Pismem co mu się podoba, może interpretować i posługiwać się tekstami biblijnymi z sensem czy bez sensu; a jednak ta księga narzuci mu swoją obecność żywą i wolną, wolną wobec wszelkich definicji i nakazów kościelnych; a jednak w każdej chwili, nawet w łonie chrześcijaństwa, które być może już od dawna popadło w nieposłuszeństwo, może znaleźć czytelników nieuprzedzonych, słuchaczy uważniejszych i wierniejszych, którzy stworzą szczelinę, przez którą dostaną się pierwsze zwiastuny zasadniczej i ogólnej reformy.

Reformacja XVI wieku była rezultatem opowiedzenia się za Pismem świętym; podobnie każde opowiedzenie się za Pismem świętym w każdej epoce wywoła reformę Kościoła, reformę dokonaną przez samego Pana, który posługuje się świadectwem prorocko-apostolskim przez Niego ustanowionym, a jego siła reformatorska bez przerwy wynika z faktu, że ma charakter biblijny. Niech Kościół oddala się jak chce od Pisma! Niech je zastępuje swoją własną tradycją, jakimiś mniej czy bardziej niejasnymi przeczuciami, bezpośrednią – jak się sądzi – wiarą w Jezusa Chrystusa i w Ducha Świętego; niech zastępuje Biblię swymi wyjaśnieniami i szczególnym zastosowaniem słów proroków i apostołów! W ten sposób tylko zamuli jedną szczelinę, przez którą może przenikać zbawienie i życie; krótko mówiąc, uchyli się przed mocą Słowa Bożego i zamknie przed sobą jakąkolwiek możliwość reformy. W łonie Kościoła przejawiają się różne, ewolucyjne i rewolucyjne, formy „życia”, powstają i zanikają na przemian reakcje konserwatystów i marzenia progresistów. Te wszystkie napięcia, walki różnych stronnictw i kontrowersje, które rozdzielają katolicyzm i neoprotestantyzm, i które w łonie tego pierwszego przeciwstawiają nominalistów realistom, episkopalistów kurialistom, benedyktynów jezuitom, zaś w łonie tego drugiego konserwatystów przeciwstawiają pietystom, „ortodoksów” „liberałom” – te wszystkie przeciwieństwa, powiadam, mogą dawać złudzenie życia w Kościele. Jednakże naprawdę to wszystko wcale nie świadczy o życiu Kościoła, tylko o czymś przeciwnym, mianowicie o procesie jego rozkładu, który mu zagraża od chwili, gdy przestał czerpać swe siły żywotne ze Słowa Bożego, to znaczy z Pisma świętego. Wewnętrzne walki i podziały w Kościele są ostatecznie tylko przejawem przyziemnych rozbieżności, które zachodzą między różnymi czysto ludzkimi poglądami albo interesami. Czy nie dowodzi tego fakt, że można je zawsze opatrzyć jakąś etykietką filozoficzną? Nie są niczym innym., jak odbiciem głębokiego rozdwojenia człowieka w samym sobie. Inaczej mówiąc – godząc się na nie Kościół rozpoczyna dialog, którego on sam jest jedynym uczestnikiem, spotyka się z sobą, dyskutuje i sprzecza się sam z sobą. Kiedy przyjrzeć się sprawie z bliska, okazuje się, że w tym jałowym sporze może mieć racją zarówno jedna jak druga strona i, zależnie od okoliczności, konflikt może rozwinąć się na korzyść którejkolwiek z nich. Jednakże nikt, nawet strona w danej chwili zwycięska, nigdy nie powie „tak” i „amen” z pełnym przekonaniem i z poczuciem odpowiedzialności, ponieważ w tym wszystkim naprawdę nie chodzi o wyznanie wiary, czyli o wzięcie odpowiedzialności wobec prawdziwego autorytetu, który góruje nad spierającymi się stronami i wpędza je w rzeczywistą konfrontację.

Powiedzmy jeszcze na zakończenie, że Pan Kościoła jest nieobecny podczas tego rodzaju dialogów. Czy można jednak powiedzieć, że te dialogi toczą się w Kościele? Czy nie przestał on być Kościołem z chwilą, gdy zaczął być zadowolony z siebie, skoro nie chce się poprawić ani podporządkować swego autorytetu Słowu Bożemu w konkretnym znaczeniu tego określenia, to jest Pismu świętemu? To, co właśnie powiedzieliśmy, pozwala aż do końca ocenić pozytywne znaczenie decyzji zgodnej z Ewangelią. Decyzja ta zakłada, że z wdzięcznością uznajemy fakt, że Kościół nie jest sam, że nie musi sam z sobą prowadzić monologów ani nie jest pozostawiony sam sobie. Byłoby jednak inaczej z chwilą, gdyby zniknął dystans między autorytetem Kościoła a autorytetem Bożym. Wtedy Kościół musiałby się przebrać w dziwaczny strój nadnaturalnej władzy, co dawałoby mu złudzenie zależności jedynie od samego siebie. Inaczej mówiąc, Kościół zająłby miejsce Boga. Sama myśl, że mogłoby się tak stać, prowadzi jedynie do ujawnienia największego nieszczęścia, jakie spotkało stworzenie Boże, mianowicie jego grzechu i śmierci. Z tego nieszczęścia osamotnionego stworzenia, pozostawionego samemu sobie, to znaczy na pastwę grzechu i śmierci, Kościół został wyzwolony, ponieważ okazało się, że Bóg jest obecny i pełen miłosierdzia w Jezusie Chrystusie, a więc w postaci prawdziwego, to jest odmiennego i wyższego autorytetu. Tajemnicą tego wyzwolenia jest Słowo Boże pod postacią Pisma świętego.

Ponieważ Pismo święte wyraża autorytet Jezusa Chrystusa wobec Jego Kościoła, nie musi już Kościół sam starać się o rozwiązanie trapiących go problemów. Nie musi już na siebie brać niemożliwego ciężaru odpowiedzialności za kierowanie sobą. Wystarczy, jeżeli będzie posłuszny nie troszcząc się o rezultat swego posłuszeństwa. Ponieważ Pismo jest dla Kościoła najwyższym autorytetem, spełnia on misję, która nie ma nic wspólnego z walką tendencji i stronnictw. Jest to misja wyznawania wiary, co polega na wdzięcznym wyrażaniu faktu, że Pan jest w Kościele obecny dzięki składaniu o Nim świadectwa. Kościół może naprawdę żyć tylko pod autorytetem Słowa Bożego, to jest Pisma świętego. Jeśli stanie ponad nim albo obok niego, musi umrzeć.

[Kirchliche Dogmatik]