Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

NR 11-12 / 2008

Byłem mocno zmieszany, kiedy, jako dziecko, śpiewałem jednocześnie Ten świat nie jest moim domem i To jest świat mojego Ojca. Te dwie pieśni wyrażają dwa popularne, choć jednocześnie sprzeczne ze sobą, sposoby chrześcijańskiego podejścia do kultury. Jeden widzi świat jako przybytek bezbożności, z którym chrześcijanin powinien mieć jak najmniej wspólnego. Drugi postrzega transformację kulturową jako właśnie „zadanie królestwa”.

Z pewnością odpowiedź nie leży w fundamentalnej opozycji nieba i ziemi. Przecież Jezus uczył nas modlić się: Przyjdź Królestwo Twoje, bądź wola Twoja jako w niebie, tak i na ziemi. Odpowiedzi należy raczej szukać w próbie zrozumienia tego szczególnego momentu w historii zbawienia, w którym się znaleźliśmy. Nie jesteśmy jeszcze w Ziemi Obiecanej, gdzie Królestwo Boże może być bezpośrednio identyfikowane z ziemskimi królestwami i kulturalnymi zajęciami. Z drugiej strony nie jesteśmy już dłużej w Egipcie. Jesteśmy pielgrzymami w drodze pomiędzy Egiptem a Ziemią Obiecaną.
W Babilonie Bóg nakazał wygnańcom budować domy i zamieszkiwać je, pracując na rzecz dobrobytu tych, którzy ich podbili (Jer. 29). Jednocześnie dał im wizję nowego miasta, wiecznego imperium, prawdziwej ojczyzny, która przekroczy wszelkie wyobrażenia Izraela.
Obie pieśni z mojego dzieciństwa mówią prawdę na swój własny sposób: jesteśmy pielgrzymami i obcymi w tym wieku, ale „przechodzimy” do wieku, który ma nadejść (nie jakiegoś nieziemskiego stanu duchowej błogości), który, nawet teraz, w tym demonicznym wieku, już świta. Wyzwaniem jest dowiedzieć się, jaki to jest czas: czym jest Królestwo, jak przychodzi i gdzie powinniśmy teraz go szukać.

Czy chrześcijaństwo jest formacją kulturową?

W Starym Przymierzu Królestwo Boże było identyfikowane z narodem Izraela – sąd nad Izraelem, jak i jego błogosławieństwa antycypowały Dzień Ostateczny, który kiedyś obejmie cały świat. Jednak Jezus wprowadził inny ustrój wraz z Nowym Przymierzem. Zamiast wzywać lud Boży do wypędzenia Kananejczyków w ramach świętej wojny, zwrócił uwagę na fakt, że Bóg błogosławi zarówno wierzących, jak i niewierzących. Oczekuje od swojego ludu, że ten będzie kochał i służył, a nie osądzał i potępiał swoich bliźnich – nawet nieprzyjaciół (Mat. 5:43-48; Mat. 7:1-6). Pszenica i kąkol mają rosnąć razem – zostaną rozdzielone dopiero podczas żniw (Mat. 13:24-30). Królestwo teraz jest ukryte pod postacią cierpienia i krzyża, zwyciężając Słowem i sakramentem, by kiedyś spełnić się, jako królestwo chwały i mocy. Najpierw krzyż, słabość i cierpienie; potem chwała, moc i świadomość, że ten świat został przemieniony w Królestwo Chrystusa (Obj. 11:15; Heb. 2:5-18). Jaki jest zatem związek chrześcijan z kulturą w tym czasie pomiędzy czasami? Czy Jezus Chrystus jest panem nad świeckimi mocami i księstwami? Przynajmniej w reformowanej teologii odpowiedź brzmi: „Tak”, choć panuje nad światem i Kościołem na różne sposoby. Bóg działa w świecie poprzez opatrzność i ogólną łaskę, natomiast w Kościele – w Słowie, sakramencie i wychowaniu w ramach przymierza.
To oznacza, że nie ma żadnej różnicy między chrześcijanami i nie-chrześcijanami w tym, że obie grupy są powołane. My zaś napominamy was, bracia, żebyście tym bardziej obfitowali [w miłości], pisze Paweł, i gorliwie się starali prowadzić żywot cichy, pełnić swe obowiązki i pracować własnymi rękami, jak wam przykazaliśmy, tak abyście wobec tych, którzy są poza zborem, uczciwie postępowali i na niczyją pomoc nie byli zdani. (1 Tes. 4:10-12). W Nowym Testamencie nie ma wezwań, żeby wycofać się do prywatnego getta ani „schrystianizować” działalność kulturalną i polityczną. Raczej znajdujemy napomnienia, jak te Pawłowe, by podjąć źle rokujące, ale pierwszoplanowe zadanie kochania i służenia bliźnim w doskonałości. Do powrotu Chrystusa wierzący będą dzielić z niewierzącymi ból i przyjemność, biedę i bogactwo, huragany i dobrą pogodę. Wierzący jednak nie będzie martwił się o przyszłość i nie będzie smucił się, jak drudzy, którzy nie mają nadziei, jak dodaje Paweł (1 Tes. 4:13), ale będzie miał dodatkową energię do wykonywania doczesnych zajęć dzięki wiedzy, że Bóg wskrzesi umarłych i wszystkiemu przywróci właściwe miejsce (1 Tes. 4:14-18). Wzdychamy oczekując ostatecznego odkupienia całego stworzenia ze względu na to, że już posiadamy zaczątek i gwarancję Ducha wśród nas (Rzym. 8:18-25). Ziemskie obywatelstwo, do którego Jezus, Paweł i Piotr się odwołują, jest w związku z tym wspólną sferą wierzących i niewierzących. List do Diogeneta z drugiego wieku zawiera opis wczesnej społeczności chrześcijańskiej:
Chrześcijanie nie odróżniają się od reszty ludzi ani krajem pochodzenia, ani językiem, ani zwyczajami. Nigdzie nie mieszkają w swoich własnych miastach; nie używają żadnej dziwnej odmiany języka. [...] Ale kiedy mieszkają zarówno w greckich, jak i pogańskich miastach, gdzie komu wypadło, i zachowują zwyczaje danego kraju, jeśli chodzi o ubiór, jedzenie i inne życiowe sprawy, pokazują swój niezwykły i jednocześnie dziwny porządek ich innego obywatelstwa. Żyją w swoich własnych ojczyznach, ale jako przybysze. Dzielą wszystko jak obywatele, ale cierpią jak przybysze. Każdy obcy kraj jest ich ojczyzną, a każda ojczyzna obcym krajem. [...] Spędzają dnie na ziemi, ale mają obywatelstwo w niebie.
Chrześcijanie nie są więc wezwani do noszenia świętych strojów, mówienia dziwnym dialektem uduchowionego żargonu czy do prób zaprowadzania Królestwa Bożego na siłę już tu na Ziemi. Raczej należą do świętej wspólnoty, która jest inna od ustrojów ziemskich (Fil. 3:20-21), i partycypują jako obywatele i bliźni w sprawach doczesnych. Albowiem nie mamy tu miasta trwałego, ale tego przyszłego szukamy. (Heb. 13:14). Kościół więc, jako wspólnota świętych zebrana przez Boga, żeby głosić Słowo, nauczać, udzielać sakramentów, modlić się i być społecznością (Dz. Ap. 2:46-47), jest czymś innym niż formą działalności kulturalnej, do której chrześcijanie są wezwani w miłości i służbie bliźnim. Dzisiaj ta zasada jest często odwrócona, gdy tworzy się pseudochrześcijańskie subkultury, które nie są ani jednym ani drugim. Zamiast być w świecie, ale nie ze świata, z łatwością stajemy się ze świata, ale nie w nim. Kościół nie jest formacją kulturową. Królestwa Bożego nigdy nie powołujemy do życia, ale je otrzymujemy. Postęp kulturowy pojawia się dzięki skoncentrowanym wspólnym wysiłkom, ale Królestwo Boże przychodzi w chrzcie, głoszeniu Słowa, nauczaniu, Wieczerzy Pańskiej, modlitwie i wspólnocie. Przeto okażmy się wdzięcznymi, my, którzy otrzymujemy królestwo niewzruszone, i oddawajmy cześć Bogu tak, jak mu to miłe: z nabożnym szacunkiem i bojaźnią. Albowiem Bóg nasz jest ogniem trawiącym. (Heb. 12:28-29). Nie ma nic ważniejszego dla Kościoła niż otrzymać i głosić Królestwo w radosnej wspólnocie, wychowując dzieci w przymierzu łaski w Jezusie Chrystusie. One są dziedzicami tego przyszłego miejsca razem z nami – ci, którzy zakosztowali daru niebiańskiego, i stali się uczestnikami Ducha Świętego, i zakosztowali Słowa Bożego, że jest dobre, oraz cudownych mocy wieku przyszłego – ziemi świętej, która piła deszcz często na nią spadający i jest uprawiana, żeby zebrała swoje błogosławieństwo (Heb. 6:4-8).

Michael S. Horton

Jak przychodzi Królestwo - pełny tekst

Jak uzyskać pełny dostęp do zasobów serwisu jednota.pl