Drukuj

Nr 8 / 1989

I rzekł Pan do Abrama: Wyjdź z ziemi swojej i od rodziny swojej, i z domu ojca swego do ziemi, którą ci wskażę. A uczynię z ciebie naród wielki i będę ci błogosławił, i uczynię sławnym imię twoje, tak że staniesz się błogosławieństwem. I będę błogosławił błogosławiącym tobie, a przeklinających cię przeklinać będę: i będą w tobie błogosławione wszystkie plemiona ziemi. Abram wybrał się w drogę, jak mu rozkazał Pan, i poszedł z nim Lot. Abram miał siedemdziesiąt pięć lat, gdy wyszedł z Haranu. Wziął też Abram żonę swoją Saraj i Lota, bratanka swego, i cały ich dobytek, którego się dorobili, i służbę, którą nabyli w Haranie. Wyruszyli, aby się udać do ziemi kananejskiej. I przybyli do Kanaanu. Abram przeszedł tę ziemię aż do miejscowości Sychem, do dębu More. Kananejczycy byli wówczas w tej ziemi. I ukazał się Pan Abramowi i rzekł: Ziemię tę dam potomstwu twemu. Wtedy zbudował tam ołtarz Panu, który mu się ukazał”.

I Mojż. 12:1-7

Wiele razy, gdy czytam Biblię, ogarnia mnie podziw, jak potrafi ona w lapidarnych relacjach przekazać utrwalone niczym na taśmie wideo obrazy i sytuacje, a w szczególności przeżycia ludzi. Zacytowany fragment historii Abrama poprzedzony jest rodowodem jego rodziny. Wśród jednostajnie wyliczanych imion niespodzianie pojawia się takie zdanie: „A Saraj była niepłodna, nie miała dzieci” (I Mojż. 11:30).

*

Problem Abrama dotyczy małżeństwa i potomstwa. Cóż z tego, że jego żona słynie z piękności, skoro wciąż czuje się upokorzona i w rezultacie niekiedy bywa nawet cyniczna. Jej mąż musi dźwigać ten ciężar, a przy tym, o ironio, nosi niezwykłe imię: „Abram”, tzn. „dumny ojciec”. Ma więc podstawy do tego, by czuć się nieustannie wyszydzanym. W takiej sytuacji można żywić żal do rodziców i pretensję do losu, można się wewnętrznie buntować przeciw ludziom i Bogu.

Problemy związane z rodziną, nieszczęścia dotyczące najbliższych lub świadomość własnego jakby upośledzenia, to sprawy, które wywołują pytania podstawowe: Po co żyję? Dla kogo? Jaki sens ma mój ból i cierpienie?

Warto zauważyć, że rozwiązania problemów nie przynosi bogactwo. Wszak Abram jest człowiekiem posiadającym znaczny dobytek, a mimo to nie jest szczęśliwy. I trwa to od bardzo dawna. Bo w końcu) Abram ma już 75 lat i mógł utracić wszelką nadzieję.

I właśnie wtedy przemawia do niego Bóg, bo nasz Pan zawsze zwraca się do człowieka, który ma problem i nie jest szczęśliwy. Abram zaś jest gotów Boga usłuchać i pójść drogą, którą mu, On wyznaczył, aż do miejsca, gdzie Go ujrzy.

W strefie kultury europejskiej często „żyjemy” słowami, fascynujemy się słowami, wypełniamy czas słowami... Ale człowiek obeznany z ciężką pracą na chleb, a zwłaszcza taki, który cierpiał i utracił nadzieję, nie zadowoli się samą pobożną mową. On pragnie pociechy rzeczywistej, a nie tylko słów, i taką pociechę chce przyjąć. Dusza jego pragnie Boga, tęskni do Boga Żywego.

Tacy ludzie są wokół nas. Dlaczego ich nie rozpoznajemy, dlaczego ich nie widzimy sercem? Bo w naszych sercach też bywa ciemno i smutno, i sami często potrzebujemy pociechy. Dalsza historia Abrama pokazuje, że także człowiek wierzący może ulegać przemożnej trosce o warunki egzystencji i lękowi o przyszłość. Chwała Bogu, że On, Wszechmocny, zniża się ku. nam, że widzi i słyszy każdego, kto za Nim tęskni, i chce z każdym człowiekiem o złamanym sercu rozmawiać osobiście. W Psalmie 34:17 czytamy: „Bliski jest Pan tym, których serce jest złamane, a wybawia utrapionych na duchu”. Pan Bóg posłał swojego Syna, Jezusa Chrystusa, który przyszedł, „aby szukać i zbawić to, co zginęło”.

Pan Jezus przemierza pieszo kilometry kamienistych dróg, aby na peryferiach miasteczka Sychar, w skwarze południa spotkać Samarytankę, która jest spragniona wody żywej. A potem okazuje się, że spragnione tej wody jest (całe miasto. Zdziwionym uczniom Pan Jezus powie: „Podnieście oczy swoje i spójrzcie na pola, że już są dojrzałe do żniwa!” (Jan 4:35).

W jaki sposób Pan Bóg pocieszył Abrama? W Ewangelii, która mówi o Samarytance, pojawiają się słowa Pana Jezusa o Abrahamie:
„Abraham, ojciec wasz, cieszył się, że miał oglądać dzień mój, i oglądał i radował się” (Jan 8:56).

Czy widzimy to źródło pociechy? Czy rozumiemy, skąd wśród nocy smutku pojawia się radość? „Dzień mój” – mówi Pan Jezus. A to znaczy: Jezusowe zwycięstwo! To znaczy: „Jezus Chrystus wczoraj i dziś, ten sam i na wieki”. To On zaprasza, zachęca: Pójdź za mną! Złóż swoje życie w moje ręce, zdaj się na mnie, skryj się pod skrzydłami mojej opieki. Naucz się nie polegać tylko na swoim rozumie. Uspokój się. Zaufaj! Zacznij nowe życie – ja cię poprowadzę. Zaufaj mi, a przekonasz się, że będę ci błogosławił i sam staniesz się błogosławieństwem.

Ten Duch, o którym mówił Pan Jezus do Samarytanki, że we wnętrzu człowieka „stanie się źródłem wody wytryskującej ku żywotowi wiecznemu”, działał w sercu Abrama nakłaniając go do posłuszeństwa Bożym nakazom. Ten sam Duch, Duch Pana Jezusa, uczył Abrama drogi pokoju i pojednania i pozwalał mu być świadectwem dla tych, którym miał wskazać drogę do wiary. Ten Duch zaprowadził go na górę Moria i zażądawszy ofiary z jednorodzone-go syna ukazał mu zastępczą ofiarę Baranka uwikłanego dlań w ciernie; a wszystko po to, by Abram zaufał całkowicie, do samego końca, i dzięki tej ufności zyskał radość.

Przez posłuszną ufność Abram stał się narzędziem w Bożym planie zbawienia, według którego Zbawiciel świata miał się narodzić jako jego potomek. Bóg dał Abramowi nowe imię, Abraham, „ojciec narodów”, które nie było już „pustym” imieniem. Dał mu syna, którego pragnął. Ale znalazło się to wszystko jakby na drugim planie wobec ufności, jaką Abraham pokładał w Bożym zbawieniu.

Niejednego z nas Pan Bóg prowadzi drogami podobnymi do dróg Abrahama, nieraz wśród wewnętrznej rozterki, czasem z dala od rodzinnego kraju. Oby na tych miejscach, na których nas Bóg stawia, najważniejsze dla nas było słuchanie Jego głosu i wykonywanie Jego woli. Amen.