Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

9/1990

Sof. 3:14-18
Łuk. 1:39-56

Obydwa te teksty są mocno osadzone w realiach politycznych. Prorok Sofoniasz widzi, co zagraża egzystencji jego narodu i państwa ze strony ościennego mocarstwa. Dlatego usiłuje uświadomić swoim ziomkom, że zewnętrzne zagrożenie jest bardzo ściśle związane z wewnętrzną sytuacją kraju, z postępowaniem ludności. Piętnuje on tych, „którzy się odwracają od Jahwe i którzy Go nie szukają ani o Niego nie pytają”. Nie tylko na obojętność religijną zwraca uwagę prorok, ale i na takie ujemne cechy, jak na przykład buta, hołdowanie obcym obyczajom, dopuszczanie się gwałtu, popełnianie oszustw (1:8.9), pijaństwo, lekceważenie sobie Boga przez ludzi, którzy butnie myślą, że „nie uczyni Pan nic dobrego ani też nic złego” (1:12). Dlatego ostrzega Sofoniasz swych ziomków przed wielkim dniem Pana, który szybko się zbliża, a jest to dzień gniewu, ucisku i utrapienia, „dies irae dies illa (...) dies calamitatis et miseriae” (1:15).

Nie tylko współcześni Sofoniasza nie liczyli się z gniewem Pana. My też nazbyt często wyobrażamy sobie, że Bóg z dobrodusznym uśmiechem przygląda się naszym wybrykom i „nie czyni nic dobrego ani też nic złego”. Wszelako nie zapominajmy, że Bóg związał się ze swoim ludem przez wieczyste Przymierze i dlatego obowiązuje nas przestrzeganie Jego Prawa. „Będziesz słuchał głosu Pana i spełniał wszystkie Jego przykazania, które ja ci dziś nadaję” – mówi Mojżesz. I dalej: „Kładę dziś przed tobą życie i dobro oraz śmierć i zło... Wybierz więc...” (V Mojż. 30:8.1 5.19). Lekceważenie Boga i Jego Prawa jest niebezpiecznym igraniem z ogniem. Najazd obcego mocarstwa, zniewolenie narodu i wszystkie z tego wynikające nieszczęścia przedstawia Sofoniasz jako przejaw Bożego gniewu i kary. Myślę, że historia naszego narodu i państwa dostarcza wielu 'przykładów prawidłowości zauważonej przez proroka.

Aby właściwie odczytać myśl proroka Sofoniasza, wyrażoną w cytowanym fragmencie księgi, musimy mieć świadomość tego, o czym właśnie powiedziano. Gdybyśmy potraktowali usłyszane dopiero co słowa w oderwaniu od reszty księgi, poszlibyśmy zapewne fałszywym tropem, wyobrażając sobie, że Bóg naprawdę z dobrodusznym uśmiechem i przez palce patrzy na nasze wybryki. Śpiewy i radosne okrzyki nie rozbrzmiewają na ulicach i placach Jerozolimy dlatego, że Bóg jest pobłażliwy, ale dlatego, że zbliża się wyzwolenie od zagrożenia, ocalenie przed zagładą. Bóg nie okazuje tutaj ani pobłażliwości, ani dobroduszności, lecz niezmierzoną miłość i łaskę, dzięki czemu możemy mieć nadzieję, że jeszcze nie wszystko stracone, że jest jeszcze i czas, i miejsce na to, abyśmy radykalnie zmienili swe postępowanie. O to właśnie Bogu idzie. Mamy się nawrócić i Jemu pozwolić na działanie. On bowiem chce nam przywrócić czyste wargi, „abyśmy wszyscy wzywali imienia Jahwe i służyli Mu jednomyślnie” (1:9).

Idzie więc o coś niesłychanie ważnego i poważnego – o nasze ocalenie. Jednakże związek między złem a zniewoleniem, które jest jego skutkiem, między winą a karą, nie zostaje ani na chwilę naruszony, gniew Boga trwa przez cały czas, albowiem grzech, zło, nie może umknąć przed gniewem Boga, który jest jednocześnie miłosierny i sprawiedliwy. Zło musi zostać zniszczone, ale człowiek musi ocaleć. Przywołajmy jeszcze raz V Księgę Mojżeszową: „Kładę dziś przed tobą życie i śmierć, błogosławieństwo i przekleństwo. Wybierz więc życie, abyś żył ty i twoje potomstwo” (V Mojż. 30:19).

Dwadzieścia siedem stuleci dzieli nas od proroka Sofoniasza i jego czasów. Czy odczuwamy ten dystans? Czy nie zdaje się nam raczej, jakby przemawiał ktoś współczesny? Jakby chodziło o nasze czasy, o naszą radość z oddalenia od nas nieprzyjaciela, uśmierzenia naszego lęku przed zagrożeniem? Tak jest! Prorok Pana przemawia z taką siłą, że jego słowa pokonują największy dystans, albowiem to, co mówi, jest Słowem Boga.

Drugi z dzisiejszych tekstów przenosi nas teraz do wydarzenia, które miało miejsce siedemset lat później. Maria z pośpiechem udaje się z Nazaretu w okolice Jerozolimy, aby odwiedzić swą krewną, Elżbietę, przyszłą matkę Jana Chrzciciela. Śpieszy się... Do głębi wstrząśnięta wiadomością, którą dopiero co otrzymała, czuje, że musi z kimś podzielić się swoim niepokojem. Któż bardziej do tego się nadaje niż stateczna, starsza już małżonka jerozolimskiego kapłana, Zachariasza? Śpieszy więc do niej, aby jej opowiedzieć o niezwykłym przeżyciu. Tam zaś czeka ją nowa niespodzianka. Ledwie zdążyła Elżbietę pozdrowić, ani słowem nie wspomniawszy jeszcze o tym, czego doznała, a ta już wie... Odpowiada niecodziennym pozdrowieniem: „Błogosławiona jesteś między niewiastami i błogosławiony jest owoc twojego łona”. I zaraz pyta: „A cóż to mnie spotyka, że Matka mojego Pana przychodzi do mnie?” Wtedy Maria daje upust wielkiemu wyruszeniu i uwielbieniu dla Boga, wypowiadając słowa hymnu na cześć Zbawcy. To młodziutkie dziewczę żydowskie staje w rzędzie prorokiń Starego Testamentu, jak inna Maria, czyli Miriam, siostra Mojżesza i Aarona, czy też Debora, która w okresie Sędziów przewodziła narodowi izraelskiemu. W proroczym natchnieniu, obficie nawiązując do różnych tekstów Starego Testamentu, tworzy Maria hymn, od pierwszego słowa wersji łacińskiej znany jako „Magnificat”. Od czysto osobistego uwielbienia dla Boga, który ją nadzwyczajnie wyróżnił przez powierzenie jej roli Matki Mesjasza, przechodzi Maria do treści o znaczeniu powszechnym. To, co się dzieje, nie dotyczy już tylko jej osobiście, ale odnosi się do całej ludzkości. W mającym przyjść na świat Mesjaszu czuje ona zapowiedź wielkich przemian, spełnienie odwiecznych obietnic. Nastąpi dogłębne przewartościowanie. Bóg okaże potęgę swego miłosierdzia i porządek rzeczy zostanie odwrócony. Zamysły pyszałków rozpadną się. Władcy upadną, a pokorni powstaną. Głodni się nasycą, a bogacze pozostaną z niczym.

Jeżeli mówimy, że obydwa dzisiejsze teksty biblijne są mocno osadzone w realiach politycznych, to znaczy, że Bóg przemawia do konkretnych ludzi w konkretnych warunkach. Słowo Boże nie jest oderwane od naszej codziennej rzeczywistości. Jeśli Bóg mówi o wyzwoleniu, to ma na myśli konkretne uwolnienie od zależności. W pierwszym przykazaniu Dekalogu mówi o sobie: „Ja jestem Pan, twój Bóg, który cię wyprowadził z ziemi egipskiej, z domu niewoli” (V Mojż. 5:6). Kiedy zaś Jezus mówi o prawdzie, która wyzwala, ma na myśli coś bardzo konkretnego, mianowicie zniewolenie grzechem: „Każdy, kto grzeszy, jest niewolnikiem grzechu. Jeśli więc was Syn wyswobodzi, naprawdę wolni będziecie” (Jn 8:34.36).

Za pośrednictwem Pisma Świętego Bóg mówi nam, że lekceważenie Jego Prawa sprowadza na nas nieuniknione konsekwencje. Ucisk, zniewolenie, zależność od obcej przemocy, samowola władców, wyzysk biednych i głodnych przez bogaczy nie pojawiają się bez powodu. On mówi nam także o tym, że jest Zbawcą, że nas wyzwala z konkretnego zniewolenia. Marią tak to ujmuje w swoim hymnie: „Miłosierdzie swoje okazuje z pokolenia w pokolenie tym, którzy się Go boją”.

Prawidłowość, nad którą się zastanawiamy, przejawia się zarówno w naszym życiu osobistym, jak też w życiu wspólnoty narodowej i kościelnej. Jeżeli więc mamy świadomość, że Bóg, nasz Zbawca, obdarzył nas niepodległością, wolnością i tym, co nazywamy demokracją, nie zapominajmy, że jesteśmy Jego dłużnikami i dążmy do ustanowienia takich stosunków, które utrwalą dary otrzymane od Boga. Zwalczajmy w sobie i dokoła siebie butę. Nie wynośmy się ponad innych, lecz uczmy się poszanowania cudzych przekonań. Nie dążmy do dominacji nad jakąkolwiek grupą inną niż nasza, lecz starajmy się zrozumieć, jakim bogactwem jest dar różnorodności. Przy okazji odzyskania wolności nie załatwiajmy swoich partykularnych interesów, lecz dbajmy o dobro ogółu, aby żadna grupa lub jednostka nie czuła się dyskryminowana. Jeśli ekumenizm ma dla nas jakiekolwiek znaczenie, starajmy się uczynić z Polski oikoumene, cząstkę świata zamieszkałego przez różnych ludzi, stworzonych przez Boga na Jego obraz i podobieństwo, gospodarujących na tej ziemi ku Jego czci i chwale.

A Duch Boży, w którego wierzymy i którego wzywamy, aby zstąpił, niech nas oświeci, umocni i uczyni zdolnymi do chodzenia drogami Bożymi zgodnie z Jego Prawem. Amen.

Kazanie to zostało wygłoszone podczas ekumenicznego nabożeństwa w warszawskim kościele św. Marcina, 31 maja 1990 r. – red.