Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

4/1991

Bądźcie naśladowcami Boga [...]. A rozpusta i wszelka nieczystość lub chciwość niech nawet nie będą wymieniane wśród was. jak przystoi świętym [...]. Niechaj nikt was nie zwodzi próżnymi słowy, z powodu nich bowiem spada gniew Boży na synów nieposłusznych. Nie bądźcie tedy wspólnikami ich.
[Ef. 5:1-8]
...Ta uboga wdowa wrzuciła więcej do skarbnicy, niż wszyscy, którzy wrzucali, bo wszyscy wrzucali z tego, co im zbywało, ale ta ze swego ubóstwa wrzuciła wszystko, co miała, całe swoje utrzymanie.
[Mk 12:41-44]

Obydwa teksty, które stanowią podstawę naszego rozważania, bardzo ze sobą kontrastują. Pierwszy, ten z Listu do Efezjan, zawiera wiele mocnych słów, jest zbiorem wskazówek i praw, jakich powinniśmy na co dzień przestrzegać. Jest też w nim zawarta surowa krytyka społeczeństwa, wśród którego żyli adresaci listu. Drugi tekst, fragment Ewangelii Św. Marka, jest skromny, cichy, bardzo prosty i jakże wymowny. Jezus znajduje się już w Jerozolimie. Wie, co Go czeka, zapowiedział to już swoim uczniom, spotykał się z ludźmi, którzy szukali okazji, by wykazać Mu sprzeczności w Jego wypowiedziach i mieć podstawy do oskarżenia Go. Spotykał się z osobami niechętnymi Mu, a nawet nienawidzącymi Go, z ludźmi, którzy poczuli się zagrożeni tym, co głosił i czynił, przede wszystkim zaś tym, że tak wielu szło za Nim i słuchało Jego nauczania, tak różnego od tego, co mówili uczeni w Piśmie.

Widzimy więc Jezusa, jak – może już znużony napięciem w dyskusjach z faryzeuszami i kapłanami – przysiadł sobie gdzieś w świątyni i przyglądał się codziennym, zwykłym widokom. Między dziedzińcem pogan a dziedzińcem kobiet znajdowała się brama zwana Piękną, a na dziedzińcu kobiet stało 13 skrzyń nazywanych trąbami ze względu na ich kształt. Do tych skrzyń wierni wrzucali swoje ofiary na różne cele. Każda skrzynia miała określone przeznaczenie: ta na zboże, ta na oliwę, ta na jakieś specjalne ofiary, ta na utrzymanie świątyni. Jezus obserwował, jak ludzie podchodzą i składają swoje ofiary; w pewnym momencie zbliżyła się jakaś wdowa, co widać było po jej stroju, która w porównaniu z tym, co dawali inni, wrzuciła do skrzyni właściwie nic, prawie nic. Ta sytuacja zwróciła uwagę Jezusa, a w Jego oczach ofiara ubogiej kobiety znaczyła bardzo wiele. Jezus w sposób właściwy ocenił i docenił ten gest, więcej niż gest, bo ogromne poświęcenie. W Królestwie Bożym bowiem inne są miary uczynków niż w naszych ludzkich, codziennych stosunkach. W Królestwie Bożym nie mierzy się ofiary wysokością przeznaczonej na nią kwoty pieniędzy, lecz wedle stosunku, w jakim pozostaje ona do naszych możliwości. Jest takie dziwne zdanie w Ewangelii, kiedy Jezus mówi: „Albowiem kto ma, temu będzie dane i obfitować będzie; a kto nie ma, i to, co ma, będzie mu odjęte” (Mat.13:12). Słowa: „nie ma”, nie oznaczają braku, lecz to, co zostało nam dane, a czego nie umieliśmy lub nie chcieliśmy pomnożyć.

Dzisiaj sytuacja wdowy jest inna niż w tamtych czasach. Wtedy, gdy kobieta traciła męża, traciła jednocześnie jedyne źródło utrzymania i zostawała bez opieki. Wdowy i sieroty należały do warstwy najuboższej, najbardziej potrzebującej wsparcia i dlatego w Nowym Testamencie, a także i w Starym, znajdujemy tak częste wezwanie do roztoczenia opieki nad nimi. Zapewne nikt nie ośmieliłby się więc zażądać od tej kobiety, aby oddała na ofiarę ostatni grosz. Tymczasem ona sama, z własnej woli ofiarowała wszystko, co posiadała.

W tym przykładzie nie chodzi tylko o pieniądze, ale generalnie o to, jaka jest nasza wewnętrzna postawa, jaki jest nasz stosunek do tego, co święte, do spraw duchowych, do Jezusa, do naszej wiary. Kiedy mamy wolny czas, kiedy mamy akurat chęć czy – jak to się czasem mówi – odpowiedni nastrój, wtedy wybieramy się do kościoła. To jest właśnie to, co zbywa. Są jednak tacy, a jest ich wśród nas wielu, którzy potrafią dokonywać wielkiego wysiłku, przezwyciężać słabość ciała, odległość i trudności komunikacyjne, aby przyjść do kościoła i słuchać Słowa Bożego, bo jest im to potrzebne. Wiedzą też, że jest to potrzebne całej wspólnocie, a także – jakkolwiek paradoksalnie mogłoby to zabrzmieć – że jest to potrzebne Bogu.

Nasze życie religijne i nasza wiara są nieustanną ofiarą przed Bogiem. Nie dziwmy się, jeśli w naszym społeczeństwie dzieją się rozmaite rzeczy, które napawają nas lękiem. Nie dziwmy się, skoro na ogół do spraw wiary podchodzimy właśnie tak, jak owi bogacze, którzy oddają z tego, co im zbywa. Nie dziwmy się, jeżeli cytowany fragment Listu do Efezjan tak bardzo przystaje do naszej dzisiejszej sytuacji. Znaleźliśmy się bowiem w strefie wolności i wielu ludziom wydaje się, że skoro wolno, to wolno robić wszystko, na co mają ochotę. Tymczasem sprawy przedstawiają się zupełnie inaczej. Wolność to wielka rzecz, ale zarazem taki stan, w którym trzeba umieć się znaleźć. Musimy więc nauczyć się korzystania z wolności, żeby nie nadużywać jej, nie czynić niczego kosztem innych, także kosztem własnej duszy, swojego życia wewnętrznego, swojej przyszłości. Inaczej bowiem sprawy mogą potoczyć się bardzo źle.

Starajmy się więc ocenić naszą postawę, nasz stosunek do Jezusa, do Boga, do naszej wiary, do wspólnoty, do społeczeństwa, do tego, co się wokół nas dzieje. Czy jesteśmy dostatecznie wyposażeni wewnętrznie, aby sprostać trudom i zasadzkom codzienności? Nie jest łatwo żyć jako człowiek wolny. Niektórzy zapewne oglądają się wstecz, tęsknią za Egiptem, za czasami, kiedy żyło się w koleinach określonego reżimu i w jakimś sensie wiadomo było, czego można się spodziewać i jaka jest sytuacja dookoła. Bardzo wielu ludzi ma mentalność niewolnika i to właśnie ona każe im korzystać z wolności aż do upojenia. Dlatego dzieje się tak źle, jak się dzieje. Chciejmy więc głębiej zastanowić się nad tym, jakie światło na nasze życie rzuca Ewangelia i do czego nas zobowiązuje.