Drukuj

10 /1993

Bóg rzekł do Mojżesza: Jestem, który jestem
III Mojż. 3:14

Gdy upadają ziemskie autorytety, gdy destabilizuje się polityczna i ekonomiczna sytuacja, a codzienność staje się coraz mniej pewna i coraz bardziej niebezpieczna, wtedy – niejako instynktownie – poszukujemy ostoi, odniesienia czy bazy, które nie podlegałyby koniunkturalnym zmianom. Dla człowieka wierzącego taką pewną ostoją może być jedynie Bóg. Bóg Abrahama, Izaaka i Jakuba. Bóg Jezusa Chrystusa. A jednak rzadko mówimy o Bogu. Boga znamy w niewielkim stopniu. Oczywiście, tylko tyle możemy o Nim powiedzieć, ile On sam raczy nam z siebie objawić. Chrześcijaństwo, wywodząc się z judaizmu, także jest religią objawienia. Bóg objawia się człowiekowi w historii i teraźniejszości. To Bóg ma zawsze inicjatywę.

Na skraju pustyni, u podnóża góry Horeb, w tym niegościnnym dla człowieka otoczeniu, Bóg ujawnił Mojżeszowi swoje Imię. Zza płomieni gorejącego, ale nie spalającego się, krzewu, Mojżesz usłyszał, że Imię Boga brzmi: „Jestem, który Jestem”.

Trzeba pamiętać, iż imię w Biblii wyraża i określa istotę tego, kto dane imię nosi, podczas gdy obecnie jest jedynie oznaczeniem, wyróżnieniem czy etykietą. A ponadto imię ma w Biblii zawsze moc sprawczą. Czytamy na przykład w Dziejach Apostolskich (Dz. 16:18) o tym, jak apostoł Paweł w imieniu Jezusa Chrystusa dokonał w Filippi dzieła uwolnienia od złych mocy. Imię w Biblii ma też często znaczenie symboliczne. Choćby mesjańskie imię Immanuel (Iz. 7:14), czyli Bóg z nami.

Jeżeli Bóg ujawnia, objawia w krzewie gorejącym swoje Imię, to ujawnia przez to także swoją istotę. Imię: „Jestem, który Jestem” oznacza, że Bóg jest zasadą i esencją wszelkiego bytu, że jest czystym bytem, że jest absolutnym istnieniem. Bóg, który ujawnił swoje Imię Mojżeszowi, a za pośrednictwem bibilijnego przekazu także i nam, stanowi więc źródło każdego istnienia i każdego bytu.

Czy mamy świadomość tego, że nasz osobisty byt, nasze własne życie jest uwarunkowane i uzasadnione bytem i istnieniem Tego, którego nazywamy Bogiem, a powinniśmy nazywać „Jestem”? (II Mojż. 3:14b). Czy potrafimy wyobrazić sobie, że poza Bogiem nie ma istnienia?

Nasz Bóg, któremu na imię „Jestem, który Jestem”, stanowi źródło wszelkich form naszego życia. Jesteśmy w Nim niejako „zanurzeni”. Niezwykle trafnie tę myśl wyraził apostoł Paweł, gdy przemawiając na ateńskim areopagu mówił o nas w odniesieniu do Boga, że „w Nim poruszamy się, jesteśmy, będziemy” (Dz. 17:28). Właśnie to „zanurzenie” człowieka w Bogu jako esencji bytu jest podstawą naszej wiedzy o Nim, o świecie i o nas.

We wszystkich zawirowaniach życia, wobec całej zmasowanej wrogości i obojętności tego świata, człowiek wiary może myśleć z ufnością, że Bóg, do którego się zwraca, nie jest jeszcze jednym elementem w tym świecie, który można uszeregować według ludzkiego uznania i ludzkiej jedynie filozofii. Ten Bóg jest bytem wszechobejmującym, ogarniającym cały świat i całe życie człowieka. My wszyscy tkwimy w Bogu, jesteśmy w Nim „zanurzeni”, czy mamy tego świadomość, czy też nie.

Jakże więc naiwna okazuje się owa wyrocznia filozofa niemieckiego z początku naszego wieku, Friedricha Nietzschego, który w swym dziele Tako rzecze Zaratustra ogłosił „śmierć” Boga. Gdyby tak podstawowy byt, warunkujący wszelki inny, a któremu na Imię: „Jestem, który Jestem”, nie istniał, nie istnielibyśmy i my.

A istniejemy właśnie dzięki istnieniu i działaniu Boga, przez „zanurzenie się” w Nim. I to nie tylko jako istoty żywe, myślące, działające i odczuwające. Owo „zanurzenie” w Bogu dotyczy także naszego życia duchowego, naszego pielgrzymowania w wierze, a co więcej, warunkuje je. Wiara jest bowiem ożywiana – podobnie jak życie biologiczne – przez Boga, z Jego istnienia czerpiąc swą siłę i w mocy Jego Imienia odnajdując swe ukierunkowanie.

Kilkanaście wieków minęło od zagaśnięcia płomieni krzewu gorejącego i Bóg ukazał się człowiekowi w osobie Jezusa Chrystusa. W Nim objawił swoje drugie Imię – Jezus, Jezusa, czyli Zbawiciel. Jezus, jako Syn Człowieczy i Syn Boży, był najbardziej ze wszystkich ludzi „zanurzony” w Bogu, wypełniony boskim bytem. To umożliwiało Mu głoszenie Słowa Bożego z niezrównaną mocą, przezwyciężanie demonów i wszelkich sił zła, ożywianie umarłych i leczenie chorób. A nade wszystko umożliwiało Mu pokonywanie grzechu i cienia śmierci.

My, chrześcijanie, mamy więc Boga o złożonym Imieniu: „Jestem, który Jestem” i „Jestem, który Zbawiam”.

Te dwa, tak odległe w czasie, zdarzenia z historii zbawienia: objawienie przez Boga swego Imienia w krzewie gorejącym i objawienie swego zbawczego Imienia w Jezusie – są ze sobą ściśle powiązane. Człowiek musiał najpierw poznać potęgę Jego Imienia jako źródła życia i stworzenia. Musiał też doświadczyć mocy i potęgi Jego Imienia jako Zbawiciela. Było to niezbędne dla samookreślenia się człowieka wobec tego świata i wobec innej, przyszłej rzeczywistości.

I teraz każdy z nas doświadcza potęgi Imienia Bożego. I teraz każdemu z nas, ludzi, potrzebne jest doznanie mocy Jego Zbawienia. Moc Imienia Bożego, a więc Jego moc, Jego wola i Jego chwała, ukazuje się nie tylko w sposób metafizyczny, nadziemski, dostępny nielicznym. Objawia się ona w prostych, zwykłych sprawach otaczającego nas świata. W uśmiechu i pomocy, okazanej przez drugiego człowieka; w tym, że budzimy się z rana do nowego dnia; w nadziei, iż potrafimy przezwyciężyć trudności i rozczarowania, jakie niesie ze sobą życie; w tym, że nie odprawimy biednego z niczym, że dzielimy się z drugim człowiekiem naszą wiarą i ufnością. Moc i potęga imienia Bożego w nas okazuje się i w tym, że nie tracimy wiary w ludzi, mimo iż otacza nas tyle różnego rodzaju zła: obłuda, chciwość, deprawacja moralna. I w tym także, iż nie tracimy wiary i wciąż podtrzymujemy w sobie ufność w objawione Słowo Boga i w Jego obietnice.

Wiemy jednak, że Bóg – jako sprawiedliwy i święty byt – objawia moc i potęgę swego Imienia także w rozkiełznanych żywiołach, w huraganie i w ogniu, kiedy Jego gniew spada na grzesznych ludzi. Wikła ich wtedy w sidłach ich własnych grzesznych żądz, jak to czynił kiedyś z Sodomą i Gomorą, jak to czynił z zepsutym Kościołem średniowiecza, jak to czyni teraz na Kaukazie i w Jugosławii. Doświadczać bowiem Bożej mocy i Bożej obecności można zarówno w burzy i w wichrze, jak i w łagodnym poszumie, co stało się udziałem i przeżyciem Eliasza (I Król. 19:11).

Do Imienia Bożego należy podchodzić z najwyższą czcią. Nie darmo poucza nas trzecie przykazanie, aby nie brać go nadaremno. Jak często jednak w naszym kraju Imię Boże jest drastycznie nadużywane przy byle okazji – na ulicy, w autobusie, w domu, w pracy – a może i w Kościele!?

Przypomnijmy tu, z jakim pietyzmem i czcią traktują Imię Boże Żydzi. Świętego Imienia nawet nie wymawiają, zastępując je słowem Adonaj, czyli Pan.

Imienia Bożego nie wolno lekceważyć. Przecież Bóg, ten absolutnie wolny byt, dla którego zawsze jest tylko „teraz”, przychodzi do człowieka. Ukazuje mu perspektywę zbawienia przez Jezusa Chrystusa. Obdarza go swą łaską.

Człowiek jednak często odwraca się od swego Boga. Sądzi, że może przed Nim uciec. Wielu już tego próbowało. Próbował Adam, gdy na skutek grzechu nieposłuszeństwa doznał poczucia wstydu z powodu własnej nagości; próbował Kain, gdy ręce splamił krwią brata, i Jonasz, kiedy nie chciał wykonać misji, do jakiej wezwał go Bóg. Na próżno. Ucieczki przed Bogiem próbowało i próbuje wielu. Ale jest to przecież niemożliwe. I nie jest to potrzebne. Nasz Bóg, „Jestem, który Jestem”, to nie ponury i dziki, okrutny bożek pogański, przed którym drżą ze strachu narody i którego wykute w kamieniu lub spiżu oblicze żąda wciąż nowych ofiar. Przypomnijmy sobie choćby kartagińskego boga Molocha, ze słynnej powieści Flauberta „Salambô”.

Nasz Bóg to Bóg Abrahama, Izaaka i Jakuba. To Bóg zawierający przymierze z grzesznym i niewdzięcznym człowiekiem. To Bóg, który nie chce niczyjej śmierci, ale pragnie raczej, aby człowiek się opamiętał, zawrócił z błędnej drogi łatwizny i samolubstwa, aby Go uznał i czcił Jego Imię. To Bóg, który nikogo nie odtrąca. Lecz jest to również Bóg, który jako źródło i sedno wszelkiego istnienia brzydzi się złem: podłością, obłudą i małostkowością człowieka. I dlatego sprawuje też sąd. Sąd wiekuisty.

Nasz Bóg jest Tym, który posłał do nas Jezusa Chrystusa jako Syna Człowieczego i Syna Bożego, jako Zbawiciela, którego Imieniu nikt i nic nie jest w stanie dorównać. Dane Mu zostało bowiem Imię, które jest ponad wszelkie Imię, jak o tym poucza nas apostoł Paweł w Liście do Filipian (Flp. 2:7).

Żeby imię człowieka mogło uzyskać wyższy wymiar niż tylko wyróżnik w spisie ludności i w dowodzie osobistym, żeby się znalazło w Bożej księdze żywota, trzeba, aby miał on Imiona Boże z krzewu gorejącego i z Betlejem w najwyższej czci i poważaniu. Bóg o imieniu „Jestem” i „Zbawiam” jest rzeczywistością. My doświadczamy jej każdego dnia. Musimy okazać wdzięczność Bogu za to, że jest właśnie takim Bogiem – Bogiem naszego Zbawienia. Zbawienia od grzechu. Od nas samych. Zbawienia w sprawach tego świata i zbawienia w wieczności.

Dziękujmy Bogu, że swym wiekuistym Imieniem nadał również i naszemu ludzkiemu imieniu wymiar wieczności. Ukazał nam bowiem sens naszego istnienia, polegający nie tylko na życiu biologicznym, ale też na doskonaleniu się w ufnym oczekiwaniu rzeczy przyszłych.

Panie, jak wspaniałe jest Imię Twoje na całej ziemi (Ps. 8:10)! Amen.