Drukuj

6 / 1995

Albo czy nie wiecie, że niesprawiedliwi Królestwa Bożego nie odziedziczą? Nie łudźcie się! Ani wszetecznicy, ani bałwochwalcy, ani cudzołożnicy, ani rozpustnicy, ani mężołożnicy, ani złodzieje, ani chciwcy, ani pijacy, ani oszczercy, ani zdziercy Królestwa Bożego nie odziedzicza. A takimi niektórzy z was byli; aleście obmyci, uświęceni i usprawiedliwieni w imieniu Jezusa Chrystusa i w Duchu Boga naszego.

I Kor. 6:9-11

Zesłanie Ducha Świętego w dniu Pięćdziesiątnicy wywarło nieporównywalny z niczym innym wpływ na działania apostolskie i misyjne. Spowodowało przede wszystkim głęboką przemianę w samych uczniach. Z ludzi słabych, którzy nie otrząsnęli się jeszcze po doznanych przeżyciach, stali się pełnymi zapału zwiastunami Słowa Bożego i gorliwymi, odważnymi, gotowymi na męczeńską śmierć świadkami Jezusa Chrystusa i Jego Zmartwychwstania. Konsekwencje zesłania Ducha Świętego nie ograniczyły się jednak tylko do apostołów. Skala tego wydarzenia jest znacznie większa – oto uwieńczone zostało dzieło zbawienia i odrodzenia człowieka! Ukrzyżowanie, zmartwychwstanie, wniebowstąpienie Jezusa Chrystusa oraz zesłanie Ducha Świętego to ciąg następujących po sobie wydarzeń, połączonych wewnętrzną logiką Bożego planu zbawienia świata, które doprowadziły najpierw do powstania Kościoła, a następnie do jego wzrostu i trwania przez wieki jako społeczności ludzi wierzących. Po dziś dzień gromadzi on coraz to nowe rzesze chrześcijan – tych, co prawdziwie uwierzyli żywemu Słowu Ewangelii i doznali gruntownej przemiany życia.

W rozmowie z żydowskim dostojnikiem Nikodemem (zob. Jn 3) Jezus Chrystus wypowiedział ważne, a nie zawsze należycie doceniane w zwiastowaniu kościelnym, słowa: „Musicie się na nowo narodzić!”. Odnoszą się one nie tylko do ludzi, którzy nisko upadli i prowadzą życie jawnie sprzeczne z nakazami Ewangelii i ideą naśladowania Jezusa Chrystusa. Zawarte w nich wezwanie Jezus kieruje do każdego człowieka, eksponując konieczność odrodzenia i przemiany wewnętrznej, które z kolei są warunkiem żywej wiary i gorliwego przestrzegania Bożych praw i ustanowień w codziennym naszym bytowaniu.

Zacytowany na wstępie tekst Pisma Świętego ma nam pomóc w ustosunkowaniu się do trudnych problemów moralnych, które zarówno w czasach apostolskich, jak i dziś nękają naszą cywilizację. Jest to fragment I Listu do Koryntian. Mowa w nim o ludziach z samego dna upadku. Ówczesny Korynt, miasto portowe, leżące na ruchliwym szlaku handlowym, miasto wielu bogatych, lecz pozbawionych hamulców moralnych ludzi, sprzyjało krzewieniu się zła i rozwiązłości obyczajów. To z tamtych czasów pochodzi, znane do dziś, określenie kobiet lekkich obyczajów jako „cór Koryntu”. Apostoł Paweł, przebywając dość długo w Koryncie, mógł dobrze przyjrzeć się jego obywatelom, zaobserwować nieuczciwość i chciwość wielu z nich, dążenie do bogactwa za każdą cenę, chęć użycia – także seksualnego, z różnego rodzaju odchyleniami włącznie. W greckim świecie występowały one dość powszechnie, a co gorsza – pobłażliwie przymykano na nie oczy. Apostoł bagatelizowanie różnorakich przejawów zła uznał za zjawisko groźne. Jego napawało ono najwyższym niepokojem. Czy niefrasobliwość w tym względzie wykazywali również członkowie korynckiego zboru chrześcijańskiego? Zapewne tak, skoro Apostoł uznał za stosowne skierować do nich następujące ostrzeżenie: „Nie łudźcie się! Ani wszetecznicy, ani bałwochwalcy, ani cudzołożnicy, ani rozpustnicy, ani mężołożnicy, ani złodzieje, ani chciwcy, ani pijacy, ani oszczercy, ani zdziercy Królestwa Bożego nie odziedziczą” (w. 9-10). Rzecz charakterystyczna, że jednym tchem wymienił obok złodziei, oszustów i pijaków właśnie ludzi prowadzących rozpustne życie erotyczne.

Tymczasem dzisiaj słyszymy czasem łatwą, uspokajającą ludzkie grzeszne sumienia, optymistycznie brzmiącą opinię, że przecież wszyscy zostaną zbawieni, bo za wszystkich umarł Jezus. Takie uproszczone zwiastowanie Ewangelii jest wielkim nadużyciem i wypaczeniem jej przesłania. Rozważany tekst zawiera wyraźne stwierdzenie: nie wszyscy odziedziczą Królestwo Niebios! Ci, którzy nie chcą wyzwolić się od zła i jego następstw; ci, którzy nie chcą poddać się oczyszczeniu; ci, którzy bezwstydnie i uparcie trwają w grzechu – sami siebie skazują na odtrącenie.

Zwróćmy uwagę, że Apostołowi chodzi przede wszystkim o zjawisko lekceważenia grzechu w ogóle, o traktowanie go z przymrużeniem oka, o łatwość samorozgrzeszania się i usprawiedliwiania niecnych postępków, ale także o lekceważenie tych zjawisk przez społeczność. W całym swoim nauczaniu św. Paweł przestrzega, że ten, kto w całej ostrości nie dostrzeże uwikłania w grzech, nie będzie także zdolny do wyznania winy, do wyrażenia żalu i skruchy. A jeśli nie powstanie w nim pragnienie oczyszczenia, jeśli nie dokona on wysiłku rozpoznania swego rzeczywistego stanu i sytuacji – nie nastąpi ani wyznanie winy, ani przyjęcie zbawienia i usprawiedliwienia.

Na tak zarysowanym tle rozważmy teraz stosunek współczesnego chrześcijanina do nasilającego się w naszych czasach zjawiska homoseksualizmu.

O homoseksualizmie mówimy zarówno w przypadku trwałych związków między dwoma mężczyznami lub dwiema kobietami, związków opartych na uczuciu i wierności, jak też w przypadku prostytucji i rozpusty homoseksualnej, pozbawionej jakichkolwiek hamulców moralnych, a służącej jedynie zaspokajaniu instynktów erotycznych lub zdobyciu pieniędzy. Ten drugi rodzaj homoseksualizmu jest szczególnie niebezpieczny – niesie z sobą ogromne ryzyko zakażenia wirusem HIV, deprawacje nieletnich, degrengoladę duchową i fizyczną.

W dzisiejszych czasach szuka się różnych usprawiedliwień dla zjawiska homoseksualizmu i podejmuje próby przesunięcia tej sprawy z kategorii grzechu ku naturalnym skłonnościom wywołanym uwarunkowaniami genetycznymi, a więc skłonnościom niezawinionym, na które nic poradzić nie można.

W świetle nauki biblijnej trudno pogodzić się z takim stawianiem sprawy. Pismo Święte nie pozostawia tu bowiem żadnych wątpliwości i takie lub inne preferencje i dewiacje seksualne nazywa po imieniu – grzechem. Wystarczy lektura kilku tekstów, np. III Mojż. 18:22 i 20:13, Rzym. 1:18-32 i rozważanego tu fragmentu I Listu do Koryntian, żeby zdobyć rozeznanie w tej sprawie.

Jednakże fakt, że Biblia zalicza te zjawiska do kategorii grzechu, nie oznacza, iż chrześcijanom wolno w jakikolwiek sposób dyskryminować ludzi pozostających w takim grzechu. Musimy wyraźnie odróżniać grzech i człowieka. Z tym pierwszym walczymy. Temu drugiemu winni jesteśmy pomoc i współczucie.

Ocena homoseksualizmu (i innych preferencji seksualnych) w kategoriach grzechu oznacza zarazem nadzieję na uwolnienie się od niego, zyskanie Bożego przebaczenia i dostąpienie łaski przemiany. Apostoł Paweł napisał do chrześcijan w Koryncie: 'Takimi niektórzy z was byli ...” (w. 11). A więc stało się coś ważnego, nastąpiło wyzwolenie i przemiana: „...aleście obmyci, uświęceni i usprawiedliwieni w imieniu Jezusa Chrystusa i w Duchu Boga naszego”. Opierając się na świadectwie Pisma Świętego możemy więc z całą pewnością twierdzić, że z homoseksualizmu i innych skłonności seksualnych można się wyzwolić, nawet jeśli są one uwarunkowane genetycznie. Wyzwolenie – jak z każdego grzechu – następuje wtedy, gdy grzesznik się opamięta, zawróci z dawnej drogi i rozpocznie nowe życie jako człowiek odrodzony. Rzecz jednak w tym, że dzisiejsze zeświecczone społeczeństwo nie docenia cudu przemiany duchowej i odrodzenia się człowieka przez wiarę w zbawczą moc Boga.

Chrześcijanin musi mieć poczucie odpowiedzialności przed Bogiem za to, co robi z własnym życiem i z życiem swoich najbliższych. Musi też ufać, że nawet wtedy, gdy upada, a upadek jego jest wielki – zawsze może się podźwignąć, stanąć prosto na nogi i wejść na drogę, która wyprowadzi go z samego dna „ku uświęceniu i usprawiedliwieniu w imieniu Pana Jezusa Chrystusa, w Duchu Boga naszego”. Taką drogę wyjścia wskazuje nam Słowo Boże i świadectwo apostolskie. Ta droga przeznaczona jest nie tylko dla tych, którzy znaleźli się na samym dnie, ale dla nas wszystkich – dla grzeszników, którzy pragną pojednania z Bogiem, ocalenia i nowego życia. Jezus Chrystus do wszystkich mówi: „Musicie się na nowo narodzić!” To nasza nadzieja i szansa.

Ks. bp Zdzisław Tranda