Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

6 / 1996

Bóg w Chrystusie świat z sobą pojednał nie zaliczając im ich upadków i powierzył mam słowo pojednania.
II Kor. 5:19

„Pojednanie – dar Boga i źródło nowego życia” to temat Europejskiego Zgromadzenia Ekumenicznego, które ma odbyć się w Grazu w 1997 r. Rok wcześniej, czyli w czerwcu 1996 r., odbędzie się w Erfurcie, z udziałem przedstawicieli i przedstawicielek wszystkich Kościołów chrześcijańskich Europy, Niemieckie Zgromadzenie Ekumeniczne, którego myśl przewodnia brzmi: „Szukać pojednania – zyskiwać życie”.

W obu tych przypadkach słowo „pojednanie” wydaje się nad wyraz stosowne, nie jest to bowiem pojęcie wyłącznie biblijne. Spotykamy się z nim w różnych sytuacjach życia codziennego. Po okresie kłótni małżonkowie mówią do siebie: spróbujmy jeszcze raz od nowa, zacznijmy żyć w zgodzie; weterani II wojny niegdyś, walczący przeciw sobie, teraz, po 50 latach, łączą się w żałobie oddając wspólnie hołd poległym i ponad ich grobami podają sobie ręce. Za sprawą wielkich symbolicznych gestów: w katedrze w Reims, na polu pod Verdun, pod warszawskim pomnikiem Bohaterów Getta, trwająca od pokoleń wrogość między narodami może się przekształcić w pojednanie.

Słowo „pojednanie” trafia głębiej i jest bliższe ludzkiemu doświadczeniu niż słowo „pokój”. Przywołuje ono na myśl zagojenie zranionych uczuć, połączenie tego, co zostało rozłączone, przezwyciężenie sporów, wrogości, nienawiści. Zawiera w sobie nadzieję, że możliwa jest wspólnota pomimo wszelkich różnic, a nawet przeciwieństw.

Co może nas doprowadzić do pojednania? Jak możemy przezwyciężyć przeciwieństwa na pozór nie do pogodzenia? Spójrzmy na aktualne konflikty: w Bośni po jednej wojskowej akcji niosącej śmierć i zniszczenie następuje podobna reakcja strony przeciwnej, a my stoimy wobec tego bezradni i bezsilni; pięćdziesiąt lat po zrzuceniu bomby atomowej na Hiroszimę, znając jej straszliwe skutki, Francja przeprowadza wbrew wszelkim umowom międzynarodowym nowe próby atomowe, a Chińczycy w ogóle nie krępują się żadnymi umowami. Czy w takiej sytuacji może nam pomóc wezwanie: „Skończcie z wojnami i pojednajcie się”?

Mogłoby się wydawać, że przesłanie zawarte w Drugim Liście do Koryntian jest bardzo dalekie od współczesnych wydarzeń. A przecież Paweł nie mówi: pojednajcie się ze sobą, ani też, że Bóg nam nakazuje, byśmy się wreszcie pojednali. Apostoł mówi: „pojednajcie się z Bogiem”. Tu, jak również w innych kluczowych miejscach Biblii, w których jest mowa o pojednaniu, nie chodzi o porozumienie między ludźmi, o przebaczenie win sobie nawzajem, ale o coś, co dzieje się między Bogiem a człowiekiem – i to dzieje się z jednostronnej inicjatywy Boga! Trzeba to podkreślić: jest to jednostronna inicjatywa Boga, On sam jedna ze sobą świat. Paweł nie mówi więc: przebłagajcie Boga, wyjdźcie Mu naprzeciw, ale: pozwólcie, by Bóg się z wami pojednał.

Bóg, który mógłby i miałby prawo oczekiwać, że ludzie się wreszcie opamiętają, zaniechają nieroztropnych prób samodzielnego kierowania swoim życiem z pominięciem ręki Stworzyciela tego życia, że przestaną ograniczać lub odmawiać innym prawa do życia, że nawrócą się w końcu sami od bezbożnego życia – ten Bóg stawia pierwszy, decydujący krok, wychodzi naprzeciw człowiekowi, przejmuje inicjatywę pojednania. Pojednanie oznacza nawrócenie, wewnętrzną przemianę, której dokonuje tylko Bóg. On nawraca, On odstępuje od zamiaru zniszczenia tego, co stworzył: „żałował Pan, że uczynił człowieka na ziemi” – czytamy już na początku historii potopu. Jednakże Bóg przemógł się, przezwyciężył swój gniew i rozczarowanie. Zamiast zniszczyć – i to jest tajemnica Bożego pojednania – zainwestował w ten nieudany twór. Bóg pojednał świat z samym sobą! Oddał mu się w Jezusie Chrystusie! Bóg jest w Chrystusie! – mówi Paweł.

Patrząc na Jezusa nie tylko widzimy wyraźnie, co dla Boga oznacza pojednanie. Widzimy, jak sam Jezus szuka tego, co zgubione, jak zasiada do stołu wspólnie z grzesznikami. Jezus uosabia wyciągniętą do pojednania dłoń Boga. Bóg jest w Chrystusie, to On sam jest Tym, który podąża za nami i który – gdy zbłądzimy jak syn marnotrawny – wychodzi nam naprzeciw.

W tym, co Jezus mówi i czyni, widać bezpośrednio Boże działanie zmierzające w kierunku pojednania. A zarazem los Jezusa pokazuje, jak człowiek reaguje na tę inicjatywę odepchnięciem wyciągniętej ręki, odrzuceniem Bożego Pojednawcy. Mimo to, albo może właśnie dlatego, że od nas, grzeszników, nie może oczekiwać opamiętania i uczynienia pierwszego kroku, Bóg sam stwarza to pojednanie. Jest to akt Nowego Stworzenia. Stare przeminęło, oto wszystko stało się nowe – mówi Paweł – więc jeżeli ktoś jest w Chrystusie, jeśli należy do Niego, to stał się nowym stworzeniem!

Bogu niech będą dzięki, że pojednanie nie zależy od naszej dobrej woli czy pragnienia pokoju. Jesteśmy natomiast zaproszeni do przyjęcia Bożego pojednania, by z niego czerpać życie. Do tajemnicy pojednania należy bowiem to, że Bóg go nam nie narzuca, ale zaprasza, byśmy poddali się Jego działaniu i weszli w obszar Jego rzeczywistości. Unaocznia nam to w cudowny sposób przypowieść Jezusa o synu marnotrawnym. Należałoby może raczej powiedzieć, że jest to przypowieść o marnotrawnych synach a zarazem przypowieść o Bogu – miłującym Ojcu.

Bóg postępuje właśnie tak, jak tamten ojciec, który wspaniałomyślnie pozwolił synowi odejść, ale nie zapomniał o nim i cały czas na niego czekał. Wypatrywał go i dostrzegł z daleka, zanim syn go zauważył. „A gdy jeszcze był daleko, ujrzał go jego ojciec, użalił się...” i – wbrew ówczesnym obyczajom – „pobiegłszy, rzucił mu się na szyję i pocałował go”. Tak właśnie postępuje Bóg – mówi Jezus przez tę przypowieść – tak Bóg inicjuje i wprowadza w czyn pojednanie. A potem uroczyście świętuje ten wielki akt: „przynieście szybko najlepszą szatę i ubierzcie go (...) i przyprowadźcie tuczne cielę, zabijcie je, a jedzmy i weselmy się”.

Co prawda, święto to zostało zakłócone, bo starszy syn nie chciał wziąć w nim udziału. Nie godził się na taki rodzaj pojednania. Ojciec wychodzi również i jemu naprzeciw mówiąc: „Należało zaś się weselić i radować, że ten brat twój był umarły, a ożył, zaginął, a odnalazł się”. Te słowa są zarazem pytaniem do nas: czy i my nie powinniśmy cieszyć się z powrotu zbłakanego dziecka Bożego? Czy nie powinniśmy świętować pojednania, jakie ofiarowuje nam Bóg? Dlaczego tak trudno jest nam przyjąć Boże pojednanie i pozwolić, by objęło również nas?

Starszy syn zarzuca jednak ojcu: „Oto tyle służę ci i nigdy nie przestąpiłem rozkazu twego, a mnie nigdy nie dałeś nawet koźlęcia, bym mógł zabawić się z przyjaciółmi mymi. Gdy zaś ten syn twój, który roztrwonił majętność twoją z nierządnicami, przyszedł, kazałeś dla niego zabić tuczne cielę”! Starszy brat ma po swojej stronie nie tylko moralność, ale również prawo. Zauważmy przy tym, jak bardzo jego postawa bliska jest naszej; mówiąc inaczej – przyjęcie pojednania także nie jest proste. Propozycja słusznego i sprawiedliwego według naszego mniemania rozwiązania problemu znajduje się wszak w tej przypowieści: młodszy syn zastanawia się nad nią, przygotowując się na spotkanie z ojcem: „Wstanę i pójdę do ojca i powiem mu: (...) Już nie jestem godzien nazywać się synem twoim, uczyń ze mnie jednego z najemników swoich”. Tak mogłoby wyglądać pojednanie. Mądry kompromis, realistyczny, świadczący o wyciągnięciu nauki z przeszłości. Ostatecznie przehulał swoją część dziedzictwa i nie spodziewał się niczego więcej. Starszy brat mógłby bez oporów zaakceptować takie rozwiązanie. Jednakże ojciec nie akceptuje takiego pojednania, nie pozwala młodszemu synowi dokończyć przygotowanej na to spotkanie mowy, nie dopuszcza do przedłożenia propozycji: „Uczyń ze mnie jednego z najemników swoich”. Przerywa mu, zwracając się do sług: „Przynieście szybko najlepszą szatę, ubierzcie go, (...) a jedzmy i weselmy się”. Ojciec z przypowieści – jak Bóg – nie akceptuje rozwiązania polegającego na tym, że syn traci swe synowskie prawa i zostaje najemnym sługą. Nie akceptuje pojednania będącego rozrachunkiem, wyrównywaniem zysków i strat.

Chciałbym powrócić do czasów nam współczesnych i do dyskusji toczącej się w Niemczech. Od zakończenia wojny upłynęło wprawdzie 50 lat, ale czy nastąpiło już pojednanie wszystkich, którzy ze sobą walczyli? Problem „starszego syna”, nasz problem, polega na tym, że wolimy dystans, nie chcemy doświadczyć bezpośrednio miłości Bożej w obawie, że ona nas zmieni, że staniemy się od niej zależni. Tymczasem jest wręcz odwrotnie: Bóg chce, byśmy jako wolne, umocnione i zachęcone Jego obecnością dzieci wzięli na siebie odpowiedzialność za własne życie, za innych, za świat. Ten Jego dar przyjmiemy naprawdę dopiero wtedy, gdy będziemy służyli pojednaniu. To właśnie jest zadaniem chrześcijan.

Wnosząc Boże przesłanie pojednania na teren polityki, chrześcijanie nie mają do zaproponowania prostych rozwiązań istniejących nadal różnic, przeciwieństw i konfliktów. Możemy jednak rzeczywistość i granice narzucone przez politykę podawać w wątpliwość w świetle naszej wiary. Możemy uszy ludzi dotąd obojętnych otworzyć na przesłanie biblijne. Możemy wyznać naszą własną winę i pierwsi wyciągnąć rękę do zgody. Możemy też modlić się jedni za drugich.

Pojednaniu Bożemu możemy zaufać bardziej niż własnym staraniom. Dlatego proszę: „pojednajcie się z Bogiem”! Amen.

Ks. dr Hermann Schaefer

[Sekretarz generalny Związku Zborów Reformowanych w Niemczech. Kazanie to zostało wygłoszone w Warszawie 15 października 1995 r.]