Drukuj

8 / 1996

Gdy bezbożny odwróci się od wszystkich swoich grzechów, które popełnił, i będzie przestrzegał wszystkich moich przykazań, i będzie wykonywał prawo i sprawiedliwość, na pewno będzie żył, nie umrze. Nie będzie mu się przypominać żadnych jego przestępstw, które popełnił, będzie żył przez sprawiedliwość, którą się kierował. Czy rzeczywiście mam upodobanie w śmierci bezbożnego – mówi Wszechmocny Pan – a nie raczej w tym, by się odwrócił od swoich dróg i żył? A gdy sprawiedliwy odwróci się od swojej sprawiedliwości i popełnia bezprawie, i czyni wszystkie te ohydne rzeczy, których dopuszcza się bezbożny, czy ma żyć? (...) Dlatego każdego według jego postępowania będę sądził, domu izraelski – mówi Wszechmocny Pan. Nawróćcie się i odwróćcie od wszystkich waszych przestępstw, aby się wam nie stały pobudką do grzechu! Odrzućcie od siebie wszystkie swoje przestępstwa, które popełniliście przeciwko mnie, i stwórzcie sobie nowe serce i nowego ducha! Dlaczego macie umierać, domu izraelski? Gdyż nie mam upodobania w śmierci śmiertelnika, mówi Wszechmocny Pan. Nawróćcie się więc, a żyć będziecie!

Ez. 18:21-24.30-32

„Czy rzeczywiście mam upodobanie w śmierci bezbożnego?” Dobitną odpowiedzią na to pytanie a zarazem piękną ilustracją tej Bożej prawdy jest piętnasty rozdział Ewangelii wg. św. Łukasza, zwany Ewangelią w Ewangelii, czyli Jezusowe przypowieści o trzech zgubach: owcy, drachmie i synu marnotrawnym. Zawierają one czystą treść zwiastowania biblijnego: Bóg nas kocha! Bóg nie chce naszej zguby!

Ale jakże ta miłość jest niepodobna do naszej, ludzkiej. Bo, przyznajmy, czy zostawilibyśmy niepewnemu losowi dziewięćdziesiąt dziewięć owiec, nie mając zresztą pewności, że znajdziemy tę jedną zagubioną? Czy warto dla jednego grosza przetrząsnąć cały dom i jeszcze, znalazłszy go, zapraszać gości? Czy wreszcie jest się z czego cieszyć, gdy marnotrawny syn roztrwonił majątek? Czy aby nie ma racji drugi syn z oburzeniem robiący ojcu wyrzuty za to, że specjalnie honoruje tego, który „był umarły, a ożył, zaginął, a odnalazł się”?

A przecież tak właśnie jest z Bożą miłością która może i chce przezwyciężyć ludzką bezmyślność, nieświadome brnięcie w zło czy wręcz bunt serca. Tę prawdę podkreśla prorok Ezechiel, przekazując nam słowa Boga, który nie ma „upodobania w śmierci bezbożnego, a raczej w tym, by się odwrócił od swoich dróg i żył”. Powtórzą tę prawdę później Jezusowi uczniowie, chociażby Paweł, który przypomina, że Bóg „chce, aby wszyscy ludzie byli zbawieni i doszli do poznania prawdy” (I Tym. 2:4).

Dość łatwo przychodzi nam stwierdzenie, że wszyscy jesteśmy grzesznikami, o wiele trudniej zaś uznanie, że to konkretna osoba – ja – jest grzeszna. Ale za to bardzo chętnie, przyznajmy, osądzamy i potępiamy innych, znajdując z satysfakcją najmniejsze źdźbło w oku bliźniego, a nie dostrzegając belki we własnym. Zupełnie inaczej przedstawia się stosunek Boga do nas. On wielokrotnie daje grzesznym szansę, On czeka i choć niewątpliwie trudne są to powroty, to na pewno dużo łatwiej jest wrócić do Niego, niż przezwyciężyć ludzki krytycyzm i osąd. I Ten, który jest miłością, cieszy się z nawrócenia i z powrotu marnotrawnego dziecka. O przebaczającej miłości Boga przypomina prorok Ezechiel, a jest to przecież tylko jedno z wielu świadectw Pisma Świętego.

Niemniej jednak ta nieograniczona miłość Boga jest ograniczona – Bożą sprawiedliwością. Nie pomogą bowiem dawne dobre czyny, dawne w naszym mniemaniu „zasługi”, które rzekomo mogłyby zabezpieczyć nam przyszłość, jeśli obecnie człowiek odwraca się od Boga, wypiera się Go na różne sposoby, świadomie przekreśla swoje zbawienie. Nie można przy tym zapominać, że taka postawa niesie też określone konsekwencje społeczne: odwrócenie się od Boga prowadzi do odwracania się od ludzi, do egoistycznego myślenia tylko o swoim dobru. Dlatego miłosierny Bóg ustami proroka ostrzega nas i przypomina o swym sprawiedliwym sądzie, o konieczności naszego nawrócenia i odnowy.

W sierpniu 70 r. po Chr. Jerozolima, miejsce drogie sercu każdego Żyda, została zburzona przez tłumiącego bunt okupanta. Dla Jezusa, płaczącego nad przyszłym losem miasta (por. Łuk. 19:41-44), ważna była jednak nie polityczna, ale moralna strona przyczyn upadku. Żydzi nie poznali 1 „czasu nawiedzenia swego” – oto świątynia stała się miejscem handlu i interesu, „jaskinią zbójców”. Życie religijne, przeżycia i wzloty duchowe zdusił i zagłuszył zgiełk przekupniów i brzęk monet. Miłość i sprawiedliwość zastąpił wyzysk biednych, chciwość i gonitwa za zyskiem, prawdę – fałsz i kłamstwo, duchowość – zewnętrzne obrzędy. Były to symptomy śmiertelnej choroby i braku sił do dalszego wzrostu. I nawet w obliczu niebezpieczeństwa ludzie w swej dufności (naród wybrany przecież!) zapomnieli o Tym, który może pomóc i wyratować, w śmiertelnym zagrożeniu zabiegali o pozycję i godności, a w swoich wodzach dopatrywali się mesjaszy... Ż najdroższego Żydom miasta pozostał jedynie fragment muru świątynnego, „ściana płaczu”, i triumfalny łuk zwycięskiego Tytusa w dalekiej stolicy imperium rzymskiego. Naród zaś został rozproszony...

Różne są czasy i sposoby nawiedzenia Pańskiego, nawiedzenia łaski i sądu. Bóg przemawia w różny sposób, rozmaitych używając narzędzi, a gdy znaki nie pomagają – następuje sprawiedliwy sąd. Przypominając kolejną rocznicę zburzenia Jerozolimy, przypominajmy sobie i tę prawdę, że to wydarzenie nie zniszczyło sprawy Bożej. Pozostał, choć rozproszony, naród wybrany, powstał też lud Nowego Przymierza – Ewangelia rozprzestrzeniła się w świecie. Bo sprawa Boża nie upadnie przez ludzką niewierność i nieposłuszeństwo, ale zginą ludzie – i Jezus płacze nad ich losem. Bo On nie chce śmierci grzesznika; miłosierny Bóg chce, by nawrócił się on i żył.

Niezwykle ważne powinno być dla nas, dzisiejszych chrześcijan, byśmy na kartach Pisma Świętego i na kartach historii umieli dostrzec ostrzeżenie skierowane bezpośrednio do nas. Byśmy chcieli i umieli sprawdzać nasze postępowanie z głosem Boga, z Jego świętym Słowem. Tymczasem my, przyznajmy to, często zdajemy się być zbyt pewni siebie i swego wybrania. Często sądzimy, że skoro zostaliśmy ochrzczeni, skoro uczęszczamy do kościoła i dajemy tym wyraz naszej pobożności – to już wszystko jest w porządku. A czy często nie budzi się w nas pycha, poczucie własnej wartości, to faryzejskie „Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie” (Łuk. 18:11) – ci niewierzący, ci nie chodzący do kościoła, ci inaczej (a więc źle!) wierzący? Czy nie czujemy się często zwolnieni z odpowiedzialności, więcej – zrzucamy odpowiedzialność na innych, na tych wszystkich „onych”: tylko oni są winni, oni nas zdemoralizowali, ubezwłasnowolnili, zniszczyli nasze środowisko. A teraz, po kilku latach, mamy nowych „onych” - z lewej i prawej strony sceny politycznej. A nam -przecież wszystko się należy, wszystko możemy czynić, jesteśmy wolni...

Słowa Boga to nie martwa litera Pisma, lecz żywe Słowo, które przez proroka adresowane jest do każdego z nas. Dlaczego mamy żyć i postępować tak, jak żyje i postępuje większość? Dlaczego mamy poddawać się w trudnych chwilach wyboru, które niesie nam codzienne życie? Dlaczego poddajemy się tak dziś niestety popularnym wzorcom wybiórczego chrześcijaństwa? Dlaczego hołdujemy tak często tylko jednemu, materialnemu wymiarowi życia, odsuwając sprawy Boże na dalekie miejsce w skali naszych wartości i potrzeb? Dlaczego tak często idziemy na łatwiznę – szeroką i wygodną drogą, dlaczego tym samym mamy umierać – skazywać się na potępienie?

Zwyciężać w próbach – w tym naszym niejednokrotnie niełatwym „dzisiaj” – możemy tylko na drodze wiary i ufności, że Bóg nie chce naszej zguby, gdyż nie ma upodobania w unicestwieniu śmiertelnika. Bóg nas kocha! – to takie oczywiste stwierdzenie, a tak ciężko toruje sobie drogę do naszej świadomości. On przez Syna powołał nas i ciągle powołuje, wyciąga do nas ratującą dłoń, abyśmy nie zginęli, ale mieli życie! Przecież ten Dobry Pasterz każdą zbłąkaną owcę, zgubiony grosz, każde marnotrawne dziecko – a więc każdego z nas, którzy przecież ciągle schodzimy z Jego drogi – odnajduje, z każdej znalezionej zguby się cieszy! Uwierzmy w to!

– Na Jego trud poszukiwania i zawracania nas ze złych dróg odpowiedzmy wdzięcznością, której wyraz damy w codziennym życiu: kochając, przebaczając, starając się zrozumieć i uznać odrębność naszych bliźnich, wyciągając pomocną dłoń, czując się odpowiedzialnym za innych, za świat, w którym żyjemy, którego piękno możemy przeżywać zwłaszcza w tym czasie letnich wakacji i urlopów.

– Na Jego radość z odnalezienia i odzyskania nas odpowiedzmy radością, która znajdzie na co dzień odbicie w naszym życiu; radością i pewnością, że On nie ma upodobania w śmierci grzesznika, ale chce, by się on nawrócił i żył. Nawróćmy się, a żyć będziemy pełnią życia, pewni, że nic „nie zdoła nas odłączyć od miłości Bożej, która jest w Chrystusie Jezusie, Panu naszym” (Rzym. 8:39).

Starajmy się więc w codziennym życiu wybierać to, co dobre i Bogu miłe, starajmy się odrzucać to, co złe, zdajmy się na Boga pewni Jego pomocy i prowadzenia nas do nowego życia... Niech On będzie naprawdę naszym Panem! Panem naszych serc, naszych domów, naszych rodzin!

Nawróćmy się więc, a żyć będziemy... i budować – nie tylko i nie przede wszystkim okazałe budynki kościelne, ale żywą społeczność wyznawców, świadków i naśladowców Tego, który jest miłością. Amen.

Ks. Jerzy Stahl