Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

5 / 1997

Słyszeliście, że powiedziano przodkom: Nie zabijaj [...]. A ja wam powiadam: Każdy, kto się gniewa na swego brata, podlega sądowi.
Mat. 5:21

W ostatnim czasie nie milkły (w katolickim przynajmniej kaznodziejstwie i mediach) najostrzejsze w formie, a niechrześcijańskie słowa potępienia osób winnych przerywania życia nie narodzonego – aż po porównania do zagłady w hitlerowskich obozach kaźni. Niweczenia życia nikt nie będzie usprawiedliwiać, chodzi jedynie o obrzucanie bliźniego obelgami nie licującymi z postawą chrześcijańską. Przykazanie „Nie zabijaj!” ma bowiem znaczenie o wiele szersze i głębsze i dotyka bezpośrednio powszedniego życia „pobożnych” chrześcijan.

W słynnym Jezusowym Kazaniu na Górze św. Mateusz porusza problem różnicy między porządkiem politycznym a religijnym, między państwową formą życia a jej, jeśli tak można powiedzieć, odpowiednikiem kościelnym. Nie ma na świecie cywilizowanego państwa, które by nie zakazywało zabójstwa, ale stosownie do „zdrowej” państwowej myśli politycznej istnieją jasne rozgraniczenia między zakazem a nakazem. A oto konsekwencja tej myśli prawniczej: na całym globie ziemskim nie istnieje twór państwowy, w którym ludzie nie byliby szkoleni w sztuce i sprawności zabijania drugich na rozkaz – naturalnie „w obronie dobra wspólnego”. Skąd inaczej brałby się rosnący wśród dzisiejszej młodzieży poborowej szlachetny trend do odmowy obowiązkowej służby wojskowej? Tylko prywatnie, na własną rękę, proceder zabijania przenigdy dokonywać się nie może – i do tego sprowadza się cały nasz postęp.

W oczach Jezusa taki porządek prawny jawi się jako pospolite kłamstwo, z pomocą którego ludzi zapewnia się, iż są całkowicie w porządku. Jezus pragnie natomiast, by ludzie zastanowili się nad tym, co dzieje się w nich samych, zanim dojdzie do eksplozji zła. Albowiem zabójstwo i mord nie zaczyna się dopiero w momencie dobywania miecza czy rewolweru, ale swój początek bierze w sercu. Jezus chce więc stworzyć porządek wypływający z ludzkich serc.

„Nie zabijaj!” – brzmi przykazanie, ale nie wytrąca nas to z równowagi. Nikt z nas nie jest przecież mordercą. Owszem, na marginesie społeczeństwa snują się czarne indywidua, którym podobne czyny się zdarzają. Są to jednak jednostki kryminalne i na nie mamy pod ręką kodeks moralny i prawny tudzież sankcje karne, uświęcone tradycją i rzekomo dane przez Boga: skazanie za zabójstwo. Wszystko to bez reszty odpowiada naszemu poczuciu praworządności: kara musi być i jest wykonywana. Tylko w ten sposób wprowadza się w życie należyty porządek. Ale czy taki porządek następuje faktycznie? Oto pytanie, jakie rysuje się w przepowiadaniu Jezusa.

Czym jest i w którym właściwie momencie zaczyna się mord? Co dzieje się w chwili, gdy ktoś staje przed drugim człowiekiem w przypływie gniewu? W fali eksplodującego oburzenia nie należy widzieć tylko wzmożonego wydzielania adrenaliny, wybuch gniewu jest wyrazem stanu, gdy człowiek na człowieka już więcej nie może patrzeć i sądzi, że tego drugiego musi zniszczyć, by móc być sobą. Wtedy to właśnie, a nie dopiero później, w duszy zaczyna się mordercza walka na życie i śmierć. Ten, kto tę walkę pochwala i uważa za stosowną, jako pierwszy kwalifikuje się, by go postawić przed sądem. Tak uważa Jezus. Cała prehistoria czynu zabójcy ujawnia istnienie utajonego wewnętrznego związku między ofiarą i sprawcą jej śmierci – ludzie śmiertelnie ze sobą skłóceni nagle się łączą w jednej akcji, spleceni ze sobą i tragicznie jeden drugiemu wydani na pastwę. Pewne jest więc tylko jedno – kto chce zwalczać morderstwo, jednocześnie z góry musi zakazać i obwarować sankcjami ową postawę i uczucie, które zmierzają do usunięcia drugiego człowieka.

Myśl tę możemy poszerzyć: pod sąd kwalifikuje się nie gniew wybuchający momentalnie, lecz przede wszystkim gniew chroniczny, zjawisko permanentnej konkurencji wśród ludzi. Ileż jest sposobów mordowania! Można człowieka wpędzić w zawał serca, można go wykończyć w pracy zawodowej, można z niego kpić i szydzić, dopóki wżyciu publicznym nie utraci wszelkiego uznania, można go bojkotować, można mu po prostu życie zatruwać, aż w swych najlepszych myślach i zamiarach doszczętnie się wypali, aż umrze śmiercią cywilną. Czy to wszystko nie jest zabójstwem? Czy dla dokonania zbrodni potrzebny jest za wszelką cenę rewolwer, trucizna albo szpada? Kto sieje nienawiść, niezależnie od formy tego zasiewu, tego postawić należy przed sądem, uważa Jezus.

Jak jednak pociągnąć do odpowiedzialności ten nikczemny a w niezliczonych wariantach dokonujący się proces wykluwania się śmierci w duszy człowieka? I zapytajmy wprost, choć może trochę patetycznie: gdzie tkwi granica między tak zwanymi ludźmi sukcesu w gospodarce, w wojsku, w Kościele i w ogóle w społeczeństwie a zbirami i przestępcami kryminalnymi, między wielkimi oszustami a drobnymi kieszonkowcami w więzieniach?

Coraz bardziej zagłębiając się w Kazanie na Górze, moglibyśmy zwrócić się do Kaznodziei: „Dobry Człowieku z Nazaretu, takie jest nasze niezaprzeczalne prawo postępowania z ludźmi napiętnowanymi. Zacieranie różnicy między dobrem a złem nie jest po prostu możliwe. Istnieją przecież wymagania prawa zarówno u Boga, jak i w państwie”. Tak uważają uczciwi i porządni obywatele. Ale przecież właśnie dlatego Jezus pokłada zaufanie w tych, którzy najbardziej wyzuci są z wszelkiego prawa. Do tych pozornie uczciwych zaś zdaje się mówić: „Z punktu widzenia rytualnych praw religijnych jesteś człowiekiem prawym, gdy Bogu złożysz ofiarę. Czy tak jednak jest naprawdę? Na pewno nie! Gdyby można było układać sobie z Bogiem dobre stosunki składając Mu ofiary, wówczas bardziej uprzywilejowani byliby ci, których stać na większe ofiary. Tak jednak nigdy nie będzie. To, czego Bóg chce od ciebie, to nie ofiar, lecz wglądu w twoje własne uczestnictwo w cudzej winie oraz – co się z tym wiąże – chce ducha pojednania”. Dni składania ofiar przeminęły bezpowrotnie. Od czasu potopu taki Bóg, który pozwoliłby zadowolić się dymem z ofiar, już nie istnieje (por. I Mojż. 8:21).

Czego więc chce i czego żąda od nas Pan? Serc ludzi, którzy w głębi swej istoty są czyści i przejrzyści. T o sprawia Mu radość, wszystko inne jest dlań obojętne. Amen.

Ks. prof. Alfons Skowronek