Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

12 / 1997

...nazwą Go (...) Książę Pokoju”
Iz. 9:5

Grudzień to miesiąc Adwentu, Świąt Bożego Narodzenia oraz koniec roku; wszystkie te okoliczności skłaniają do zastanowienia. Spośród wielu tematów, które mogą się stać przedmiotem grudniowej refleksji, jak miłość, rodzina, dobroć, pokój, wybrałem pokój jako szczególną potrzebę współczesności. Izajasz w proroctwie o Chrystusie i Jego posłannictwie mówi: „Nazwą Go (...) Książę Pokoju”. Zapowiadany przez proroka Zbawca ma więc wnosić pokój w życie świata.

Teksty biblijne na kolejne niedziele Adwentu i Święta Bożego Narodzenia wielokrotnie mówią o pokoju, rozumianym bardzo szeroko i wszechstronnie: „nawiedzi nas światłość z wysokości (...), aby skierować nas na drogę pokoju” (Łuk. 1:78-79), „oto twój król przychodzi do ciebie (...) i ogłosi pokój narodom” (Zach. 9:10), „jak pożądane jest przyjście tego, który przynosi dobre wieści, który ogłasza pokój” (Iz. 52:7). A to tylko niektóre urywki mówiące o pokoju, o jego potrzebie, o tym, jak wiąże się on z osobą Jezusa Chrystusa.

Były w naszym kraju czasy, gdy wiele deklamowano o pokoju. Przy wszelkich okazjach odmieniano to słowo przez wszystkie przypadki, co miało stanowić świadectwo dobrych intencji systemu politycznego w swej istocie niesprawiedliwego i agresywnego. Gdy rozmawiałem kiedyś z grupą szwajcarskich pastorów, zapytali mnie: „Dlaczego ludzie przyjeżdżający z Europy Wschodniej mówią tyle o pokoju?” Starałem się im wyjaśnić, dlaczego słowo „pokój” stało się sztandarowym hasłem, przykrywką dla zakłamania dla jednych, dla lękliwych zaś – jedynym „bezpiecznym” tematem wypowiedzi publicznych na Zachodzie.

Gdy w latach 60. i 70. rozwinęły się na Zachodzie rozmaite ruchy pacyfistyczne, i w tamtejszych Kościołach wiele mówiono na ten temat. Można było odnieść wrażenie, że i tam „pokój” stał się tematem dyżurnym. Co gorsza, wielu dało się nabrać komunistycznej propagandzie i jej hasło „walki o pokój” brało za dobrą monetę. Lęk przed bombą atomową, przerażenie wyścigiem zbrojeń, zimna wojna sprawiały, że pokój wydawał się bardzo kruchy.

Jesienią 1982 r., podczas konferencji duchownych Kościoła Krajowego Lippe, w której brało udział także kilku gości z Europy Wschodniej, zapytano mnie, czy i w polskich Kościołach powstają grupy „walczące o pokój”. W odpowiedzi przytoczyłem autentyczną anegdotę. Otóż podczas pobytu w szpitalu w Łodzi w lutym 1971 r. wpadłem któregoś dnia na pomysł, by spytać pacjentów leżących na moim oddziale, kiedy urodził się Lenin. Spośród ok. dwudziestu zagadniętych osób tylko trzy lub cztery znały tę datę. Wydało mi się to znamienne, bo zaledwie miesiąc wcześniej zakończyły się obchody setnej rocznicy urodzin Lenina. Przez okrągły rok radio, telewizja i prasa bezustannie „przybliżały” i gloryfikowały tę rocznicę. Nadaremnie! Wniosek był prosty: ludzie nie chcą słuchać czegoś, co wciska im się na siłę. To powiedziałem niemieckim pastorom, wyjaśniając przyczyny powściągliwości części Kościołów z tzw. bloku wschodniego wobec pokojowej retoryki. Tym bardziej że w nauce chrześcijańskiej nie chodzi tylko o pokój, który jest stanem bez wojny – bo to wcale nie musi oznaczać pokoju między ludźmi.

Chrześcijaństwo rozumie pokój znacznie szerzej: jako pokój z Bogiem, pokój wewnętrzny, pokój w rodzinie, między ludźmi, a w rezultacie także między narodami. Byliśmy też wtedy świadomi, że bez wolności, prawdy i sprawiedliwości nie może być mowy o prawdziwym pokoju. Zamiast o nim deklamować, trzeba było więc zacząć pracować nad nim od podstaw. Prorok Izajasz, nazywając Chrystusa „Księciem Pokoju”, chce nam wskazać, że On, Jego życie, ofiara na Golgocie, Zmartwychwstanie i obecność w nas są podstawą budowania życia w pokoju.

Dziś wielu ludzi nie może sobie poradzić ze sobą. Trawi ich wewnętrzny niepokój, który rzutuje na całe ich życie, na zdrowie psychiczne i fizyczne, który wywołuje skłonność do konfliktów z innymi ludźmi. Apostoł Paweł mówi: „Usprawiedliwieni z wiary, pokój mamy z Bogiem”. To znaczy, że źródłem pokoju wewnętrznego jest pokój, który Bóg zawiera z nami przez swe przebaczenie i usprawiedliwienie. Następstwem tego przebaczenia i usprawiedliwienia jest nasze pojednanie z Bogiem, co z kolei powinno skłaniać nas do pojednania się z ludźmi. Bez tego nie ma życia w poczuciu wewnętrznego pokoju ani nie może być pokoju między ludźmi.

Nieprzypadkowo wielkie Zgromadzenie Ekumeniczne w Grazu w czerwcu tego roku odbywało się pod hasłem „Pojednanie – dar Boga i źródło nowego życia”. Bowiem człowiek pojednany z Bogiem posiada wewnętrzny spokój a zarazem gotowość do pojednania z innymi, może więc krzewić i budować pokój między ludźmi: w rodzinie, w pracy, w większym kręgu społecznym, z innym narodem wreszcie. Istnieje ścisły związek między wewnętrznym pokojem a zdolnością do zawierania i utwierdzania pokoju z innymi. Jeśli Jezus Chrystus mówi: „Pokój mój wam daję”, to wskazuje, że ów wewnętrzny pokój jest Jego darem i Jego dziełem.

Świat, w którym obecnie żyjemy, jest nękany nie tylko przez zbrodnie, bandytyzm i wszelkiego rodzaju przestępstwa; charakteryzuje się także brakiem poczucia bezpieczeństwa, rozchwianiem norm moralnych, zagubieniem młodych, co owocuje agresją. Dzieje się tak, bo zamiast wybrać otwartość – ludzie zamykają się przed sobą, a nie rozumiejąc i lękając się odmienności – reagują agresją. Nie można przymknąć oczu na fakt, że różnimy się między sobą: narodowością, przynależnością wyznaniową czy religijną, obyczajowością wynikającą z wychowania w odmiennych kręgach kulturowych, i że wskutek tego inaczej myślimy, inaczej wyrażamy swoje poglądy. Dopóki nie nauczymy się akceptować naturalnych różnic i jednocześnie przezwyciężać sprzeczności oraz dopóki istnieć będą rażące różnice w położeniu ekonomicznym, statusie społecznym, wykształceniu – dopóty świat będzie targany niepokojami, nieporozumieniami, konfliktami.

Nam, chrześcijanom, nie wolno przymykać oczu na te sprzeczności i w ten sposób niejako usprawiedliwiać je, tolerując nienawiść, walkę czy przemoc. Nie wolno nam nie reagować na rozmaite przejawy fanatyzmu; bez względu na to, czy jest to fanatyzm narodowy, rasowy, religijny, światopoglądowy czy polityczny.

O tym wszystkim trzeba przypominać właśnie teraz – w Adwencie, w przeddzień Świąt Bożego Narodzenia. Czas ten ma nam ciągle na nowo uświadamiać, jak wiele Bóg ofiarowuje nam w Jezusie Chrystusie. Prorok Izajasz mówi: „Oto twój król przychodzi (...) i ogłasza pokój narodom” oraz „jak pożądane jest przyjście tego, który przynosi dobre wieści, który ogłasza pokój”. A Zachariasz, ojciec Jana Chrzciciela, prorokuje: „nawiedzi was światłość z wysokości, aby skierować nas na drogę pokoju” (Łuk. 1:78-79). Dziś wiemy, że owa światłość już nas nawiedziła i że otrzymaliśmy szansę na życie w pełni pokoju.

Podsumowując kończący się rok, spójrzmy na czas, który minął, i spytajmy sami siebie, czy chcieliśmy, czy umieliśmy i czy budowaliśmy swoje życie i współżycie z innymi w pokoju. Koniec roku – pora swoistego rachunku sumienia – powinien nas skłonić do zastanowienia się nie tylko nad tym, co miniony czas przyniósł nam samym dobrego i złego, ale przede wszystkim nad tym, co dobrego i budującego my wnieśliśmy w życie własne i naszej rodziny, co my daliśmy zborowi, społeczeństwu, krajowi.

Obyśmy mogli odpowiedzieć sobie, że Jezus Chrystus – Książę Pokoju – jest naprawdę Księciem naszego życia. Amen.

Ks. bp Zdzisław Tranda