Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

4-5 / 1999

A niewiasta, która miała krwotok od dwunastu lat i na lekarzy wydała całe swoje mienie, a nikt nie mógł jej uleczyć, podszedłszy z tyłu, dotknęła się kraju szaty jego, i natychmiast ustał jej krwotok. (...) Jezus zaś rzekł: Dotknął się mnie ktoś; poczułem bowiem, że moc wyszła ze mnie. A niewiasta, spostrzegłszy, że się nie może ukryć, podeszła z drżeniem i padłszy przed nim, oznajmiła przed całym ludem, z jakiego powodu się go dotknęła i jak natychmiast została uleczona. On zaś rzekł do niej: Córko, wiara twoja uzdrowiła cię, idź w pokoju.

Łuk. 8:43-48

Wszystkie księgi święte, w ich liczbie Biblia, a także tradycje ludów nie posiadających tego rodzaju ksiąg uznają ciążące na kobiecie przekleństwo krwi. Kobieta stawała się nieczysta przez krew porodu i przez krew towarzyszącą miesiączce. Panowało przekonanie, że owa krew jest przekleństwem dla wszystkiego, na co padnie, nawet, że może wywołać zarazę. Dla ludzi pierwotnych funkcjonowanie organizmu kobiety było niezrozumiałe, osobliwe i budziło lęk. Przypisywano ten stan rzeczy złym mocom i to najprawdopodobniej stanowiło przyczynę owego tabu, jakim objęta była kobieta krwawiąca. Ślady takiego myślenia zachowały się w świadomości ludowej do dziś.

Należy jednak przyznać, że wprawdzie współczesna nauka rozumie mechanizm funkcjonowania organizmu kobiety, ale nie uważa go ani za prosty, ani za do końca logiczny. Często ocenia się go jako przykład bezzasadnej niewydolności ludzkiego ciała. Niedoskonałość procesów rozrodczych człowieka wyraża się również w tym, że ciąża i poród są bolesne i wymagają wysiłku. Wyraża się też w ogólnym stosunku człowieka do życia płciowego, które przestało być naturalną funkcją biologiczną i stanowi źródło ogromnych frustracji i konfliktów. Od upadku w raju człowiek zaczął wstydzić się swojej nagości; pojawiło się poczucie obcości w stosunku do własnego ciała i to bolesne napięcie musimy stale w sobie pokonywać.

Teologia żydowska owe niedoskonałości tłumaczy jako bezpośredni skutek grzechu pierworodnego. Kobietę krwawiącą uważa się za nieczystą, ponieważ jest ona w stanie reprezentującym upadek człowieka. Talmud, a dokładniej jego część zwana Miszną, podaje szczegółowe przepisy dotyczące zachowania się kobiety w tym okresie. Nie wolno jej dotknąć nawet szaty mężczyzny, nie wolno jej dotknąć żadnych przedmiotów o charakterze rytualnym. Między wieloma zakazami jest i ten dotyczący jej obecności w synagodze i udziału we wspólnych modłach. Niektórzy uczeni o skrajnych poglądach byli zdania, że kobiecie w tym stanie nie wolno nawet patrzeć na rozwinięty zwój Tory.

Siedem dni po zakończeniu krwawienia kobieta odbywa kąpiel oczyszczającą w specjalnej wannie zwanej mykwą. Woda służąca do rytualnej kąpieli powinna zawierać choć trochę tzw. wody żywej, czyli pochodzącej z naturalnego źródła. Ten wymóg uzasadnia się w taki oto sposób, że wszystkie wody ziemi biorą swój początek w świętych rzekach Edenu. Obmycie się tą wodą symbolizuje przywrócenie związku z Edenem i umożliwia powrót do udziału w Sacrum.

Kobieta opisana przez ewangelistę Łukasza cierpiała na krwotok od dwunastu lat. Prawdopodobnie współczesna medycyna poradziłaby sobie z jej dolegliwością bądź farmakologicznie przy pomocy leków hormonalnych, bądź też operacyjnie usuwając przyczynę choroby. Jednak dwa tysiące lat temu lekarze byli bezradni. Można sobie wyobrazić fizyczne i psychiczne wyczerpanie tej kobiety, zmęczonej chorobą i odsunięciem od uczestnictwa w normalnym życiu. Poczucie wyobcowania musiało jej ciążyć na równi z fizycznymi skutkami długotrwałej choroby.

W tej całkowitej beznadziei nieszczęśliwa kobieta musiała usłyszeć o Jezusie, o jego nauce i cudach. Być może sama uczestniczyła w spotkaniach z Nim, wśród ludzi, którzy gromadzili się, aby go słuchać. Człowiek chory i nieszczęśliwy, jak ona, jest często wrażliwszy, a przez to staje się bardziej otwarty na działanie Boga. Kobieta z ewangelii św. Łukasza uwierzyła, że Jezus jest kimś niezwykłym i że wystarczy dotknięcie frędzli u jego szaty, aby odzyskać zdrowie. (Jak każdy pobożny Żyd, Pan Jezus miał na dole swej szaty doszyte frędzle na znak przynależności do narodu wybranego przez Boga). W scenie opisanej w ewangelii kobieta owa podeszła z tyłu do Jezusa i nie zauważona przez nikogo ukradkiem dotknęła frędzli i, jak opisuje św. Łukasz, od razu poczuła się wyleczona. Nie śmiała otwarcie podejść do Jezusa, była zalękniona tym, że jako rytualnie nieczysta popełnia czyn odrażający. Myślę jednak, że musiała być jakoś wewnętrznie przeświadczona, że Jezusa nie może skalać jej dotknięcie, że jest on poza możliwością zbrukania czymkolwiek.

Zmysł dotyku jest zmysłem bardzo szczególnym. Poprzez dotyk przekazujemy innemu człowiekowi ciepło naszego ciała, naszą energię, nasze uczucia. Dotykając kogoś wchodzimy z nim w bezpośredni kontakt, a wtedy działają też inne nasze zmysły. Dotyk powoduje bardzo kompletny wzajemny przekaz fizyczny i duchowy. Maleńkie dziecko np. chłonie matkę głównie poprzez dotyk. Przytulanie niemowlęcia jest przekazaniem mu ciepła, miłości i poczucia bezpieczeństwa w sposób bezpośredni i niezwykle skuteczny.

Kiedy mówimy o dotknięciu Boga, to rozumiemy przez nie wytworzenie w nas przez moc Bożą poczucia jego miłości i jego obecności w naszym życiu. To dotknięcie Boga dokonuje się w nas w sposób tylko Bogu wiadomy, ale przez nas odczuwalny tym bardziej, im bardziej jesteśmy na niego przygotowani.

Kobieta z opowieści Łukaszowej wierzyła głęboko, że tylko Jezus może ją uratować. Bóg odpowiedział na jej pragnienie i wprawdzie to ona dotknęła Jezusowej szaty, ale to był tylko znak jej gotowości, jej otwartości na Bożą moc. W istocie to ona właśnie doświadczyła dotknięcia Boga.

Jezus, Syn Boży i Człowiek jednocześnie, w czasie swojego ziemskiego życia był szafarzem mocy, w która wyposażał go Ojciec. Interesujące jest, że w scenie, którą omawiamy, ta moc zadziałała niezależnie od ludzkiej woli Jezusa, jako objawienie jego boskości. Pan Jezus mówi zdenerwowany: „Dotknął się mnie ktoś i poczułem, jak moc wyszła ze mnie”. I tu dochodzimy do bardzo trudnej, jeśli nie niemożliwej do zrozumienia sprawy, a mianowicie połączenia boskiej i ludzkiej natury w Jezusie. Był on przecież nie Bogiem przebranym za człowieka, ale był człowiekiem: najpierw niemowlęciem, potem dzieckiem, potem młodzieńcem. Rozwijał się fizycznie, duchowo i intelektualnie aż po wiek dojrzały. Do swojej działalności przystąpił wtedy, kiedy uznał, że jest gotowy. Jako człowiek czuł swoje ograniczenia, czuł zmęczenie, wyczerpanie i upływ sił i zapewne stale prosił swego ojca o wsparcie, które pozwoli mu skutecznie działać.

W opowieści św. Łukasza Jezus jest zaniepokojony utratą swej mocy; miał zaraz do spełnienia ważne zadanie wymagające użycia tego daru. Jak się okazało, Bóg Ojciec czuwał nad Synem.

O naturze ludzkiej Jezusa myślimy najczęściej w kontekście męki i śmierci na krzyżu, ale przecież budzi ona zastanowienie w odniesieniu do całego Jego życia. Bardzo trudno nam sobie wyobrazić, jak Jezus w sobie łączył naturę prawdziwego Boga i prawdziwego człowieka, ale jest to jedna z tajemnic wcielenia, której nie przenikniemy.

Powróćmy do sceny z ewangelii, w której św. Łukasz opowiada dalej: „A niewiasta, spostrzegłszy, że się nie może ukryć, podeszła z drżeniem i padłszy przed nim, oznajmiła przed całym ludem, z jakiego powodu się go dotknęła i jak natychmiast została uleczona. On zaś rzekł do niej: Córko, wiara twoja cię uzdrowiła, idź w pokoju”.

Oto stała się rzecz przedziwna: Pan Jezus świadom dotknięcia przez kobietę w stanie nieczystości nie tylko jej nie potępił, ale potwierdził uzdrowienie i pobłogosławił ją. Dokonał tym samym rzeczy niezmiernie doniosłej: zdjął z niej (a za jej pośrednictwem z wszystkich kobiet) przekleństwo krwi.

Uzdrowienie kobiety krwawiącej opisane we wszystkich ewangeliach synoptycznych jest niejako wtrętem, dzieje się przy okazji innego wydarzenia. Ten incydent miał miejsce w chwili, gdy Pan Jezus miał zamiar udać się do domu Jaira, przełożonego synagogi, którego 12-letnia córka zmarła. Jezus wskrzesza dziewczynkę i oba te cuda razem mają bardzo silną wymowę. Dziewczynka uratowana od śmierci niedługo przekroczy próg dojrzałości (dziewczynka kończąca 12 lat jest uważana w społeczności żydowskiej za dojrzałą), ale wkroczy w ten nowy okres swojego życia jako człowiek wolny, nie przygnieciony tabu krwi. Oba te cuda istotnie należy rozpatrywać łącznie, ponieważ nawzajem się wyjaśniają. Jezus raz jeszcze potwierdzi wyzwolenie kobiety, kiedy uzdrowi tę, która przez wiele lat była pochylona i nie mogła się wyprostować (Łuk. 13:11-13). Tutaj symbolika jest oczywista.

Ta triada cudów o niezwykłym znaczeniu nie miała jednak takich następstw, jakie mieć powinna: pozostały one nie zrozumiane. To jeszcze jeden przykład na to, że myślenie ludzi podlega przeobrażeniom bardzo wolno. Pozostaje wierzyć że słowo Boże przemówi do ludzi i w tej sprawie i że los kobiet cierpiących upośledzenie z powodu swojej płci ulegnie poprawie.

Jeszcze raz chcę powrócić do tekstu ewangelii św. Łukasza, aby zwrócić uwagę na bardzo ważną rzecz, którą powiedział nam Jezus poprzez swoje zachowanie. Kiedy miał miejsce cały incydent z kobietą krwawiącą, Jezus śpieszył się do domu Jaira, ważnej osoby w społeczności żydowskiej. W hierarchii społecznej kobieta owa była w stosunku do Jaira kimś zupełnie nieważnym. A jednak Jezus zajął się do końca jej sprawą, a Jair musiał zaczekać.

Bóg ma własną miarę rzeczy. Nasze oceny, nasze sposoby różnicowania i hierarchizowania ludzi nie mają przed Bogiem znaczenia. Wszyscy jesteśmy jednakowo ważni przed jego obliczem, dla wszystkich ma czas, miłość i staranie. Obyśmy potrafili, jak bohaterka dzisiejszej opowieści Łukaszowej, znaleźć w sobie pragnienie spotkania Boga; wtedy na pewno, jak ona, poczujemy Jego zbawcze i kojące dotknięcie. Amen.

Dorota Niewieczerzał

[Kazanie wygłoszone 5 maja na nabożeństwie w ramach Światowego Dnia Modlitwy Kobiet w warszawskim kościele ewangelicko-reformowanym]