Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

8-9 / 1999

Albowiem terazże do ludzi was namawiam, czy do Boga? Albo szukamli, abym się podobał ludziom?
Jeźlibym się jeszcze ludziom chciał podobać, nie byłbym sługą Chrystusowym.

Gal. 1:10 (według Biblii Gdańskiej)

Na portrecie Jana Łaskiego znajdującym się w wielkim kościele w Emden, którego był proboszczem w latach 1543-1548, a w którym dzisiaj mieści się w biblioteka jego imienia, malarz wymalował dwa cytaty biblijne w języku łacińskim: „Jeźlibym się jeszcze ludziom chciał podobać, nie byłbym sługą Chrystusowym” (Gal. 1:10) oraz „Uwierzyłem, dlategom mówił” (Ps. 116:10). Przywołuję je w brzmieniu Biblii Gdańskiej, gdyż jej język jest bliższy czasom Łaskiego, a w pierwszym przypadku także bardziej odpowiada oryginalnemu tekstowi greckiemu.

Zastanówmy się nad słowami Apostoła Pawła, skierowanymi do Zboru w Galacji. Ten list należy do najbardziej polemicznych pism Pawła. Wskazuje na to już pierwsze zdanie: „Paweł, apostoł, nie od ludzi ani człowieka, lecz przez Jezusa Chrystusa i Boga Ojca” (1:1). Można się domyślać, że zarzucano Pawłowi, iż nie należąc do grona apostołów ustanowionych przez Jezusa, sam ustanowił się apostołem i głosi własną Ewangelię. Nie zgadzał się z tym, uważał bowiem, że istnieje jedna jedyna Ewangelia – Dobra Nowina o Jezusie Chrystusie – apostołowie zaś zostali powołani do tego, aby głosić ją ludziom pochodzącym z najróżniejszych środowisk. Różnice w jej ujęciu zależą więc tylko tego, do kogo kierowali swoje słowa.

Marcin Luter w swoim komentarzu Listu do Galacjan następująco wyraził rozumienie powołania: „A zatem będziemy gotowi znieść utratę wszystkich dóbr, naszego dobrego imienia, naszego życia i wszystkiego, co mamy. Ale nigdy nie pozwolimy na to, aby wyrwano nam Ewangelię, naszą wiarę i Jezusa Chrystusa. Niechże będzie przeklęta taka pokora, która się uniża i poddaje! O nie! Raczej niechaj każdy wierzący chrześcijanin w tych rzeczach będzie dumny i niechaj nikogo nie oszczędza, w przeciwnym bowiem razie zaparłby się Chrystusa. (...) Jeśli chodzi o wiarę, powinniśmy być niezwyciężeni i twardsi niż diament, natomiast jeśli chodzi o miłość, powinniśmy być delikatni i bardziej giętcy aniżeli trzcina albo liść drżący na wietrze, gotowi poddać się wszystkiemu”.

Teolog niemiecki Adolf Schlatter tak z kolei komentuje słowa apostoła Pawła: „Moje słowa nie są moimi, moja siła nie należy do mnie, cele moje pracy nie są moje, podobnie ich plon”, dodając: „Sługa Chrystusa troszczy się o swojego Pana, a nie o cokolwiek innego w świecie”.

Nie dziwmy się więc, że na portrecie Jana Łaskiego – niczym jego życiowa dewiza – znalazły się te akurat słowa Pawła: „Jeźlibym się jeszcze ludziom chciał podobać, nie byłbym sługą Chrystusowym”. Całe bowiem życie tego człowieka, który stał się jednym z wybitnych reformatorów Kościoła, jest świadectwem tej prawdy. Jan Łaski nieraz dokonywał niełatwych wyborów i ponosił ich konsekwencje. Lecz najważniejsze było dla niego podporządkowanie się całkowicie woli Bożej, nawet za cenę niezrozumienia ze strony innych ludzi, cierpienia i straty. Zdolny i chłonny intelektualnie, w młodości predestynowany do wielkiej kariery, odkąd obrał drogę radykalnej służby Bożej, nie zabiegał o zaszczyty. Nie wahał się usunąć i odejść, gdy nie mógł przekonać innych o słuszności swojego postępowania. Niczym owa giętka trzcina, o której pisze Luter, otrząsał się po niepowodzeniach i chociaż był słabego zdrowia i zmuszony do ciągłej tułaczki, w nowym miejscu z nowym zapałem i zaangażowaniem podejmował się pracy dla Boga i Jego Kościoła. Nie ulega wątpliwości, że Słowo Boże, które zostało w nim zasiane, padło na dobry grunt. Gdy był jeszcze młodym człowiekiem o otwartym umyśle i nie okrzepłej jeszcze drodze życiowej, pochlebnie wyraził się o nim znakomity uczony Erazm z Rotterdamu, dla którego młody Polak był zarazem uczniem i dobroczyńcą: „Ja, starzec, (...) nauczyłem się od młodzieńca, czego raczej młodzieniec winien nauczyć się ode mnie: trzeźwości, skromności, powściągliwości w mowie, prawości...”.

XVI wiek to okres, w którym – także za sprawą Nowego Testamentu, wydanego po grecku przez Erazma właśnie –odkryto na nowo wartość i potęgę Słowa Bożego zapisanego w Biblii. Łaski, studiując Pismo Święte, mógł powiedzieć za Psalmistą: „Uwierzyłem, dlategom mówił”. Uwierzył i dlatego postawił Boga na pierwszym miejscu i podporządkował się Jego woli. Dlatego potrafił przeciwstawiać się zastanym praktykom kościelnym, gdy uważał to za słuszne. Dlatego chciał żyć zgodnie z nakazami Boga, służąc Mu i znajdując oparcie w Jezusie Chrystusie nawet w najtrudniejszych momentach. Trwał niewzruszenie przy prawdzie Ewangelii, której w systematyczny sposób nauczał znajdujących się pod jego pieczą wiernych (od dzieci począwszy) najpierw w katechizmie fryzyjskim, a następnie w londyńskim. Przejęty żarliwością dla Boga, czuł, że został powołany go pracy nad reformą XVI-wiecznego Kościoła. Pragnął przywrócić mu pierwotny, ewangeliczny kształt. Chciał też, by chrześcijańska wspólnota nie tylko w życiu kościelnym, ale i codziennym kierowała się naukami Ewangelii, ponieważ Słowa Bożego nie powinno się oddzielać od życia. Nauczał tak, jak wierzył, i tak samo pragnął żyć. Z tego też zapewne powodu kładł tak wielki nacisk na nauczanie dzieci z jednej i na karność zborową z drugiej strony. Słowo Boże, na którym się opierał w swojej działalności reformatorskiej i duszpasterskiej, stanowiło dlań – jak i dla innych reformatorów – jedyną postawę nabożeństwa i pobożności w Kościele ewangelickim.

Do swojej Ojczyzny Jan Łaski wrócił jako człowiek schorowany, zmęczony nadmiarem pracy, tułaczką i prześladowaniami. Niewiele udało mu się zdziałać, przynajmniej jeśli chodzi o natychmiastowe i spektakularne skutki, ale – o czym świadczą protokoły synodalne – szczególnie zabiegał o zaszczepienie polskiemu Kościołowi reformowanemu elementów najistotniejszych dla świadectwa i funkcjonowania Kościoła: zdrowej nauki wiary, ustroju zapewniającego równość i współodpowiedzialność za całą wspólnotę wszystkich jej członków oraz karności kościelnej. Dlatego też ewangelicy reformowani – nie tylko zresztą w Polsce, ale i w wielu krajach zachodnich – uważają go za swego duchowego ojca. Świadectwem tego jest tablica w kościele warszawskim (podobna do II wojny światowej znajdowała się w Wilnie), poświęcona Jego pamięci.

Choć jemu samemu nie dane było oglądać owoców swych trudów o pojednanie oraz zjednoczenie wyznań ewangelickich, polscy ewangelicy zrealizowali – na krótko wprawdzie w tych jakże niełaskawych czasach – jego duchowy testament. Zgoda sandomierska z 1570 r., w której – po raz pierwszy w Europie rozdzieranej już krwawymi konfliktami religijnymi – ustanowiono wspólnotę Stołu Pańskiego i kazalnicy między ewangelikami reformowanymi, braćmi czeskimi i luteranami, była w dużej mierze wynikiem jego starań. Ma on swój udział także w opublikowanym w 1563 r. pierwszym przekładzie całej Biblii na język polski z języków oryginalnych.

Jan Łaski – wzorem apostoła Pawła – nie zabiegał jednak o względy ludzkie, bo chociaż dążył do pojednania i porozumienia, to nie za wszelką cenę, gdyż uważał się przede wszystkim za sługę Chrystusowego. Jego bezkompromisowość, żarliwość wiary, umiłowanie Słowa Bożego i stale odradzająca się nadzieja także dziś mogą stanowić dla nas wzór. Nie możemy jednak zapominać, że ceną, jaką Jan Łaski zapłacił za niezłomność przekonań i poświęcenie się bez reszty służbie Bożej, było życie w niedostatku, tułaczka, niepewność jutra dla siebie i licznej rodziny, rozczarowania i zawody.

Wszyscy, którzy pragną być naśladowcami Chrystusa i Jego Ewangelii, choćby nawet nie czuli się duchowymi spadkobiercami Jana z Łasku i tradycji reformowanej, mogą wszakże uznać go za świadka wiary i brać z niego przykład w tym, do czego wszyscy jako chrześcijanie jesteśmy wezwani, czyli stawiać Boga na pierwszym miejscu w swoim życiu, by mógł znaleźć w nas upodobanie. Bo inaczej nie można być sługą Chrystusowym. Amen.

Ks. Lech Tranda