Drukuj

11-12 / 1999

Czy Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?
Łuk. 18:8

Wielkim i bolesnym problemem współczesnego człowieka jest jego poczucie osamotnienia. Poczucie wyobcowania spośród innych ludzi, społeczeństwa czy społeczności, w której żyje. Jego konsekwencją jest samotność. Dla zwolenników filozofii egzystencjalistycznej ta alienacja stanowi istotną i nieodłączną cechę bytu ludzkiego, na którą jesteśmy niejako skazani przez sam fakt naszego istnienia. Do takich wniosków można dojść, odrzucając istnienie Boga. Patrząc jednak na człowieka z szerokiej biblijnej perspektywy, widzimy Stwórcę, który nas powołał do życia i, co więcej, zamierzył nasze istnienie w swoich odwiecznych planach. A z tego wynika, iż życie ludzkie ma sens, chociaż nie zawsze jasno dla nas widoczny.

Efektem wyobcowania jest samotność człowieka, nawet w tłumie wielkiego miasta. Musimy jednak spojrzeć na ten problem również od strony więzi człowieka z Bogiem. Bowiem wyobcowanie człowieka od Boga datuje się od samego zarania dziejów ludzkości. Jego źródłem według Biblii jest grzech pierworodny – akt

nieposłuszeństwa, akt buntu oznaczający w istocie odrzucenie przez człowieka swego Stwórcy. To poczucie obcości i osamotnienia nie jest według Biblii jakimś fatum, czymś na podobieństwo praw fizyki, którym podlegamy wszyscy bez udziału naszej woli. Powstaje raczej na skutek określonej postawy człowieka, z jego skłonności do złego i z chęci panowania nad innymi.

Bóg, tworząc człowieka, uznał, że dobrze uczynił. Biblia naucza nas, iż to właśnie z winy człowieka zerwana została pierwotna więź Stwórcy ze swym stworzeniem, czego konsekwencją jest dola człowiecza. Nie musi to być jednak sytuacja beznadziejna, gdyż na mocy decyzji Bożej Syn Człowieczy – Syn Boży przyszedł, aby ukazać nam drogę zbawienia. Już nie jesteśmy sami wobec gniewu Bożego. Już nie jesteśmy bezradni wobec bezmiernej świętości Boga. Już nie jesteśmy zdani tylko na siebie. Do każdego z nas przychodzi bowiem Jezus Chrystus – Mesjasz Izraela i Odkupiciel człowieka. Tam, gdzie opadają nasze ramiona, gdzie omdlewają nasze kolana, gdzie słabnie duch ogarnięty alienacją, pojawia się z mocą Syn Człowieczy, aby szukać i zbawiać „to, co zginęło” (Łuk. 19:10) – czyli mnie i ciebie. Wtedy, gdy tak zwany świat chce nas wciągnąć w otchłań nie dających się zaspokoić pragnień, pokus i pożądliwości, pojawia się Nauczyciel z Galilei ze słowem życia, stanowiącym dla nas „źródło wody żywej, wytryskującej ku żywotowi wiecznemu” (Jn 4:14). My, zawieszeni między doczesnością materialną a niematerialną rzeczywistością wieczności – że posłużę się tu parafrazą określenia Nietzscheańskiego – możemy czerpać z tego siłę moralną. Dzięki temu bowiem Bóg może nas ratować i czyni to wtedy, gdy wyrażamy takie pragnienie i poddajemy się dziełu Jego Syna. A to nazywa się wiarą. I tylko tego wymaga od nas Pan, tylko o to się wciąż w swym nauczaniu upomina.

Czy Syn Człowieczy znajdzie wiarę, gdy przyjdzie? Nie chodzi tu wyłącznie o zapowiedziane szczególne zdarzenie u kresu dziejów, o eschatologiczny wymiar zwiastowania biblijnego. Syn Boży jako Zmartwychwstały i żywy Pan przychodzi bowiem do każdego z nas na wszelkich drogach naszego życia, we wszelkich naszych wyborach i decyzjach od tego wielkiego momentu, gdy przed 2000 lat ujawnił swą obecność w Betlejemie judzkim. Przychodzi jako nasz Ratownik i Odkupiciel. Ukazuje nam drogę do pogodzenia się z Bogiem i z ludźmi.

Wielkie pytanie Pana skierowane jest wprost do każdego z nas. Nie może ono brzmieć dla nas czysto retorycznie. Domaga się ono odpowiedzi, a odpowiedzią tą jest nasza gotowość poddania się Nauczycielowi. Jego „jarzmo” jest bowiem zbawienne, a więc lekkie. Ale nie przez duchową i fizyczną łatwiznę. Tym łudzi świat, który dla mnożenia pieniędzy na kontach niewielu – zniewala i ogłupia miliony. Czy chcesz nadal być tym lub tą z owych bezwolnych milionów? A może lepiej jest posłuchać poselstwa Jezusowego o Bogu, o Jego Królestwie, o prawdzie, która wyzwala, o drodze wiodącej do pojednania ze Stwórcą i z ludźmi? Pan przychodzi na drogi twojego życia każdego dnia. Pragnie cię ocalić. Czy znajdzie u ciebie wiarę? Czy ulegniesz pięknu Jego Królestwa, czy też, odrzucając je, wybierzesz degradację, demoralizację, kult pieniądza i człowieka?

Czy Syn Człowieczy znajdzie u ciebie i u mnie wiarę? Dla człowieka wiary czasy są teraz trudne, ale przecież trudne były zawsze. I nie może to stanowić wymówki uspokajającej nasze sumienie, niejako zrzucającej z nas odpowiedzialność. Każdy osobiście, a nie przez posłańca, staje przed Bogiem i Jego Synem. Pan, przychodząc do ciebie, oferuje ci w istocie coś o wiele bardziej wartościowego niż świat: ofiarowuje ci Królestwo, w którym panuje sprawiedliwość, miłość, szlachetność, nie szukanie złego, miłosierdzie. Takie jest przecież panowanie Boga. Przez wiarę, jaką okażesz Synowi Człowieczemu, staniesz się już tu i teraz, wśród raf tego świata, obywatelem tego Królestwa. Twoja hierarchia wartości dozna całkowitej przemiany. Twoje serce uspokoi się. Ból egzystencjalny ucichnie. Zaniknie poczucie wyobcowania wobec ludzi i Boga.

Taki jest efekt Adwentu, który dobiegł końca w tym roku kościelnym, ale który tak naprawdę trwa całe ludzkie życie. Gdyż przez całe życie człowiek wiary oczekuje spotkania z Panem w swoim własnym doświadczeniu. Tego właśnie chce Jezus Chrystus, gdy przychodzi do ciebie i do mnie. W Adwencie, w Betlejem i w dalszym życiu. Czy chcesz tego samego, co On?

Tak, Panie. MARANATHA!

Paweł Kuciński