Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

1 / 2000

Również ja, gdy przyszedłem do was, bracia, nie przyszedłem z wyniosłością mowy lub mądrości, głosząc Wam świadectwo Boże. Albowiem uznałem za właściwe nic innego nie umieć między wami, jak tylko Jezusa Chrystusa i to ukrzyżowanego. I przybyłem do was w słabości i w lęku, i w wielkiej trwodze, a mowa moja i zwiastowanie moje nie były głoszone w przekonywających słowach mądrości, lecz objawiały się w nich Duch i moc, aby wiara wasza nie opierała się na mądrości ludzkiej, lecz na mocy Bożej.
My tedy głosimy (...) mądrość Bożą tajemną, zakrytą, którą Bóg przed wiekami przeznaczył ku chwale naszej, której żaden z władców tego świata nie poznał, bo gdyby poznali, nie byliby Pana chwały ukrzyżowali. Głosimy tedy, jak napisano: Czego oko nie widziało i ucho nie słyszało, i co do serca ludzkiego nie wstąpiło, to przygotował Bóg tym, którzy Go miłują. Albowiem nam objawił to Bóg przez Ducha; gdyż Duch bada wszystko, nawet głębokości Boże.

I Kor. 2:1-10

Każdy z nas jest inny. Inaczej wyglądamy, inaczej myślimy, o czym innym marzymy. Jest jednak coś, co nas łączy: każdy z nas czegoś poszukuje. Szukamy każdy na swój sposób: pytając, słuchając, czytając. Przez całe życie szukamy odpowiedzi na różne dręczące nas pytania i wątpliwości dotyczące naszego życia, słuszności naszego postępowania, stosunku do drugiego człowieka i jego do nas. Pytamy wreszcie o rozwiązanie problemów otaczającego nas świata, a także o jego i nasz kres – zastanawiamy się nad wiecznością. Pośród tych pytań, pełnych niepokoju i wątpliwości, zastanawiamy się najczęściej: dlaczego? Dlaczego w świecie jest tyle zła, grzechu, cierpienia, chorób i śmierci? Niedawno zapytany zostałem przez jednego z konfirmantów: dlaczego Bóg dopuścił do II wojny światowej? Sam nie umiem na to pytanie odpowiedzieć, mogę tylko odczytać z kart Ewangelii: „Co ja czynię, ty nie wiesz teraz, ale się potem dowiesz” (Jn 13:7).

Tak wiele jest pytań dotyczących wiary i egzystencji człowieka, na które nie znajdujemy gotowych odpowiedzi, choć natarczywie i nieustannie pytamy „dlaczego?”. Wiemy, że na ziemi zło istniało od zarania, wiemy, że Adam w Raju pozwolił, by skaziło ono jego duszę, a zapłatą za grzech stała się śmierć. Ale wiemy też, że oprócz zła istnieje, i istnieć będzie, także dobro, a my – uczniowie Chrystusa – jesteśmy przez Niego wezwani, aby dobro pomnażać.

Oczywiście nie jest to łatwe. Spójrzmy na Apostoła Pawła, któremu zawdzięczamy, że Ewangelia Jezusa Chrystusa rozprzestrzeniła się po świecie. Przyszedł on do Koryntian – jak sam mówi – w słabości, z lękiem i drżeniem, nie z uczonym wykładem, ale ze świadectwem o Jezusie Chrystusie ukrzyżowanym i zmartwychwstałym. Paweł głosił, że Syn Boży przyszedł na świat w ludzkim ciele i zakończył swoje życie wzgardzony i zhańbiony u
ludzi, umierając na krzyżu za nasze grzechy. I że zmartwychwstał! To wszystko nie mieściło się w ramach żadnego ówczesnego systemu myślowego, tego nie dało się pojąć ani wyjaśnić umysłem. Można było to tylko przyjąć albo odrzucić. Tak samo zresztą jest i dzisiaj.

Nie dziwmy się więc, że Pawłowi bardzo trudno było pracować w Koryncie. Pisze: „przybyłem do was w słabości i w lęku, i w wielkiej trwodze”, doznał już bowiem przedtem niepowodzenia w Atenach, gdzie w zwiastowanie włożył ogromny wysiłek intelektualny. A tutaj głosi „jedynie” Krzyż Chrystusowy, a o tym można – jak powiada – mówić tylko w „słabości i ze drżeniem”, ponieważ dotyczy to niepojętego rozumem działania Boga dla ratowania człowieka. Boga nie możemy bowiem poznać za pomocą rozumu, lecz jedynie wiarą, która jest sprawą serca. Tak jak to wyraził Mały Książę z opowieści Antoine'a de Saint-Exupéry'ego: „oto mój sekret. Jest bardzo prosty: dobrze widzi się tylko sercem. Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu”. Płynące prosto z serca zwiastowanie Pawła pobudziło wiarę Koryntian, gdyż „nie opierała się [ona] na ludzkiej mądrości, ale na mocy Bożej”.

Jedynie moc Boża i Jego siła może zmienić człowieka wprost nie do poznania. Przypomnijmy tutaj postać Hioba, który doszedł do przekonania, że jego życie, pełne udręk i cierpień, było bezwartościowe i pozbawione sensu. Nie mając nadziei na poprawę losu, oczekiwał szybkiej śmieerci, która przerwałaby pasmo nieszczęść i zakończyła jego fizyczne i moralne cierpienia. Trudno mu się dziwić, gdyż dni pełne bólu i udręki ciągnęły się niesłychanie długo i nie widział ich końca. Trudno mu się też było z tym pogodzić, a i my również pytamy: dlaczego? Dlaczego został poddany takiej próbie? Hiob jednak, ufając Bogu do końca i głęboko wierząc, że w Nim jedynie może znaleźć swoje szczęście, otrzymał to, co wydawało mu się bezpowrotnie utracone: „Pan zmienił los Hioba (...). I rozmnożył Pan Hiobowi w dwójnasób wszystko, co posiadał. (...) A Pan błogosławił ostatnie lata Hioba więcej aniżeli początkowe” (42:10 i 12a).

W wybranym przez mnie na dzisiejszą niedzielę czytaniu z Ewangelii widzimy Jezusa pośród ludzi cierpiących: „gdy nadszedł wieczór i zaszło słońce, przynosili do Niego wszystkich, którzy się źle mieli, i opętanych przez demony. I całe miasto zgromadziło się u drzwi. I uzdrowił wielu, których trapiły przeróżne choroby, i wypędził wiele demonów” (Mk 1:32-34). On był – i jest – zawsze blisko tych, którzy potrzebują pomocy, był – i jest – zawsze otwarty na ich problemy i udręki.

A gdy udzielił tej pomocy wszystkim potrzebującym, „wczesnym rankiem, przed świtem, wstał, wyszedł i udał się na puste miejsce, i tam się modlił” (Mk 1:35). Modlitwa, rozmowa z Ojcem na osobności, zawsze dodawała Mu sił do kontynuowania misji. On bowiem głosił – i czynił – to, o czym za starotestamentowym prorokiem pisze św. Paweł: „Czego oko nie widziało i ucho nie słyszało, i co do serca ludzkiego nie wstąpiło, to przygotował Bóg tym, którzy Go miłują”.

Zgodnie z nakazem Jezusa: „Idźcie tedy i czyńcie uczniami wszystkie narody, chrzcząc je w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego, ucząc je przestrzegać wszystkiego, co wam przykazałem” (Mat. 28:19-20), Apostoł Paweł pragnął, aby wszyscy ludzie – w tym przypadku Grecy w Koryncie – poznali tę prawdę, doszli do upamiętania i nawrócili się. A wówczas zaczną poznawać mądrość Bożą, tajemną i zakrytą, a przeznaczoną dla tych, którzy miłują Boga.

My wyciągamy z tego taki wniosek: jeśli zdajemy się jedynie na samych siebie, to stajemy bezradni i bezsilni wobec podstawowych życiowych pytań i bolączek. Wiara w zbawczą moc krzyża Chrystusa napełnia nas nadzieją, że cierpienie ma sens. Bo właśnie On zwyciężył zło, cierpienie, choroby i śmierć. Amen.

Ks. Lech Tranda

[Kazanie wygłoszone w niedzielę 16 stycznia podczas nabożeństwa w warszawskiej parafii ewangelicko-reformowanej]