Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

Nr 2 / 2001

Wzywamy was też, bracia, napominajcie niesfornych, pocieszajcie bojaźliwych, podtrzymujcie słabych, bądźcie wielkoduszni wobec wszystkich. Baczcie, ażeby nikt nikomu złem za złe nie oddawał, ale starajcie się czynić dobrze sobie nawzajem i wszystkim. Zawsze się radujcie. Bez przystanku się módlcie. Za wszystko dziękujcie; taka jest bowiem wola Boża w Chrystusie Jezusie względem was. Ducha nie gaście. Proroctw nie lekceważcie. Wszystkiego doświadczajcie, co dobre, tego się trzymajcie. Od wszelkiego rodzaju zła z dala się trzymajcie. A sam Bóg pokoju niechaj was w zupełności poświęci, a cały duch wasz i dusza, i ciało niech będą zachowane bez nagany na przyjście Pana naszego, Jezusa Chrystusa. Wierny jest Ten, który was powołuje; On też tego dokona.

I Tes. 5:14-24

W Piśmie Św. znajdujemy nie tylko sformułowania mówiące nam o drodze zbawienia, nie tylko słowa pociechy, pokrzepienia i zachęty, ale także wiele różnych, płynących z Dekalogu, wskazań dla naszego postępowania. Przytoczony fragment z Listu św. Pawła do Tesaloniczan zawiera takie właśnie wskazania rodzaju. Pragnę tu skupić się tylko na niektórych z nich. Czy dlatego, że są najważniejsze? Najbardziej potrzebne? Chodzi mi raczej o to, które w moim odczuciu w szczególny sposób przemawiają do nas dzisiaj.

Apostoł Paweł na pierwszym miejscu zachęca: „Napominajcie niesfornych”. Czy tylko niesforni potrzebują napomnień? Czy nie potrzebują ich także bojaźliwi, słabi, małoduszni, niecierpliwi, bałaganiarze? W tych wszystkich cechach nie ma niesforności, ale też napominanie tych osób ma inny charakter, jest łatwiejsze. Polega na zwróceniu uwagi i zachęcie do pracy nad sobą, do przezwyciężania swoich wad.

Niesfornych napominać jest trudno. Trąci często wywyższaniem się tych, którzy napominają. Pan Jezus był bardzo wyczulony na wszelki fałsz przy napominaniu. Mówił: „Jakim sądem sądzicie, takim was osądzą, i jaką miarą mierzycie, taką i wam odmierzą” (Mat. 7:2), i: „czemu widzisz źdźbło w oku brata swego, a belki w swoim oku nie dostrzegasz? (...) wyjmij najpierw belkę ze swego oka, a wtedy przejrzysz, aby wyjąć źdźbło z oka brata swego” (Mat. 7:3-4). Chrystus wypowiedział też znamienne słowa: „Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci kamieniem” (Jn. 8:7). Kto więc ma i powinien napominać, musi najpierw spojrzeć na siebie i pomyśleć: czy ja mam prawo napominać lub krytykować, a tym więcej – czy mam prawo osądzać i potępiać? Niedobrze, jeśli stawia się siebie ponad napominanym, uważając, że mogę napominać, bo jestem lepszy, doskonalszy. Czytamy jednak u Apostoła Pawła: „Napominajcie niesfornych”. Napominać więc trzeba. Ale tu dwie ważne uwagi. Po pierwsze, napominać może człowiek obdarzony autorytetem. Przy czym nie chodzi tu o jakąś nieskazitelność. Autorytet zdobywa ten, kto zna swoje słabe strony, ale stara się je przezwyciężyć, dążąc wytrwale do dobra. A po drugie – napominać trzeba taktownie i miłością. Napominanemu o wiele łatwiej przyjąć uwagi od kogoś, o kim wie, że jest mu życzliwy, nie chce jego pognębienia ani poniżenia.

Apostoł Paweł mówi dalej o pocieszaniu bojaźliwych i podtrzymywaniu słabych, ponieważ pociechy potrzebują nie tylko ludzie zmartwieni, lecz także bojaźliwi. Bojaźń, życie w lęku jest czymś przygnębiającym. Oczywiście w życiu tak wiele jest powodów do lęku, ale bojaźliwość często bardzo przeszkadza w normalnym funkcjonowaniu. Można skutecznie pomóc, gdy umie się pocieszyć bojaźliwego, a jeszcze bardziej, gdy wskaże się mu, jak przezwyciężyć tę słabość. Bojaźliwość nie jest lękiem wobec rzeczywistych trudnych sytuacji, niebezpieczeństw i zagrożeń. Wynika ona z charakteru człowieka. U jej źródeł leży brak ufności wobec Boga. Gdy wiesz, że masz komu zaufać, powierzyć swe życie, znalazłeś właściwe oparcie i szansę i na przezwyciężenie bojaźliwości, i na głęboką pociechę.

Jest wielu ludzi słabych, którzy potrzebują, aby ich podtrzymać na duchu. Gdy więc potrafisz słabego wzmocnić i pokrzepić, dokonujesz wielkiej sprawy. Ale pamiętaj, że to nie może być tanie pocieszenie ani zdawkowe słowa otuchy. Słabych można podtrzymywać skutecznie, jeśli im się wskaże źródło siły. Chrystus mówi: „Dana mi jest wszelka moc na niebie i na ziemi [...] A oto ja jestem z wami po wszystkie dni...” (Mat. 28:18,20). Słaby człowieku, nie jesteś sam!

W Piśmie Świętym znajdujemy wiele wezwań do odwagi i do przezwyciężania słabości. Szczególne znaczenie ma fragment Biblii z Księgi Izajasza 43, w którym prorok bardzo mocno mówi: „Nie bój się, bo cię wykupiłem, nazwałem cię twoim imieniem – jesteś mój” (Iz. 43:1) i „Nie bój się, bo Ja jestem z tobą” (Iz. 43:5). A sam Jezus Chrystus powiada: „Niech się nie trwoży serce wasze; wierzcie w Boga i we mnie wierzcie!” (Jn. 14:1). Jeśli Jemu ufasz i Jemu powierzasz swe życie, to znalazłeś źródło nie tylko pociechy, lecz i przezwyciężania bojaźliwości. Tak więc, jeśli chcesz podtrzymywać słabych, pamiętaj o tym.

Apostoł Paweł zachęca: „bądźcie wielkoduszni wobec wszystkich”. Czym jest wielkoduszność? Przede wszystkim jest przeciwieństwem małoduszności i niewątpliwie cechą bardzo wartościową. Słownik języka polskiego tak określa człowieka wielkodusznego: „zdolny do wyrzeczeń, wyrozumiały, hojny dla innych, będący dowodem czyjejś wspaniałomyślności; wspaniałomyślny, szlachetny”. Można jeszcze dodać: dobry, uczynny, szczególnie gdy ktoś znajduje się w trudnej sytuacji i zwłaszcza gdy udzielenie pomocy wymaga poświęcenia lub wyrzeczenia się czegoś.

Przykłady? Przypomnijmy sobie niedawne wydarzenia – dramatyczne wybory prezydenta w Stanach Zjednoczonych. Losy obu kandydatów ważyły się przez wiele tygodni, walka była ostra. Każdy z kandydatów uważał, że on właśnie jest tym, który najbardziej potrzebny jest swojej ojczyźnie, i najlepiej będzie służył krajowi. Ale przy tym, o ile pamiętam, walka była czysta. A gdy w końcu zwyciężył George W. Bush, Alan Gore pospieszył natychmiast, aby swojemu przeciwnikowi pogratulować zwycięstwa i zadeklarować swą lojalność, pomoc oraz gotowość wsparcia prezydenta w jego odpowiedzialnych zadaniach. Dla dobra kraju i narodu. George Bush z kolei nie tylko podziękował Gore’owi za gratulacje i życzenia, ale obiecał, że powierzy ważne stanowiska państwowe ludziom z partii demokratycznej. Mieliśmy możność podziwiania wielkoduszności obu polityków.

Pomyślałem sobie wówczas, jak inaczej, niestety, kształtowana jest rzeczywistość u nas, jak inaczej wyglądały wybory prezydenckie w Polsce. Jednocześnie w czasie, kiedy kończyły się wybory w Ameryce, w Polsce ważyły się losy rzecznika praw dziecka, odbywało się kolejne głosowanie w Sejmie. M.in. kandydatką była pani Mirosława Kątna, o której wiem z opinii członka naszego Kościoła (który sam również kandydował na to stanowisko), że to bardzo wartościowa osoba, kompetentna jak mało ludzi w naszym kraju, świetna znawczyni spraw dziecka, i godna poparcia. Ale okazało się, że nie została wybrana przez Sejm, gdyż rekomendował ją SLD (jest posłanką z ramienia tej partii). Gdzież tu wielkoduszność stronnictw, które głoszą wierność wartościom chrześcijański? Dlaczego tak trudno o wielkoduszność? Warto wezwanie Apostoła Pawła: „bądźcie wielkoduszni wobec wszystkich”, wziąć sobie do serca.

Wśród napomnień apostolskich jest także wezwanie do dobra i ostrzeżenie przed czynieniem zła: „Baczcie, ażeby nikt nikomu złem za zło nie oddawał, ale starajcie się czynić dobrze sobie nawzajem i wszystkim”. To także wezwanie do wielkoduszności. Dobro i zło zawsze w życiu się spotykają. Można ulegać złu, ale można wybierać dobrą drogę. Czy potrafisz dokonywać właściwego odsiewu? „Wszystkiego doświadczajcie, co dobre, tego się trzymajcie. Od wszelkiego rodzaju zła z dala się trzymajcie”. Oto bardzo wyraźne pouczenie i napomnienie apostolskie. Apostoł zdecydowanie wskazuje, jakiego wyboru dokonywać i jakie decyzje podejmować!

Nasz naród jest, przynajmniej tak się przywykło mówić, chrześcijański. Chlubi się tysiącletnią obecnością chrześcijaństwa na naszych ziemiach, tłumnym udziałem wiernych w nabożeństwach. Wielotysięczne rzesze gromadzą się na polach i miejskich placach podczas wizyt papieża. Zdawać by się mogło – ten naród to wzór Chrystusowego życia! Ale niestety tak wiele zła dzieje się w tym chrześcijańskim kraju, tak wiele tu podłości, nienawiści i zbrodni! Dlaczego tak się dzieje, dlaczego występuje tu tak dziwne rozdwojenie jaźni?

Niedawno ujawniona została zbrodnia dokonana przez Polaków w miasteczku Jedwabne w 1941 r. Około 1600 Żydów zostało tam zamordowanych przez swoich polskich sąsiadów. Zostali spędzeni do stodoły i spaleni tam żywcem. Dotychczas o tej potworności nie mówiło się i nie pisało, ale niedawno sprawa ta wyszła na jaw i nabrała rozgłosu. Kto teraz będzie jeszcze miał śmiałość powiedzieć, że Polacy nie przyłożyli ręki do hitlerowskiego dzieła zagłady? Kto będzie miał śmiałość chlubić się niewinnością naszego narodu wobec Żydów? Kto będzie mógł zaprzeczyć konieczności pokuty za to, co część Polaków zrobiła Żydom? Konieczności prośby o przebaczenie? Prof. Krystyna Skarżyńska tak pisała w „Gazecie Wyborczej” o wydarzeniu w Jedwabnem: „w świetle wiedzy psychologicznej jest niemal pewne, że nie znalazłoby się wśród mieszkańców Jedwabnego tak wiele osób gotowych zabijać swoich sąsiadów, gdyby byli przekonani, że zostaną za to potępieni przez „»swoich«”. (...) Jest bardzo prawdopodobne, że mordujący swoich żydowskich sąsiadów mieli poczucie wsparcia u – jak sądzili – podobnie myślących polskich sąsiadów i autorytetów”. A w artykule „Gdy sąsiad nie ma imienia” („Gazeta Wyborcza” z 27-28 stycznia br.) red. Halina Bortnowska napisała: „Do tego pogromu nie mogłoby dojść bez podłoża klasycznego antysemityzmu, podobnego do tego, jaki i dziś odzywa się, ilekroć w polski stół uderzyć”. Smutne to, ale prawdziwe. I dalej pisze H. Bortnowska: „Przed laty w pewnej rozmowie o pamięci Holokaustu młoda polska Żydówka powiedziała, że chce mieć dzieci, ale żeby to były córki. Syna trzeba by było obrzezać: czy starczy mi odwagi by go tak naznaczyć – może na śmierć? Te słowa zmroziły nas grozą”.

Jaka więc droga prowadzi do godnego życia? Apostoł Paweł wyraźnie wskazuje na źródło: „A sam Bóg pokoju niechaj was w zupełności poświęci, a cały duch wasz, i dusza i ciało niech będą zachowane bez nagany na przyjście Pana naszego, Jezusa Chrystusa”. Istota i źródło powodzenia leży nie w nas. Nie my sami jesteśmy zdolni do godnego życia. To może nam zagwarantować dzieło Chrystusa. „Wierny jest Ten, który was powołuje, On też tego dokona”. Amen.